Z jednej strony, klasyczne fantasy, a z drugiej, typowe dla tej konwencji motywy ujęte w nietypowy, bo w bardziej kontemplacyjny sposób. Taki właśnie okazał się pierwszy tom mangi „Frieren. U kresu drogi”. A czy kolejny zachowuje w owej materii konsekwencję i czy dobrze mu to wychodzi?
Seria, za której scenariuszem stoi Kanehito Yamada, a za ilustracjami Tsukasa Abe, skupia się na długowiecznej elfce Frieren, by niejako uczynić z tej postaci punkt odniesienia do podjęcia motywu przemijania. W poprzedniej części czytelnicy poznali ją, gdy wracała, wraz z kilkoma innymi bohaterami, z udanej misji zgładzenia potężnego przeciwnika. Po wielu latach elfka nadal wędruje po świecie, a w toku bieżącej akcji dołącza do niej przedstawicielka rasy ludzi – młoda Fern, którą Frieren godzi się szkolić w dziedzinie magii.
Nostalgiczne akcenty zachowane
Drugi tom nie traci refleksyjnego ducha poprzednika, a o wspominkowy charakter mangi dbają zgrabnie wplecione sceny retrospekcyjne, które występowały też w pierwszej części. Co więcej, przeszłość elegancko przenika się z teraźniejszością. A to – przykładowo – przez wciąż żywą pamięć o wyczynach dawnej drużyny Frieren czy poprzez swoistą ocenę ewolucji światopoglądu elfki, dokonaną przez jednego z jej byłych towarzyszy podróży – krasnoluda Eisena. Nie należy także pomijać tego, iż aktualne wojaże długouchej protagonistki odbywają się śladami heroicznej wyprawy sprzed lat.
Plus więcej napięcia
Równocześnie kolejny zeszyt z tej serii ma większe szanse przypaść do gustu osobom, które niezbyt przekonało spokojne tempo debiutanckiej części. Choć akcja nie śmiga nagle jak szalona, można odczuć pewne zwiększenie dynamiki w bieżącej linii czasowej, co dotyczy szczególnie dalszych stron drugiego tomu. Wtedy to Frieren dociera do Krain Północnych, a konkretnie na ziemie rządzone przez niejakiego Grafa Granata, gdzie rogate demony o ludzkiej aparycji swobodnie poruszają się po ulicach. Wątek tych istot z powodzeniem doprawiony został nutami intrygi i daje nadzieję na apetyczne rozwinięcie w następnej części, już teraz zresztą wprowadzając sporo zamieszania. Tak na marginesie, dodam, że obecność demonów posłużyła przy okazji do zwięzłego, acz udanego wyjaśnienia ich toku myślenia.
Nowy i obiecujący nabytek
Otwierająca cykl odsłona rozpoczynała się tym, że członkowie poprzedniej drużyny elfki zakończyli bohaterskie zadanie i rozeszli się w różnych kierunkach. Niemniej jeszcze w pierwszym tomie czytelnicy mogli również zaobserwować zalążki formowania się nowej ekipy, co kontynuowane jest właśnie przez drugą część. Na kartach „dwójki”, skład aktualnego zespołu, który obejmuje nie tylko Frieren, ale i Fern, zasila bowiem młody wojownik Stark, pobierający niegdyś nauki o krasnoluda Eisena. To sympatyczny człowiek, aczkolwiek brak mu odwagi. Poniekąd stał się też więźniem niedopowiedzeń w kwestii swoich ewentualnych zasług. Ów młodzieniec ma jednak dobre serducho, a także wielką siłę, tyle że nie jest, póki co, świadom posiadanego potencjału.
Estetyczna profeska
Ponowne spotkanie z Frieren okazało się dla mnie udane również ze względów wizualnych. Ilustracje nadal pięknie się prezentują, a wysoka jakość wykonania cechuje zarówno postacie, jak i tła. Wzorem wcześniejszego zeszytu, bogactwo detali idzie tutaj w parze ze swego rodzaju delikatnością kreski. Mówiąc krótko, graficzna warstwa mangi wypada po prostu bez zarzutu, nieustannie racząc nas przykuwającymi wzrok kadrami. Czy to chodzi o sceny w zamkniętych pomieszczeniach, na ulicach lub w otoczeniu przyrody, czy to w przypadku zbliżeń na oblicza.
Słowem podsumowania
Reasumując, drugi tom „Frieren. U kresu drogi” nie zawiedzie odbiorców, którzy byli pod wrażeniem debiutu serii. To, co wyróżnia cykl na rynku azjatyckich komiksów, czyli przystrojenie heroicznego fantasy szatami nostalgii, absolutnie nie zniknęło, mimo że zarazem fabuła nabrała większych rumieńców. Widać zatem, że cykl stara się w pewnym sensie ewoluować i wyjść naprzeciw oczekiwaniom szerszego grona czytelników, nie zapominając przy tym o dotychczasowych sympatykach. A to przecież jak najbardziej godne pochwały – rozwijanie się bez utraty własnej tożsamości.
-----------------------------------------------
Manga dostępna w Polsce nakładem wydawnictwa Studio JG.
Moi bracia bardzo polecają mi anime na podstawie tej mangi, nawet obejrzałam pierwszy odcinek i całkiem mi się spodobał, ale niestety nie mam czasu na anime ;<
OdpowiedzUsuńAnime nie oglądałam, ale słyszałam, że bardzo fajne. To zresztą nie dziwi, skoro manga, czyli materiał źródłowy, jest wysokiej jakości. Mam nadzieję, że uda Ci się kiedyś wygospodarować czas na obejrzenie dalszych odcinków anime. :)
UsuńSłyszałam, że powstało anime na podstawie tej mangi, ale nie oglądałam. Piękna okładka i bardzo interesujący motyw. Lubię fantasy. Super że autor wychodzi na przeciw oczekiwaniom czytelników. Miłego poniedziałku
OdpowiedzUsuńO anime też słyszałam, ale jeszcze nie miałam przyjemności obejrzeć. Na razie jednak i tak nie wyrobiłabym się czasowo z seansem, skoro inne rzeczy do oglądania/czytania/grania na mnie czekają. Póki co będę więc poznawać losy Frieren i spółki w formie mangowej. :)
Usuń