wtorek, 3 marca 2015

"Ostatni egzorcyzm 2" - recenzja



„Blair Witch Project” i „Ostatni egzorcyzm” łączy nie tylko stylistyka found footage, lecz również fakt, iż sequele obu produkcji porzuciły tę konwencję na rzez tradycyjnego filmu. Niestety, odejście od formuły paradokumentu nie wyszło owym kontynuacjom na dobre. Zarówno oceny krytyków, jak i wpływy z kinowych kas okazały się znacznie niższe niż w przypadku pierwowzorów. Po obejrzeniu drugiej części historii pewnego opętania, z przykrością muszę stwierdzić, że obraz zasłużył sobie na taki los.

„Ostatni egzorcyzm. Część 2”, za którego kamerą stanął Ed Gass-Donnelly, rozpoczyna się tuż po wydarzeniach przedstawionych we wcześniejszej odsłonie serii. Główną postacią uczyniono tym razem doskonale znaną z poprzedniego filmu Nell Sweetzer. Cierpiąca na utratę pamięci dziewczyna trafia do ośrodka dla młodych kobiet po przejściach, aby mogła ułożyć sobie nowe, lepsze życie. Początkowo wszystko zdaje się zmierzać ku dobremu, gdyż inne panny z domu opieki akceptują Nell. Ona sama lubi zresztą towarzystwo koleżanek, a ponadto znajduje pracę i wpada w oko sympatycznemu chłopakowi.

Powrót na łono normalności nie oznacza jednak, że dalsze losy Nell upodobnią się do perypetii protagonistów „M jak miłość” czy „Klanu”. Biednej dziewczynie niestety nie jest dane zaznać szczęścia ani spokoju. Problemy, jakie napotka, okazują się oczywiście dziwniejsze niż kłopoty przeciętnego bohatera telenoweli. Panna Sweetzer stopniowo zaczyna bowiem czuć się obserwowana, a także widzieć i słyszeć różne rzeczy. Coraz bardziej namacalne oznaki zła odbierają jej zaś nadzieję na osiągnięcie stabilizacji życiowej, powoli uświadamiając, iż demoniczne siły ponownie przystępują do działania.

Chociaż poprzednia część serii nie była idealną produkcją, przyciągnęła moją uwagę za sprawą udanego zastosowania konwencji found footage. Pierwowzór w reżyserii Daniela Stamma z pozytywnym skutkiem imitował demaskujący egzorcyzmy dokument, który przeobraża się potem w grę o poważniejszą stawkę. Dodatkowy atut obrazu stanowiła atmosfera niepewności, obejmująca zarówno bohaterów, jak i widzów. Tymczasem kontynuację „Ostatniego egzorcyzmu” pozbawiono owego pierwiastka niejednoznaczności, aczkolwiek pełnia władz umysłowych Nell zostanie w filmie zakwestionowana. Wątek ten pojawia się jednak w zbyt mikroskopijnym stopniu, by widz mógł snuć dłuższe rozmyślania na temat dziwnych zjawisk wokół głównej protagonistki oraz jej kondycji psychicznej.

Druga odsłona cyklu poszła zatem w stronę tradycyjnego horroru i nie byłoby w tym nic złego, gdyby twórcy zrobili właściwy użytek z charakterystycznych dla kina grozy środków wyrazu. Już pierwszy film nie należał do najstraszniejszych produkcji, ale przynajmniej potrafił w kilku momentach przyprawić o ciarki na plecach. Co więcej, bronił się silnie zaakcentowaną warstwą obyczajową. Sequel „Ostatniego egzorcyzmu” nie sprawdza się w roli typowego straszaka. Triki w rodzaju dziwnych odgłosów, złowieszczych wiadomości, powyginanych ciał czy czarnych gałek ocznych nie zrobiły na mnie zbytniego wrażenia, podobnie jak słabo nakreślona fabuła, w której na próżno szukać odpowiednio zbudowanego napięcia. Warto przy tym nadmienić, iż obraz zawiedzie również miłośników ociekających krwią sekwencji. Brutalniejsze sceny nie występują w ilościach hurtowych ani nie są na tyle mocne, by zadowolić amatorów drastycznych widoków. Tak przynajmniej ma się sprawa polskiego wydania DVD, które zawiera wersję skrojoną pod wymogi kategorii wiekowej PG-13.

Postaci w niemalże wszystkich przypadkach dopasowują się poziomem do całej historii, a co za tym idzie – nie uświadczymy tu wyrazistych bohaterów. W związku z powyższym, aktorzy nie dostali nawet możliwości wykazania się. Wyjątek stanowi Ashley Bell, czyli filmowa Nell Sweetzer. Tak jak w poprzedniej części, młoda aktorka udźwignęła ciężar swojej roli. W trakcie seansu Bell pokazuje odbiorcom wachlarz różnorodnych emocji, poczynając od radości, a kończąc na strachu. Niemniej jednak w „dwójce” zabrakło mi głównego bohatera „jedynki” – wielebnego Cottona Marcusa, który został w pierwszej odsłonie koncertowo sportretowany przez Patricka Fabiana.

O ile pierwowzór sprawił mi miłą niespodziankę i okazał się solidnym obrazem, o tyle jego następcy nie mogę ocenić inaczej niż jako porażkę. „Ostatni egzorcyzm. Część 2” porzucił paradokumentalną konwencję, przybierając formę zwyczajnego horroru, niknącego w szeregu podobnych tytułów. Na dodatek, słabo zrealizowanego. A szkoda, tym bardziej że twórcy ponownie osadzili akcję w Luizjanie. Taka sceneria sprzyjała opowiedzeniu klimatycznej historii, lecz stało się inaczej. Wprawdzie nie osiągnięto poziomu dna absolutnego, ale twórcy nie powinni mieć z tego powodu jakichkolwiek powodów do dumy.


Ocena: 3/10


Tytuł polski: Ostatni egzorcyzm. Część 2
Tytuł oryginalny: The Last Exorcism Part II
Reżyseria: Ed Gass-Donnelly
Scenariusz: Damien Chazelle, Ed Gass-Donnelly
Obsada: Ashley Bell, Julia Garner, Spencer Treat Clark, Tarra Riggs, Muse Watson
Gatunek: horror
Produkcja: USA
Rok premiery: 2013
Czas trwania: 84 minuty

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

System komentarzy, tak jak cały blog, funkcjonuje na platformie Blogger, gdzie stosowane są zasady polityki prywatności Google.