Wydawać by się
mogło, że Kyle Kingsbury to chodzący ideał. Piękny, młody i bogaty… Szkoda
tylko, że ma tak pusto w głowie. Ktoś jednak w końcu postanawia dać mu nauczkę,
rzucając na chłopaka klątwę. Zaklęcie nie pozbawia młodzieńca życia, ale
ogromnie je skomplikuje, przemieniając przystojniaka w kudłatego potwora z
kłami i pazurami. Działanie czaru może zaś odwrócić jedynie prawdziwa miłość.
Brzmi znajomo? Jeśli tak, to słusznie, bowiem napisana przez Alex Flinn powieść
jest nową wersją słynnej baśni o Pięknej i Bestii.
Zabierając
się za przerabianie znanej i lubianej historii, autorka zgłębiła uprzednio przeróżne
jej wariacje. W ten sposób połączyła przyjemne z pożytecznym, gdyż prywatnie
sama zalicza się do miłośników baśni. Co więcej, pasję amerykańskiej pisarki
łatwo wyczuć w trakcie lektury „Bestii”. Chociaż Alex Flinn uwspółcześniła tę
opowieść i przeniosła akcję do Nowego Jorku, jednocześnie nie pozbawiła jej
baśniowego klimatu. Dość szybko przekonujemy się, że w amerykańskiej metropolii
istnieje magia, aczkolwiek nie uświadczymy wielkiego stada nadprzyrodzonych
istot. Jest za to czarownica, która dysponuje na tyle potężną mocą, by nadać
komuś wygląd potwora. Zaklęcie zostaje zaś rzucone na nastolatka z bogatego
domu, stanowiącego odpowiednik księcia z klasycznych wersji baśni. Zamiast
zamku mamy z kolei kamienicę w Brooklynie, dokąd w pewnym momencie przeprowadzi
się główny bohater.
Przyznam,
że pierwsze strony nie wzbudziły we mnie przesadnego entuzjazmu. Owszem,
interesowało mnie spojrzenie autorki na opowieść, którą sama darzę ogromnym
sentymentem. Niemniej zaserwowany na wstępie zapis czatu dla sieciowej grupy
wsparcia okazał się średnio udanym zabiegiem stylistycznym, próbującym godzić
dobę Internetu z popularnymi baśniami. Nieprzypadkowo użyłam przed chwilą
liczby mnogiej. Otóż w wirtualnych pogawędkach uczestniczy kilka osób, które są
kimś w rodzaju współczesnych inkarnacji postaci z innych baśni (np. Mała
Syrenka). Sieciowe spotkania pojawiają się jeszcze w późniejszych partiach
książki i przywykłam do nich z czasem, ale generalnie dobrze, że to tylko
krótkie wstawki, występujące dosyć rzadko, a tym samym pozostające w cieniu
głównej linii fabularnej.
Najważniejsza
część powieści sprawuje się na szczęście zdecydowanie lepiej, acz początkowo
myślałam, iż fabuła pójdzie w stronę standardowego przedstawiciela
paranormalnych romansów. Mianowicie pisarka pokazuje wpierw czytelnikom świat
licealistów, którzy stanowią chleb powszedni wśród protagonistów tego typu
tytułów. Alex Flinn odbiega jednak od pewnych schematów, jakie utarły się w
owym gatunku. Pierwszoosobowa narracja nie została tu przeprowadzona z
perspektywy dziewczyny, lecz chłopaka – Kyle’a. Zazwyczaj mamy przecież do czynienia
z odwrotną sytuacją, aby z daną bohaterką i jej przeżyciami bez problemów mogły
utożsamić się nastoletnie panny, czyli docelowa grupa odbiorców. A jako że
autorka opowiada całą historię z punktu widzenia Bestii, wybór takiego
narratora jest ponadto interesujący w kontekście baśniowych pierwowzorów.
Inny
nieszablonowy pomysł dotyczy wstępnej prezentacji głównego bohatera. Wracając
do paranormalnych romansów, ich twórcy generalnie pragną zaprezentować główną
postać w taki sposób, żeby zdobyła sympatię czytelników. Wprawdzie finalny
efekt nie zawsze bywa udany, lecz przynajmniej da się zauważyć podejmowane w
tym kierunku próby. Owe starania objawiają się sygnalizowaniem takich cech
charakteru jak wrażliwość, uczciwość itd. Tymczasem Alex Flinn świadomie
decyduje się na przeciwstawny krok i kreśli sylwetkę młodzieńca, którego z
miejsca obdarzymy szczerą antypatią. Co z tego, że Kyle Kinsbury jest
przystojny, skoro aż kipi od pychy, egoizmu oraz samozachwytu. Mało tego, nie
ma oporów przed wrednym zachowaniem, a zwłaszcza wobec tych, którzy wyglądają gorzej
od niego. Swoją drogą, życie Kyle’a przed klątwą można interpretować jako
przytyk pod adresem kultu pieniądza i zewnętrznego piękna. Młody Kinsbury
uważa, że wszystko mu wolno dzięki własnej urodzie oraz forsie tatusia –
popularnego prezentera telewizyjnego. To zresztą rodziciel wpoił chłopakowi
takie przekonania, stawiając na bezstresowe wychowanie, a także kupując masę drogich
prezentów, byle tylko mieć spokój i więcej czasu dla samego siebie.
Tym
bardziej należy więc docenić to, czego później dokonuje autorka. O ile w
pierwszych rozdziałach nie cierpiałam Kyle’a, o tyle w dalszych (po potwornej
transformacji) bardzo polubiłam tego bohatera i kibicowałam jego poczynaniom.
Alex Flinn wiarygodnie ukazała wewnętrzną przemianę protagonisty, który jako
tytułowa Bestia zaczyna inaczej patrzeć na wiele spraw. Nieborak zrozumie, że
wcześniej był zepsutym chłopakiem, a koledzy ze szkoły wcale nie uznawali go za
takiego równego gościa. Prawdziwych przyjaciół znajdzie natomiast w osobach
służącej Magdy oraz niewidomego korepetytora Willa. Oczywiście Kyle zda sobie
również sprawę z tego, iż kasa i ładna buzia nie przesądzają o wartości danego
człowieka. Generalnie doświadczenia w „nowej skórze” udzielą młodzieńcowi wielu
cennych życiowych lekcji, a do takich zaliczyć trzeba m.in. relacje z tutejszą
wersją baśniowej Belli. Co ciekawe, nie jest ona typem piękności, lecz nie
można jej nazwać brzydulą – ot z wyglądu raczej przeciętna dziewczyna, która
nie nakłada na siebie ton tapet.
Reasumując,
nie straciłam czasu czytając książkę autorstwa Alex Flinn. Przedstawione na
kartach powieści wydarzenia wciągnęły mnie pomimo pewnej przewidywalności,
której w tym wypadku trudno było uniknąć. Wszak pisarka nie odkrywa na nowa
koła, ale reinterpretuje historię znaną praktycznie wszystkim, jeśli nie w
formie literackiej, to filmowej. Co najistotniejsze, połączenie współczesności
z baśniowo-romantyczną atmosferą wypadło całkiem dobrze. Dzięki temu „Bestia” potrafi
bawić, wzruszać i skłaniać do wartościowych refleksji. Poza tym, pomaga
uwierzyć, że w realnym świecie jest miejsce dla szczerej przyjaźni, prawdziwej
miłości czy nawet cząstki magii. Takie opowieści też są potrzebne.
-------------------------------------------------------------------
Tytuł
polski: Bestia
Tytuł
oryginalny: Beastly
Autor:
Alex Flinn
Wydawnictwo:
Galeria Książki
Bardzo wnikliwa analiza :). Podobnie podeszłam do głownego bohatera. Najpierw sie go nie cierpi, a potem sie kibicuje ;)
OdpowiedzUsuńDziękuję za opinię :) A co do głównego bohatera, to też dobrze świadczy o autorce, że udało jej się tak płynnie przeprowadzić ewolucję protagonisty, by czytelnik bez zgrzytu przerzucił się od antypatii do dużej sympatii :)
Usuń