czwartek, 5 marca 2015

Samantha Swift and the Hidden Roses of Athena (PC) - recenzja



Lara Croft to nie jedyna wirtualna dziewoja, której zamarzyła się kariera archeologa. Śladami dawnych cywilizacji podąża też Samantha Swift. Podobnie jak słynna koleżanka po fachu, doczekała się serii produkcji ze swoim udziałem, aczkolwiek nie dorównują one popularnością Tomb Raiderowi. Samantha nie aspiruje zresztą do prześcignięcia Lary pod względem liczby fanów oraz okładek w pismach branżowych. Panna Swift gra w zupełnie innej lidze, grzecznie zadamawiając się w segmencie casualowej rozrywki.

Samantha Swift and the Hidden Roses of Athena jest debiutancką pozycją z cyklu o przygodach poszukiwaczki starożytnych skarbów. Tytułową bohaterkę zastajemy w ferworze zajęć, kiedy leci helikopterem do Aten w celu zdobycia berła Zeusa. Rekwizyt ten ma zasilić zbiory nowojorskiego Muzeum Zaginionych Sekretów, gdzie pracuje nasza protagonistka. Wyprawa do Grecji owocuje również odkryciem, wokół którego koncentruje się fabuła gry. Sam odnajduje tam połowę tarczy, zaś brakującą część owego przedmiotu posiada już w swojej kolekcji. Po powrocie do Stanów, dziewczyna próbuje więc połączyć oba fragmenty. Okazuje się, że miała dobre przeczucie i połówki pasują do siebie jak ulał. Oprócz tego, na tarczy wyżłobiono sześć otworów, przeznaczonych na legendarne róże bogini Ateny. Jak łatwo zgadnąć, panna Swift czym prędzej rusza na ich poszukiwania. Sporo się przy tym napodróżuje, ponieważ kwiatowe zdobienia poukrywano w różnych zakątkach świata. Po piętach depcze jej natomiast Ravena Stryker, która pragnie przechwycić znaleziska Sam dla swojego szefa Markusa Payne’a.

HO HO HO

Odpowiedzialne za grę studio Mumbo Jumbo zaserwowało odbiorcom sympatyczną, lecz w gruncie rzeczy prościutką opowiastkę. Scenariusz służy jako pretekst do odbycia serii wojaży, m.in. do Paryża, Londynu czy Lhasy w Tybecie. W praktyce oznacza to zaliczanie kolejnych plansz typu hidden object, które stanowią trzon rozgrywki w pogoni za tajemniczymi różami. W poszczególnych lokacjach musimy zatem odnaleźć przedmioty wymienione w liście u dołu ekranu. Pewne elementy od razu rzucają się w oczy, ale wiele z nich zostało rzeczywiście sprytnie zakamuflowanych. W takich sytuacjach warto skorzystać ze skanera, który wyświetla kontury pożądanych szpargałów. Oczywiście można też sięgnąć po koło ratunkowe i wcisnąć stosowny guzik, by zobaczyć położenie konkretnej rzeczy. Lepiej jednak nie nadużywać tej formy podpowiedzi, gdyż jest ona uwarunkowana liczbą zebranych w trakcie rozgrywki piorunów.


Wracając do spisu poszukiwanych obiektów, często zetkniemy się z wyróżnionymi na niebiesko pozycjami. Przedmioty te podniesiemy dopiero po wykonaniu dodatkowej czynności, np. po wywabieniu ryby przy pomocy karmy czy otworzeniu kluczem skrytki, gdzie schowano jakiś bibelot. Nadprogramowe interakcje to powszechne zjawisko w gatunku HO, lecz perypetie Samanthy Swift posiadają drobne urozmaicenie w postaci oddzielnej zakładki z narzędziami. Ląduje tam część przedmiotów, które należało uprzednio wypatrzeć. Jak słusznie sugeruje nazwa owej grupy, właśnie tych rekwizytów potrzebujemy do przeprowadzenia danej akcji.

Ze względu na swoją specyfikę, produkcje hidden object wydają się niektórym osobom aż nadto monotonne. Przyznam, że tkwi w tym nieco prawdy. Wyłapywanie ukrytych gadżetów potrafi niekiedy nużyć, zwłaszcza jeżeli twórcy każą graczom kilkukrotnie wracać do tych samych plansz. Ekipa z Mumbo Jumbo na szczęście nie popełniła podobnego błędu, dzięki czemu nigdy nie zawitamy do zbadanej wcześniej lokacji z nową listą przedmiotów. Poza tym, deweloperzy proponują nam odskocznie od testów na spostrzegawczość. Mam tutaj na myśli łamigłówki, które są dość różnorodne. W grze zetkniemy się bowiem z takimi zadaniami jak układanki, klon Bejeweled czy projektowanie ogrodu zen. Szkoda tylko, że nie pokuszono się o więcej tego rodzaju wyzwań ani nie pomyślano o chociażby odrobinę wyższym poziomie trudności. Zagadki logiczne są wręcz dziecinnie proste. Być może jednak autorom zależało nie tyle na dorosłych niedzielniakach, co na tych odbiorcach, dla których dowód tożsamości pozostaje na razie melodią odległej przyszłości.


Samantho, pokaż się dokładnie!

Pora przyjrzeć się młodej pani archeolog od strony audio-wizualnej. W przygodach Samanthy mamy do czynienia z komiksową grafiką, która została wykonana w dwóch wymiarach. Wprawdzie twórcy nie wznieśli się na wyżyny artyzmu, ale generalnie przyjemnie patrzy się na odwiedzane miejscówki. Ponadto uwagę zwracają bardzo ładne cut-scenki. Gdyby nie statyczny charakter owych przerywników oraz brak lektorów, zastanawiałabym się, czy nie zaczerpnięto ich z filmu animowanego. Jeżeli zaś chodzi o muzykę, soundtrack jest całkiem miły dla ucha, lecz nie zapada na dłużej w pamięć.

W ogólnym rozrachunku, Samantha Swift and the Hidden Roses of Athena to przyzwoity w swojej kategorii produkt. Gra autorstwa firmy Mumbo Jumbo potrafi dostarczyć lekkiej rozrywki na jeden wieczór. Ukończenie produkcji zajęło mi 3,5 godziny, czego nie uważam za wadę z powodu dość jednostajnego modelu zabawy. Pierwsza część perypetii panny Swift nie sprawi, iż zatwardziali przeciwnicy HO zmienią zdanie na temat tego gatunku. Z kolei miłośnicy wypatrywania ukrytych obiektów nie powinni narzekać, mimo że twórcy mogli bardziej się postarać w przypadku łamigłówek. Historia róż Ateny na pewno nadaje się za to dla dzieci, ponieważ rozwija spostrzegawczość, posiada kolorową grafikę, a także nie jest zbyt skomplikowana ani nie zawiera przemocy.


Ocena: 6/10


Plusy:
+ przyjemna pozycja w ramach relaksu
+ w sam raz dla dzieci
+ nie przeszukujemy od nowa tych samych plansz
+ miła dla oka grafika

Minusy:
- wyłącznie dla fanów gatunku
- zagadki mogły być trochę trudniejsze
- brak dubbingu

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

System komentarzy, tak jak cały blog, funkcjonuje na platformie Blogger, gdzie stosowane są zasady polityki prywatności Google.