To, co miało być atrakcją turystyczną, staje się przekleństwem i grozi utratą niejednego życia, przekształcając radosną wycieczkę w walkę o przetrwanie. Tym właśnie okazuje się tytułowy „Księżycowy pył” autorstwa Arthura C. Clarke’a – legendy gatunku science fiction i twórcy takich dzieł literackich jak np. „Odyseja kosmiczna 2001”.
„Księżycowy pył” to powieść, która pierwotnie ukazała się w latach 60. XX wieku i brata fantastykę naukową z motywami eksploatowanymi przez kino katastroficzne. Brytyjski pisarz nakreślił tu futurystyczną wizję naturalnego satelity Ziemi, czyniąc go miejscem skolonizowanym przez ludzi. Takowa ekspansja człowieka sprawia zaś, że swój kawałek tortu pragnie uszczknąć branża turystyki. Stąd organizacja wycieczek na pokładzie Selene – liniowca, który co prawda nie jest statkiem kosmicznym, lecz posiada takie samo wyposażenie. Trasa pojazdu wiedzie przez księżycowe scenerie i obejmuje Morze Pragnienia, złożone ze specyficznego, suchego pyłu o zachowaniu bliskim cieczy.
Tragedia różnymi oczami widziana
Mimo że rejs, w którym czytelnicy mogą poniekąd wziąć udział na kartach utworu, nie jest dziewiczą podróżą Selene, a dowodzący łodzią kapitan Pat Harris świetnie zna się na swojej robocie, pasażerów i załogi nie omijają kłopoty wielkiego kalibru. Dzieje się tak z powodu niespodziewanego wstrząsu, przez który pojazd zostaje zasypany księżycowym pyłem i utyka głęboko pod gładką powierzchnią Morza Pragnienia. Wypadek ten, wespół z podjętymi w jego obliczu poszukiwaniami, posłużył natomiast panu Clarke’owi za pretekst do zarysowania różnych spojrzeń na ową katastrofę.
Czyje to perspektywy możemy tutaj poznać? Jest oczywiście wyżej wspomniany sektor turystyczny, którego największe obawy kręcą się wokół ewentualnych konsekwencji finansowych i dalszego rozwoju tegoż biznesu. Mamy jeszcze media zaabsorbowane zdobyciem chodliwego materiału, a dziennikarskie aspekty podkreślają nie tylko potrzebę bycia na miejscu, lecz także zdobycia odpowiednich ujęć, by móc pokazać coś faktycznie ciekawego. Niemniej najważniejsze grupy, które figurują w centrum kluczowego wątku, czyli wypadku Selene, to uwięzieni przez pył poszkodowani oraz ci najaktywniejsi w kwestii ratowania nieszczęsnych podróżników.
U osób najbardziej zaangażowanych w akcję ratunkową da się zaobserwować zarówno chęć udzielenia pomocy, jak też złapania okazji do zabłyśnięcia swoimi kompetencjami. Z kolei potrzebujący ocalenia reprezentują szerszy wachlarz postaw, który wynika chociażby z podziału na załogę i pasażerów. Pomimo zrozumiałego zdenerwowania, sympatyczny kapitan Harris oraz pełniąca funkcję przewodnika Sue Wilkins starają się bowiem zachować opanowanie, by uspokoić turystów. A wśród pasażerów mamy np. zwolennika teorii spiskowych, przydatnego naukowca czy emerytowanego eksploratora kosmosu, który – jako typ przywódcy – umie pomóc w ogarnięciu sytuacji na pokładzie i obserwować ludzi niemal detektywistycznym okiem.
Szukając igły w morzu pyłu
Arthur C. Clarke z powodzeniem oddał ponadto żmudny charakter poszukiwań Selene. Z uwagi na specyfikę warunków na Księżycu, ludzie biorący udział w akcji ratunkowej mają problemy nie tylko ze sprawnym jej przeprowadzeniem, lecz także z samym znalezieniem wiadomej łodzi turystycznej. Można nawet zaryzykować stwierdzenie, że swego rodzaju stagnacja panuje przez pewien czas wśród pasażerów, zajętych zaproponowanymi im rozrywkami po to, by nie kierowali myśli ku wiszącej na włosku przyszłości.
Książka ma zatem spokojniejsze tempo niż współczesne, szczególnie widowiskowe filmy katastroficzne, zwłaszcza że dochodzą jeszcze analizy po stronie ratujących co do tego, jak wszystko zorganizować. I to z uwzględnieniem pewnych technicznych detali, acz bez tzw. wodolejstwa. Taki zabieg bynajmniej nie znaczy, iż nie da się odczuć powagi sytuacji. Cały czas pozostawałam tego świadoma, a początkowe wstrzymywanie się z obarczaniem pasażerów najgorszymi informacjami odebrałam właśnie jako profesjonalne próby uniknięcia przedwczesnej paniki. Co jednak zrozumiałe, na pokładzie zapanuje później większa nerwowość wśród turystów. Stres przybierze również na sile u samego kapitana oraz u ekipy ratowniczej. Nic dziwnego, skoro na dalszym etapie fabuły pojawią się kolejne komplikacje, mogące definitywnie przekreślić szanse na ocalenie.
Stare, ale jare
Jak wyżej zasygnalizowałam, Arthur C. Clarke operuje zwięzłym i treściwym językiem. Równocześnie styl autora jest na tyle obrazowy, by dać odbiorcom wystarczające wyobrażenie o opisywanych zdarzeniach, technikaliach, a także o księżycowych widokach. Omawiana powieść ma przy tym w sobie coś w rodzaju retro uroku, który powinien skusić miłośników fantastyki naukowej z dawnych lat. Nie mówiąc o sympatykach elementów rodem z konwencji katastroficznej. Słowem, „Księżycowy pył” to całkiem solidna pozycja.
-------------------------------------
Tytuł polski: Księżycowy pył
Tytuł oryginalny: A Fall of Moondust
Autor: Arthur C. Clarke
Wydawnictwo: Dom Wydawniczy REBIS
Liczba stron: 288
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
System komentarzy, tak jak cały blog, funkcjonuje na platformie Blogger, gdzie stosowane są zasady polityki prywatności Google.