piątek, 29 maja 2015

"Astro Boy" - recenzja

Młody Astro na pierwszy rzut oka nie różni się od innych dzieci, lecz to tylko pozory. W rzeczywistości chłopiec jest cudem zaawansowanej technologii, z odrzutowymi butami oraz bronią laserową w dłoniach. I choć mógłby w mig rozgromić całą armię, nie w głowie mu używanie przemocy. Zamiast siać zniszczenie, woli czynić dobro, kochać i być kochanym...

Trójwymiarowa animacja „Astro Boy” powstała na bazie mangi autorstwa Osamu Tezuki, która doczekała się również wersji w postaci seriali anime oraz gier video. Zanim jednak zaczniemy śledzić losy tytułowego protagonisty, poznajemy innego chłopca - sympatycznego geniusza o imieniu Toby. Młodzieniec mieszka w podniebnym Metro City wraz ze swoim ojcem doktorem Tenmą, wybitnym specjalistą w dziedzinie robotyki. Ich relacje układają się dobrze, aczkolwiek rodziciel więcej czasu spędza w pracy niż w towarzystwie syna. Niestety Toby ginie wkrótce w tragicznych okolicznościach, pogrążając naukowca w żałobie.

wtorek, 26 maja 2015

Patchwork (PC) - recenzja

Znacie to uczucie, kiedy człowiek pracuje nad czymś bardzo ważnym? Tę rozpierającą energię, chęć działania oraz podniecenie na myśl ukończenia własnego dzieła? Zapewne więc potraficie wyobrazić sobie ekscytację, jaka towarzyszy Danielowi, głównemu bohaterowi gry Patchwork. A ma facet się z czego cieszyć, bowiem nie skonstruował byle pierdółki, lecz urządzenie do teleportacji.

Patchwork to niezależna przygodówka z 2012 roku, którą zaprojektował Ivan Ulyanov, podpisujący się też ksywką Ilyich. Przedstawiona w grze historia przybliża nam perypetie młodego naukowca Daniela, od kilku lat pracującego nad teleportem. Jako że maszyna już gotowa, pora na przeprowadzenie próby generalnej z udziałem człowieka. Daniel jest tak rozentuzjazmowany, iż postanawia przetestować sprzęt na sobie, widząc w tym spełnienie marzeń z dzieciństwa. Nie czeka nawet na większą widownię i czym prędzej rozpoczyna proces teleportacji.

piątek, 22 maja 2015

"Wojownicy" - recenzja

Średniowieczne realia, dzielna niewiasta oraz zły do szpiku kości wódz, który wraz z bandą zbirów terroryzuje spokojnych obywateli... Czy takie składniki wystarczą do nakręcenia dobrego filmu? Niekoniecznie, aczkolwiek pozwalają liczyć na w miarę udaną historię w kategorii czysto rozrywkowego kina. Do prawidłowej realizacji owego przepisu potrzeba jednak odpowiednich funduszy, a także talentu do reżyserii tudzież pisania scenariuszy. Niestety, Byronowi W. Thompsonowi najwyraźniej zabrakło zarówno jednego, jak i drugiego. Cóż, takie właśnie refleksje naszły mnie po obejrzeniu obrazu pt. „Wojownicy”, za który odpowiada wyżej wymieniony twórca.

Jak napisałam we wstępie, fabułę produkcji osadzono w średniowieczu, a konkretnie za  czasów III wyprawy krzyżowej. Wśród angielskich rycerzy, którzy pojechali walczyć o Ziemię Świętą pod wodzą króla Ryszarda Lwie Serce, znalazło się miejsce dla kobiety o imieniu Elizabeth. Owa dama chwyciła za miecz niczym Joanna d’Arc, z tą drobną różnicą, że nie kryje się z faktem posiadania piersi. Chociaż włada orężem nie gorzej od reprezentantów płci przeciwnej, nadchodzi dzień, kiedy zostaje ciężko ranna. Na szczęście, udaje jej się przeżyć, lecz kończy dalszą wojaczkę i powraca do rodzinnej Anglii. Bynajmniej nie smuci się z tego powodu. Wręcz przeciwnie, raduje ją perspektywa ponownego zobaczenia swojego syna Petera.

wtorek, 19 maja 2015

"Morze Potworów", Rick Riordan - recenzja

A miało być tak pięknie! Pozostał zaledwie jeden dzień do końca roku szkolnego, który tak na marginesie upłynął Percy’emu bez większych perturbacji, nie licząc zwyczajnych uczniowskich animozji. Potem zaś czekał na chłopaka wyjazd do Obozu Herosów – co prawda młody syn Posejdona spodziewał się tam zajęć szkoleniowych, ale w sympatycznej i bezstresowej atmosferze. Stało się jednak zupełnie inaczej, w efekcie czego Percy zostanie rzucony w wir niebezpiecznych, acz bardzo ciekawych przygód.

„Morze Potworów” to drugi tom bestsellerowej serii „Percy Jackson i bogowie olimpijscy”, za którą odpowiada amerykański pisarz Rick Riordan. W wykreowanym na potrzeby cyklu uniwersum bogowie starożytnej Grecji i inne istoty z tej mitologii są jak najbardziej realni. Mało tego, żyją sobie we współczesnym świecie, lecz odpowiednio kamuflują się przed zwykłymi ludźmi. Percy jest z kolei synem śmiertelniczki oraz Posejdona, a prawdę o swoim pochodzeniu poznał w wieku dwunastu lat, kiedy doszło do wydarzeń opisanych w debiutanckiej odsłonie jego przygód („Złodziej pioruna”).

piątek, 15 maja 2015

Rosemary (PC) - recenzja

Małe dzieci często posiadają wyimaginowanych przyjaciół, którzy dotrzymują im towarzystwa w zabawach, a także pomagają poradzić sobie z różnymi emocjami. Rosemary, tytułowa bohaterka darmowej przygodówki z 2009 roku, kojarzy, że również miała takiego kompana – chłopca o imieniu Tom. Problem w tym, że on raczej nie był wytworem dziewczęcej wyobraźni…

Rosemary dochodzi do takiego wniosku w trakcie przeglądania zgromadzonych na strychu rupieci. Nie ma się zresztą czemu dziwić. Dziewczyna znalazła dowód świadczący o tym, że Tom to osoba z krwi i kości. W ręce protagonistki wpada bowiem album ze starymi zdjęciami, wśród których szczególną uwagę zwraca pewna podarta fotografia. Prócz małej wówczas Rosemary, widać na niej inne dziecko – domniemanego przyjaciela na niby. Nietrudno zgadnąć, iż odkrycie zrodzi w głowie bohaterki szereg pytań. Dlaczego jej rodzice upierali się, że chłopiec istnieje wyłącznie w umyśle dziewczyny? Kim konkretnie jest Tom? Co się z nim stało? Niestety, nasza heroina nie może liczyć na wyjaśnienia ani ze strony matki, ani ojca, ponieważ oboje zmarli całkiem niedawno temu.

wtorek, 12 maja 2015

"Big Ass Spider" - recenzja


Trzeba mieć jaja, by nadać filmowi tytuł „Big Ass Spider”. Pytanie tylko, czy chwytliwa nazwa nie jest próbą zamaskowania kiepskiej jakości produkcji? Akurat w tym wypadku nie, bowiem niskobudżetowy obraz Mike’a Mendeza broni się dystansem, niewymuszonym humorem i całkiem udaną zabawą konwencjami.

Zgodnie z tytułem, pająk, który sprawia kłopoty bohaterom tej komedii science fiction, odznacza się wielkim… pupskiem. Mimo takiego atutu nie zamierza niestety robić kariery w twerkingu, przedkładając nad show-business urządzanie rozróby i pożywianie się ludźmi. W szczególności interesuje go konsumpcja, dzięki której może osiągać coraz większe rozmiary. Do akcji szybko wkracza wojsko, zarówno ze względu na stopień zagrożenia, jak i fakt, iż do szaleństw pająka przyczyniły się militarne eksperymenty. W sprawę angażuje się też niejaki Alex Mathis, będący zresztą głównym bohaterem obrazu. Mężczyzna profesjonalnie tępi insekty, zaś w zaistniałej sytuacji widzi początkowo szansę na zmniejszenie swoich problemów finansowych. Wkrótce dochodzi do tego kolejny powód, a konkretnie chęć podbicia serca pani porucznik Karly Brant, członkini wojskowej grupy zadaniowej.

sobota, 9 maja 2015

"Dom na końcu ulicy" - recenzja

Duży dom, malownicza okolica, przystępna cena… W tym musi tkwić jakiś haczyk. Jeżeli jednak trzeba oszczędniej gospodarować pieniędzmi, lepiej nie wybrzydzać i korzystać z oferty, póki można. Na ewentualny żal z powodu niefortunnego zakupu przyjdzie zaś później pora. Tak też jest w przypadku bohaterek filmu pt. „Dom na końcu ulicy”.

Elissa i jej matka Sarah przeprowadzają się do małego miasteczka, które sprawia wrażenie oazy spokoju. Jak łatwo zgadnąć, rzeczywistość nieco odbiega od ich wyobrażeń. Wprawdzie sama mieścina generalnie wydaje się być w porządku, ale na pewno nie można tego powiedzieć o okolicy, na terenie której stoi posesja protagonistek. Mianowicie w bliskim sąsiedztwie znajduje się budynek, gdzie kilka lat temu doszło do podwójnego zabójstwa. Co więcej, ofiary zostały zamordowane przez własną córkę. Nieletnia kryminalistka uciekła potem z miejsca zbrodni i nigdy jej nie złapano. Gwoli ścisłości, tragedia ta nie była niespodzianką dla Elissy ani Sarah. Obie panie doskonale wiedziały, z czego wynika niska cena nabytych włości. Zaskoczyła je natomiast inna rzecz, a konkretnie fakt, iż w domu zabitych pali się światło. Przecież nikt tam ponoć nie mieszka? Jak się okazuje, mężczyzna, z którym Sarah załatwiała sprawę sprzedaży, nie raczył wcześniej poinformować, że w owym budynku przebywa Ryan, syn tragicznie zmarłych Jacobsonów. Mało tego, to dopiero wstęp do sekretów większego kalibru.

wtorek, 5 maja 2015

"Burza piaskowa", James Rollins - recenzja

Niejedna tajemnica w pustynnych piaskach drzemie, a próby odkrycia owych sekretów nierzadko bywają ryzykownymi przedsięwzięciami. Niemniej znajdują się śmiałkowie, którzy z różnych powodów podejmują się kuszących i zarazem niebezpiecznych wyzwań. Do takich właśnie osób należą bohaterowie książki „Burza piaskowa”, ruszający na poszukiwania legendarnego miasta Ubar.

Autorem wyżej wymienionej powieści jest amerykański pisarz polskiego pochodzenia – James Rollins, który naprawdę nazywa się James Paul Czajkowski. Co ciekawe, początkowo robił karierę w zupełnie innej branży, a konkretnie w weterynarii. Odebrał zresztą gruntowne wykształcenie w tej dziedzinie, przypieczętowując edukację zdobyciem doktoratu. I chociaż własną praktykę otworzył zaraz po studiach, hobbystyczne chwytanie za pióro stawało się dla niego coraz ważniejsze. W końcu nadszedł więc moment, gdy zdecydował się na pełnoetatowe pisarstwo, publikując swoje utwory jako James Rollins lub James Clemens.

piątek, 1 maja 2015

„Kruk. Zagadka zbrodni” - recenzja


Chociaż „Kruk. Zagadka zbrodni” opowiada o losach Edgara Alana Poe, nie mamy tutaj do czynienia z pieczołowitą biografią słynnego autora. W zamian twórcy obrazu popuścili wodze wyobraźni, mieszając fikcję z elementami życia i odniesieniami do twórczości amerykańskiego literata. Obrana przez nich droga posłużyła natomiast do swobodnej próby wypełnienia mniej znanych kart z historii Poego. Co najważniejsze, wciągającej i klimatycznej.

Głównego bohatera poznajemy w momencie, gdy przeżywa kryzys twórczy i nie jest w stanie napisać nic na miarę swoich najlepszych dzieł. Według jego własnych przypuszczeń, po prostu wyczerpał limit dobrych pomysłów, lecz redaktor gazety, z którą współpracuje Poe, uważa, że szwankująca wena wynika z nadmiaru wysokoprocentowych napojów. Cóż, przyznam, iż parę razy słyszałam tudzież czytałam o zgoła odmiennej teorii. Niemniej jednak protagonista obrazu Jamesa McTeigue’a (m.in. „V jak vendetta”, „Ninja zabójca”) najwyraźniej nie należy do grona artystów, którzy najwięcej natchnienia zawdzięczają częstemu zaglądaniu do kieliszka. Edgar w pewnym sensie sięga zaś po alkohol, aby utopić w nim smutki. W sumie nie ma się czemu dziwić, gdyż mężczyzna jest kompletnie spłukany i nie czuje się wystarczająco doceniany.