sobota, 30 września 2017

"Morderstwa nad Shadow Creek", Joy Fielding - recenzja

Podróż w towarzystwie nowej panny byłego partnera to nienajlepszy sposób na spędzenie wolnego czasu. Chodzi przecież o osobę, z którą raczej nie można by koni kraść. Prędzej skakać sobie do oczu, z obfitym wyszarpywaniem włosów włącznie. Valerie Rowe, bohaterka „Morderstw nad Shadow Creek”, ma właśnie taki problem, aczkolwiek dodatkowe komplikacje przysporzą jej jeszcze większych trosk niż czysto uczuciowe dramy.

O tym, jakie to poważniejsze kłopoty zaistnieją na kartach powieści Joy Fielding, dowiemy się już w prologu, a i polski tytuł omawianego utworu nie pozostawia wątpliwości co do owej kwestii. Niemniej zaraz po dramatycznym wstępie autorka spycha temat morderstw na trochę dalszy plan, lecz nie myślcie, że zrobi się spokojnie niczym w trakcie relaksującej medytacji. Wtedy poznajemy bowiem Valerie, która praktycznie lada moment stanie się rozwódką. Mimo wszystko nadal żywi cichą nadzieję na powrót wiarołomnego małżonka – Evana, podobnie jak przy okazji poprzednich zdrad. Cóż, taki typ kobiety, która obwinia siebie, nie czuje się wystarczająco atrakcyjna, a za to jest niemal ślepo zapatrzona w swojego faceta.

Prezentując postać pani Rowe, kanadyjska pisarka nie zapomina przedstawić również ludzi z najbliższego otoczenia bohaterki. Taką osobą jest przykładowo Brianne, nastoletnia córka Valerie. Dziewczyna przeżywa charakterystyczny dla młodzieńczego wieku okres buntu, a sytuacji nie ułatwia rozpad małżeństwa jej rodziców. Brianne bywa opryskliwa w stosunku do matki, wykazuje się lekkomyślnością oraz nadmiernym przywiązaniem do ładnego wyglądu, technologicznych gadżetów, wysyłania SMS-ów i potajemnych schadzek z nowym chłopakiem. Ponadto sporo uwagi poświęcono chociażby seksownej Jennifer, czyli tej trzeciej, która też ma własne zmartwienia na głowie.

Pech chce, że porzucona kobieta spędzi dużo czasu z obecną narzeczoną Evana. Wmanewrowana przez mężczyznę, któremu ponoć wypadło coś pilnego, protagonistka musi robić za swoiste zastępstwo, żeby zawieźć Brianne i Jennifer do hotelu w tytułowym Shadow Creek. Przynajmniej tyle dobrego, iż jadą tam jeszcze ekstrawaganccy, acz zabawni przyjaciele Val – Melissa oraz James. Oczywiście atmosfera i tak jest napięta, zwłaszcza że grupa ląduje w jednym pokoju hotelowym. Z kolei autorka kontynuuje na tym tle wnikliwe kreślenie portretów psychologicznych, a także obserwację relacji międzyludzkich. Oprócz tego, coraz częściej przypomina o wątku kryminalnym, gdyż w owym rejonie kręcą się zabójcy odpowiedzialni za brutalny przebieg prologu. A przyznać jednocześnie trzeba, iż klimatyczna sceneria sprzyja niebezpieczeństwu – w okolicznych górach i lasach łatwo się zgubić bądź zaczaić na ofiarę.

Konstrukcja powieści nieustannie zapowiada, że bezpośrednia konfrontacja Valerie i spółki z problemem okrutnych mordów musi po prostu nadejść. Nie działa to jednak na niekorzyść książki, bo – poza rozbudowaną warstwą psychologiczno-obyczajową – Joy Fielding oferuje odbiorcom dość częste wrażenie wzmożonej czujności. Za sprawą mocnego wstępu zastanawiałam się, kiedy nastąpi najgorsze. Początkowo motyw zabójstw funkcjonuje jakby na uboczu głównych bohaterów, którzy przebywają na feralnej górskiej wycieczce. Niedobrana paczka usłyszy coś np. w telewizji lub pogawędzi mimochodem o nieuchwytnych psychopatach, a całą aferę traktuje bardziej na zasadzie „eeee, nas to nie dotyczy, no i tak naprawdę nie powinniśmy się niczego obawiać”. Pisarka zadba zaś, by w miarę rozwoju fabuły zaczęli zmieniać swoje nastawienie, z powodzeniem zazębiając poszczególne wątki.

Co istotne, interesującym pomysłem okazało się wplecenie fragmentów skoncentrowanych na parze morderców. Obrana zostaje wówczas perspektywa ładniejszej połowy przestępczego duetu, która rozmyśla o upodobaniu do krwi, samookaleczania i wreszcie odbierania życia innym. Osoba ta z sadystyczną pasją rozpamiętuje popełniane zbrodnie, widząc je jako swego rodzaju spektakl, gdzie jest nie tylko członkinią obsady, lecz poniekąd pełni też rolę współreżysera. Taki zabieg bezlitośnie obnaża zdegenerowane umysły i moralne zepsucie sprawców, w efekcie czego skupione na nich wstawki czyta się stosunkowo nieprzyjemnie. Ale wiecie co? To niezaprzeczalny plus, skoro mamy akurat do czynienia z psychiką wybitnie popapranych postaci.

Nie sięgałam dotąd po powieści autorstwa Joy Fielding, chociaż nazwisko kanadyjskiej literatki parokrotnie mignęło mi tu i ówdzie. Powód banalny – mnóstwo książek w kolejce do odhaczenia, nie wspominając o pozostałych rzeczach z hobbystycznej półki, przez które człowiek ubolewa, że doba nie trwa dłużej niż 24 godziny. W końcu nadeszła jednak pora, by zaznajomić się z twórczością tej pisarki. A jako że pierwszy raz uważam za udany, zamierzam kontynuować czytelniczą przygodę z portfolio pani Fielding. Do sprawdzenia „Morderstw nad Shadow Creek” zachęcam natomiast te osoby, które kusi takowy mariaż powieści psychologicznej z obyczajem, kryminałem i thrillerem.



-------------------------------------------------------------------
Tytuł polski: Morderstwa nad Shadow Creek
Tytuł oryginalny: Shadow Creek
Autor: Joy Fielding
Wydawnictwo:  Świat Książki
Liczba stron: 352

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

System komentarzy, tak jak cały blog, funkcjonuje na platformie Blogger, gdzie stosowane są zasady polityki prywatności Google.