piątek, 29 stycznia 2016

"Życie jest do bani" - recenzja [MyFrenchFilmFestival 2016]

W jednym z poprzednich wpisów zaprezentowałam pokrótce szóstą edycję MyFrenchFilmFestival, przypadającą na dni 18 stycznia – 18 lutego bieżącego roku. Wspomniałam wtedy, iż w ramach tej internetowej imprezy pokazywane są nie tylko obrazy konkursowe. Wśród filmów, które nie walczą o laury, znajduje się zaś między innymi kanadyjska krótkometrażówka „Życie jest do bani”. Jako że seans mam już za sobą, zdecydowałam się poświęcić temu tytułowi parę słów.

Na początku uczciwie się do czegoś przyznam. Nie sięgnęłam po ową produkcję pod wpływem ciekawości, jaką mógłby wzbudzić opis fabuły. Nic z tych rzeczy, a to dlatego, że notka informacyjna praktycznie w całości składa się z pustych haseł typu „bezsenność”, „pośladki” czy „kurczak”. Wprawdzie ta swoista lista dobrze odzwierciedla treść filmu, lecz – powiedzmy sobie szczerze – nie świadczy o jakiejś sensownej historii. Czemu więc postanowiłam obejrzeć „Życie jest do bani”? Chociaż nie wiedziałam, czego w ogóle się spodziewać, zaryzykowałam, bo akurat nie mogłam pozwolić sobie na coś dłuższego. Obraz, który wyreżyserował François Jaros, trwa raptem około 6 minut, co przemówiło wówczas na jego korzyść. Inna sprawa, że lepszym rozwiązaniem byłoby chyba dla mnie gapienie się przez chwilę w sufit. Ale po kolei.

Produkcja Jarosa to miniatura filmowa, złożona z serii króciutkich scenek, które łączy osoba pewnego blondwłosego mężczyzny. Punkt wyjścia dla całego zbioru stanowi rozstanie z ukochaną, a zaprezentowane później obrazki przedstawiają właśnie skutki zerwania znajomości przez dziewczynę. Kolejne sekwencje filmu pokazują nam bowiem, jak główny bohater próbuje sobie ułożyć życie na nowo, lecz niezbyt mu to wychodzi. Odejście dotychczasowej partnerki totalnie podłamuje mężczyznę. Nasz protagonista płacze i wylewa gorzkie żale, przy okazji używając pod adresem wszystkich kobiet wyjątkowo nieeleganckich słów. A nawet, gdy się nieco wyciszy, i tak przeważnie nie za bardzo wie, co ze sobą zrobić.

Z jednej strony, scenariusz stara się na przykładzie bohatera dowieść, iż proza codziennego życia umie dać człowiekowi w kość. Z drugiej, perypetie sfrustrowanego blondasa przesadnie bazują na wyolbrzymieniach. Facet potrafi rozbeczeć się gorzej niż małe dziecko, acz bynajmniej nie zatrzymał się na etapie niemowlaka. Wręcz przeciwnie, posiada tak silnie rozwinięte libido, że sprawia wrażenie opętanego na punkcie seksu. Ja rozumiem, iż mężczyznom zdarza się myśleć inną częścią ciała niż głową. Jednak to, co tu pokazano, zakrawa już o przesadę. W efekcie gość wydaje się mieć nierówno pod sufitem, a rozpacz po byłej sprowadza się raczej do żalu z powodu ograniczonych możliwości dogadzania swym erotycznym pragnieniom. Czyżby biedak bał się, że łóżkowa abstynencja grozi zardzewieniem sprzętu?

Podsumowując, przekonywanie odbiorców o tym, że życie jest do niczego, udało się filmowi Jarosa połowicznie. Mimo że obraz nasuwa tego rodzaju wnioski, jednocześnie sugeruje, iż to z samym bohaterem jest coś mocno nie tak, a nie z otaczającą go rzeczywistością. Ba, po zakończeniu seansu odetchnęłam z ulgą, ponieważ zupełnie nie kupuję przerysowanej konwencji produkcji. Mówiąc bez ogródek, cały ten pseudoartystyczny twór jest według mnie do bani.


-----------------------------------------------
Tytuł polski: Życie jest do bani
Tytuł oryginalny: Toutes des connes
Reżyseria: François Jaros
Scenariusz: Guillaume Lambert
Obsada: Guillaume Lambert, Marie-Eve Milot, Marie-Claude St-Laurent, Sarah Pellerin
Gatunek: krótkometrażowy, obyczajowy, komedia
Produkcja: Kanada
Rok premiery: 2014
Czas trwania: ok. 6 minut

2 komentarze:

  1. "notka informacyjna praktycznie w całości składa się z pustych haseł typu „bezsenność”, „pośladki” czy „kurczak”."

    Tak nieśmiało zaznaczę, że mnie by te hasła zachęciły do seansu. :^P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie niestety nie. :( Obejrzałam wyłącznie ze względu na krótki czas trwania filmu. Jeżeli jednak przeczytałabym hasło typu "pośladki", a w obsadzie zobaczyłabym nazwisko któregoś z moich ulubionych aktorów, to na mnie taki opis również podziałałby zachęcająco. ]:->

      Usuń

System komentarzy, tak jak cały blog, funkcjonuje na platformie Blogger, gdzie stosowane są zasady polityki prywatności Google.