wtorek, 28 kwietnia 2015

"Córka żywiołu", Leigh Fallon - recenzja

Szał, jaki swego czasu rozpętał się wokół sagi „Zmierzch” autorstwa Stephenie Meyer, sprawił, że księgarnie zostały wprost zasypane paranormalnymi romansami, skierowanymi głównie do nastoletnich czytelniczek. „Córka żywiołu” idealnie wpisuje się w nurt takich książek, lecz mimo wszystko literacki debiut Leigh Fallon jest problematyczny w ocenie. I to nawet wtedy, jeśli weźmiemy pod uwagę wyłącznie docelową grupę odbiorców.

Fabuła powieści przybliża nam losy szesnastoletniej Megan Rosenberg, która opuszcza Amerykę i przenosi się do nadmorskiego miasteczka Kinsale w Irlandii. Tak odległa przeprowadzka oznacza oczywiście konieczność zmiany szkoły, gdzie dziewczyna szybko zawiera nowe znajomości. Co ciekawe, już pierwszego dnia w irlandzkiej placówce Megan zauważa, że wpatruje się w nią pewien młodzian. Jest nim niejaki Adam DeRís, cieszący się opinią ciacha i jednocześnie dziwaka, który zachowuje dystans w stosunku do pozostałych uczniów. Na temat rodziny chłopaka krążą natomiast różne plotki o ich rzekomych związkach z magią. Wracając do głównej bohaterki, nastolatka ulega fascynacji tajemniczym młodzieńcem, i to  zanim w ogóle zaczną rozmawiać. Wkrótce wychodzi też na jaw, że chłopak odwzajemnia uczucia panny Rosenberg. Ponadto Megan przekonuje się, iż DeRísom rzeczywiście nieobcy jest świat zjawisk nadprzyrodzonych. Ona sama zresztą odkryje w sobie niezwykły dar…

piątek, 24 kwietnia 2015

Pixel Puzzles: Japan (PC) - recenzja



W dzieciństwie chętnie sięgałam po puzzle, a prócz bajkowych wzorów cieszyły mnie też układanki ze zwierzętami czy widokami, które prezentowały ciekawe miejsca turystyczne. Dziś zasadniczo nadal nie jestem obojętna na taką formę rozrywki, lecz jeśli już mam z nią styczność, to przede wszystkim w postaci wirtualnej. Wiadomo, że nie można wówczas oczekiwać identycznych wrażeń jak w przypadku tzw. puzzli bez prądu. Nie przekreśla to jednak szans na sympatyczną zabawę. Poza tym, nie muszę się wtedy obawiać, iż mój kocurek z wdziękiem wskoczy na stół i postrąca część elementów.

Produkcja autorstwa niezależnego studia Decaying Logic jest właśnie taką próbą przeniesienia tradycyjnych puzzli na grunt gier komputerowych. Zgodnie ze swoim tytułem, Pixel Puzzles: Japan oferuje układanki, które łączy tematyka związana z Krajem Kwitnącej Wiśni. Na gracza czeka w sumie 21 obrazków do ułożenia, przy czym w momencie premiery deweloperzy udostępnili 19 takich zadań. Kolejne 2 sukcesywnie dodawano w ramach darmowych DLC, co się chwali zważywszy na ogólną tendencję pobierania opłat nawet za malusieńkie dodatki.

wtorek, 21 kwietnia 2015

"Kumba" - recenzja

Powstało wiele historii, których bohaterowie wyróżniali się na tle swoich pobratymców. Świnka Babe wolała zaganiać owce zamiast całymi dniami chrumkać w chlewiku, renifer Niko marzył o lataniu w przestworzach, zaś słonik Dumbo posiadał ponadprzeciętnej długości uszy. Zebra Kumba ma najwięcej wspólnego z ostatnim z wymienionych zwierzaków, gdyż odmienność owego malca tkwi w jego wyglądzie zewnętrznym. Jednakże w przeciwieństwie do słynnego słonia nie został zbyt hojnie obdarzony przez naturę, lecz właśnie czegoś mu poskąpiono.

Nawet małe dziecko wie, że charakterystyczną cechę zebr stanowią pasy. Tymczasem tytułowy protagonista filmu animowanego „Kumba” wygląda nieco inaczej od pozostałych członków swojego stada. Owszem, posiada pasiaste umaszczenie, ale tylko na przedniej połowie ciała. Tył, włącznie z „policzkami”, świeci natomiast bielą. Ów fakt nie uchodzi uwadze innych zebr, które często pozwalają sobie na niewybredne żarty wobec głównego bohatera. Oryginalna aparycja Kumby zostaje ponadto powiązana z przedłużającym się brakiem opadów. W końcu jak coś się dzieje złego, to najwygodniej zrzucić winę za miejscowego odmieńca i przyczepić mu łatkę zwiastuna nieszczęścia. Negatywne nastawienie dość licznego grona zebr wraz z innymi problemami powoduje, że młody samiec postanawia opuścić stado. Do tego kroku bohatera skłania również legenda o magicznym źródle, dzięki któremu pierwsi reprezentanci jego gatunku zyskali pasy. Kumba ma nadzieję, że kąpiel w owym źródle uczyni go mniej „wybrakowanym”.

sobota, 18 kwietnia 2015

"Aniołek", Colleen McCullough - recenzja

Często słyszymy, jak ważną rzeczą jest umiejętność zrobienia dobrego pierwszego wrażenia. Ba, wystarczy spytać o to wujcia Google’a, aby w odpowiedzi wyświetlił nam szereg witryn ze stosownymi radami. W księgarniach też zresztą można natrafić na poświęcone temu tematowi książki. Jednakże w żadnym z takich poradników nie kazano by brać przykładu z osób w typie głównej bohaterki „Aniołka”. Otóż kobieta już na wstępie wzbudza odczucia, którym daleko do pozytywnych myśli.

Ano wita nas pannica rozważaniami odnośnie zamordowania własnego narzeczonego. Wiadomo, że nie powinniśmy brać tego na serio, lecz jak człowiek czyta takie refleksje na dzień dobry, raczej nie nastraja się zbyt pozytywnie do danej postaci. Owszem, oziębły narzeczony nie jest ideałem, acz posiada opinię całkiem zacnej partii. Niemniej Harriet Purcell, bo tak nazywa się owe dziewczę, również nie należy do przykładów wzorowego zachowania. Jest pyskata, bywa kapryśna i z łatwością wydaje osądy na temat różnych osób, mimo że sama ma nieźle za uszami. Dlatego też nie potrafiłam obdarzyć Harriet nadmiernymi pokładami sympatii, w zamian często irytując się za sprawą takiej, a nie innej jej postawy. Wprawdzie w wyniku pewnych wydarzeń dziewczyna nabiera większej odpowiedzialności, ale pod koniec utworu i tak widać, że w zasadzie niewiele się zmieniła. A przynajmniej jeśli chodzi o te rzeczy, w których najbardziej mnie denerwowała.

środa, 15 kwietnia 2015

Leisure Suit Larry: Reloaded (PC) - recenzja



Pomimo zbliżającej się czterdziestki, Larry Laffer nie spotkał jeszcze miłości swojego życia. Mało tego – nie widać nawet chętnych na zaledwie jedną, aczkolwiek upojną noc bez zobowiązań. Taki stan rzeczy nie przeszkadza jednak Larry’emu wierzyć, że posiada wielki talent do podrywu i czekają go erotyczne podboje prawdziwego zdarzenia. To dopiero nazywa się optymizm!

Pan Laffer nie jest anonimową postacią w branży wirtualnej rozrywki. Przygodówki z udziałem owego jegomościa dorobiły się statusu kultowych reprezentantów gatunku, a odpowiedzialny za tę serię Al Lowe dumnie rezyduje w gronie słynnych twórców gier. Co prawda wydane kolejno w 2004 i 2009  Magna Cum Laude oraz Box Office Bust mocno nadszarpnęły wizerunek marki Leisure Suit Larry, lecz w ich opracowywaniu nie uczestniczył ojciec cyklu. Ponadto koncentrowały się one na losach innego protagonisty – Larry’ego Lovage, będącego młodszym krewnym Laffera. Wielki powrót znanego bohatera nastąpił zaś w 2013 roku wraz z Reoladed, czyli odnowioną wersją pierwszej części pt. Leisure Suit Larry in the Land of the Lounge Lizards (1987). Produkcja została wydana przez firmę Replay Games, a do jej tworzenia ściągnięto samego Ala Lowe. Comeback sagi był zresztą jak najbardziej oczekiwany, co potwierdził sukces zorganizowanej na Kickstarterze akcji na rzecz sfinansowania projektu. Gwoli ścisłości, to już drugie odświeżenie debiutanckiej odsłony cyklu. Poprzedni remake, w którym przerzucono się z grafiki EGA na VGA, miał swoją premierę w 1991 roku.

sobota, 11 kwietnia 2015

The Dark Eye: Klątwa Wron (PC) - recenzja

Marka The Dark Eye, którą bardzo dobrze kojarzą miłośnicy RPG, od początku swego istnienia związana jest z Niemcami. Tam właśnie narodziła się jako papierowa gra fabularna, w oryginale nosząca nazwę Das Schwarze Auge. Naszym zachodnim sąsiadom zawdzięczamy też jej debiut w świecie wirtualnej rozrywki pod postacią trylogii Realms of Arkania. Romans owego systemu z komputerami nie zakończył się na powyższym cyklu. W ostatnich latach mieliśmy przecież przyjemność zapoznać się z serią Drakensang, nota bene również pochodzącą z ojczyzny zespołu Rammstein. Jednakże to nie czas i miejsce na przeprowadzanie wykładu o grach RPG na podstawie TDE (DSA), które już się pojawiły lub dopiero ujrzą światło dzienne. Nie opuszczając myślami Niemiec, skupmy się teraz na innym gatunku, a konkretnie na klasycznych point and clickach. Tak oto dojdziemy do przygodówki The Dark Eye: Klątwa Wron. Sam tytuł chyba dobitnie mówi na jakim uniwersum opiera się ta produkcja. Za jej opracowanie odpowiada zaś hamburskie studio Daedalic Entertainment, twórcy m.in. wyśmienitych The Whispered World oraz A New Beginning.

środa, 8 kwietnia 2015

"Opancerzony" - recenzja



Bohaterowie „Opancerzonego” postanowili zasmakować złodziejskiego fachu, obmyślając łatwy i sprytny sposób zgarnięcia dużej kasy. Niestety, doskonały w swej prostocie plan okazał się idealny jedynie w ich głowach. Przejechali się zatem panowie na próbach cwaniactwa, lecz co to byłby za film sensacyjny, gdyby przestępcze akcje upływały w beztroskiej atmosferze? Aby widz się dobrze bawił, postaciom musi skoczyć ciśnienie z powodu różnych komplikacji. I tak też jest w przypadku obrazu Nimróda Antala.

Tym, co skłania mężczyzn do złamania prawa, jest poniekąd wykonywana przez nich praca. Wprawdzie pryncypał nie zalega z płatnościami, ale robota nie przynosi takich zarobków, by wylegiwać się na Karaibach w towarzystwie piersiastych panienek. W zamian wystawia bohaterów na pokusy. I to duże. Bohaterowie pracują w Eagle Shield Security, ochroniarskiej firmie transportowej, więc siłą rzeczy często mają kontakt z cudzymi pieniędzmi, dla przykładu zawożąc je do banku. Wiadomo, że nie mogą ot tak sobie wziąć nawet cienkiego pliku banknotów – gdyby się wydało, szef raczej nie poprzestałby na grzecznym zwróceniu uwagi. Kiedy jednak trzeba eskortować kilkadziesiąt milionów, Mike Cochrone wraz ze swoją paczką zapomina o uczciwości i opracowuje przekręt doskonały. A polega on na sfingowaniu kradzieży i wymyśleniu bajeczki o złodziejach, którzy napadli ich na trasie, uciekając potem w siną dal.

środa, 1 kwietnia 2015

"Strażnik Testamentu", Eric Van Lustbader - recenzja



Eric Van Lustbader znany jest m.in. z przejęcia literackiej pałeczki po Robercie Ludlumie i kontynuowania serii o przygodach Jasona Bourne’a. W „Strażniku Testamentu” pisarz próbuje natomiast uszczknąć swój kawałek tortu z sukcesu Dana Browna, serwując czytelnikom thriller, w którym ogromną rolę odgrywają tajne organizacje oraz religijne sekrety. Jak udała mu się ta sztuka?

Fabuła powieści oscyluje wokół trwającego od czasów średniowiecza starcia pomiędzy dwoma zakonami: gnostyckimi obserwantami i rycerzami świętego Klemensa. Historia rozpoczyna się prologiem osadzonym na terenie Turcji roku 1442. Funkcję tamtejszej kryjówki obserwantów pełni w tym okresie klasztor Sumela, lecz owe schronienie zostaje w końcu zaatakowane przez rycerzy świętego Klemensa, działających z ramienia samego papieża. Najeźdźcy mają za zadanie przechwycić pewne artefakty, które znajdują się w posiadaniu prześladowanego ugrupowania. Do krwawego napadu dochodzi zaś dzięki zdradzie w najwyższych kręgach zakonu, co poniekąd stanowi punkt zaczepny dla dalszych wydarzeń, włącznie z tajemniczymi precjozami.