sobota, 8 sierpnia 2015

"Co wiedzą zmarli", Laura Lippman - recenzja

Jakie są atuty dobrej literatury rozrywkowej z ambicjami? Taka książka przedstawia czytelnikom wciągającą historię, która przykuwa do kolejnych stron na długie chwile i jednocześnie skłania do wielu przemyśleń. „Co wiedzą zmarli” autorstwa Lary Lippman nie spełnia dobrze powyższych warunków. Wprawdzie powieść amerykańskiej pisarki daje powody do pewnych refleksji i pochłonęła mi dużo czasu, ale nie tak, jak powinna.

Fabuła książki pt. „Co wiedzą zmarli” kręci się wokół nierozwiązanej zagadki kryminalnej sprzed lat. Przedstawiona tu historia jest fikcyjna, aczkolwiek za źródło inspiracji posłużył autorce autentyczny przypadek zaginięcia sióstr Katherine i Sheili Lyon. W swoim utworze Laura Lippman przybliża odbiorcom sprawę Sunny i Heather Bethany, które w sobotnie popołudnie roku 1975 wybrały się do centrum handlowego. Niestety, nastoletnie dziewczynki nie wróciły już do domu. Afera kurzyłaby się dalej w dziale spraw niewyjaśnionych, gdyby nie pewien incydent. Otóż trzydzieści lat po zniknięciu dziewczynek, dochodzi do wypadku drogowego. Odpowiedzialna za kraksę kobieta podaje się natomiast za Heather, młodszą z sióstr Bethany. Jej wyznanie nie tylko przyczynia się do wszczęcia dawnego śledztwa, lecz również wywołuje lawinę kolejnych pytań. Ponadto domniemana Heather zachowuje się bardzo dziwnie. Niby zna wiele detali z przeszłości rodziny Bethany, ale w najbardziej kluczowych sprawach udziela zdawkowych zeznań. Jak sama twierdzi, chce wyjaśnić tajemnicę bez zdradzania swojej obecnej tożsamości.

Autorka zdecydowała się na trzecioosobową narrację, zaś poszczególne rozdziały opisane są z punktu widzenia różnych postaci. Natrafimy także na fragmenty opowiedziane z perspektywy potencjalnej Heather, ale w takich przypadkach bohaterka oczywiście ukrywa przed czytelnikiem całą prawdę o sobie. Akcja powieści toczy się na przemian w czasach współczesnych oraz w przeszłości. Retrospekcje startują w 1975 roku, a konkretnie w ostatnim dniu, kiedy dziewczynki są jeszcze w domu. Możemy wtedy poznać ich życie rodzinne oraz siostrzane relacje, wśród których nie brakuje częstego u rodzeństwa zjawiska rywalizacji. Dalsze partie wspominkowe rozgrywają się po zniknięciu Heather i Sunny. Amerykańska pisarka skupia się wówczas głównie na życiu państwa Bethany po tragedii. Warto przy tym zaznaczyć, iż Miriam i Dave, rodzice dziewczyn, reprezentują odmienne sposoby radzenia sobie z bólem. Ojciec jakby popada w stagnację, natomiast matka próbuje iść do przodu, mimo że pamięta o utracie dzieci.

Przejdźmy teraz do meritum, czyli tego, co odbiera książce Lippman prawo do nazwania się wspomnianą we wstępie udaną rozrywką z ambicjami. Teoretycznie wszystkie elementy powinny zagrać, gdyż mamy tu do czynienia z zawiłą intrygą kryminalną oraz urozmaiceniem w postaci dwóch płaszczyzn czasowych. Szkoda tylko, że autorka nie wykorzystała potencjału drzemiącego w swoich pomysłach. Retrospekcyjne fragmenty okazały się niestety raczej iluzoryczną zaletą. Z jednej strony, faktycznie ubarwiają strukturę utworu, a z drugiej – zostały nadmiernie rozwleczone, przez co nierzadko wywołują odczucie znużenia. Owszem, rzut okiem na reakcje rodziców stanowi ważne tło fabularne, lecz Lippman niepotrzebnie upchnęła mnóstwo nic nie wnoszących detali, jeszcze bardziej spowalniając i tak już niespieszną akcję.

Rozdziały osadzone we współczesności charakteryzują się podobną drobiazgowością, na czym mocno ucierpiał wątek kryminalny. W trakcie lektury liczyłam na emocjonującą zabawę w kotka i myszkę, rozegraną pomiędzy tajemniczą kobietą a policją. Tymczasem srodze się rozczarowałam, mimo że Heather prowadzi pewnego rodzaju grę z otoczeniem. Cóż jednak z tego, skoro owa rozgrywka pozbawiona jest pazura i ugina się pod naporem mniej istotnych wtrętów, odciągających uwagę od kryminalnej intrygi? Do takich kwiatków należą chociażby refleksje Kevina Infante’a – detektywa z wydziału zabójstw, który prowadzi dochodzenie w sprawie osoby podającej się za Heather. Stanowczo za długo trwają jego rozważania o życiu, byłych żonach czy zaciąganiu obcych kobiet do łóżka. Nie dość, że są nudne, to jeszcze sam policjant nie grzeszy barwną osobowością. Fascynującymi postaciami trudno nazwać też pozostałych bohaterów, włącznie z domniemaną panną Bethany.

Przyznam szczerze, że po zakończeniu lektury poczułam ulgę i to dużą. Przez „Co wiedzą zmarli” przebrnęłam z niemałym bólem, w efekcie czego czytałam ją dłużej niż powinnam, biorąc pod uwagę grubość owej powieści (trochę ponad 300 stron formatu zeszytowego). Często dosłownie zmuszałam się do ponownego sięgnięcia po ten tytuł, by wreszcie dotrzeć do zakończenia i móc zabrać się za kolejną pozycję. O dziwo, finał okazał się dość zaskakujący, ale nie zdołał zatrzeć niezbyt miłego wrażenia, jakie wywarła na mnie książka Laury Lippman.


Ocena: 3,5/10


Tytuł polski: Co wiedzą zmarli
Tytuł oryginalny: What the Dead Know
Autor: Laura Lippman
Wydawnictwo: Amber

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

System komentarzy, tak jak cały blog, funkcjonuje na platformie Blogger, gdzie stosowane są zasady polityki prywatności Google.