Wyobrażenie,
jakie jedna osoba ma na temat drugiej, może, lecz nie musi pokrywać się z
rzeczywistością. Ba, nierzadko od niej odbiega, a w skrajnych przypadkach
różnice potrafią nabrać dość pokaźnych rozmiarów. Warto jednak wyciągnąć z tego
naukę, w czym uświadamiają nas „Papierowe miasta” Johna Greena, autora słynnej
powieści „Gwiazd naszych wina”.
Głównym
bohaterem i zarazem narratorem całej historii jest tutaj Quentin Jacobsen,
który uczęszcza do ostatniej klasy liceum, a właściwie lada moment opuści
szkolne mury, bo do wakacji zostało już niewiele czasu. To zwyczajny, sympatyczny
i raczej spokojny chłopak. Co istotne, przywykł do rutyny, z której wyrywa go
pewnej nocy Margo Roth Spiegelman – mieszkająca po sąsiedzku koleżanka ze
szkoły. Nie żeby wcześniej nie zdawał sobie sprawy z istnienia tej dziewczyny.
Wręcz przeciwnie, od dawna się w niej podkochuje, a gdy byli mali, spędzali
dużo czasu na wspólnych zabawach. Później ich drogi się rozeszły i kiedy
podrośli, przebywali w kręgu innych znajomych. Trwało to do momentu, w którym ekscentryczna
panna postanawia nagle zakłócić Quentinowi sen, by zabrać młodzieńca na nocną
eskapadę. Choć wizyta zaskakuje protagonistę, zauroczenie przeważa nad głosem
rozsądku, tłumiąc wewnętrze opory. Na tym nie kończą się niespodzianki, gdyż następnego
dnia dziewczę ucieka z domu. Quentin odkrywa zaś, że Margo pozostawiła po sobie
rozmaite wskazówki. Nietrudno więc przewidzieć, iż chłopak zechce odszukać swój
obiekt westchnień, odbierając przy okazji parę życiowych lekcji.