czwartek, 28 grudnia 2017

Munin (PC) - recenzja


Co byście zrobili będąc ptakiem, którego ktoś nagle pozbawił umiejętności wzbijania się w przestworza? Czy potrafilibyście pokornie zaakceptować fakt, iż już nie możecie poczuć tej nieposkromionej wolności podczas lotu? Śmiem w to wątpić. Nie dziwcie się zatem Munin, że postanowiła odbyć długą i pełną niebezpieczeństw podróż w celu odzyskania utraconych skrzydeł.

Wyżej wspomniana osóbka to główna i zarazem tytułowa postać dwuwymiarowej gry logiczno-platformowej. Produkcja ta została opracowana przez małe portugalskie studio Gojira przy wsparciu niemieckiej firmy Daedalic Entertainment, pełniącej funkcję wydawcy projektu. Imię bohaterki słusznie wyda się znajome odbiorcom, których interesuje mitologia nordycka. Deweloperzy bazowali bowiem na skandynawskich legendach, zaś Munin to jeden z dwóch kruków boga Odyna. Biedna ptaszyna ma w grze takiego pecha, że znalazła się na celowniku Lokiego. To właśnie bóg oszustwa odpowiada za przemianę Munin w śmiertelną dziewczynę. Ofiara kaprysu Lokiego nie zamierza się jednak poddawać, chociaż jej skrzydła zostały rozrzucone po dziewięciu światach, osadzonych na gigantycznym drzewie Yggdrasil.

Produkcja autorstwa ekipy z Portugalii wpisuje się w nurt artystycznych indyków, podobnie jak Nihilumbra czy Limbo. Historię głównej bohaterki poznajemy za pośrednictwem krótkich tekstów, wyświetlanych na statycznych planszach pomiędzy krainami, jakie przyjdzie nam zwiedzić. Owe informacje zostały napisane nieco poetyckim językiem, co nadaje grze tajemniczego i poniekąd intymnego klimatu. Mimo wszystko nie przyczyniają się one w znaczący sposób do zwiększenia immersji u odbiorców. Owszem, kreują subtelną atmosferę, ale nie sprawią, że perypetie dziewczyny-kruka zapadną nam na dłużej w pamięć. Na próżno szukać tu wrażeń i głębokich emocji, jakich dostarczała Nihilumbra. Fabularna otoczka nie sprawdza się też w stu procentach jako prosta, lecz angażująca baśń wzorem przeuroczej serii Trine.

Nie zapominajmy jednak, że w grach tego typu scenariusz pełni drugorzędną rolę. Tym, co najbardziej liczy się w gatunku logicznych platformówek, jest oczywiście gameplay. Jeśli chodzi o mechanizmy rozgrywki, twórcy oparli zabawę na ciekawym patencie, który polega na obracaniu fragmentami plansz. Mianowicie musimy pomóc naszej protagonistce zebrać utracone pióra, a co za tym idzie - odzyskać dawną postać. Jak łatwo zgadnąć, zadanie nie należy do najprostszych. Wręcz przeciwnie, upierzenie Munin lewituje w niedostępnych na pierwszy rzut oka miejscach. Dlatego też trzeba przekręcać elementy otoczenia tak, aby dotychczasowy kawałek sufitu stał się podłożem, woda zalała korytarz itp. Jest to możliwe za sprawą podzielenia ekranu na segmenty, lecz nie wolno nam manipulować tą częścią terenu, gdzie przebywa w danym momencie Munin. Kiedy zbierzemy wszystkie pióra z bieżącego poziomu, po dziewczynę przylatuje kruk i zabiera ją na następną planszę.

Na graczy czeka kilkadziesiąt poziomów, wchodzących w skład różnych krain starożytnego drzewa Yggdrasil. Z całością powinniśmy uporać się w przeciągu 8 godzin, które spędzimy na intensywnym główkowaniu ze względu na wysoki stopień trudności. Gwoli ścisłości, pierwszy świat nie nadwyręży zbytnio naszych zwojów mózgowych, gdyż stanowi on swoisty prolog, zaprzyjaźniający z zasadami zabawy. Prawdziwe schody zaczynają się dopiero w kolejnych królestwach, z naciskiem na ich dalsze poziomy. O ile początkowe etapy danej krainy podzielono na zaledwie trzy obrotowe partie, o tyle późniejsze zostały jeszcze bardziej pokawałkowane, rzucając nas na głęboką wodę. W takich sytuacjach segmenty są ze sobą połączone, w związku z czym przekręcenie jednego wpłynie również na inny fragment lokacji.

Deweloperzy starali się ponadto ubarwić rozgrywkę charakterystycznymi dla odwiedzanych światów elementami, np. głazami czy platformami, które można wprawić w ruch. Niestety owe urozmaicenia w pewnym stopniu działają też na niekorzyść portugalskiej pozycji, miejscami czyniąc ją piekielnie frustrującą. Otóż Munin często nie przejawia jakiejkolwiek litości dla naszych błędów, ponieważ zgon bohaterki skutkuje rozpoczęciem aktualnej planszy od samego początku. Taki stan rzeczy denerwuje zwłaszcza wtedy, gdy zostaniemy zgnieceni przez kamienną kulę lub spadniemy w przepaść, mając już tylko jedno piórko do zabrania. Oprócz tego, różnice pomiędzy krainami nie potrafią zamaskować powtarzalności rozgrywki, z powodu której tytuł ten nie nadaje się na dłuższe posiedzenia przed monitorem.

Losy zaklętego kruka odznaczają się specyficzną warstwą wizualną, przywodzącą na myśl malowane farbami obrazy. Grafika Munin posiada swoisty urok, aczkolwiek trudno nazwać ją klasyczną pięknością. Warto przy tym zaznaczyć, iż przemierzane krainy cechują się unikalnym wyglądem. Przykładowo w Niflheimr dominuje biel wraz z różnymi odcieniami błękitu, podczas gdy w Jötunheimr ujrzymy utrzymane w brązach góry oraz półki skalne. Co się tyczy dźwiękowej strony produkcji, zmaganiom gracza towarzyszy oszczędna i dość mroczna muzyka. Wprawdzie soundtrack nie chwycił mnie za serce, ale pasuje do ogólnej atmosfery tego niezależnego projektu.

Owoc prac portugalskich programistów posiada zarówno wady, jak i zalety. Z jednej strony, zwraca uwagę osadzeniem akcji w świecie dawnych skandynawskich wierzeń, a także nietuzinkową grafiką oraz możliwością obracania otoczenia o 360 stopni. Z drugiej, fabuła została zbyt słabo zaakcentowana, aby posłużyć za atrakcję z prawdziwego zdarzenia. Co najważniejsze, dłuższy kontakt z Munin zdradza, iż mamy do czynienia z grą bazującą praktycznie na jednym pomyśle. Z kolei nierzadko przegięty poziom trudności może odstraszyć odbiorców, którzy nie należą do zbyt twardych zawodników ani nie dysponują większymi pokładami cierpliwości. Jeżeli więc zaliczacie się do amatorów wymagających wyzwań, możecie dać szansę Munin. Radziłabym to jednak zrobić przy okazji jakiejś promocji.



---------------------------------------------------

Powyższa recenzja jest jednym z moich starszych tekstów. Pierwotnie opublikowałam ją w czerwcu 2014 roku na łamach portalu Save!Project, lecz zdecydowałam się zamieścić ów artykuł również na swoim blogu

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

System komentarzy, tak jak cały blog, funkcjonuje na platformie Blogger, gdzie stosowane są zasady polityki prywatności Google.