środa, 10 września 2025

"Koszmar w Nibylandii", Christina Henry - recenzja

 

Koszmar w Nibylandii recenzja

Groza z elementami baśniowymi, a także z nutami niebezpiecznej przygody, w których zdają się z kolei odzywać subtelne echa „Władców much”. Oto „Koszmar w Nibylandii” autorstwa Christiny Henry, czyli ponura wariacja na temat Piotrusia Pana.


Christina Henry to amerykańska pisarka, która posiada na swoim koncie m.in. utrzymane w mrocznym tonie retellingi klasycznych, baśniowych opowieści, w tym przeczytany niedawno przeze mnie „Koszmar w Nibylandii”. Co szczególnie istotne, na kartach owej książki znajdziemy nie tylko swoistą dekonstrukcję postaci słynnego Piotrusia, lecz także historię o młodości jego późniejszego zaciekłego wroga. W ujęciu autorki omawianego utworu, ów przeciwnik był zaś wpierw najlepszym przyjacielem wiecznego chłopca.


To właśnie Kuba, bo tak ma na imię wyżej wspomniany bohater, wysuwa się w powieści na czoło, będąc zarazem pierwszoosobowym narratorem. Dostajemy zatem dokładny wgląd w ewolucję protagonisty, który zostaje sprowadzony na wyspę Nibylandię przez Piotrusia, skuszony obietnicami nieustannej zabawy, radości, przyjaźni i pozostania dzieckiem na zawsze. Tak samo jest potem z kolejnymi chłopcami, ściągniętymi do owego niezwykłego miejsca. Sęk w tym, że brutalna rzeczywistość odbiega od mamiących słów, choć nie wszyscy – i nie od razu – zrozumieją, jak bardzo namydlono im oczy. Kuba jest natomiast młodzieńcem, który, spędziwszy wiele lat na wyspie, wyrasta na głos rozsądku w grupie, wykazując troskę o innych, a zwłaszcza o najmniejsze dziecko w owym gronie – rozczulającego Karusia.

Koszmar w Nibylandii recenzja


Mimo że Piotruś Pan jest tutaj postacią drugoplanową, bynajmniej nie został on zepchnięty na margines. Wręcz przeciwnie, Christina Henry zręcznie zaprezentowała na jego przykładzie wypaczony obraz beztroskiego i żądnego rozrywki dziecka, za którego pragnieniami kryją się okrucieństwo, egoizm oraz potrzeba atencji. Będąc liderem grupy, kłamliwy i podstępny Piotruś naraża członków swej ekipy dla własnego kaprysu, mając czyjeś życie dosłownie za nic. Dzięki takiemu zabiegowi fabuła zyskuje też poniekąd drugie dno, gdyż przedstawiona historia przemyca równocześnie swego rodzaju przestrogę przed toksycznymi manipulantami. Obserwowane z perspektywy Kuby wydarzenia, których wydźwięk wzmacnia rosnąca świadomość narratora i jego coraz silniejsze poczucie odpowiedzialności, celnie wszak pokazują zagrywki stosowane przez przywódcę dziecięcej paczki.


Jeśli chodzi o przywołanego na wstępie „Władcę much” Williama Goldinga, zaznaczyć muszę, że „Koszmar w Nibylandii” nie kopiuje książki brytyjskiego autora. To po prostu takie delikatne skojarzenie w kwestii pewnych elementów fabuły oraz klimatu. Myślę tu o wyspie, na której przebywają dzieciaki i która ma więcej wspólnego z niebezpieczną walką o przetrwanie niż z placem niewinnych zabaw. Stąd myślę, że tężejąca atmosfera z tutejszej Nibylandii może przypaść do gustu chociażby sympatykom klasyka spod pióra Goldinga. Oczywiście po publikację Christiny Henry mogą też śmiało sięgnąć fani takich reinterpretacji, które to w interesujący sposób odczarowują dziecięcą magię znanych opowieści. Polecam!




-------------------------------------
Tytuł polski: Koszmar w Nibylandii
Tytuł oryginalny: Lost Boy: The True Story of Captain Hook
Autorka: Christina Henry
Wydawnictwo: VESPER
Liczba stron: ok. 312





3 komentarze:

  1. Z tego co pamiętam wersja jaką większość zna to ugrzeczniona jak baśnie braci Grimm. Natomiast orginał jest właśnie dla starszych. A tam dzieje się całkiem coś innego.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo chętnie bym przeczytała. Podoba mi się taki motyw wariacji :)

    OdpowiedzUsuń

System komentarzy, tak jak cały blog, funkcjonuje na platformie Blogger, gdzie stosowane są zasady polityki prywatności Google.