wtorek, 21 kwietnia 2015

"Kumba" - recenzja

Powstało wiele historii, których bohaterowie wyróżniali się na tle swoich pobratymców. Świnka Babe wolała zaganiać owce zamiast całymi dniami chrumkać w chlewiku, renifer Niko marzył o lataniu w przestworzach, zaś słonik Dumbo posiadał ponadprzeciętnej długości uszy. Zebra Kumba ma najwięcej wspólnego z ostatnim z wymienionych zwierzaków, gdyż odmienność owego malca tkwi w jego wyglądzie zewnętrznym. Jednakże w przeciwieństwie do słynnego słonia nie został zbyt hojnie obdarzony przez naturę, lecz właśnie czegoś mu poskąpiono.

Nawet małe dziecko wie, że charakterystyczną cechę zebr stanowią pasy. Tymczasem tytułowy protagonista filmu animowanego „Kumba” wygląda nieco inaczej od pozostałych członków swojego stada. Owszem, posiada pasiaste umaszczenie, ale tylko na przedniej połowie ciała. Tył, włącznie z „policzkami”, świeci natomiast bielą. Ów fakt nie uchodzi uwadze innych zebr, które często pozwalają sobie na niewybredne żarty wobec głównego bohatera. Oryginalna aparycja Kumby zostaje ponadto powiązana z przedłużającym się brakiem opadów. W końcu jak coś się dzieje złego, to najwygodniej zrzucić winę za miejscowego odmieńca i przyczepić mu łatkę zwiastuna nieszczęścia. Negatywne nastawienie dość licznego grona zebr wraz z innymi problemami powoduje, że młody samiec postanawia opuścić stado. Do tego kroku bohatera skłania również legenda o magicznym źródle, dzięki któremu pierwsi reprezentanci jego gatunku zyskali pasy. Kumba ma nadzieję, że kąpiel w owym źródle uczyni go mniej „wybrakowanym”.

Będąca motywem przewodnim obrazu odmienność nie obejmuje jedynie wrażliwej zebry. W trakcie swojej wędrówki, maluch natknie się na postaci, których jak najbardziej dotyczy powyższa kwestia. Na pierwszy plan wysuwa się w tym miejscu czarny charakter, czyli lampart o imieniu Fango. Podobnie jak Kumba, drapieżnik doznał za młodu cierpień w związku z własną innością. W zasadzie dotknęło go to w jeszcze silniejszym stopniu niż tytułowego bohatera, gdyż został bezceremonialnie odtrącony przez lamparcie plemię. Jako że od urodzenia nie widział na jedno oko, dorosłe osobniki uznały Fango za najsłabsze ogniwo grupy – kogoś niepotrzebnego i zarazem niezdatnego do bycia pełnoprawnym łowcą. Twórcom udało się w ten sposób nadać owej postaci pewnego tragizmu, a także sprawić, że widz może poniekąd współczuć dzikiemu kocurowi. Jednocześnie wzbudza on grozę i stoi w opozycji do sympatycznej zebry, ponieważ inaczej zareagował na odrzucenie. Swój ból przelał w agresję oraz chęć zemsty, a w sianiu postrachu pomaga mu wybitnie rozwinięty węch.

Oczywiście animacja południowoafrykańskiego studia Triggerfish nie ma na celu uświadamiać odbiorców, że bycie innym oznacza wieczny smutek, cierpienie oraz wegetowanie na marginesie. Autorzy poruszają tę problematykę, aby wpleść do swojego dzieła walory edukacyjne. Co prawda niesione przez historię Kumby przesłanie nie należy do odkrywczych, lecz nigdy nie straci na aktualności. Mianowicie nie powinniśmy załamywać się w obliczu braku akceptacji. Wręcz przeciwnie, trzeba zachować hart ducha i co najważniejsze, żyć w zgodzie z samym sobą. Niekiedy warto też dostrzec pozytywne strony odmienności, a nawet czerpać z owego faktu pewną satysfakcję. Tego rodzaju postawę reprezentuje chociażby królik, który mieszka w pobliżu wybudowanego przez ludzi wodopoju. Jako jedyny przedstawiciel gatunku w okolicy, uznaje swoją oryginalność za atut i odczuwa dumę, sądząc, iż zalicza się do zagrożonych zwierząt. Odmienności nie wstydzi się również struś Bradley, który trzyma sztamę z antylopą gnu Mamą W. Ów bohater nie zamierza być taki jak każdy nielot. Zamiast tego uważa się za natchnionego artystę i marzy o karierze scenicznej oraz uwielbieniu publiczności.

Obraz w reżyserii Anthony’ego Silverstona zawiera zarówno poważniejsze, jak i bardziej humorystyczne momenty. W ogólnym rozrachunku produkcja wykazuje zdecydowanie większe pokrewieństwo z klasycznymi bajkami Disneya niż z kipiącymi od żartów tytułami w stylu „Shreka” czy „Madagaskaru”. Losom zebry szczególnie blisko do kultowego „Króla Lwa”, z którym łączy go m.in. osadzenie akcji w Afryce. Ponadto oba filmy otwierają narodziny głównych bohaterów, którzy odbywają później kształcącą podróż. Każdy z nich spotyka też na swojej drodze nietuzinkowy duet – Simba poznaje surykatkę Timona i guźca Pumbę, podczas gdy Kumbie towarzyszy zespół złożony z Bradleya oraz Mamy W. Pozycja z RPA nie stanowi bynajmniej bezczelnej kopii słynnego hitu Disneya. Jej twórcom zależało raczej na puszczeniu oka w stronę fanów historii Simby, co zdaje się potwierdzać ujęcie ukazujące pewną modliszkę w trakcie medytacji. Usadowiwszy się na głazie, zielony owad przybiera pozę niczym małpa Rafiki z „Króla Lwa”. Modliszce przypadła zresztą rola podobna do tej, jaką odegrał w dziejach Simby wyżej przywołany ssak. Jest ona bowiem kimś w rodzaju tajemniczego mędrca i przewodnika duchowego.

Na koniec warto wspomnieć, że pozycja ze stajni Triggerfish broni się pod względem wizualnym, ciesząc oczy szczegółowymi widokami. Miejsca, gdzie szczególnie doskwiera brak wody, są mniej gościnne i wysuszone. Z kolei przy wodopoju dostrzeżemy więcej żywych kolorów. Jeżeli więc szukacie ładnie wykonanej bajki, która jednocześnie bawi, wzrusza i uczy, przygody półpasiastej zebry jak najbardziej zasługują na Waszą uwagę. Nie jest to może najwybitniejsze dzieło w kategorii filmów animowanych, ale po prostu bardzo solidna produkcja.


Ocena: 7,5/10


Tytuł polski: Kumba
Tytuł oryginalny: Khumba
Reżyseria: Anthony Silverston
Scenariusz: Raffaella Delle Donne, Anthony Silverston
Gatunek: animacja, familijny, przygodowy
Produkcja: RPA
Rok produkcji: 2013
Czas trwania: 82 minuty

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

System komentarzy, tak jak cały blog, funkcjonuje na platformie Blogger, gdzie stosowane są zasady polityki prywatności Google.