Posępne intro, w
którym wielki statek kosmiczny przemierza przestrzeń na tle niepokojących
dźwięków, od razu wprawił mnie w odpowiedni nastrój, potwierdzając, iż fabule
Stasis będzie zdecydowanie bliżej do „Obcego – ósmego pasażera Nostromo” niżli
„Strażników Galaktyki”. Tym bardziej cieszy fakt, że produkcja do samego końca
pozostaje wierna obranej konwencji i serwuje odbiorcom mroczne science fiction
pełną gębą. Co więcej, klimatyczną opowieść grozy przystrojono tutaj solidną,
klasyczną rozgrywką w stylu point and click.
Recenzowany
przeze mnie tytuł to jeden z takich projektów, któremu pomogły dobrodziejstwa
Kickstartera. Pod koniec 2013 roku wystartowała bowiem kampania crowdfundingowa
w celu uzyskania funduszy na rzecz tejże przygodówki. Gra znajdowała się
wówczas w dość zaawansowanym stadium rozwoju, a zebrane środki miały zostać
wykorzystane do nadania jej możliwie najlepszego kształtu, m.in. poprzez
zatrudnienie profesjonalnych lektorów oraz doszlifowanie warstwy graficznej. Akcja
okazała się na szczęście sukcesem, do którego osiągnięcia potrzebowano
przynajmniej 100 tysięcy dolarów. Kickstarterowy licznik zatrzymał się finalnie
na ponad 132 tysiakach, dzięki czemu zgromadzone tam pieniądze zasiliły konto
odpowiadającego za produkcję niewielkiego studia The Brotherhood z siedzibą w
Kapsztadzie. Południowoafrykańska ekipa spokojnie kontynuowała zatem prace, by w
sierpniu 2015 roku wypuścić na świat swoje dzieło.
Gdzie jestem?!
Fabuła
Stasis funduje graczom kosmiczną wyprawę do odległej przyszłości i pozwala wskoczyć
w umęczoną skórę niejakiego Johna Marachecka. Do niezbyt dobrej kondycji
mężczyzny nawiązałam nieprzypadkowo, a to dlatego, że pod pewnymi względami
stanowi ona kluczowy element snutej przez twórców opowieści. Główny bohater budzi
się z hibernacyjnego snu na pokładzie pozornie opustoszałego statku, który, jak
słusznie spostrzega sam zainteresowany, nie jest jego łajbą. John nie ma oczywiście
zielonego pojęcia, czemu wylądował w obcym miejscu. Na domiar złego, nigdzie
nie widać żony ani córki protagonisty, wraz z którymi wcześniej podróżował. Panu
Maracheckowi nie pozostaje nic innego jak tylko rozejrzeć się po okolicy za
najbliższą rodziną i ewentualną drogą ucieczki, poznając równocześnie tajemnice
niegościnnego środowiska.
Przemierzając
kolejne pomieszczenia, szybko zauważymy, że ogromny okręt posłużył za arenę dla
wyjątkowo nieprzyjemnych zdarzeń. Nie brak mniej bądź bardziej zdewastowanych
obiektów, niejedna ściana ubrudzona krwią, tu i ówdzie leżą zmaltretowane
zwłoki, a ponadto odkryjemy ślady dziwnej organicznej narośli. Na tym niestety
nie kończą się wątpliwe atrakcje, jakie przyszykowano naszemu podopiecznemu. John
wchodzi wkrótce w posiadanie komunikatora, który umożliwi prowadzenie rozmów z
ocalałą panią naukowiec o imieniu Te’ah. Kobieta będzie odtąd pełnić funkcję
swoistej przewodniczki po wnętrzach statku, lecz problem bynajmniej nie tkwi wyłącznie
w tym, iż bohater musi zaufać nieznanej osobie. Zwiedzany teren nadal skrywa
wiele niebezpieczeństw, zarówno pod postacią tzw. złośliwości rzeczy martwych,
jak i najwyraźniej czegoś całkiem żywotnego.
W imię bólu, lęku
i nauki
Pomijając
dialogi z udziałem Te’ah, nieocenionym źródłem informacji stają się napotykane
niemalże na każdym kroku terminale i palmtopy, które pomagają zgłębić przyczyny
przykrego położenia Johna, naturę nieprzyjaznej placówki oraz losy wytrzebionej
załogi. Groomlake, bo takie miano nosi tajemniczy statek, to ośrodek badawczy,
gdzie zajmowano się różnego rodzaju eksperymentami, często ignorując wszelkie
zasady moralne wespół z normami etycznymi. Taka sceneria pozwoliła autorom na
stworzenie ponurej opowieści o zgubnych skutkach zabawy w Boga i szalonym
naukowcu, który kierował owym bajzlem. Co ciekawe, wirtualne zapiski, jakie
znajdziemy na swojej drodze, nierzadko traktują o prywatnych sprawach
pracowników stacji, np. poglądach na zaistniałe zajścia, badaniach na boku czy
nawet problemach uczuciowych. I chociaż czytanie wszystkich dzienników nie jest
niezbędne do ukończenia gry, osobiście zachęcam, by z tego nie rezygnować.
Lektura niewątpliwie wzbogaca fabułę i zwyczaje daje odczuć, że na pokładzie
Groomlake przebywali ludzie z krwi i kości.
Owszem,
przedstawiona w Stasis historia nie zalicza się do szczególnie oryginalnych,
wzbudzając skojarzenia z takimi tytułami jak dla przykładu filmy „Obcy”, „Ukryty
wymiar” lub gra Dead Space. Deweloperzy nie kryją zresztą swojej inspiracji
klasykami science fiction, a ja nie mam nic przeciwko czerpaniu natchnienia z
innych twórców, o ile przełoży się to na satysfakcjonujący efekt końcowy. Dokładnie
tak jest z perypetiami Johna Marachecka, które bronią się zręcznie napisanym
scenariuszem i kapitalnie wykreowanym klimatem. Według mnie to dobra propozycja
na nocne sesje przed komputerem, acz za dnia także potrafi wprawić w nastrój
niepokoju. Niezależny zespół nie omieszkał przy okazji wtrącić paru jump
scare’ów, które dają radę pomimo bycia ogranymi przez horrory chwytami. Przyczepiłabym
się jedynie do kilku nadto drastycznych scen – z jednej strony, rozumiem psychologiczny
wydźwięk tych fragmentów, z drugiej nie mogłam odeprzeć od siebie wrażenia, że
trochę przesadzono. Cóż, The Brotherhood bardzo skrupulatnie podeszło do odzwierciedlenia
idei cierpienia, nie tylko w kontekście zdrowia fizycznego, ale i psychicznego.
Wskazuj i
klikaj, ale rozważnie
O
tym, czego z grubsza należy spodziewać się pod kątem mechaniki, wspomniałam już
na wstępie. Stasis jest tradycyjną przygodówką point and click, która do
obsługi wymaga działającej myszki. Lewym przyciskiem gryzonia zmusimy
protagonistę do ruszenia czterech liter i pozostałych ważnych czynności, co nie
odbiega od gatunkowych standardów. Zatrzymam się teraz na chwilę przy samej kwestii
przemieszczania bohatera, a konkretnie przy podwójnym kliknięciu, które skłoni
go do biegu. Tak, wiem, że to żadna nowość w grach przygodowych. Moją uwagę
zwróciło jednak przemyślane potraktowanie owego aspektu. Mianowicie w
pierwszych minutach zabawy John nie reaguje na dwuklik żwawszym krokiem, a
jedno z naszych pierwszych zadań polega na podleczeniu mężczyzny. Kiedy się z
tym uporamy, naturalną koleją rzeczy facet wróci do pełni sił i będzie mógł
ruszyć szybszym tempem na żądanie gracza. Podobny zabieg wystąpi później
jeszcze ze dwa razy, znajdując sensowne uzasadnienie w warstwie narracyjnej.
Stopień
skomplikowania rozgrywki określiłabym jako umiarkowany, ponieważ nie jest ani
za łatwo, ani za trudno. Czasami trzeba po prostu nieco dłużej pomyśleć lub
baczniej rozejrzeć się po dostępnych lokacjach, bo może pewien detal umknął
naszym oczom. Gameplay bazuje głównie na eksploracji otoczenia, zbieraniu i
używaniu przedmiotów, a także na interakcji z pokładową aparaturą. Ze względu
na fabularny charakter Stasis nie zdziwiła mnie obecność sytuacji, w których
twórcy przewidzieli możliwość zgonu bohatera, jeżeli nie zrobimy czegoś we
właściwy sposób. Co najistotniejsze, przeszkody, jakie przyszykowali autorzy,
nie wyłamują się prawom logiki, zarazem ładnie zgrywając się ze scenariuszem. A
jeśli chodzi o czas trwania całej przygody, tu również nie narzekam – przejście
produkcji zajęło mi przyzwoite 7,5 godziny z dokładnym oglądaniem każdego kąta.
Mroczno, gęsto…
Oceniając
warstwę audiowizualną, pozwolę sobie ponownie poruszyć temat atmosfery, która
swoje znakomite oddziaływanie bezsprzecznie zawdzięcza grafice i
udźwiękowieniu. Akcja została ukazana w rzucie izometrycznym na modłę słynnego
Sanitarium, co dla starszych stażem graczy będzie miłym wspominkowym powrotem
do tego kultowego wszak tytułu. Niemniej atuty strony wizualnej nie kończą się
na nostalgii, gdyż ponure wnętrza Groomlake zaprojektowano z dużą dbałością o
szczegóły. Wiadomo, trudno nazwać przyjemnym widokiem takie rzeczy jak zniszczenia,
kałuże krwi, martwe ciała czy zdeformowane obiekty eksperymentów. I to przecież
chodziło! Do budowy klimatu przyczyniają się też sugestywne dźwięki otoczenia –
rozmaite szumy, pomruki, jęki. Swoją rolę dobrze spełnia soundtrack, na który
składają się utwory Marka Morgana (kompozytor znany choćby z Fallouta i
Wasteland 2), plus dodatkowe ścieżki autorstwa Daniela Sadowskiego (np. Dota 2,
CS: GO). W przypadku muzyki zaryzykowałabym stwierdzenie, że oszczędność idzie
w parze z umiejętnością operowania nastrojem. Linie melodyczne towarzyszą
naszej wędrówce rzadko, ale z wyczuciem. Stąd smętniejsze tony, gdy do bohatera
docierają smutne wieści, albo odwrotnie – kiedy John zyskuje cień nadziei,
odezwie się jakby dodająca otuchy nuta.
Co
się tyczy angielskiego voice actingu, praca aktorów głosowych nie wzbudza
jakichkolwiek zastrzeżeń. Zaangażowani do projektu lektorzy wypadli naturalnie
i nie mieli żadnych kłopotów z przekazaniem stosownych dla danej sytuacji
emocji. Z kolei głosy, które są komputerowymi komunikatami, obrobiono tak, by
brzmiały jak roboty. Skoro napisałam, że usłyszymy mowę Szekspira, od razu
informuję, że brak znajomości języków obcych w niczym nie wadzi. Wśród
dostępnych napisów mamy polskie tłumaczenie, a dostrzeżone uchybienia
(przeważnie literówki zmieniające płeć) były na tyle drobne i sporadyczne, by
nie zakłócić pozytywnego odbioru ani tym bardziej zrozumienia treści produkcji.
Mimo
że śledziłam losy Johna Marachecka z dużym zaangażowaniem i w oderwaniu od
codziennych spraw, Stasis nie jest tytułem, przy którym można się ot tak
zrelaksować. Pamiętajmy jednak, iż rozrywka to pokaźnych rozmiarów kategoria, a
co za tym idzie – mieści w sobie znacznie więcej pozycji niż pogodne, leciutkie
opowiastki. Niezależny zespół deweloperski z RPA mierzy właśnie w ten
poważniejszy segment, bardzo dobrze realizując swój biznesplan. Stasis to
rzetelnie skonstruowany point and click, która przybliża przygnębiającą, lecz intrygującą
i przyprawiającą o ciarki historię. Jeżeli więc lubicie, gdy fantastyka naukowa
zakłada cięższe klimatycznie szaty, nie ignorujcie przygodówki od studia The
Brotherhood.
---------------------------------------------
Producent: THE BROTHERHOOD
Wydawca (świat): THE BROTHERHOOD / Daedalic Entertainment
Wydawca w Polsce: Techland
---------------------------------------------
Producent: THE BROTHERHOOD
Wydawca (świat): THE BROTHERHOOD / Daedalic Entertainment
Wydawca w Polsce: Techland
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
System komentarzy, tak jak cały blog, funkcjonuje na platformie Blogger, gdzie stosowane są zasady polityki prywatności Google.