Lara Croft to
nie jedyna wirtualna dziewoja, której zamarzyła się kariera archeologa. Śladami
dawnych cywilizacji podąża też Samantha Swift. Podobnie jak słynna koleżanka po
fachu, doczekała się serii produkcji ze swoim udziałem, aczkolwiek nie
dorównują one popularnością Tomb Raiderowi. Samantha nie aspiruje zresztą do
prześcignięcia Lary pod względem liczby fanów oraz okładek w pismach
branżowych. Panna Swift gra w zupełnie innej lidze, grzecznie zadamawiając się
w segmencie casualowej rozrywki.
Samantha
Swift and the Hidden Roses of Athena jest debiutancką pozycją z cyklu o
przygodach poszukiwaczki starożytnych skarbów. Tytułową bohaterkę zastajemy w
ferworze zajęć, kiedy leci helikopterem do Aten w celu zdobycia berła Zeusa. Rekwizyt
ten ma zasilić zbiory nowojorskiego Muzeum Zaginionych Sekretów, gdzie pracuje
nasza protagonistka. Wyprawa do Grecji owocuje również odkryciem, wokół którego
koncentruje się fabuła gry. Sam odnajduje tam połowę tarczy, zaś brakującą
część owego przedmiotu posiada już w swojej kolekcji. Po powrocie do Stanów,
dziewczyna próbuje więc połączyć oba fragmenty. Okazuje się, że miała dobre
przeczucie i połówki pasują do siebie jak ulał. Oprócz tego, na tarczy wyżłobiono
sześć otworów, przeznaczonych na legendarne róże bogini Ateny. Jak łatwo
zgadnąć, panna Swift czym prędzej rusza na ich poszukiwania. Sporo się przy tym
napodróżuje, ponieważ kwiatowe zdobienia poukrywano w różnych zakątkach świata.
Po piętach depcze jej natomiast Ravena Stryker, która pragnie przechwycić
znaleziska Sam dla swojego szefa Markusa Payne’a.
HO HO HO
Odpowiedzialne
za grę studio Mumbo Jumbo zaserwowało odbiorcom sympatyczną, lecz w gruncie
rzeczy prościutką opowiastkę. Scenariusz służy jako pretekst do odbycia serii
wojaży, m.in. do Paryża, Londynu czy Lhasy w Tybecie. W praktyce oznacza to
zaliczanie kolejnych plansz typu hidden object, które stanowią trzon rozgrywki
w pogoni za tajemniczymi różami. W poszczególnych lokacjach musimy zatem odnaleźć
przedmioty wymienione w liście u dołu ekranu. Pewne elementy od razu rzucają
się w oczy, ale wiele z nich zostało rzeczywiście sprytnie zakamuflowanych. W
takich sytuacjach warto skorzystać ze skanera, który wyświetla kontury
pożądanych szpargałów. Oczywiście można też sięgnąć po koło ratunkowe i wcisnąć
stosowny guzik, by zobaczyć położenie konkretnej rzeczy. Lepiej jednak nie
nadużywać tej formy podpowiedzi, gdyż jest ona uwarunkowana liczbą zebranych w
trakcie rozgrywki piorunów.
Wracając
do spisu poszukiwanych obiektów, często zetkniemy się z wyróżnionymi na
niebiesko pozycjami. Przedmioty te podniesiemy dopiero po wykonaniu dodatkowej
czynności, np. po wywabieniu ryby przy pomocy karmy czy otworzeniu kluczem skrytki,
gdzie schowano jakiś bibelot. Nadprogramowe interakcje to powszechne zjawisko w
gatunku HO, lecz perypetie Samanthy Swift posiadają drobne urozmaicenie w
postaci oddzielnej zakładki z narzędziami. Ląduje tam część przedmiotów, które
należało uprzednio wypatrzeć. Jak słusznie sugeruje nazwa owej grupy, właśnie
tych rekwizytów potrzebujemy do przeprowadzenia danej akcji.
Ze
względu na swoją specyfikę, produkcje hidden object wydają się niektórym osobom
aż nadto monotonne. Przyznam, że tkwi w tym nieco prawdy. Wyłapywanie ukrytych
gadżetów potrafi niekiedy nużyć, zwłaszcza jeżeli twórcy każą graczom kilkukrotnie
wracać do tych samych plansz. Ekipa z Mumbo Jumbo na szczęście nie popełniła
podobnego błędu, dzięki czemu nigdy nie zawitamy do zbadanej wcześniej lokacji
z nową listą przedmiotów. Poza tym, deweloperzy proponują nam odskocznie od
testów na spostrzegawczość. Mam tutaj na myśli łamigłówki, które są dość
różnorodne. W grze zetkniemy się bowiem z takimi zadaniami jak układanki, klon
Bejeweled czy projektowanie ogrodu zen. Szkoda tylko, że nie pokuszono się o
więcej tego rodzaju wyzwań ani nie pomyślano o chociażby odrobinę wyższym
poziomie trudności. Zagadki logiczne są wręcz dziecinnie proste. Być może
jednak autorom zależało nie tyle na dorosłych niedzielniakach, co na tych
odbiorcach, dla których dowód tożsamości pozostaje na razie melodią odległej
przyszłości.
Samantho, pokaż
się dokładnie!
Pora
przyjrzeć się młodej pani archeolog od strony audio-wizualnej. W przygodach
Samanthy mamy do czynienia z komiksową grafiką, która została wykonana w dwóch
wymiarach. Wprawdzie twórcy nie wznieśli się na wyżyny artyzmu, ale generalnie
przyjemnie patrzy się na odwiedzane miejscówki. Ponadto uwagę zwracają bardzo
ładne cut-scenki. Gdyby nie statyczny charakter owych przerywników oraz brak
lektorów, zastanawiałabym się, czy nie zaczerpnięto ich z filmu animowanego.
Jeżeli zaś chodzi o muzykę, soundtrack jest całkiem miły dla ucha, lecz nie
zapada na dłużej w pamięć.
W
ogólnym rozrachunku, Samantha Swift and the Hidden Roses of Athena to
przyzwoity w swojej kategorii produkt. Gra autorstwa firmy Mumbo Jumbo potrafi
dostarczyć lekkiej rozrywki na jeden wieczór. Ukończenie produkcji zajęło mi
3,5 godziny, czego nie uważam za wadę z powodu dość jednostajnego modelu
zabawy. Pierwsza część perypetii panny Swift nie sprawi, iż zatwardziali
przeciwnicy HO zmienią zdanie na temat tego gatunku. Z kolei miłośnicy
wypatrywania ukrytych obiektów nie powinni narzekać, mimo że twórcy mogli
bardziej się postarać w przypadku łamigłówek. Historia róż Ateny na pewno
nadaje się za to dla dzieci, ponieważ rozwija spostrzegawczość, posiada kolorową
grafikę, a także nie jest zbyt skomplikowana ani nie zawiera przemocy.
Ocena:
6/10
Plusy:
+
przyjemna pozycja w ramach relaksu
+
w sam raz dla dzieci
+
nie przeszukujemy od nowa tych samych plansz
+
miła dla oka grafika
Minusy:
-
wyłącznie dla fanów gatunku
-
zagadki mogły być trochę trudniejsze
-
brak dubbingu
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
System komentarzy, tak jak cały blog, funkcjonuje na platformie Blogger, gdzie stosowane są zasady polityki prywatności Google.