wtorek, 23 sierpnia 2016

The Lion's Song: Episode 1 - Silence (PC) - recenzja

Nawet najzdolniejszym ludziom zdarzają się chwile kryzysu. A jeśli próbują wtedy oddawać się swojej pracy, ewentualne owoce powstają w wielkich bólach i przeważnie nie reprezentują jakości na miarę ich możliwości, z czego sami zainteresowani doskonale zdają sobie sprawę. Pod pewnymi względami proces twórczy zaczyna przypominać wówczas walkę, jaką trzeba stoczyć z własnymi słabościami. W takich momentach poszukiwanie źródeł inspiracji potrafi niekiedy nabrać niemalże desperackiego wymiaru, skoro natchnienie, pomimo posiadanego potencjału, nie napływa zbyt ochoczo do głowy.

Taką oto tematykę bierze na tapetę niezależne studio Mi’Pu’Mi Games z Wiednia, podejmując się realizacji projektu The Lion’s Song. Tytuł ten jest epizodyczną produkcją, której akcja zabierze odbiorców do Austrii z początku XX wieku, a jej poszczególne odcinki skoncentrują się na losach różnych postaci. Głównych bohaterów kolejnych rozdziałów łączy wybitny umysł twórczy oraz fakt znalezienia się w obliczu problemów z kreatywnością. Na całość złożą się w sumie cztery epizody, przy czym ostatni ma być zwieńczeniem serii, splatającym historie wcześniej poznanych protagonistów.

Premiera wszystkich części powinna nastąpić w 2016 roku, lecz póki co dostępny jest pierwszy odcinek o podtytule Silence. Jego fabuła przedstawia graczom perypetie młodej kompozytorki Wilmy, która jakiś czas temu opuściła rodzinne strony i udała się na wiedeńską Akademię Muzyczną. Zdążyła już zresztą zabłysnąć swoim nietuzinkowym talentem, dzięki czemu jej mentor – profesor uniwersytecki Arthur Caban – widzi w dziewczynie nadzieję na przyszłość muzyki. Jednakże Wilma nie do końca podziela ogromny entuzjazm mężczyzny, kiedy ten snuje śmiałe plany, dotyczące kariery protagonistki. Bohaterką targają akurat rozmaite obawy i wątpliwości, przez które tworzenie nowej, przełomowej kompozycji nie idzie jak po maśle, a wręcz odwrotnie.


Szwankująca wena studentki bynajmniej nie zraża maestra Cabana. Pan profesor szybko znajduje sposób na rozwiązanie kłopotliwej sytuacji, twierdząc, iż kobieta po prostu potrzebuje zmian, by odzyskać natchnienie. Dlatego też wysyła ją do swojej chatki, która stoi samotnie gdzieś pośród alpejskich gór. Tam dziewczyna ma odpocząć od presji oraz miejskiego zgiełku, no i oczywiście skomponować arcydzieło. Nie będzie więc stuprocentowego leniuchowania, gdyż trzeba przy okazji wziąć się do roboty, zwłaszcza że naszą podopieczną czeka jeszcze bardzo ważny koncert. Jak łatwo zgadnąć, Wilma musi publicznie wykonać swój utwór, co może wywrzeć decydujący wpływ na dalsze życie artystki.

Niezależnym deweloperom udała się sztuka pogodzenia małej skali z głębszą treścią. Wprawdzie na razie nie jest możliwa ocena całokształtu, ale debiutancki odcinek stanowi bardzo wartościowy kawałek kodu, tym samym zachęcając do sięgnięcia po następne rozdziały. Na przestrzeni około 50 minut prześledzimy intymną historię, która porusza czułe nuty ludzkiej wrażliwości. Co najistotniejsze, Silence zawdzięcza swoje oddziaływanie kameralnemu charakterowi, zamiast epatować patosem i przesadną dramaturgią. Lwia część odcinka rozgrywa się w alpejskiej samotni, umieszczając w centrum fabuły wewnętrzne przeżycia Wilmy. Za sprawą wyrazistego nakreślenia tej postaci, autentycznie wypadają jej rozterki, związane głównie z muzyką czy profesorem Cabanem, w którym tak na marginesie się podkochuje. A skoro o kreacji bohaterów mowa, grzechem byłoby pominąć dobrodusznego karczmarza Leosa. Ów mężczyzna pojawia się niespodziewanie na drodze dziewczyny, acz nie dosłownie, bo za pośrednictwem telefonu – jedynego połączenia, jakie górska chata ma ze światem zewnętrznym.


Skromną i zarazem satysfakcjonującą formułę obrano również przy konstrukcji gameplayu. Owszem, nie zaszkodziłby dłuższy czas rozgrywki przy jednokrotnym podejściu czy rozbudowanie pewnych elementów mechaniki, lecz ja nie odczułam z tego powodu niedosytu. Należy bowiem zaznaczyć, że The Lion’s Song nazywane jest przez producentów narracyjną grą przygodową. Określenie jak najbardziej słuszne, ponieważ Silence to przede wszystkim opowieść, wraz z którą powinniśmy płynąć. W międzyczasie uczestniczymy zaś w rozmowach, a także dokonujemy innych prostych interakcji z otoczeniem, co zostało połączone z systemem wyborów. W ramach ciekawostki dodam, iż po zakończeniu zabawy ujrzymy planszę z naszymi decyzjami i procentem graczy, którzy postąpili tak samo jak my.

Co do oprawy audiowizualnej, w dalszym ciągu mamy do czynienia z twórczą konsekwencją autorów. Nie uświadczymy zatem graficznych wodotrysków, tylko pixel art, ale za to w atrakcyjnym wydaniu. O ile ktoś nie ma totalnej alergii na stylistykę retro, zapewne doceni nastrojową i utrzymaną w kolorach sepii konwencję. Co więcej, postarano się o przemycenie gestykulacji oraz odmalowanie emocji na twarzach bohaterów, na czele z Wilmą, u której zobaczymy zarówno radość, jak i stres bądź zmęczenie. Ba, czasami do napisów wkrada się efekt drgania, kiedy dla przykładu mają oddać napięcie danej wypowiedzi. Taki zabieg z powodzeniem zastępuje brak voice actingu, którego nieobecność rekompensuje nam ponadto soundtrack wespół z dźwiękami typu szum wiatru, odgłosy burzy lub bicie serca. Muzyka dawkowana jest dosyć oszczędnie, lecz z wyczuciem. Jak zauważyłam, jej udział zwiększa się wraz z postępami bohaterki w komponowaniu. Dźwiękowa warstwa gry broni się też dopasowanym do sytuacji klimatem. Stąd złym snom Wilmy towarzyszą złowrogie tony, a gdy dziewczyna dostanie choć trochę natchnienia, usłyszymy przyjemniejsze nuty. Z kolei finałowy utwór urzekł mnie do tego stopnia, że zamknęłam oczy i w skupieniu chłonęłam dźwięki płynące z głośników.


Mam nadzieję, że wystarczająco przekonałam do przejścia pierwszego epizodu The Lion’s Song (o ile rzecz jasna ktoś już tego nie zrobił wcześniej, przed przeczytaniem mojego tekstu). A jeśli nadal zastanawiacie się nad przetestowaniem produkcji, informuję, że Silence można pobrać za darmo na Steamie. Pozostałe rozdziały, które dopiero czekają na swoją premierę, zakupicie natomiast w formie przepustki sezonowej za 9,99 euro. W każdym razie, warto dać szansę choćby otwierającemu serię odcinkowi, aby samodzielnie sprawdzić, czy „Lwia Pieśń” przemówi do Waszych serc. Podsumowując, polecam – losy Wilmy to wiarygodna i obdarzona niezaprzeczalnym urokiem historia.



-------------------------------------------------------------
Przydatne linki:

1. Karta produktu na Steamie (znajdziecie tam zarówno pierwszy, darmowy epizod, jak i opcję zakupu season pass)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

System komentarzy, tak jak cały blog, funkcjonuje na platformie Blogger, gdzie stosowane są zasady polityki prywatności Google.