niedziela, 27 listopada 2016

"Istnienie" - recenzja


Pewna rodzinka spędza czas w domu, zajęta swoimi sprawami. Prawie wszyscy członkowie familii wyglądają na w miarę zadowolonych, za wyjątkiem jednej młodej osóbki – nieco naburmuszonej nastolatki. Czyżby ten obrazek pochodził z typowo obyczajowej historii, która skupia się na problemach dojrzewania? A właśnie, że nie. To mylny trop, bo zawierające powyższą scenkę „Istnienie” jest filmem grozy.

Gatunkowa przynależność obrazu nie wzbudza nadmiernego zaskoczenia w obliczu nazwiska reżysera. Vincenzo Natali, gdyż to o nim mowa, zasłynął niegdyś nietuzinkowym „Cube” (1997 r.) o olbrzymim sześcianie pełnym śmiertelnych pułapek. Ten, przez wielu uważany za kultowy, tytuł zalicza się przede wszystkim do filmów science fiction, ale takich w mroczniejszym wydaniu, co pozwala go też zaklasyfikować jako horror. Podobnie przedstawia się kwestia również niebanalnej, acz mniej udanej „Istoty” („Splice”, 2009 r.), traktującej o naukowcach, którzy, niczym Victor Frankenstein, postanowili udawać Boga i doprowadzili do powstania genetycznej hybrydy. „Istnienie” można więc uznać za naturalną kontynuację twórczej drogi Nataliego, lecz nadmienić trzeba, że grozie nie towarzyszy tutaj fantastyka naukowa. W zamian otrzymujemy połączenie historii o duchach i nawiedzonej posesji z motywem, który napędzał słynny „Dzień Świstaka”. Pomysł ciekawy i całkiem oryginalny, ale z realizacją niestety gorzej.

Akcja rozpoczyna się w momencie, kiedy zaistniała sytuacja trwa od dłuższego czasu. Państwo Johnson są zdziwieni zachowaniem starszego z dwójki swoich dzieci – dziewczyny o imieniu Lisa, która sprawia wrażenie wiecznie znudzonej tudzież zniechęconej. Przyczyna takiego nastawienia nie tkwi jednak w charakterystycznym dla nastolatków buncie. Lisa jest po prostu jedynym domownikiem świadomym tego, co dzieje się pod strzechą Johnsonów. Mianowicie zarówno ona, jak i rodzice czy młodszy brat nie żyją. Mówiąc bez ogródek, zostali zamordowani. Co więcej, ich dusze uwięziono w osobliwej pętli, przez którą powtarzają ciągle ten sam dzień. Każdego trafiałby zatem szlag, gdyby znalazłby się na miejscu bohaterki. Oczywiście problemy protagonistki nie ograniczą się do nieustannego oglądania takich drobnostek jak choćby banan na matczynej twarzy. Lisa nie tylko wyczuwa czyjąś złowrogą obecność, lecz także odkryje, iż widmo przedwczesnego zgonu zawiśnie nad kimś za świata żywych. Jak łatwo zgadnąć, ratowanie potencjalnych ofiar, wraz z oświecaniem najbliższych, nie okaże się przysłowiową bułką z masłem, a to dlatego, że tzw. główny zły nie zamierza biernie czekać na rozwój wydarzeń.

Przyznam, że nawet nieźle wypadło przystrojenie zwykłego domku na przedmieściach elementami stylistyki rodem ze starych, ponurych i obowiązkowo nawiedzonych rezydencji. Do tejże konwencji zdaje się uśmiechać już początkowa sekwencja z czołówką, którą określiłabym mianem czegoś w rodzaju „melancholijnego retro”. Ewidentne nawiązanie stanowi zaś dla przykładu klimatyczny widok budynku skąpanego we mgle. Co jeszcze w miarę dobrego można dostrzec podczas seansu? Na pewno potencjał posiadał wątek dociekań Lisy, która musi poznać odpowiedzi na nie jedno, a kilka pytań. Kto i w jakich okolicznościach zabił Johnsonów? Co dokładnie wyczynia się wewnątrz czterech ścian? Gdzie szukać drogi ucieczki? No i jak zapobiec kolejnym zgonom, skoro czarny charakter regularnie depcze dziewczynie po piętach? To w zasadzie byłoby na tyle, jeśli chodzi o zalety…

O ile przeciętną grę aktorską da się znieść, tak słabo rozpisanego scenariusza wybaczyć nie potrafię. Boli to tym bardziej, że, jak wspomniałam, przedstawiona w filmie historia miała zadatki na coś naprawdę solidnego. W efekcie wraz z postępem fabuły atmosfera coraz bardziej się rozmywa zamiast zagęszczać. Owszem, twórcy częstują odbiorców różnymi komplikacjami, które rzucane są głównej bohaterce pod nogi. Niemniej często nie byłam w stanie odpędzić od siebie uczucia, że pewne rozwiązania wrzucano chaotycznie i na zasadzie „widz wszystko przełknie”. Tymczasem ja takich zagrywek kompletnie nie kupiłam. W trakcie oglądania „Istnienia” wzbierało się we mnie znużenie, prowokując do ziewania, a także do rozmyślań na temat tego, kiedy nastąpią napisy końcowe i co potem będę robić.

Jak na ironię, zauważyłam swoistą paralelę pomiędzy położeniem protagonistki a karierą reżysera. Lisa Johnson utknęła przecież we własnym domu, zapętlając się w dziwacznym jednodniowym cyklu. Z kolei Vincenzo Natali stał się poniekąd więźniem sukcesu, jaki odniósł dzięki filmowi „Cube”. Już „Istota” nie rozwinęła w pełni swoich skrzydeł, choć przynajmniej skłaniała do refleksji nad etycznymi granicami nauki. „Istnienie” jest natomiast klasycznym przykładem obrazu zupełnie zmarnowanej szansy.  Ot, taki sobie paranormalny horrorek, w dodatku na siłę zamotany.



--------------------------------------------------
Tytuł polski: Istnienie
Tytuł oryginalny: Haunter
Reżyseria: Vincenzo Natali
Scenariusz: Brian King
Obsada: Abigail Breslin, Peter Outerbridge, Michelle Nolden, Stephen McHattie, Peter DaCunha
Gatunek: horror
Produkcja: Kanada
Rok premiery: 2013
Czas trwania: ok. 97 minut

2 komentarze:

  1. Skutecznie zniechęciłaś mnie do oglądania następnych filmów tego reżysera, poza tym horrorów ostatnio mam dość po mocno przeciętnym Crimson Peak który ostatnio miałem okazję obejrzeć (po Del Toro oczekiwałem dużo więcej). Natali w moim odczuciu z wiekiem obniża loty. A tak z ciekawości, jaki jest twój ulubiony horror?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam parę takich, które szczególnie lubię i darzę sentymentem. Do ulubionych zaliczam pierwszego "Omena" (film ma swoje lata, a w ogóle się nie zestarzał) i sporo od niego młodszą "Kobietę w czerni" z D. Radcliffem (świetny dowód na to, że można przestraszyć klimatem). Inne, które dobrze wspominam to np. seria "Krzyk" i pierwsze części amerykańskich "Kręgów" oraz "Klątw". Obecnie zaś moją uwagę przyciągają głównie zombiaki, bo niecierpliwie wyczekuję kolejnych odcinków TWD, acz to już nie jest taki typowy horror.

      Co do "Crimson Peak", tego filmu niestety nie widziałam, ale obiły mi się o uszy głosy rozczarowania. Niemniej i tak chcę go prędzej czy później obejrzeć.

      A Ty? Jakie horrory zaliczasz do swoich ulubionych?

      Usuń

System komentarzy, tak jak cały blog, funkcjonuje na platformie Blogger, gdzie stosowane są zasady polityki prywatności Google.