czwartek, 4 stycznia 2024

"Pan Złol ma dziś wolne", t.1, Yuu Morikawa - recenzja

 


Każdy potrzebuje czasem wolnego, by odetchnąć od zawodowych obowiązków. I to nawet jeśli na co dzień wykonuje się robotę na rzecz organizacji złoczyńców, której plany obejmują – bagatela – przejęcie władzy nad światem! W sumie praca jak każda inna z niełatwymi zadaniami, acz moralnie mocno dyskusyjna, delikatnie mówiąc. Przerwy na relaks zatem wskazane, z czego główny bohater komediowej mangi „Pan Złol ma dziś wolne” nie omieszkuje skorzystać.


Mimo że publikacja, za którą odpowiada Yuu Morikawa, nie jest pierwszą w popkulturze historią skoncentrowaną na czarnym charakterze, z pewnością zwraca na siebie uwagę podejściem do takiej kategorii postaci. Oto bowiem mamy tytułowego Pana Złola, piastującego nie byle jakie stanowisko w szeregach nikczemników. Wszak – jak sam przyznaje – wchodzi w skład kadry dowódczej. Niemniej fabuła skupia się na życiu tegoż jegomościa poza godzinami pracy, dzięki czemu czytelnicy zostaną skrupulatnie poinformowani o jego zajęciach w ramach wolnego czasu. Mianowicie protagonista stara się trzymać wtedy z dala od wszystkiego, co ma związek z robotą. Woli więc unikać nie tylko współpracowników, ale i walczących ze złoczyńcami rangersów. Za to preferuje – przykładowo – oglądanie pand w zoo czy wypady do centrum handlowego.


Pierwszy tom serii, który miałam okazję przeczytać, odznacza się epizodyczną strukturą. W trakcie lektury prześledzimy przede wszystkim różne sytuacje z życia Pana Złola, kiedy odstawia on na bok realizację planów dotyczących podboju Ziemi. Wprawdzie zajrzymy na chwilę do pracy protagonisty, lecz tam też pojawi się temat konieczności zaczerpnięcia oddechu. Jednocześnie dowiemy się, iż ugrupowanie rangersów nie spoczywa na laurach, lecz przeciwnicy Złola i spółki, aczkolwiek mają na oku głównego bohatera, również zostaną pokazani w bardziej codziennych, że tak to ujmę, okolicznościach.


Humorystyczne aspekty mangi polegają na przedstawieniu czarnego charakteru w zupełnie innych sytuacjach niż te, które stanowią domenę takich postaci w popkulturze. Dzięki obranemu kierunkowi przekonamy się chociażby, że zwyczajne rzeczy typu szeroki asortyment w sklepie mogą być dla Pana Złola czymś fascynującym. Tworzy to niezły kontrast pomiędzy jego postrzeganiem świata a rzeczywistością ludzi nieświadomych prawdziwej natury protagonisty, dla którego walki, niszczycielskie cele itp. są chlebem powszednim. Co więcej, w parze z nietypową historią o kimś złym idzie tutaj uniwersalne podkreślenie istoty wypoczynku i wyresetowania się od pracy.


Ale czy wszystko to przełożyło się na faktycznie zabawną komedię, przy której można by boki zrywać? Cóż, z tym jest – niestety – duży problem. Podczas lektury towarzyszyły mi w najlepszych momentach letnie emocje, bo – owszem – nie było tragicznie, by męczyć się próbując jakoś dotrwać do ostatniej strony. Niemniej nie odczułam takiej satysfakcji, bym zafascynowana śledziła zaserwowane na kartach komiksu sceny z życia Pana Złola. Na mojej twarzy sporadycznie pojawił się zaś co najwyżej bardzo delikatny uśmiech – głównie na widok słodkich zwierząt, narysowanych przy pomocy estetycznej i stawiającej na oszczędne tła kreski. Z kolei monolog pierwszoplanowego bohatera, który występuje na początku większości rozdziałów, okazał się chybionym pomysłem właśnie przez swoją nadmierną powtarzalność.


Debiutancki tom nie wywarł wobec tego na mnie takiego wrażenia, które sprawiłoby, że z niecierpliwością rzuciłabym się na następne odsłony owego cyklu. A mangowych serii zbieram już sporo, co dodatkowo nie zachęca do inwestowania w ciąg dalszy perypetii Pana Złola. Co prawda przedstawiona tu historia bazuje na ciekawej koncepcji, lecz daleko jej do satysfakcjonującego wykorzystania swojego potencjału. Nie twierdzę, że to tytuł zupełnie straconej szansy. Kto wie – może kolejne tomy pójdą w lepszym kierunku, ale na dzień dobry jest w ogólnym rozrachunku przeciętnie.



---------------------------
Tytuł polski: Pan Złol ma dziś wolne (tom 1)
Tytuł oryginalny:
Autor: Yuu Morikawa
Wydawnictwo: Studio JG
Liczba stron: ok. 130


12 komentarzy:

  1. Z chęcią sam bym przeczytał Julito, pozdrawiam :-) .

    OdpowiedzUsuń
  2. Tematyka całkiem ciekawa. Co do czarnych charakterów, to oglądam teraz południowokoreański serial "Romans z demonem". ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. No szkoda, szkoda, spodziewałam się po tym dobrej komedii a tu manga taka sobie.

    OdpowiedzUsuń
  4. Do Mang się zbieram od dłuższego czasu. Muszę w końcu zabrać, za te które mnie ciekawią, że ta prezentowana przez Ciebie może niekoniecznie na pierwszy ogień 😃

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie ten konkretny tytuł nie zachwycił. Nie jest zły, ale szału też nie robi. :/

      Usuń
  5. Mimo wszystko chętnie przeczytam. Aktualnie pożyczam od najstarszej córki, której kolekcja się powiększa sukcesywnie. Ostatnio kupiłam jej w empiku mangę Hanako. Od kolegi dostała mangę Your name. Pierwszą jej mangą był Demon slayer. Mnie się bardzo podoba serial Niebieskooki samuraj na netflixie. Polecam

    Miłego wieczoru

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niebieskookiego samuraja też oglądałam i czekam na kolejny sezon, bo ten mi się bardzo podobał. Co do Demon Slayera, oglądałam tylko pierwszy sezon anime - było ok, ale nie wciągnęło mnie tak mocno jak np. Niebieskooki samuraj. Your name (Twoje imię) znam właśnie w wydaniu mangowym - piękna historia. A jeśli chodzi o Hanako, to parę pierwszym tomów czytałam i było sympatycznie. :)

      Usuń

System komentarzy, tak jak cały blog, funkcjonuje na platformie Blogger, gdzie stosowane są zasady polityki prywatności Google.