sobota, 11 kwietnia 2015

The Dark Eye: Klątwa Wron (PC) - recenzja

Marka The Dark Eye, którą bardzo dobrze kojarzą miłośnicy RPG, od początku swego istnienia związana jest z Niemcami. Tam właśnie narodziła się jako papierowa gra fabularna, w oryginale nosząca nazwę Das Schwarze Auge. Naszym zachodnim sąsiadom zawdzięczamy też jej debiut w świecie wirtualnej rozrywki pod postacią trylogii Realms of Arkania. Romans owego systemu z komputerami nie zakończył się na powyższym cyklu. W ostatnich latach mieliśmy przecież przyjemność zapoznać się z serią Drakensang, nota bene również pochodzącą z ojczyzny zespołu Rammstein. Jednakże to nie czas i miejsce na przeprowadzanie wykładu o grach RPG na podstawie TDE (DSA), które już się pojawiły lub dopiero ujrzą światło dzienne. Nie opuszczając myślami Niemiec, skupmy się teraz na innym gatunku, a konkretnie na klasycznych point and clickach. Tak oto dojdziemy do przygodówki The Dark Eye: Klątwa Wron. Sam tytuł chyba dobitnie mówi na jakim uniwersum opiera się ta produkcja. Za jej opracowanie odpowiada zaś hamburskie studio Daedalic Entertainment, twórcy m.in. wyśmienitych The Whispered World oraz A New Beginning.

Klątwa Wron pozwala wcielić się w postać młodego Gerona, jednego z mieszkańców królestwa Andergast. Wychowywany przez tutejszego łapacza ptaków zajmuje się profesją opiekuna. Egzystencja naszego protagonisty daleka jest od ideału, ponieważ społeczeństwo traktuje go jako lokalnego wyrzutka. Niektórzy odnoszą się do chłopaka z jawną wręcz niechęcią. Wszystko zaczęło się od zdarzenia, na jakie biedak nie miał zbytniego wpływu. Otóż przed kilkunastoma laty w Andergaście spalono na stosie pewnego wróża. Wśród obserwującego egzekucję tłumu znajdował się Geron, wówczas jeszcze mały brzdąc. Obecność dziecka nie uszła uwadze skazanego mężczyzny, który przed śmiercią zdążył wygłosić złowieszczą przepowiednię pod adresem głównego bohatera. Skoro nawet we współczesnym świecie zdarza się nam zetknąć z zabobonami, łatwo domyślić się jak takie proroctwo odebrała ludność fikcyjnej krainy, gdzie rzeczywiście istnieje magia wraz z nimfami, orkami i innymi fantastycznymi stworzeniami.

Młodzieniec żyje zatem z łatką chodzącego źródła nieszczęść. Na dokładkę, dysponuje magiczną umiejętnością niszczenia przedmiotów, co tylko pogarsza jego sytuację. Pomimo tego Geron nie załamuje się totalnie. Wierzy, że w końcu ludzie pójdą po rozum do głowy i zmienią swoje nastawienie. Ba, marzy, że kiedyś zostanie należycie doceniony. Idealną szansą na polepszenie wizerunku wydaje się wygranie zorganizowanego przez władcę konkursu. Jednocześnie nad królestwem zbiera się coraz więcej ciemnych chmur. Andergast zmaga się z chmarą wron, a ponadto zły los dotyka osoby odpowiedzialne za pochwycenie wróża. Czyżby to zemsta z zaświatów? A może nie chodzi wyłącznie o wyrównanie rachunków? Bez wnikania w nadmierne szczegóły, powiem krótko, iż świat stanie w obliczu olbrzymiego niebezpieczeństwa. Powstrzymanie zagłady spada oczywiście na barki dzielnego ptaszołapa. No cóż, faktycznie będzie musiał się wykazać, aczkolwiek czeka go znacznie trudniejsze zadanie niż początkowo zakładał.

Piękna mroczna baśń

Scenariusz produkcji nie wstrząsa posadami fantasy, ale grzechem byłoby karcić go za trzymanie się gatunkowych kanonów. Dlaczego tak uważam? Po pierwsze, z takim podejściem należałoby wyrzucić za okno multum książek o zbliżonej tematyce i to bez zastanawiania się, czy lektura dostarczyła nam przyjemnych wrażeń. Po drugie, Klątwa Wron snuje piękną opowieść, która nie pozwala oderwać się od monitora aż do napisów końcowych. Gra wprost urzekła mnie baśniowym i zarazem gorzkim światem, gdzie łatwo o smutek, ból czy okrucieństwo. W tym miejscu chciałabym przytoczyć inną utrzymaną w klimatach fantasy przygodówkę, a mianowicie The Book of Unwritten Tales. O ile studio KING Art Games przyjęło w swoim dziele żartobliwą konwencję, o tyle Daedalic Entertainment ustawiło The Dark Eye po przeciwnej stronie barykady, kładąc nacisk na wykreowanie posępnej atmosfery. Fabuła nie wywołałaby jednak szczególnego wzruszenia, gdyby nie bohaterowie, z którymi można się zżyć. Chociaż Geron pragnie się wykazać, nie ma w sobie nic z nadętego pyszałka. To dobry chłopak, cierpiący z powodu niesprawiedliwego odtrącenia. Sympatią obdarzyłam także drugą główną postać. Jest nią urocza nimfa Nuri, która podobnie jak łapacz ptaków, poznała uczucie samotności. Naiwna dziewczyna odegra niezmiernie ważną rolę w całej historii oraz w życiu młodzieńca, wrażliwego na jej wdzięk i czyste serce. Drogi obojga szybko się krzyżują, po czym para rozpoczyna wspólną podróż, spotykając przy okazji wielu mniej bądź bardziej interesujących osobników.

Myszka pracuje

Sterowanie w The Dark Eye nie odbiega od tego, z czym mamy do czynienia w innych tradycyjnych przygodówkach. Gerona i Nuri wesprzemy więc dłonią spoczywającą na myszce. Lewy przycisk przyczynia się do takich działań jak przemieszczanie bohatera, rozmawianie, podnoszenie oraz używanie przedmiotów. Prawy uaktywnia zaś komentarze odnośnie badanych obiektów, które wraz z dialogami często służą za źródło cennych wskazówek. W dolnej części ekranu umiejscowiono ekwipunek, lecz do jego zawartości dostaniemy się też poprzez kręcenie rolką gryzonia. Co do samego poruszania się, bohaterowie poprzednich gier Daedalic Entertainment cierpieli na brak umiejętności biegania. Niemieccy deweloperzy ograniczali się wcześniej do opcji szybkiego opuszczania lokacji za pomocą podwójnego kliknięcia. Klątwa Wron przynosi poprawę w tej materii, gdyż Geron potrafi ruszyć żwawszym krokiem pod wpływem dwukliku. Wprawdzie bieg, a raczej trucht, nie działa na małych przestrzeniach, ale nie jesteśmy skazani na nigdzie nie spieszącą się postać.

Logika z nutką abstrakcji

Rozpoczynając nową grę, staniemy przed wyborem poziomu trudności, który określiłabym jako umiarkowany bez względu na naszą decyzję. Po wskazaniu opcji dla mniej doświadczonych odbiorców, będziemy mogli skorzystać z funkcji podświetlania hotspotów i innych ułatwień. Nie zmienia się natomiast stopień skomplikowania zadań. Warto przy tym zaznaczyć, iż producent przygotował furtkę dla osób pragnących wycofać się ze wstępnego postanowienia. W dowolnej chwili wolno nam wyskoczyć do menu i włączyć bądź wyłączyć poszczególne formy podpowiedzi. A jeśli chodzi o rodzaje napotkanych wyzwań, rozgrywka opiera się głównie na licznych rozmowach i zagadkach ekwipunkowych. W trakcie zabawy zbierzemy zarówno rekwizyty o oczywistym przeznaczeniu, jak i obiekty, których wykorzystanie wymaga ciut bardziej abstrakcyjnego myślenia. Na ogół powinniśmy dość szybko wpaść na właściwe rozwiązania, ponieważ nie trzeba przemierzać nieskończonych połaci terenu. Za każdym razem otrzymujemy dostęp do zaledwie kilku plansz, gdzie wykonujemy różne zadania. Uporawszy się z nimi, przeniesiemy się do kolejnego niewielkiego zestawu miejscówek.

Z inwentarzówkami związane są poniekąd zaklęcia magiczne, całkiem ciekawie zresztą pomyślane. W celu popchnięcia fabuły do przodu, należy czasem coś popsuć przy pomocy niszczycielskiego talentu Gerona. Prócz tego, niejednokrotnie sięgniemy po odwrotny czar, a konkretnie naprawczą zdolność Nuri. Mimo że nimfa nie jest grywalną postacią, istnieje możliwość skorzystania z jej magii, odkąd zacznie towarzyszyć chłopakowi. Aby czary dziewczyny odniosły pozytywny skutek, musimy najpierw zgromadzić wszystkie części konkretnego przedmiotu. W The Dark Eye znalazło się ponadto miejsce dla kilku łamigłówek (np. szukanie właściwej drogi według wytycznych szyfru). Nie są one zbyt łatwe ani przesadnie trudne, dzięki czemu nikt nie poczuje się rozczarowany. Za satysfakcjonujący uważam także czas potrzebny na ukończenie produkcji, wynoszący 12 godzin. Jeszcze dłużej nad przygodówką posiedzą zapewne łowcy achievementów, którzy przejdą grę ponownie dla odblokowania kompletu dostępnych osiągnięć. Klątwa Wron nagradza tzw. aczikami za zaliczanie kolejnych partii opowieści oraz za różnorodne działania, jak chociażby sposób poprowadzenia rozmowy czy wielokrotne powtórzenie danej czynności.

Diament z małą skazą

Dzieła autorstwa Daedalic Entertainment darzę dużym szacunkiem za wierność dwóm wymiarom, obejmującym tak lokacje, jak i postaci. Mój podziw wzbudza zwłaszcza wysoka jakość, jaką odznacza się wizualna warstwa produkcji hamburskiego dewelopera. Tym bardziej ucieszył mnie fakt, iż perypetie Gerona i Nuri kontynuują chwalebną tradycję, pieszcząc oczy odbiorców ślicznymi ręcznie rysowanymi planszami. Zaryzykuję stwierdzenie, że zaoferowano nam jedne z najpiękniejszych teł w gatunku point and click! Podczas rozgrywki, często zatrzymywałam się tylko po to, by chłonąć wzrokiem perfekcyjnie dopracowane widoki. Miejsca, które przemierzymy wraz z parą głównych bohaterów, charakteryzują się olbrzymią ilością detali oraz niezwykle bogatą paletą barw. Zastosowana kolorystyka idealnie podkreśla nastrój odwiedzanych lokacji. Leśne okolice nieopodal wodospadu przywodzą na myśl złotą jesień i jak ulał pasują na kryjówkę magicznej istoty, a opuszczony młyn nocą słusznie kojarzy się z niebezpieczeństwem. Z kolei targowisko w Andergaście za dnia tętni życiem, przez co aż chciałoby się samemu podejść do stoiska z loterią lub radośnie podskoczyć w takt muzyki ulicznego grajka. Postaci wtórują tłom w kwestii szczegółowego wyglądu, lecz nie prezentują się już tak okazale z powodu ubogiej mimiki w trakcie konwersacji. Zbliżenia na twarze rozmówców raczą skokowymi animacjami, dając dość nienaturalny efekt. Sądzę, że przydałoby się tutaj więcej płynności. Za to statyczne w dobrym znaczeniu tego słowa są klimatyczne przerywniki filmowe, które przypominają ilustracje ze starej księgi.

Wyżej wspomnianym cut-scenkom towarzyszy ciepły głos narratora, wzmacniający wrażenie uczestnictwa w fascynującej baśni. Co się tyczy reszty angielskich lektorów, nie wszyscy stanęli na wysokości zadania. Ci, którym przypadły najważniejsze role (Nuri i Gerona), nie zawodzą. Parę pozytywnych przykładów znajdziemy również wśród reszty indywiduów. Mnie osobiście do gustu przypadli gadający kruk, straganiarka Hilda oraz spotkany w mieście przemytników Jarre. Na dalszym planie nie brakuje jednak zupełnie bezbarwnych czy wręcz irytujących głosów. Na szczęście, na tym kończą się niedoróbki dźwiękowej strony przygodówki. Odgłosy otoczenia to robota pierwszej klasy. Mijając świńskie koryto, zostaniemy uraczeni chrząkaniem prosiaków, w pobliżu kryjówki nimfy usłyszymy huk wodospadu, a w zaśnieżonych lokacjach powiew zimnego powietrza. Soundtrack nie obfituje w wiele ścieżek i cechuje się oszczędnym charakterem, lecz znakomicie uzupełnia się z grafiką za sprawą umiejętnego budowania klimatu. W groźniejszych momentach muzyka wywołuje lekki niepokój, natomiast kiedy indziej do naszych uszu dolecą nostalgiczne nuty.

Niech żyje Daedalic!

Czy niemieckiemu deweloperowi udało się po raz kolejny zadowolić przygodową brać? Jak najbardziej tak! W konstrukcji zagadek zdołano osiągnąć złoty środek, co przyciągnie zarówno starych wyjadaczy, jak i mniej obytych z tym gatunkiem odbiorców. Miłośników wciągającej narracji ukontentuje dobrze poprowadzony scenariusz, a poszukiwacze pozytywnych doznań estetycznych generalnie nie powinni narzekać na oprawę audio-wizualną The Dark Eye. Jako że zaobserwowane wady stanowią drobną plamkę w porównaniu z korowodem zalet produkcji, gorąco namawiam do sięgnięcia po Klątwę Wron.


Ocena: 9/10


Plusy:
+ wciągająca, poruszająca i zarazem mroczna historia
+ sympatyczna para głównych bohaterów
+ wygodne sterowanie
+ bohater potrafi czasem podbiec
+ wyważony poziom trudności
+ ciekawe zadania
+ solidny czas rozgrywki
+ achievementy
+ piękna i bogata w detale grafika
+ nastrojowa muzyka
+ realistyczne odgłosy otoczenia

Minusy:
- sztuczna mimika bohaterów podczas rozmów
- niektóre głosy

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

System komentarzy, tak jak cały blog, funkcjonuje na platformie Blogger, gdzie stosowane są zasady polityki prywatności Google.