wtorek, 13 września 2016

"Predator", Michael Crichton - recenzja

Ileż to już razy ludzie doigrali się przez tzw. zabawę w Boga… Niemało utworów literackich i filmowych zdążyło nas w tej kwestii dość dobitnie uświadomić, opowiadając o przykrych skutkach zachłyśnięcia się zdobyczami nauki. Z jednej strony, postęp jest nieunikniony, a nowinki technologicznie potrafią ułatwić życie. Z drugiej, nietrudno stracić kontrolę nad owocami takiego rodzaju prac. O tym właśnie pisze Michael Crichton w thrillerze „Predator”.

Choć polski tytuł wzbudza nieodparte skojarzenia z klasyką kina science fiction, książka ta nie ma nic wspólnego z kultową serią o kosmicznym łowcy. Niemniej Crichton wniósł pokaźny wkład do historii kinematografii, dzięki czemu jego nazwisko jest bardzo dobrze znane nie tylko wśród największych literackich fanów. To on odpowiada za narodziny „Parku Jurajskiego”, tworząc powieść, którą następnie zaadaptowano na potrzeby filmu. Kinową wersję otrzymał również sequel „Zaginiony świat” i na tym zresztą nie koniec, bo cykl o dinozaurach do dziś wzbudza gorące emocje wśród widzów. Wprawdzie amerykański autor napisał dwie książki z serii, lecz, jak wiadomo, X muza hojniej obrodziła w tej materii, a obecnie trwają prace nad piątym z kolei obrazem. Filmowych adaptacji doczekały się ponadto inne utwory spod pióra Crichtona, np. „Kongo” czy „Wschodzące słońce”. Ba, on sam zasmakował zarówno reżyserskiego, jak i scenopisarskiego fachu.

Wzorem słynnego „Parku Jurajskiego”, „Predator” podejmuje wspomniany na wstępie motyw swoistej zabawy w Boga, a co za tym idzie – poniekąd wpisuje się w nurt historii ku przestrodze. Mamy tu bowiem do czynienia z niebezpieczeństwem, stwarzanym przez naukowe eksperymenty z dziedziny nano- i biotechnologii. W tym konkretnym przypadku śmiertelne zagrożenie stanowią nanoboty, które opracowano głównie do celów wojskowych (dodatkowo odkryto też zastosowanie medyczne). Urządzenia miały zostać zaprogramowane w taki sposób, by pod postacią rojów służyć za nowoczesne kamery. Niestety, okazuje się, że jedna z tego typu chmar lata sobie samopas, zamiast w zamkniętym laboratorium. Na domiar złego, obdarzony inteligencją rozproszoną rój bardzo szybko się uczy i replikuje, a także atakuje zwierzęta oraz ludzi. Mordercze instynkty to swoją drogą zasługa kodu, zgodnie z którym nanomaszyny zachowują się niczym drapieżniki.

W centrum dramatycznych zdarzeń zostaje zaś umieszczony niejaki Jack Forman, z zawodu specjalista od programowania systemów rozproszonych. Co ciekawe, główny bohater początkowo egzystuje bardziej na uboczu zaistniałych problemów, mimo że cała afera bezpośrednio go dotyka. Tak się składa, że od pewnego czasu przebywa na bezrobociu i – póki nie zdobędzie nowej fuchy – musi zostać pełnoetatowym tatą. W domu dochodzi zatem do zamiany ról, gdyż funkcję osoby pracującej pełni małżonka Jacka – Julia. Pani Forman piastuje ważne stanowisko w firmie Xymos Technology, tak na marginesie sprawcy kłopotów z nanobotami. Mąż zajmuje się natomiast obowiązkami, jakie spadają zazwyczaj na kobiety, w tym dla przykładu zakupami, gotowaniem czy opieką nad trójką dzieci: dwunastoletnią Nicole, ośmioletnim Erikiem oraz ledwie dziewięciomiesięczną Amandą.

Mimo że Jack czuje się czasami dziwnie z tą swoją codziennością, sympatyczny protagonista wykazuje duże zaangażowanie w trosce o dobro najbliższych. Nie brakuje mu również powodów do zmartwień, i to takich, które grożą rozbiciem familii. Żona coraz dziwniej się zachowuje, łatwo ponoszą ją nerwy, a na dodatek, nieustannie przesiaduje w pracy. Małżonkowie oddalają się od siebie, co każe Jackowi podejrzewać Julię o romans. Oprócz tego, klasyczne problemy rodzinne przeplatają się z niepokojącymi sygnałami o trudnościach, jakie napotkano podczas badań w laboratoriach Xymosu. Te ostatnie ruszają jednak pełną parą wraz z zatrudnieniem bohatera przez powyższą firmę, która potrzebuje jego umiejętności do przysłowiowego sprzątnięcia bałaganu. Wtedy to można zaobserwować odwrotną tendencję przy akcentowaniu poszczególnych aspektów fabuły. Egzystujący dotąd w tle świat nauki wkracza na pierwszy plan, a gdy dojdzie do konfrontacji Jacka z agresywnym rojem, domowe utrapienia wydają mu się odległymi błahostkami. Nie oznacza to, że zapomina o rodzinie. Wręcz przeciwnie, ale kto by się przejmował kłótnią między dziećmi, skoro ma pod nosem wyjątkowo niebezpieczne maszyny.

Jak przystało na solidnie skonstruowany thriller, Crichton już od pierwszych stron buduje odpowiednie napięcie, w znacznym stopniu polegając na niedopowiedzeniach wokół protagonisty. Kiedy dominują obrazki z życia rodzinnego, Julia kilka razy wspomni ogólnikowo o zamieszaniu w robocie bądź też mężczyzna sam dostrzeże coś podejrzanego, nie wiedząc wówczas, czemu będzie musiał stawić w przyszłości czoła. Mało tego, niedomówienia towarzyszą pobytowi pana Formana w fabryce Xymosu, którą wybudowano na pustkowiu, pośród piasków Nevady. Autor zręcznie kreśli przed czytelnikami klimat miejsca pracy, gdzie generalnie panuje nerwowa atmosfera. Nie dość, że nikt nie może zapanować nad zbuntowanymi nanobotami, to jeszcze Jacka coraz bardziej irytuje zatajanie przed nim niektórych informacji. Najsłabiej wypada finał, aczkolwiek nie powiem, by było źle. Po prostu w końcowej partii utworu wkrada się ździebko zbędnego efekciarstwa, przez co rozwianie wszystkich tajemnic nie robi aż tak spektakularnego wrażenia jak powinno.

Należy jednocześnie nadmienić, iż charakterystycznym elementem powieści są regularne i dość obszerne wtrącenia z informacjami dotyczącymi nowych technologii czy biologii. Takie wstawki znajdziemy nawet w tych fragmentach, które skupiają się na obyczajowej warstwie historii. Co najistotniejsze, nie czuć w tym fałszu, zwłaszcza że narratorem jest Jack. Główny bohater to przecież umysł ścisły, więc łatwo zrozumieć, że naukowe rozważania w naturalny sposób przychodzą mu do głowy. Może nie śledziłam tych opisów z zapartym tchem, lecz ich obecność pozytywnie świadczy o rzetelnym podejściu pisarza.

Podsumowując, „Predator” funduje odbiorcom wciągającą rozrywkę, która przypadnie do gustu miłośnikom thrillerów, ze szczególnym uwzględnieniem sympatyków opowieści o ciemnych stronach technologicznego postępu. Co prawda zdołałam częściowo przewidzieć pewien fabularny detal, ale nie wykluczam, że autor celowo chciał zasiać takie podejrzenia, zważywszy na występowanie faktycznie zaskakujących momentów. W każdym razie, jak najbardziej warto przeczytać.



-------------------------------------------------------------------
Tytuł polski: Predator
Tytuł oryginalny: Prey
Autor: Michael Crichton
Wydawnictwo: Albatros A. Kuryłowicz

2 komentarze:

  1. Lubie powiesci Crightona, facet fajnie pisze. Bardzo szybko sie go czyta. Juz kilka tytulow przeczytalam. Jestem chetna na ten egzemplarz. Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To nie jest nowa książka, ale warto rozzejrzeć się w bibliotekach :)

      Usuń

System komentarzy, tak jak cały blog, funkcjonuje na platformie Blogger, gdzie stosowane są zasady polityki prywatności Google.