środa, 14 lutego 2018

Max and the Magic Marker (PC) - recenzja


Wirtualne przygody Maxa sprawią sporo frajdy nie tylko młodocianym graczom, lecz również starszym odbiorcom, a w szczególności tym, którzy w dzieciństwie z chęcią śledzili kolejne odcinki „Zaczarowanego ołówka”. Co prawda produkcja duńskiego studia Press Play nie jest "egranizacją" polskiej kreskówki, ale pod pewnymi względami przywodzi na myśl ten popularny niegdyś serial.

W grze pokierujemy poczynaniami rudowłosego chłopca o imieniu Max, który wolny czas poświęca głównie tworzeniu przeróżnych malunków. Akcja tej niezależnej pozycji startuje w dniu, kiedy malec otrzymuje pewien list. Wewnątrz koperty znajduje się pomarańczowy marker, co stanowi rzecz nie do pogardzenia dla takiego plastycznego pasjonata jak Max. Nasz bohater oczywiście nie zwleka z przetestowaniem nowego mazaka. Niestety potwór, którego narysował, ożywa i zaczyna buszować po innych obrazkach dziecka. Największy problem tkwi zaś w tym, iż wredna kreatura nie ogranicza się do spokojnego zwiedzania, woląc urządzać rozróbę. Chłopiec z kolei nie zamierza bezczynnie patrzeć, jak niemilec niszczy jego prace. Dzięki mocy tajemniczego flamastra dzielny brzdąc odbywa swoistą podróż po własnych rysunkach, aby położyć kres psotom niesfornego „dzieła”.


Fabularne wprowadzenie szybko ustępuje miejsca sednu zabawy, czyli gonitwie tropem potwora, która została rozłożona na kilkanaście poziomów. Poszczególne levele zakończymy wejściem w portal przenoszący naszego podopiecznego do kolejnego etapu. Jeśli chodzi o mechanizmy rozgrywki, Max and the Magic Marker funduje odbiorcom połączenie dwuwymiarowej platformówki z grą logiczną, a co za tym idzie – należy wykazać się zarówno zręcznymi palcami, jak i kreatywnym myśleniem. Mały rudzielec cały czas biegnie przed siebie, a także regularnie skacze, lecz na swojej drodze często napotyka przeszkody, których nie będzie w stanie ot tak zwyczajnie pokonać. Cóż zatem począć wtedy, kiedy przykładowo jeden normalny sus nie wystarczy, by znaleźć się na drugim brzegu? Albo gdy trzeba dostać się na bardzo wysoko umieszczoną platformę? W tego typu przypadkach wesprze nas tytułowy marker, którym domalujemy obiekty umożliwiające rozwiązanie kłopotliwych sytuacji.

Jak widać, generalna koncepcja faktycznie przypomina „Zaczarowany ołówek”, tyle że główny bohater posługuje się tutaj magicznym mazakiem. Podobny pomysł został też zresztą wykorzystany w grze Crayon Physics Deluxe, gdzie dla odmiany mieliśmy kredki, a zamiast chłopca – kuleczkę. A co w ogóle da się narysować? Przeróżne rzeczy, w tym kładki, schody czy mniej określone kształty, które ochronią dzieciaka i pomogą mu w dotarciu do pozornie niedostępnych miejsc. Co ważne, wykonane przy użyciu pisaka kształty podlegają prawom fizyki. W związku z powyższym, niezbyt stabilne stopnie przewrócą się pod ciężarem Maxa, natomiast linia, która pełni funkcję mostu, spadnie, jeśli chociaż jeden z jej końców nie dosięgnie podłoża. A im więcej tuszu z markera pójdzie na dany obrazek, tym cięższy obiekt otrzymamy.


Początkowe etapy cechują się sporą prostotą, ale wraz z kolejnymi dochodzą coraz bardziej wymyślne przeszkody, zmuszając graczy do intensywniejszego główkowania oraz szybszych i zręczniejszych reakcji. Na szczęście deweloperzy zwiększają poziom trudności stopniowo, pozwalając odbiorcom oswoić się z mechaniką gry. Warto przy tym podkreślić, iż niejednokrotnie przyda się nam funkcja zatrzymywania czasu. Opcja ta umożliwia rysowanie nie tylko na nieruchomym otoczeniu, lecz także bez oglądania się na prawa fizyki, które zadziałają dopiero po powrocie do normalnego trybu zabawy. Co się tyczy samego flamastra, używanie pisaka powoduje zmniejszenie zapasów tuszu, ale uzupełnimy je wymazując wcześniejsze obrazki i zbierając pomarańczowe kuleczki. Abyśmy jednak nie poczuli się zbyt pewnie, co jakiś czas mijamy checkpointy, przy których wkład mazaka zostaje opróżniony przez sprawcę kłopotów chłopca.

Gwoli ścisłości, natkniemy się również na przeciwników w postaci podskakujących fioletowych klusek. Niemniej nie staniemy z nimi do otwartej walki – wrogów można omijać albo załatwić przy pomocy markera, najlepiej zrzucając im jakiś rysunek na łepetynę. I to w zasadzie byłoby na tyle, jeśli chodzi o rodzaje wrogów, pomijając finałowego bossa w osobie potwora, który odpowiada za zamęt na obrazkach Maxa. Perypetie młodego rysownika nie grzeszą różnorodnością wśród oponentów, aczkolwiek nie psuje to grywalności niezależnej pozycji. Max and the Magic Marker rzeczywiście angażuje i przykuwa do monitora, mimo że na dalszych poziomach potrafi parę razy dać w kość (zwłaszcza pod koniec, gdzie szczególnie trzeba zgrywać się z czasem).


Wizualna warstwa produkcji prezentuje się całkiem ładnie i utrzymana jest w sympatycznej kreskówkowej stylistyce, która kojarzy się z bajkami dla najmłodszych widzów. Piętnaście poziomów, jakim stawimy czoła, rozdzielono po równo między trzy strefy tematyczne: przedmieścia, pirackie tropiki oraz fabrykę robotów. Najmniej okazale wypadają ostatnie levele, ale taki to już urok fabrycznych terenów. W ramach ciekawostki dodam, iż twórcy pokusili się o interesujący zabieg przy zatrzymywaniu czasu. Mianowicie grafika przybiera wtedy formę ilustracji wykonanych ręką małego dziecka. Dobrze spisuje się też oprawa muzyczna, o którą zadbał duński zespół Analogik. Humorystyczne melodie pasują do pozostałych aspektów gry, acz nie zaszkodziłaby większa liczba utworów.

Podsumowując, Max and the Magic Marker to wciągająca pozycja, która powinna przypaść do gustu graczom w każdym wieku. Chociaż wydany w 2010 roku tytuł nie jest zbyt długi (zaliczenie wszystkich etapów zajmie mniej więcej cztery godziny), dostarcza satysfakcjonującej rozrywki. Jeżeli lubicie wymagające kombinowania produkcje, warto spróbować.



---------------------------------------------------

Powyższa recenzja jest jednym z moich starszych tekstów. Pierwotnie opublikowałam ją w maju 2015 roku na łamach portalu Save!Project, lecz zdecydowałam się zamieścić ów artykuł również na swoim blogu, zwłaszcza że omawiana gra to ciekawa produkcja.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

System komentarzy, tak jak cały blog, funkcjonuje na platformie Blogger, gdzie stosowane są zasady polityki prywatności Google.