wtorek, 13 grudnia 2016

Detective Gallo - zapowiedź

Cyniczne podejście do życia, profesjonalizm oraz charakterystyczne odzienie w postaci płaszcza i kapelusza. Słowem: postać żywcem wyjęta z kart czarnego kryminału. No, może poza jednym „drobnym” szczegółem, bowiem tytułowy bohater przygodówki Detective Gallo* jest kogutem. A i cała produkcja nie należy do typowych przedstawicieli nurtu noir, gdyż to jednocześnie zwariowana komedia z kolorową, kreskówkową grafiką.

Tworzeniem projektu zajmuje się studio Footprints Games przy współpracy z firmą Adventure Productions. Co istotne, ptasia aparycja detektywa Gallo nie jest zaskakującym zjawiskiem w wykreowanym na potrzeby gry uniwersum, a to dlatego, że deweloperzy wymyślili świat zamieszkany przez antropomorficzny drób. Na tym bynajmniej nie kończy się oryginalność poszczególnych postaci, ponieważ nie brak im własnej osobowości. W ogólnodostępnym demie poznamy przykładowo zakochanego w domowej kolekcji roślin bogacza czy sprzedawczynię słodyczy, która dla odmiany czuje miętę do głównego bohatera, nie zniechęcając się jego szorstkim obyciem. Nie wypada też przecież zignorować samego zainteresowanego. Śledczy nie tylko uporczywie odtrąca amory swojej fanki, ale i generalnie nie znosi kontaktów towarzyskich. Mimo wszystko dzieli się z kimś przemyśleniami, acz słowo „ktoś” może wydać się lekkim nadużyciem, bo jego powiernikiem jest mały kaktus.

Skoro mowa o przygodach prywatnego detektywa, to oczywiście musi znaleźć się tu miejsce dla kryminalnej intrygi. A dotyczy ona pięciu uśmierconych roślin, co raczej nie wygląda na sprawę najwyższej wagi. Niemniej ofiary stanowiły własność Phila Coro, czyli wcześniej wspomnianego krezusa, który nie zamierza przejść do porządku dziennego po poniesionej stracie. Przejęty losem zielonych pupili zwraca się zatem o pomoc do profesjonalisty w tropieniu przestępców. Wprawdzie Gallo początkowo wietrzy błahą dramę, lecz nie odmawia, zwłaszcza że klient hojnie sypie groszem już na etapie zaliczki. Afera okaże się jednak bardziej skomplikowana niżli zwykłe niedopatrzenie ze strony multimiliardera, który mógłby zapomnieć podlać swoją florę lub, wręcz odwrotnie, przesadzić z nawadnianiem.


O co dokładnie biega? Tego dowiemy się po premierze na komputerach PC, przewidzianej na II kwartał 2017 roku. Na razie pozostaje nam prześledzenie wstępu do tej zakręconej historii, który obejmuje przyjęcie zlecenia i kilka pierwszych kroków na drodze ku zamknięciu dochodzenia. Co najistotniejsze, trwające około godziny demko daje obiecującą próbkę komizmu słowno-postaciowego. Spodobał mi się choćby moment, kiedy Gallo odwiedza rezydencję bogacza. Obaj panowie dziwią się wtedy swojemu zachowaniu względem posiadanych roślin, i to pomimo faktu, iż są między nimi pewne zbieżności. Podczas gdy klient aż nadto zalewa się łzami z powodu zniszczonych ulubieńców, detektyw szanuje swojego kaktusa, zawsze nosi doniczkę ze sobą, skrywa pod prochowcem i wyjmuje, by przemówić do osobliwego kompana, jak zajdzie taka potrzeba.

Deweloperzy reklamują perypetie Gallo jako tytuł zgodny z tradycjami point and click, sygnalizując, że chcą dostosować styl klasyków gatunku do nowoczesnych standardów. Wieczne żywa obsługa przy użyciu myszy zostanie wzbogacona o aktywowaną z klawiatury funkcję, która, owszem, od paru lat często występuje w przygodówkach, ale starzy wyjadacze grali bez tego rodzaju udogodnienia. Rzecz jasna myślę teraz o opcji podświetlania aktywnych elementów na planszy. Co do zagadek, na podstawie wersji demonstracyjnej wnioskuję, że twórcy spróbują ukłonić się za ich pośrednictwem fanom oldschoolowych produkcji. W ogólnym rozrachunku nie było zbyt trudno, acz napotkane inwentarzówki zostały dopasowane do zakręconego humoru gry. Z kolei jedna zagadka według mnie szczególnie uderzyła w tok abstrakcyjnego myślenia, w związku z czym niewykluczone, że dalsze fragmenty zabawy zaserwują odbiorcom więcej nieszablonowych pomysłów, jak to drzewiej bywało.


W przypadku oprawy wizualnej autorzy wymieniają inspirację klasycznymi kreskówkami Disneya, przy czym najbardziej wyczuwalny wydaje się wpływ „Kaczych opowieści” („Duck Tales”). Grafika stawia na ładne, kolorowe i oporne na upływ czasu 2D, które niejednokrotnie potwierdziło, że świetnie daje sobie radę w point and clickach. Intro nie szafowało natomiast nadmiarem barw, dobitnie przypominając o powinowactwie z czarnym kryminałem. W konwencję noir wpisuje się także muzyka, która raczy graczy jazzującą nutą. A skoro napomknęłam o udźwiękowieniu, dodam, iż angielski voice acting rokuje bardzo dobrze. W głosie Gallo słychać nieco zmęczonego życiem detektywa, zaś roztrzęsiony miliarder nierzadko przemawia płaczącym tonem, jak przystało na kogoś wyjątkowo przejętego.

Do premiery pozostało jeszcze sporo czasu, ale demo już teraz narobiło mi niemałego smaku na tę przygodówkę. Co prawda grając po angielsku zobaczyłam dla przykładu pojedyncze włoskie napisy, lecz zaznaczam, iż deweloperzy opublikowali fragment wersji alfa (wczesna faza produkcji). W każdym razie, bawiłam się bardzo dobrze. Stąd nie dziwi mnie, że Detective Gallo zdołał odnieść sukces przy zbieraniu funduszy w ramach kampanii crowdfundingowej Eppela.


*gallo (j. włoski) - kogut

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

System komentarzy, tak jak cały blog, funkcjonuje na platformie Blogger, gdzie stosowane są zasady polityki prywatności Google.