środa, 30 grudnia 2015

The Old Tree (PC) - recenzja

The Old Tree poniekąd funduje nam lekcję kosmicznego macierzyństwa, a to dlatego, że trzeba pomóc malutkiej pozaziemskiej istocie. Ale spokojnie! Osoby z alergią na brudne pieluchy i inne tego typu atrakcje nie muszą się tu czegoś takiego obawiać.

Darmowa produkcja, za której opracowaniem stoi studio Red Dwarf Games, jest nieskomplikowaną przygodówką, acz nazwanie jej po prostu grą logiczną również nie byłoby błędem. Nie uświadczymy bowiem dialogów ani opowieści z prawdziwego zdarzenia, lecz bardzo delikatnie zarysowane tło, usprawiedliwiające czynności, jakie narzuca odbiorcom gameplay. Taka konstrukcja fabularna wypada zresztą całkiem zadowalająco, gdyż pasuje do skromnej konwencji całości i wywołuje subtelne poczucie wyobcowania. Nieźle komponuje się też z położeniem głównego bohatera, czyli wspomnianego we wstępie nowonarodzonego kosmity. Drobne stworzonko dopiero co otworzyło swoje oczęta, a tym samym stawia pierwsze, tak na marginesie nie do końca samodzielne, kroki.

niedziela, 27 grudnia 2015

Mgła (PC) - recenzja

Gdybyśmy zapytali grupę graczy, z jaką produkcją kojarzy im się mgła, wśród odpowiedzi zapewne niejeden raz zostałaby wymieniona seria Silent Hill. Prawdopodobnie zabrakłoby natomiast pozycji wydanej przez firmę Alawar, mimo że obnosi się z tym zjawiskiem atmosferycznym w tytule. I to nie tylko dlatego, że casualowe gry nie zyskują rozgłosu równego projektom głównego nurtu. Mgła jest bowiem jedną z takich produkcji, która dostarcza raczej letnich emocji. A szkoda, bo nie można jej odmówić pewnego potencjału.

Przedstawiona w grze historia zaczyna się całkiem obiecująco. Susan Wild, którą pokierujemy w trakcie zabawy, jedzie samochodem wraz z córką Rachel mało uczęszczaną trasą. Późna godzina, nienajlepsza pogoda, a także inne, bardziej dobitne sygnały ostrzegają odbiorców, że bohaterki może lada moment spotkać coś niezbyt miłego. I faktycznie tak się staje – pani Wild wjeżdża na kolce rozciągnięte w poprzek drogi, a następnie traci kontrolę nad pojazdem. Kiedy kobieta odzyskuje przytomność, dociera do niej, że rozbite auto stanowi w tej chwili najmniejszy problem. O ile Susan wyszła z wypadku bez większego uszczerbku na zdrowiu, tak nie wiadomo co z Rachel, której nie ma nawet w pobliżu samochodu. Zdenerwowana matka szybko wyrusza zatem na poszukiwania latorośli, docierając w końcu do pewnego domostwa.

czwartek, 24 grudnia 2015

"Family Man" - recenzja


Pieniądze szczęścia nie dają… W Wigilię wszystko może się zdarzyć… Wprawdzie to truizmy, lecz słowa te ciągle mają wzięcie, a szczególnie w okresie świątecznym. Dlatego też nie brak historii, krzewiących rodzinne wartości i osadzonych w czasie, kiedy wielu ludzi absorbują takie sprawy jak prezenty czy ubieranie choinki. Z tego rodzaju tematyką zmierzył się dla przykładu Brett Ratner (m.in. „KasaMowa”, „X-Men: Ostatni Bastion”, seria „Godziny szczytu”), reżyserując film o dość wymownym tytule „Family Man”.

Amerykański obraz, którego światowa premiera miała miejsce w 2000 roku, serwuje odbiorcom połączenie komediodramatu z elementami romansu, a nawet ze szczyptą fantasy. Gwoli ścisłości, większość rzeczy, jakie widzimy w trakcie seansu, trzyma się realizmu. Niemniej kluczową rolę odgrywa tutaj aspekt nadprzyrodzony, bez którego główny bohater nie mógłby stanąć w obliczu takiej a nie innej sytuacji. Otóż przedstawiona w filmie historia koncentruje się na niecodziennych, acz na pierwszy rzut oka zwyczajnych perypetiach Jacka Campbella, biznesmena z Wall Street. Jako że w pracy odnosi sukcesy, zarabia dużo kasy, mieszka w luksusowym apartamencie i jeździ szybkim, drogim autem. Mężczyzna jest przy tym przekonany, że nie potrzeba mu niczego więcej do szczęścia. Czy aby rzeczywiście? Tego właśnie dowie się po wizycie w małym spożywczaku, dokąd zagląda pewnego wigilijnego wieczoru. Chociaż Jack wraca potem do siebie i idzie jak gdyby nigdy nic spać, następnego ranka szybko zauważa, że coś jest mocno nie tak…

niedziela, 20 grudnia 2015

"Renifer Niko ratuje święta" - recenzja

Święta Bożego Narodzenia to nie tylko pora na strojenie choinek, wręczanie prezentów, śpiewanie kolęd czy zajadanie się wigilijnymi specjałami. Wiadomo, że nie wykorzystujemy owych dni wyłącznie do celebrowania stosownych zwyczajów. Jak w każdy inny czas wolny od szkoły lub pracy, pragniemy przy okazji wypocząć. Do najpopularniejszych form relaksu należy oczywiście oglądanie filmów, aczkolwiek w przypadku Bożego Narodzenia preferujemy pozycje o tematyce świątecznej.  I nie myślę o zadowalaniu się samym Kevinem, co w wielu kręgach urosło do rangi tradycji narodowej. Gwiazdkowy repertuar obejmuje szeroki wachlarz tytułów, a jedną z najciekawszych tego rodzaju produkcji jest animacja „Renifer Niko ratuje święta”.

Obraz ten stanowi owoc współpracy czterech krajów europejskich: Finlandii, Danii, Niemiec oraz Irlandii. Tytułowy Niko żyje wraz z matką i resztą stada w cichej leśnej dolinie. Ojciec głównego bohatera służy w Powietrznej Eskadrze Świętego Mikołaja, w związku z czym znany jest młodemu reniferowi jedynie z opowieści rodzicielki. Brak kontaktu z tatą bynajmniej nie przeszkadza malcowi otaczać go podziwem. Nie dość, że papcio nie pracuje u byle kogo, to jeszcze wszyscy członkowie owego oddziału potrafią latać. Umiejętność wzbicia się w przestworza jest największym marzeniem uroczego zwierzaka, który chce w przyszłości pójść w ślady ojczulka i dołączyć do Mikołajowego zaprzęgu. Niestety, silne pragnienie latania nie przekłada się na wymierne efekty, choć maluch ostro ćwiczy.

czwartek, 17 grudnia 2015

"Confetti" - recenzja

„Confetti” to pod pewnymi względami dosyć zabawna historia o rywalizacji i przedślubnej gorączce. Niemniej w ogólnym rozrachunku mamy do czynienia z filmem, który nie rzuca na kolana ani nie zapadnie na długo w pamięć widzów.

Fabuła brytyjskiej produkcji kręci się wokół konkursu, zorganizowanego przez tytułowy magazyn „Confetti”. Zadanie polega na zaprezentowaniu najciekawszego i najbardziej oryginalnego pomysłu na ślub, a na zwycięską parę czeka nagroda w postaci dużego domu. Jako że laureaci dostaną idealny prezent na rozpoczęcie nowej drogi życia, nic dziwnego, iż znajdują się chętni do zademonstrowania swojej kreatywności. Do ścisłego finału docierają tylko trzy pary i to właśnie na ich przygotowaniach skupia się większość akcji obrazu. A co w ogóle proponują owi uczestnicy? Otóż mamy choćby zwolenników nieco staroświeckiego podejścia, którzy pragną zrobić weselisko na modłę musicali z dawnych lat. Druga para zamierza z kolei pobrać się w klimatach sportowych, urządzając ceremonię na korcie tenisowym. I wreszcie ostatni finaliści, paradujący tak, jak ich Bóg stworzył, czyli na golasa.

niedziela, 13 grudnia 2015

"Odmieniec", Philippa Gregory - recenzja

Philippa Gregory, która zasłynęła takimi tytułami jak „Kochanice króla” czy „Biała królowa”, postanowiła zaserwować czytelnikom pewną odskocznię od zbeletryzowanych biografii, aczkolwiek jednocześnie nie porzuciła konwencji powieści historycznej. Tym razem jednak snuje przed nami opowieść o fikcyjnych bohaterach, zamiast skupiać się na postaciach autentycznych. „Odmieniec”, który otwiera cykl o nazwie „Zakon Ciemności”, oferuje pierwsze spotkanie z owymi protagonistami.

Głównymi bohaterami tej osadzonej w średniowiecznej Europie historii są młodzi ludzie o imionach Luca i Izolda. Początek powieści zarysowuje nam tło fabularne, przybliżając wydarzenia, które doprowadziły do późniejszego położenia obu postaci, a tym samym przyszłego splecenia ich losów. On, czyli Luca Vero, to przystojny, inteligentny młodzian i zarazem tytułowy odmieniec. Czym zasłużył sobie na takie miano? Nie do końca pewnemu pochodzeniu, a to dlatego, że pojawił się w życiu rodziców, kiedy ci byli już nie pierwszej młodości. Stąd w wiosce, gdzie mieszkali, krążyły plotki, wedle których chłopak został podrzucony pod drzwi przez istoty nadnaturalne. Ba, zabobonna ludność nie wykluczała nawet, że to być może dziecko demonów. Pogłoski te nie stanęły jednak na przeszkodzie, by Luca wstąpił do klasztoru. Oczywiście nie znaczy to, że młodzieńca ominą komplikacje. A upomną się o niego, gdy z powodu nadto bystrego umysłu ściągnie na siebie oskarżenie o herezję. Niemniej ostatecznie zostaje zwerbowany do specjalnego zakonu, za którego założenie odpowiada sam papież. W ramach służby Vero musi zaś wypełnić szereg misji, przywdziewając szaty inkwizytora.

środa, 9 grudnia 2015

"Bractwo Bang Bang" - recenzja

Upadek apartheidu w RPA pociągnął za sobą wiele zamieszek, a te z kolei nie obyły się bez krwawych ofiar. Media nie pozostawały zaś obojętne na to, co działo się na afrykańskim kontynencie w pierwszej połowie lat dziewięćdziesiątych ubiegłego stulecia. Fotografie upamiętniające tamtejsze wydarzenia obiegły cały świat, a szczególnie głośno było o zdjęciach autorstwa grupy ochrzczonej nazwą „Bang Bang Club”.

Oparty na faktach film Stevena Silvera opowiada o losach członków powyższego zespołu w składzie: Greg Marinovich, Kevin Carter, João Silva i Ken Oosterbroek. Mężczyźni zasłynęli uwiecznianiem na zdjęciach okrucieństw, nierzadko wkraczając z aparatami w centrum niebezpiecznych wydarzeń. Przez takie praktyki narażali oczywiście własną skórę. Wszak podczas ostrej wymiany ognia można zarobić kulkę przez czysty przypadek, nawet pozostając całkowicie neutralnym. Dlatego też paczka kumpli i zarazem współpracowników dorobiła się takiego a nie innego określenia.

niedziela, 6 grudnia 2015

Sandra and Woo in the Cursed Adventure - zapowiedź

Nie zamierzam zbytnio wnikać, jakie to podejrzane strony oglądała w sieci Sandra, lecz wyjątkowo dziwny wirus w jej komputerze raczej nie wziął się z niczego. Cóż, przynajmniej nadarzyła się okazja, by dziewczyna przeżyła pakiet oryginalnych przygód. W sumie to i dobrze, bo gracz powinien się przy tym całkiem nieźle bawić.

Produkcja, za którą stoi niezależne studio Feline Fuelled Games z Niemiec, bazuje na popularnym internetowym komiksie „Sandra and Woo”, tworzonym przez Olivera Knörzera (fabuła) i Puri "Powree" Andini (ilustracje). Warto jednocześnie dodać, iż to pierwsze wcielenie serii w postaci gry. Tytułowi bohaterowie projektu, czyli wspomniana we wstępie dziewczynka oraz jej gadający szop Woo, żyją sobie w miarę normalnie na przedmieściach, acz nie stronią od towarzystwa oryginalnych przyjaciół, np. artystycznie uzdolnionej piromanki Larisy. Wątpliwe jednak, by spodziewali się, co może spotkać ich z powodu netbooka, a właściwie świństwa, które skądś się przyplątało i zagnieździło w systemie.

wtorek, 1 grudnia 2015

Arctic Alive - zapowiedź


Są takie gry, które wzbudzają nieokreślone odczucia, a jednocześnie przykuwają uwagę odbiorców. Tak właśnie podziałały na mnie informacje odnośnie niezależnego Artic Alive. Nie wiem, czy ów projekt okaże się moją bajką. Niemniej zdecydowałam się poświęcić parę słów temu skromnemu, acz pod pewnymi względami ciekawemu „indyczkowi”.

O istnieniu tejże produkcji dowiedziałam się w trakcie przeglądania tytułów zgłoszonych do programu Steam Greenlight. Co istotne, Arctic Alive, nad którym pracuje jeden człowiek – Dima Kiva, dopisało tam szczęście. Gra jest już więc w gronie propozycji, które uzyskały wystarczającą ilość przychylnych głosów i trafią do oferty sklepu firmy Valve. Kiedy to dokładnie nastąpi? Na chwilę obecną nie jest znana konkretna data premiery, ale raczej nie tak prędko, skoro opublikowane materiały graficzne pochodzą z wersji alfa. Już teraz wiadomo natomiast, że z grą będą mogli zapoznać się użytkownicy systemów Windows i Linux.

niedziela, 29 listopada 2015

"Księga bez tytułu", Anonim - recenzja


Gdyby Quentin Tarantino i Robert Rodriguez zechcieli napisać razem powieść, wspólne literackie dzieło zapewne nawiązywałoby klimatem do ich filmów. Niewykluczone, że wyszłoby coś w stylu „Księgi bez tytułu”. Pozycja ta utrzymana jest bowiem w duchu twórczości obu reżyserów.


Nie da się ukryć, iż książka z przytupem przykuwa uwagę jeszcze przed samym otwarciem. I to nie tylko za sprawą intrygującej nazwy, lecz również anonimowego autora. Owszem, twórcy nierzadko publikują swoje artystyczne płody pod pseudonimami, ale w tym wypadku mamy szczególnie ciekawą sytuację. Wydanie utworu podpisanego jako „Anonim” podsyca dodatkowe spekulacje odnośnie intencji osoby, ukrywającej swoją tożsamość. Czyżby stała za tym wszystkim wyłącznie chęć zrobienia jak największej reklamy? A może chodzi o nadanie dziełu zagadkowego posmaku, co ma stanowić część tzw. zabiegu artystycznego? Czy też tajemniczy autor jest kimś, kto zdobył popularność w jakiejś innej dziedzinie? W kontekście „Księgi bez tytułu” podobno padały nawet konkretne nazwiska znanych ludzi.

czwartek, 26 listopada 2015

Being Her Darkest Friend (PC) - recenzja


Droga ku realizacji marzeń bywa ciężka i wyboista, o czym w grze A Fragment of Her przekonaliśmy się na przykładzie Seliny, głównej bohaterki tejże produkcji. Kontynuację owego wątku poznamy zaś w Being Her Darkest Friend, za które ponownie odpowiada niezależne studio Chronerion Entertainment z Austrii.

Pierwsze skrzypce w omawianym dziś tytule po raz kolejny gra Selina, dziewczyna, która wyjechała do wielkiego miasta, aby studiować malarstwo. Młoda kobieta dostała się na Wydział Sztuk Pięknych, gdzie pomimo talentu ciągle spotykała ją krytyka ze strony prowadzącego zajęcia Alberta Seligmanna. Co z tego, że to cieszący się renomą profesor, skoro jednocześnie jest człowiekiem typu do rany przyłóż, a gangrena murowana? Ba, nie ma przesady w stwierdzeniu, iż jego zachowanie potrafi przekroczyć normy przyzwoitości.

poniedziałek, 23 listopada 2015

A Fragment of Her (PC) - recenzja

Jak wiele innych rzeczy, studenckie życie ma zarówno dobre, jak i złe strony. Do tych pierwszych prawdopodobnie sporo osób zaliczy zawieranie nowych znajomości czy imprezowanie w większym towarzystwie. Wśród minusów znajdziemy zaś dla przykładu kaca, jaki pojawia się po całonocnej bibie. Co więcej, trudności nie omijają żaków, którzy zazwyczaj stronią od tankowania. No bo przecież trzeba wkuwać dużo materiału, a czasem też zmagać się z wyjątkowo kłopotliwymi profesorami.

A Fragment of Her, które przygotowało austriackie studio Chronerion Entertainment, zajmuje się właśnie ciemniejszymi stronami studiowania. Nie chodzi jednak o odchorowywanie imprez, lecz o problemy z humorzastym wykładowcą. Wiadomo – trudni ludzie trafiają się wszędzie, np. upierdliwi sąsiedzi w naszym blokowisku czy nawet zupełnie obcy pyskacze, którzy szukają zaczepki na ulicy. Niestety, nieprzyjemne teksty z ust belfra lepiej czasem zbyć milczeniem, zamiast jeszcze bardziej się narażać.

piątek, 20 listopada 2015

"Pamiętnik", Nicholas Sparks - recenzja

Uczucie, jakie połączyło Allie i Noaha, było czymś więcej niż przelotnym wakacyjnym romansem. Czy jednak siła powstałej między nimi więzi wystarczy, by spędzili razem resztę życia? I to pomimo lat rozłąki oraz innych przeciwności losu? O tym właśnie opowiada „Pamiętnik” spod pióra Nicholasa Sparksa.

Nazwisko amerykańskiego pisarza powinno być dobrze znane nawet tym czytelnikom, którzy nie mieli bezpośredniej styczności z jego utworami. Sparks specjalizuje się w obyczajówkach z elementami romansu, a popularność owego literata wykracza poza ramy książkowego świata, owocując niejedną filmową adaptacją. Nie inaczej było w przypadku „Pamiętnika”, na podstawie którego powstał znany obraz z Ryanem Goslingiem i Rachel McAdams w rolach młodych kochanków.

Historię miłości głównych bohaterów spina klamra w postaci wydarzeń, jakie mają miejsce współcześnie w pewnym domu opieki. Przebywa tam starszy pan, który posiada tytułowy pamiętnik. Można powiedzieć, iż notatnik stanowi część codziennego rytuału mężczyzny. Każdego dnia staruszek odwiedza bowiem inną pacjentkę ośrodka – chorą na alzheimera kobietę, a robi to dlatego, by odczytać jej owe zapiski. Treść zeszytu obejmuje natomiast losy Noaha Calhouna i Allie Nelson, które rozgrywają się w latach trzydziestych oraz czterdziestych minionego stulecia.

sobota, 14 listopada 2015

The Tape - zapowiedź

Jeszcze w tym miesiącu gracze będą mieli okazję do zapoznania się z pewną przerażającą kasetą video. No może nie do końca, bo nie chodzi o typowy seans z taśmą VHS, lecz o grę próbującą udawać tego rodzaju nagranie. I to właśnie wizualna konwencja sprawiła, że niezależne The Tape zwróciło moją uwagę wśród licznej grupy wirtualnych horrorów.

Odpowiedzialny za projekt Oleg Kazakov, który posiada w swoim portfolio oldschoolową strzelankę Putrefaction, ubrał swoją najnowszą propozycję w stylistykę found footage. Taka formuła jak ulał pasuje do The Tape, zważywszy na przynależność gatunkową tego tytułu. Wszak w świecie X muzy pozowanie na autentyczne materiały szczególnie spodobało się horrorom. Wystarczy przytoczyć tak znane filmy jak choćby „Blair Witch Project”, „[Rec]” czy „Paranormal Activity”.

wtorek, 10 listopada 2015

Z wizytą u szalonów klaunów - parę słów o Clown House i gameplay


Odpalenie Clown House potraktowałam jako coś w rodzaju próby zmierzenia się z demonami przeszłości. W dzieciństwie naszło mnie bowiem na ukradkowe podglądanie telewizyjnej adaptacji powieści „To”, która wyszła spod pióra Stephena Kinga. Skutek był taki, że nabawiłam się lęku przed klaunami. Co prawda z biegiem lat trauma zblakła, lecz cyrkowe błazny do dziś przywołują niezbyt przyjemne wspomnienia, a zwłaszcza wtedy, gdy natrafiam na ich mniej przyjazne wcielenia.

Do grona milusińskich na pewno nie da się zaliczyć jegomości, którzy występują w grze opracowanej przez niezależne Aslan Game Studio z Turcji. Jak słusznie wskazuje tytuł tejże produkcji, lądujemy w domu, gdzie, oprócz nas, przebywają klauny. Na dodatek, wypacykowani panowie mają wyraźnie nierówno pod sufitem. Zasadniczo szaleni delikwenci stoją lub siedzą, pogrążeni w dziwacznym transie. Nie są to jednak totalne pierdoły, które ograniczają się wyłącznie do udawania nieruchomych posągów. Owszem, czasami rzeczywiście nic nie ich nie ruszy – nawet taniec cycatej panny na rurze. Kiedy indziej zaś czekają, aż stracimy czujność i odwrócimy się do nich plecami. Gdy posępna muzyka zostanie nagle zakłócona jeszcze bardziej złowieszczymi dźwiękami, lepiej spojrzeć za siebie. To znak, że jeden z niemilców zaczaił się od tyłu i napiera na nas z ostrym nożem.

czwartek, 5 listopada 2015

"Trumna" - recenzja

Nie tylko ludzie miewają problemy z określaniem własnej tożsamości. Filmy też potrafi nękać podobny problem. Weźmy na przykład taką „Trumnę”, której reżyserią zajął się Ekachai Uekrongtham. Azjatycki obraz niby chce być horrorem, ale nadto zmierza w stronę dramatu psychologicznego, w konsekwencji sprawiając zawód na obydwu polach.

Na początek kilka słów wyjaśnienia – nie wymagam od filmów grozy tego, by żyły samym straszeniem. Dobrze, jeśli ich twórcy próbują czasem urozmaicić ogólną konwencję, zamiast  zawsze niewolniczo trzymać się ram gatunku. Ale, ale… Trzeba to jeszcze zrobić z odpowiednim wyczuciem, dzięki czemu widzowie unikną rozczarowania. Taka sztuka udała się choćby „Kobiecie w czerni” z Danielem Radcliffem, gdzie do klimatycznego horroru umiejętnie wpleciono subtelne studium żałoby oraz ludzkiego zachowania po stracie bliskich. Finezja stanowi tu jednak tzw. słowo-klucz, gdyż psychologiczny aspekt „Kobiety w czerni”, pomimo dużej roli w fabule, nie dominuje ani tym bardziej nie każe zapomnieć, że śledzimy horror. Oglądając „Trumnę”, nierzadko zaś zastanawiałam się, czym dokładnie ma owa pozycja być.

sobota, 31 października 2015

Horror - film a gra. Jak to na mnie działa

Lubimy się bać. No może nie wszyscy, ale na pewno bardzo dużo osób, bo inaczej nie powstawałoby tyle horrorów. A tych, jak wiadomo, nie brakuje. Czy jednak film grozy potrafi przestraszyć w równym stopniu co reprezentująca ten gatunek gra? Dawniej, gdy wirtualna branża jeszcze nie istniała bądź dopiero raczkowała, takie pytanie nie wchodziło oczywiście w rachubę. Teraz zaś jak najbardziej ma ono rację bytu.

Nie będę owijać w bawełnę i od razu zdradzę, co częściej potrafi mnie przerazić. Osobiście bardziej skłaniam się ku grom, aczkolwiek wcale nie odmawiam filmom umiejętności straszenia. Co zatem sprawia, iż silniej oddziałuje na mnie groza wiejąca z komputera bądź konsoli? W tym miejscu muszę odwołać się do zjawiska immersji w grach. Wykreowane przez deweloperów światy posiadają taki atut, że bezpośrednio angażują odbiorców, stawiając przed koniecznością interakcji z wirtualnym otoczeniem.

środa, 28 października 2015

Dragon’s Lair potrzebuje wsparcia, by powrócić jako stuprocentowy film!


W dobie sequeli, prequeli, remake’ów i remasterów nie dziwią powroty różnych marek sprzed lat. Ostatnio postanowili przypomnieć o sobie twórcy serii Dragon’s Lair, prosząc o zastrzyk gotówki za pośrednictwem Kickstartera. Tym razem jednak nie chodzi o nową grę, tylko środki, które ułatwiłyby drogę do realizacji pełnometrażowego filmu animowanego.

Na pewno można być spokojnym o jakość finalnego projektu, jeżeli doszedłby on do skutku. Kampanię crowdfundingową organizują bowiem Don Bluth i Gary Goldman, których uważam za gwarantów sukcesu w przypadku produkcji filmu animowanego. W ich dorobku znajdziemy takie klasyczne, dwuwymiarowe animacje jak m.in. „Dzielna pani Brisby” („The Secret of NIMH”, 1982 r.), „Amerykańska opowieść” („An American Tail”, 1986), „Pradawny ląd” („The Land Before Time”, 1988), „Wszystkie psy idą do nieba” („All Dogs Go to Heaven”, 1989) czy „Anastazja” („Anastasia”, 1997). Do niejednej z powyższych pozycji do dziś mam ogromny sentyment, a co za tym idzie – z otwartymi ramionami przyjmę każdy nowy obraz od D. Blutha oraz G. Goldmana.

niedziela, 25 października 2015

"Rewolwer Maigreta", Georges Simenon - recenzja

Skradziona spluwa? Oj, niedobrze… Trup znaleziony na dworcu? Jeszcze gorzej! Takie oto atrakcje przyszykował czytelnikom Georges Simenon w powieści pt. „Rewolwer Maigreta”. Jak łatwo zgadnąć, zaistniałe problemy wiążą się z koniecznością przeprowadzenia odpowiedniego śledztwa. A kto zajmie się owym dochodzeniem? Komisarz Maigret rzecz jasna.

Georges Simenon to belgijski pisarz, który żył w latach 1903-1989. Podczas swojej literackiej kariery specjalizował się w kryminałach, a sławę zyskał dzięki powieściom oraz opowiadaniom ze wspomnianym wcześniej komisarzem w roli głównej. I chociaż nie stronię od utworów z tego gatunku, przyznam, że „Rewolwer Maigreta” był dla mnie pierwszym spotkaniem z owym cyklem. W końcu wypadało nadrobić zaległości i na własnej skórze sprawdzić, z czym to się je. I jak? Nie powiem, by przeczytana książka rozłożyła mnie na łopatki. Niemniej w ogólnym rozrachunku okazała się dosyć przyjemną lekturą, a tym samym całkiem niezłym sposobem na zabicie wolnego czasu.

środa, 21 października 2015

"Las cieni" - recenzja

W filmie pt. „Las cieni” dwie pary z problemami jadą odpocząć na łonie natury, z dala od wielkomiejskiego zgiełku. I co ich w związku z tym spotyka? Jeszcze większe komplikacje, lecz nie myślę akurat o wzajemnym skakaniu do gardeł, tylko kłopotach ze strony osób trzecich. Mówiąc krótko, główni bohaterowie nadepną komuś na odcisk, a to dlatego, że wetknęli nos w cudze sprawy.

Paul, Isabel, Norman i Lucy, bo takie imiona noszą owi protagoniści, bynajmniej nie należą do wścibskich plotkarzy, którzy chcą wiedzieć dosłownie wszystko o wszystkich. Nic z tych rzeczy! Bohaterowie osadzonej pod koniec lat siedemdziesiątych historii wyjechali na wakacje do Hiszpanii, gdyż Paul nabył tam stojący w odludnej okolicy dom. Tak się jednak złożyło, że podczas polowania on i Norman zabłądzili w lesie, a w trakcie wędrówki natrafili na pewną chatę. W środku znaleźli z kolei przestraszoną dziewczynkę, którą zamknięto w bardzo kiepskich warunkach. Na domiar złego, wydaje się zdziczała i posiada zdeformowane dłonie. Zszokowany Paul postanawia zabrać stamtąd dziecko, z zamiarem powiadomienia policji. Nietrudno przewidzieć, że to właśnie ta decyzja pociągnie za sobą lawinę najgorszych kłopotów. O nieszczęśnicę upomni się grupa miejscowych, którym daleko do fajnych gości.

niedziela, 18 października 2015

Przygodówki z serii Art of Murder oraz Chronicles of Mystery

Wspomnienia to nieodłączna część naszego życia. Polscy przygodówkowicze zapewne powracają niekiedy myślami do cykli Art of Murder oraz Chronicles of Mystery, wyprodukowanych i dystrybuowanych przez rodzime City Interactive. Przypomnijmy sobie zatem historię obu serii.

Nie będziemy jednak cofać się do zamierzchłej przeszłości, bo do roku 2007. City Interactive kojarzyło się wówczas głównie z budżetowymi strzelankami, lecz jak każda ambitna firma, postanowiło poszerzyć horyzonty. Tak oto narodził się oddział w Rzeszowie, mający skupić się na klasycznych przygodówkach. Co więcej, w skład owej ekipy wchodzili ludzie, którzy nie byli bynajmniej nowicjuszami w tym gatunku i maczali palce przy takich produkcjach jak Reah czy też Schizm.

piątek, 16 października 2015

Kruszynkowe przemyślenia: Gracz kontra choróbsko

Smutno, chłodno i wietrznie teraz na dworze, a taka pogoda nie uprzyjemnia spacerów na świeżym powietrzu. Potrafi też solidnie uprzykrzyć życie nawet wtedy, gdy akurat chcemy odpocząć w domu, dla przykładu zasiadając przed komputerem lub konsolą.

Co prawda równie dobrze można doczepić się do tropikalnych upałów, ale jesień wraz z zimą nie mają w zwyczaju sprawiać, że czujemy się jak pieczone na grillu kiełbaski. Za to przyciągają rozmaite przeziębienia, przez które człowiek cierpi srodze. Ostatnio dopadło mnie właśnie takie choróbsko, stąd m.in. mniejsza aktywność w pisaniu tekstów podczas minionych dni. Ba, granie także coś mocno straciło na znaczeniu. Tym samym przekonałam się, że wszelkie grypopodobne stwory to groźna rzecz dla fanów wirtualnej rozrywki.

niedziela, 11 października 2015

"Skubani" - recenzja

Ile to już razy twórcy filmowi sięgali po dwóch skontrastowanych bohaterów? Ileż powstało animacji ze zwierzętami w rolach głównych? A ile mieliśmy produkcji o podróżach w czasie? Odpowiedź na każde z powyższych pytań brzmi: „dużo”. Ów urodzaj bynajmniej nie oznacza powodów do narzekań, zwłaszcza jeśli owocuje satysfakcjonującą rozrywką. A do takich solidnych tytułów zaliczają się właśnie „Skubani”, gdzie znajdziemy zarówno zwierzaki, jak i niezbyt dopasowany duet wraz z czasoprzestrzennymi wojażami.

U podstaw problemów, jakie skłaniają protagonistów do działania, leży Święto Dziękczynienia. Tak się składa, że nasi bohaterowie są indykami, a ptaki te lądują owego dnia na obiadowym stole. Franek, skromnej postury inteligent, od dawna zdaje sobie sprawę ze świątecznych zwyczajów. Niestety, jego pobratymcy ignorują wszelkie ostrzeżenia, widząc w ludziach dobrodziei, chętnie rozdających smaczne ziarno. Odtrącony przez stado Franek o mały włos staje się kulinarnym przysmakiem, lecz unika marnego losu dzięki ingerencji prezydenckiej córeczki, która zapewnia mu ułaskawienie ze strony przywódcy USA. Dziewczynka zabiera indyka do siebie, gdzie, jako domowy pupil, rozsmakowuje się w wygodzie, jedzeniu pizzy i oglądaniu telewizji.

czwartek, 8 października 2015

"Martwa rzeka" - recenzja

Ludzie jadą czasem na wakacje w poszukiwaniu mocnych wrażeń. Wątpię jednak, by ktokolwiek chciałby doświadczyć tak ekstremalnych przeżyć, jakie spotykają bohaterów „Martwej rzeki”. Perspektywa pożarcia przez krokodyla? Dziękuję, ale nie skorzystam. Wystarczy mi obejrzenie filmu o takiej tematyce, aczkolwiek wolałabym coś lepszego niż obraz Davida Nerlicha i Andrew Trauckiego.

Scenariusz, przy pisaniu którego inspirowano się autentyczną tego typu historią, przybliża widzom dramatyczne losy kobiety o imieniu Grace i dwójki bliskich jej osób – męża Adama oraz młodszej siostry Lee. Trójka bohaterów spędza wakacje w północnej części Australii, a urlopowe plany początkowo przebiegają bez jakichkolwiek rys. Feralna w skutkach okazuje się dopiero wycieczka wśród bagnistych terenów, na którą wypływają motorówką w towarzystwie lokalnego przewodnika. To miał być owocny połów, połączony z podziwianiem dziewiczych krajobrazów. Poniekąd tak się stało, tyle że zamiast dużych ryb zjawia się wielki, głodny krokodyl. Gad wywraca łódkę do góry dnem i urządza polowanie na nieszczęśników pośród dzikich wód oraz lasów namorzynowych.

niedziela, 4 października 2015

"Kamień przeznaczenia" - recenzja

Bożonarodzeniowe plany obejmują zazwyczaj takie sprawy jak przedświąteczne porządki, ubieranie choinki, spotkania w gronie najbliższych czy zwyczajne leniuchowanie. Czasami jednak rodzą się pomysły, które, delikatnie mówiąc, odbiegają od powyższych przykładów. Tak było choćby w roku 1950, kiedy to grupka młodych ludzi ze Szkocji postanowiła ukraść pewien głaz, by przywieźć go w swoje rodzinne strony.

Historia, która wydarzyła się naprawdę i posłużyła za podstawę filmu w reżyserii Charlesa Martina Smitha, nie opowiada o szaleńcach ani pospolitych rzezimieszkach, lecz o ludziach wiedzionych przez pasję oraz silny instynkt niepodległościowy. Tytułowy „Kamień przeznaczenia”, zwany również Kamieniem ze Scone, jest bowiem blokiem piaskowca, używanym najpierw przy koronacji królów Szkocji, a potem (po roku 1296) – monarchów Anglii i Wielkiej Brytanii. Do owej zmiany doszło zaś w dramatycznych okolicznościach, gdyż angielski władca Edward I Długonogi zabrał głaz w ramach łupów wojennych. Od tej pory kamień przez ponad 650 lat znajdował się w Opactwie Westminsterskim. Rabunek, który miał miejsce w połowie minionego stulecia, można zatem uznać za swoiste sprowadzenie relikwii do domu.

czwartek, 1 października 2015

Zbrodnia w górach: Odwet (PC) - recenzja

Grupa ludzi w miejscu odciętym od świata to doskonały materiał na kryminał, o czym swego czasu przekonała nas Agatha Christie w genialnej powieści „I nie było już nikogo”. Z podobnej recepty skorzystali też potem inni twórcy, osiągając mniej bądź bardziej udany efekt końcowy. Casualowa gra pt. „Zbrodnia w górach: Odwet” znalazła się na szczęście w gronie tych, którzy odnieśli sukces.

Wyżej wymieniona produkcja pozwala wcielić się w niejakiego Philipa White’a, będącego z zawodu lekarzem. Naszego protagonistę poznajemy w chwili, gdy odbiera telefoniczne wezwanie do chorego pacjenta. Mężczyzna, który pilnie potrzebuje pomocy, przeszedł ponoć zawał serca i przebywa w górskim ośrodku o nazwie Hotel Pod Białym Wilkiem, dokąd czym prędzej się udajemy. Niestety, doktor White zalicza po drodze wypadek samochodowy, a co gorsza, to ledwie początek jego kłopotów. Chociaż dociera do celu w jednym kawałku, burza unieruchamia go w położonym na odludziu ośrodku.

sobota, 26 września 2015

Detective Di: The Silk Rose Murders - zapowiedź


W grze Detective Di: The Silk Rose Murders ktoś zabija kurtyzany. Prawdopodobnie chodzi jednak o coś znacznie poważniejszego niż nawiedzony obrońca moralności, który zbyt gorliwie podszedł do walki z najstarszym zawodem świata. Wyjaśnienie wszystkich tajemnic spadnie natomiast na barki głównego i zarazem tytułowego bohatera tej niezależnej przygodówki.

Co ważne, ów detektyw nie narodził się jedynie w czyjejś wyobraźni, gdyż wzorowany jest na postaci autentycznej, a konkretnie na Di Renjie, chińskim urzędniku żyjącym za panowania dynastii Tang. Mężczyzna ten słynął z prawości oraz przenikliwego umysłu, które pomogły mu na trwałe zapisać się w historii kraju. Jego losy niejednokrotnie posłużyły za źródło inspiracji dla różnych twórców, czego owocem są m.in. książkowe kryminały Roberta van Gulika czy azjatycki film pt. „Detektyw Dee i zagadka upiornego ognia”, gdzie w głównej roli wystąpił Andy Lau. Ponadto, w 2012 roku wydano casualową produkcję typu hidden object, której fabuła bazuje na życiu tej historycznej postaci – Judge Dee: The City God Case. W kwietniu 2016 roku, światło dzienne powinna zaś ujrzeć kolejna gra, czyli wspomniane we wstępie The Silk Rose Murders. Jej premierę zaplanowano na komputerach PC oraz Mac.

środa, 23 września 2015

"Dwa słodkie aniołki", Mary Higgins Clark - recenzja

Nie od dziś słyszy się o więzi, jaka łączy bliźnięta jednojajowe. Czasami tego typu zależność urasta nawet do rangi fenomenu, który podchodzi pod kategorię zjawisk nadprzyrodzonych. Nic więc dziwnego, że upomniała się o to literatura rozrywkowa.

Tak się składa, że miałam ostatnio przyjemność przeczytać podejmującą ową tematykę książkę, a konkretnie „Dwa słodkie aniołki” autorstwa Mary Higgins Clark. Jest to zresztą nie pierwszy mój kontakt z twórczością amerykańskiej pisarki, w której portfolio figuruje wiele bestsellerów. Po zapoznaniu się z paroma jej pozycjami (m.in. „Jesteś tylko moja” oraz „Zanim się pożegnasz”), wiem, że nie można jej odmówić talentu do opowiadania wciągających i trzymających w napięciu historii. Co istotne, nie inaczej jest w przypadku „Dwóch słodkich aniołków”.

sobota, 19 września 2015

Przygodówki na Steam Greenlight - krótki przegląd #2


W ubiegłym miesiącu poświęciłam jeden ze wpisów krótkiemu przeglądowi przygodówek, które starają się o przychylne głosy graczy na Steam Greenlight, a tym samym znalezienie się w ofercie sklepu firmy Valve. Dziś powracam do tematu, lecz tym razem prezentuję zestaw kilku innych produkcji. Przy okazji dodam, iż część z nich potrzebuje również pieniężnego wsparcia na platformie crowdfundingowej Kickstarter.


Gray Dawn
Gray Dawn to pierwszoosobowy horror, którego opracowaniem zajmuje się małe niezależne studio Interactive Stone. Elementy grozy mają tu opierać się na budowaniu sugestywnej atmosfery zamiast na epatowaniu krwią, potworami itp. Twórcy chcą położyć nacisk na psychologiczny aspekt fabuły, w czym powinna pomóc dość ciężka tematyka przedstawionej w grze historii. Mianowicie wcielimy się w księdza, który próbuje odnaleźć zaginionego ministranta. Sprawa ma dla niego wymiar osobisty, a to dlatego, że jest podejrzany o zamordowanie owego chłopaka. Co więcej, młodzieniec ponoć padł wcześniej ofiarą opętania, a nasz protagonista poddał go egzorcyzmowi, który zakończył się niepowodzeniem.

wtorek, 15 września 2015

"Zaczarowany ogród Tomka" - recenzja

Lato nie rysuje się przed Tomkiem w szczególnie różowych barwach. Chłopak musi spędzić jakiś czas u wujostwa, które, choć miłe, mieszka w domu, gdzie nie ma innych dzieci. Tak się akurat składa, że młodzian nie jest typem samotnika i brakuje mu towarzystwa kogoś w podobnym wieku. Tomek lubi ponadto zabawy na świeżym powietrzu, ale tu również zaczynają się schody. Owszem, wolno mu zajrzeć na podwórko. Cóż jednak z tego, skoro walają się tam stare graty, a przestrzeni tyle, co kot napłakał? Tym większe więc jego zaskoczenie w momencie odkrycia tajemnicy, jaką skrywa owa posesja.

Wyżej wspomniany sekret ma iście magiczne podłoże, acz nie dotyczy szafy, która niczym w „Opowieściach z Narni” prowadzi do świata zasiedlonego przez gadające zwierzaki i mityczne istoty. Niemniej chodzi o pewien element domowego wystroju, umożliwiający ucieczkę od szarej codzienności. Tym nietuzinkowym obiektem jest stary, duży zegar, który stoi w holu. To właśnie on sprawi, że zobaczymy tytułowy „Zaczarowany ogród Tomka”. O północy zawsze bije trzynaście razy, tym samym wpływając na wygląd posiadłości. Na co dzień dom nie jest kompletną ruiną, lecz metamorfoza przywraca mu dawną świetność. Jeszcze lepiej przedstawia się sytuacja podwórka, gdyż śmietnik ustępuje wtedy pola pięknemu i rozległemu ogrodowi.

piątek, 11 września 2015

"Przyczajeni", Guy N. Smith - recenzja

Jeżeli bohater powieści grozy szuka świętego spokoju, można przyjąć za pewnik, że harmonia i cisza pozostaną jedynie w sferze jego marzeń. Już autor postara się zadbać o to, aby dostarczyć swojej postaci zupełnie innych wrażeń. Wszak formuła horroru do czegoś zobowiązuje.

Taką też drogą podąża Guy N. Smith w książce pt. „Przyczajeni”. Gatunkowe reguły nie są mu zresztą obce, gdyż domenę tego brytyjskiego literata stanowią przede wszystkim horrory. Bohaterem, który w „Przyczajonych” tak bardzo pragnie wewnętrznego wyciszenia, jest zaś Peter Fogg. Podobnie jak autor utworu, mężczyzna trudni się pisarstwem. Co więcej, to właśnie jego zawodowe plany sprawiły, że postanowił przeprowadzić się wraz z żoną Janie i synem Gavinem do wiejskiego domku, położonego na terenie Walii. Wprawdzie nie na stałe, ale pan Fogg zamierza tam pomieszkać wystarczająco długo, by w ciszy popracować nad nową powieścią.

wtorek, 8 września 2015

Crazy Pixel Streaker - zapowiedź

Wyobraźcie sobie, że trwa akurat mecz piłki nożnej, a Wy jesteście jednymi z widzów siedzących wygodnie na trybunach. Nagle zauważacie, iż po murawie biegnie ktoś jeszcze oprócz piłkarzy. I nie, nie jest to sędzia, który musi pilnować przestrzegania zasad na boisku. Ów osobnik wyskakuje praktycznie znienacka, mając zgoła odmienne zamiary. Zamiast pilnować porządku, woli bowiem zasiać trochę zamętu. No bo co innego można pomyśleć o człowieku, który paraduje golusieńki jak go Pan Bóg stworzył?!

Powyższa sytuacja bynajmniej nie należy wyłącznie do sfery fikcji, a co więcej, takie akcje określane są mianem streakingu. Tego typu wyczyn opiera się na prostym, acz śmiałym i zarazem szalonym pomyśle biegania nago w miejscach publicznych, ze szczególnym uwzględnieniem imprez sportowych. Cel? Chęć wyrażenia protestu lub po prostu robienie sobie jaj. A im dłużej taka roznegliżowana osoba będzie uciekać przed służbami porządkowymi, tym lepiej, bo więcej ludzi zwróci uwagę na jej ekshibicjonistyczne popisy.

sobota, 5 września 2015

"Czarownik i biały wąż" - recenzja

Zielarz Xu Xian ma szczęście w nieszczęściu. Wpadłszy do wody, cudem unika śmierci dzięki pomocnej dłoni, a właściwie buziakowi dziewczyny o imieniu Susu. Niejeden facet chciałby zostać w taki sposób wyratowany z opresji, zwłaszcza iż w sukurs przychodzi ładna i młoda panna. Na dodatek, wybawicielka Xu Xiana jest bardzo chętna na zacieśnienie znajomości z niedoszłym topielcem. Skoro mężczyzna również czuje motylki w brzuchu, cóż złego w tym, aby żyli sobie długo i szczęśliwie?

Niejaki Fa Hai uważa, że to wybitnie zły pomysł. Bynajmniej nie mamy tutaj do czynienia ze wzgardzonym kochankiem, który nie może znieść widoku swojej byłej w objęciach innego samca. Fa Hai nie w głowie zresztą amory. Jest buddyjskim mnichem i to nie byle jakim. Pomijając fakt, iż piastuje funkcję przeora, jego poświęcenie sprawom duchowym nie ogranicza się do odprawiania modłów. Większość czasu spędza bowiem na tropieniu demonów. Tak się składa, że Susu należy do tego rodzaju istot. Dlatego też nic nie zatrzyma mnicha na drodze ku zakończeniu związku zakochanej pary.

środa, 2 września 2015

"Klucz z Rosetty", William Dietrich - recenzja

„Klucz z Rosetty” wita odbiorców wstępem, gdzie autor w dość nietypowy sposób zwraca się do czytelników. Nie żebym zobaczyła tam rzeczy, będące dla mnie kompletną nowością. Wiadomo – jeśli postać z kręgu literatury rozrywkowej zyska odpowiednią popularność, istnieje duża szansa, iż jej przygody nie zamkną się w jednym tomie. Niemniej nie na co dzień twórca bezpośrednio, acz sympatycznie informuje, że to czytelnik ponosi winę za kolejne kłopoty głównego bohatera.

Wyżej wymieniony tytuł jest drugą częścią cyklu autorstwa Williama Dietricha, amerykańskiego pisarza i dziennikarza, mającego na swoim koncie Nagrodę Pulitzera. Seria, w skład której wchodzi „Klucz z Rosetty”, opowiada o niejakim Ethanie Gage’u, zaś jego perypetie rozgrywają się w czasach napoleońskich. Wymyślony przez Dietricha protagonista to podróżnik i awanturnik pełną gębą, a dzięki swoim przygodom mógłby śmiało uchodzić za przodka Indiany Jonesa, Lary Croft lub Nathana Drake’a z konsolowej sagi Uncharted. Co jeszcze o nim powinniśmy wiedzieć? Facet jest z pochodzenia Amerykaninem i niegdyś pracował na stanowisku sekretarza u Beniamina Franklina. Ponadto posiada dużą wiedzę  z dziedziny elektryczności, która niejednokrotnie przyda mu się w trakcie wojaży. Interesują go kobiety oraz hazard, przy czym nasz bohater nie stroni od oszukiwania w tego typu grach. Nic więc dziwnego, że często wpada w różne tarapaty.

sobota, 29 sierpnia 2015

Tales of Cosmos - zapowiedź

Przygodówka autorstwa Red Dwarf Games pozwoli wcielić się w nietuzinkowy duet, bo w psiaka oraz małpkę. Pomimo tego niezależne studio nie każe odbiorcom zajadać wirtualnych kości czy bananów, a to dlatego, że bohaterowie mają też nietypowe, jak na swoją naturę, zajęcie. Ich fach wydaje się jednak nieco mniej osobliwy, gdy spojrzymy na tytuł gry. Jeśli twórcy nazywają swój projekt „Opowieściami o kosmosie”, to chociażby jeden astronauta powinien się w takiej historii pojawić, czyż nie?

Tak więc kosmonauty w owej produkcji nie zabraknie, a nawet nim pokierujemy. I to nie jednym, lecz dwoma – wcześniej wspomnianymi psem Perseuszem oraz małpiszonem profesorem Gagayevem. Ten niecodzienny zespół astronautów podróżuje sobie po gwiezdnych przestrzeniach, aż tu nagle rozbija się na obcej planecie Novaclad. W zaliczeniu kosmicznej kraksy najprawdopodobniej pomogła zaś magnetyczna anomalia, w sąsiedztwie której nieświadomie znaleźli się nasi podopieczni. Jak łatwo zgadnąć, protagoniści spróbują poradzić sobie z zaistniałymi problemami, a ich plany przypuszczalnie obejmą również działania w sprawie feralnej anomalii.

wtorek, 25 sierpnia 2015

Przygodówki na Steam Greenlight - krótki przegląd

Naszła mnie ostatnio ochota na sprawdzenie, jakie gry przygodowe ubiegają się obecnie o poparcie odbiorców w ramach programu Steam Greenlight. Dlatego postanowiłam poświęcić dzisiejszy wpis liście kilku tytułów, które zwróciły wtedy moją uwagę. Zapraszam więc do zapoznania się z poniższymi pozycjami, a gdybyście zainteresowali się jedną lub większą liczbą gier, zachęcam też do odwiedzenia platformy Steam i oddania przychylnego głosu na dane projekty.


The Uncertain
Fabuła przygodówki, za którą odpowiada studio Comon Games, zostanie osadzona w postapokaliptycznym uniwersum, gdzie wojna doprowadziła do wyginięcia rodzaju ludzkiego. W kogo wobec tego przyjdzie nam się wcielić? Otóż pokierujemy poczynaniami zaawansowanego robota-inżyniera. Taki dobór bohatera pozwoli poznawać otoczenie z punktu widzenia elektronicznej istoty, która poprzez eksplorację środowiska stara się zrozumieć otaczający ją świat. W trakcie rozgrywki napotkamy rzecz jasna różne zagadki, lecz twórcy planują również dodać elementy zręcznościowe i skradankowe. Co ważniejsze, gra ma zawierać system wyborów rzutujący na zakończenie, a nasze działania wpłyną na zachowanie NPC-ów.

sobota, 22 sierpnia 2015

Empathy - zapowiedź

Stwierdzenie, że po kimś bądź po czymś pozostały jedynie wspomnienia, nabiorą w grze Empathy dosłownego znaczenia. Produkcja, której tworzeniem zajmuje się młode sztokholmskie studio Pixel Night, zabierze nas bowiem do surrealistycznego uniwersum, gdzie panują emocje wraz z echem minionych dni.

Jakkolwiek enigmatycznie to zabrzmiało, totalne oderwanie od rzeczywistości nie leżało u podstaw tego nietypowego świata. Niewykluczone, iż kiedyś wyglądał on bardzo podobnie do naszej szarej codzienności. Otóż uniwersum, do jakiego zapraszają graczy deweloperzy ze Szwecji, ucierpiało na skutek niesprecyzowanej katastrofy. Ów kataklizm doprowadził do upadku społeczeństwa, a pozostałościami po dawnych mieszkańcach są właśnie ich wspomnienia i emocje. Co więcej, nabrały one rzeczywistych kształtów…

Jakie w tym wszystkim jest miejsce dla gracza? Nasz cel to wędrówka, ale nie tylko. Przemierzając surrealistyczne środowisko, spróbujemy znaleźć odpowiedzi na dręczące nas pytania odnośnie takich kwestii jak przyczyna i rodzaj tajemniczej katastrofy, los nieobecnych ludzi czy prawdziwa natura zjawisk, które powinny istnieć wyłącznie w sferze umysłu zamiast w formie swoistych samodzielnych bytów. Poskładanie całej historii poniekąd da też szansę na przywrócenie otoczenia do poprzedniego stanu oraz zapobieżenie dalszej zapaści, bo, tak, sytuacja może się jeszcze bardziej pogorszyć i w konsekwencji nie będzie już niczego.

wtorek, 18 sierpnia 2015

"Niepokój" - recenzja

Twórcy „Niepokoju” nie wymyślili na nowo koła, lecz zaserwowali widzom historię w stylu Hitchcockowskiego „Okna na podwórze”, tyle że skierowaną głównie do nastolatków. Pomimo takiego targetu amerykański obraz z powodzeniem mogą też obejrzeć dorośli odbiorcy i, co najważniejsze, całkiem nieźle się przy nim bawić.

W pamiętnym filmie Alfreda Hitchcocka, który tak na marginesie jest adaptacją opowiadania Cornella Woolricha, głównym bohaterem uczyniono mężczyznę, unieruchomionego z powodu złamanej nogi. Wyreżyserowany przez D. J. Caruso „Niepokój” odstawia zaś wózek inwalidzki na rzecz aresztu domowego. Taką właśnie karę ma przez okres trzech miesięcy odbyć siedemnastoletni Kale Brecht, który dał się pewnego dnia nadto ponieść emocjom i przywalił nauczycielowi w twarz. W związku z zapadłym wyrokiem chłopakowi nie wolno wyjść dalej niż poza teren przydomowego trawnika, a policja rejestruje jego ruchy przy pomocy sygnału GPS, emitowanego przez specjalną opaskę na kostce młodego „skazańca”.

sobota, 15 sierpnia 2015

"Szampańskie życie" - recenzja

Tak zwane głupie komedie zasadniczo dzielą się na dwie grupy. Do pierwszej z nich należą produkcje, których nie grzeszące inteligencją scenariusze potrafią rozśmieszyć i pozwalają oderwać się od trosk dnia codziennego. Oczywiście pod warunkiem, że będziemy mieć ochotę na totalnie odmóżdżającą rozrywkę. Drugą kategorię reprezentują zaś beznadziejne obrazy, wywołujące u widzów co najwyżej uśmiech politowania. Do tego rodzaju dziełek zalicza się „Szampańskie życie” w reżyserii Erika MacArthura. Czego jednak spodziewać się po filmie, w którym główną rolę żeńską gra Paris Hilton?

Fabuła „Szampańskiego życia” rozpoczyna się w niewielkiej mieścinie na terenie Minnesoty, gdzie mieszka niejaki Owen Peadman. Chłopak pomaga ojcu w prowadzeniu rodzinnego interesu, pracując na stanowisku barmana. Niestety, lokal chyli się ku upadkowi pomimo dobrych chęci Owena. Problemy nie pozbawiają go bynajmniej wiary w lepsze jutro. Pewnego dnia, mężczyzna postanawia wyruszyć do Los Angeles, aby wziąć udział w konkursie na króla barmanów. Nie ma się co dziwić skoro na zwycięzcę czeka nagroda wysokości 10 tysięcy dolarów. Dzięki takiej sumie tata naszego protagonisty nie musiałby zwijać biznesu. Owen wyjeżdża zatem do Miasta Aniołów i zatrzymuje się u wujka Earla. Na miejscu, sytuacja dzielnego młodziana nieco się skomplikuje, lecz nie zniechęca go to do porzucenia marzeń o zdobyciu dużej kasy. Wręcz przeciwnie, przy wsparciu ekscentrycznego krewnego próbuje powalczyć o swoje, sięgając po niezbyt chwalebne metody.