Jeżeli chcielibyście
odbyć oryginalną i poprawiającą humor podróż, warto zwrócić uwagę na propozycję
studia Daedalic Entertainment, które organizuje wyprawy na planetę o nazwie
Deponia. Decydując się skorzystać z oferty niemieckiego dewelopera, pamiętajcie
jednak o zabraniu zatyczek na nos. Jako że Deponia jest w istocie wielkim
wysypiskiem śmieci, fiołkami tam raczej nie pachnie.
Gwoli
ścisłości, zaproszenie od Daedalic obejmuje serię trzech wycieczek. Z tylu
właśnie części składa się cykl przygodówek o wyżej wspomnianej śmieciowej
planecie. Pierwsza odsłona trylogii stanowiła porządny i zarazem zabawny
kawałek kodu, aczkolwiek w ogólnym rozrachunku oceniam ją nieco niżej niż kilka
innych gier tego samego producenta (np. A New Beginning czy The Dark Eye:
Klątwa Wron). Po ukończeniu „jedynki”, naturalną koleją rzeczy było sięgnięcie
po „dwójkę”. Teraz, kiedy mam już to za sobą, mogę odpowiedzieć na pytanie, jak
Chaos on Deponia wypada na tle poprzedniczki.
Ratujemy
rupieciarnię
W
grze ponownie wcielimy się w Rufusa, jednego z mieszkańców wielgachnego
wysypiska. Kto poznał już owego bohatera za sprawą poprzedniej odsłony serii,
ten wie, iż to jegomość o bardzo wysokich aspiracjach. Przekonany o własnej
wyjątkowości marzy o luksusowej egzystencji w podniebnym mieście Elizjum. Wprawdzie
wydarzenia z pierwszej Deponii zostają pokrótce streszczone w sequelu, ale radziłabym
zacząć przygodę od debiutanckiego rozdziału. Dzięki temu od razu odnajdziemy
się w fabule kontynuacji. A co w niej porabia nasz protagonista? Cóż, nadal tkwi
na powierzchni macierzystej planety, zaś u jego boku w dalszym ciągu przebywa
pochodząca z Elizjum Goal. Chociaż Rufus nie porzucił swoich ambicji o lepszym
życiu, musi zająć się również o poważniejszym zadaniem. Mianowicie na barki
młodzieńca spada troska o los zaśmieconego globu, nad którym zawisło widmo
zagłady. Misja nie należy do zbytnio oryginalnych, gdyż ratowanie świata to
domena wielu bohaterów filmów, gier oraz książek. Taki stan rzeczy nie oznacza
bynajmniej, że chłopak upodobnił się nagle do Supermana, Kapitana Ameryki lub
innego krystalicznie dobrego herosa. Owszem, stara się pomóc, lecz działa w
charakterystycznym dla siebie stylu.
Fabularne
dopieszczenie
Wizyta
na Deponii po raz kolejny wiąże się z wystawieniem na potężną dawkę
zwariowanego humoru, niekiedy w iście czarnym wydaniu. Co więcej, ekipa z
Daedalic Entertainment potrafi podejść z dystansem do swojego projektu, o czym
świadczy samouczek wprowadzający odbiorców w arkana interakcji z uniwersum gry.
Mimo że wygląda on praktycznie tak samo jak tutorial ze starszej części, nie
poczujemy się z tego powodu rozczarowani. To celowy zabieg ze strony niemieckiego
zespołu, który nawet w samouczku widzi pretekst do żartów. Trochę jednak szkoda,
że momentami twórcy za nadto zagalopowali się z dowcipkowaniem, racząc nas kilkoma
niesmacznymi sytuacjami (np. wyrządzanie krzywdy zwierzętom). W takich chwilach
sprawcą zamieszania jest nasz protegowany, co nie przyczynia się do kibicowania
chłopakowi. Drażnić mogą też nagminne gadki młodzieńca o tym, jaki z niego
super gość. Rufus od początku miał stać w opozycji do klasycznego herosa, ale wydaje
mi się, że w drugiej Deponii ciut przedobrzono przy kreacji tej postaci. Pozostali
bohaterowie nie powinni nikogo rozczarować, a zwłaszcza Goal, która
zdecydowanie zaskakuje na plus. We wcześniejszej grze z serii, dziewczyna
przeważnie spała, podczas gdy w kontynuacji doznaje rozszczepienia osobowości,
nierzadko kradnąc Rufusowi całe show.
Oceniając
„jedynkę”, miałam pewne zastrzeżenia pod adresem niezbyt rozbudowanego
szkieletu fabularnego oraz urwanej i wywołującej niedosyt końcówki. Na
szczęście scenariusz do Chaos on Deponia nie powiela błędów, które zawierała
poprzednia pozycja z owego cyklu. Nagromadzenie gagów oraz barwnych postaci nie
odbyło się tym razem kosztem głównego wątku. Wręcz przeciwnie, wszystkie elementy
elegancko się ze sobą zgrywają, po czym zostają zwieńczone efektownym i
satysfakcjonującym finałem. Jednocześnie zakończenie „dwójki” zaostrza apetyt
na ostatnią część trylogii pt. Goodbye Deponia, czyniąc z produkcji zgrabny
pomost pomiędzy pierwszą a trzecią odsłoną.
Wyzwania
śmieciarza
Przygodówkę
od Daedalic Entertainment obsługujemy głównie z ręką na myszce, więc nie trzeba
narzekać na brak komfortu w dziedzinie sterowania. Oprócz tego twórcy
przypisali kilka opcji wybranym przyciskom na klawiaturze, z których
najbardziej przyda się służąca do podświetlania hotspotów spacja oraz
odpowiedzialny za wyjście do menu ESC. Osobiście cieszy mnie pozostawienie
praktycznej funkcji otwierania tudzież zamykania ekwipunku za pomocą rolki
gryzonia. Trochę ubolewam z kolei nad tym, iż Rufus nadal nie nauczył się
biegać. Na bardziej rozległych planszach bywa to lekko uporczywe, ale na osłodę
otrzymujemy możliwość natychmiastowego opuszczenia danej lokacji przy użyciu
dwukliku.
Co
się tyczy rozgrywki, gameplay opiera się na licznych konwersacjach, zbieraniu
przeróżnych gratów i używaniu ich w odpowiednich miejscach, a także stawianiu
czoła minigierkom wymagającym ruszenia mózgownicą lub refleksu. Wzorem
Rufusowego debiutu, inwentarzówki przypominają zadania z Monkey Island czy
innych point and clicków ze złotego okresu przygodówek, który przypada na lata
dziewięćdziesiąte ubiegłego wieku. Rozwiązania zagadek ekwipunkowych są
pomysłowe i mniej bądź bardziej dowcipne, a kluczem do sukcesu często okazuje
się nieszablonowy tok myślenia. Minigierki wzbudziły we mnie dość mieszane
uczucia. Wśród nich napotkamy bowiem zarówno ciekawe wyzwania, jak i takie,
które potrafią napsuć krwi. Do tych drugich zaliczyć muszę
czasówko-zręcznościówkę Dziobakobatakę. Zadanie polega na walce w stroju
dziobaka i wygląda całkiem zabawnie, lecz sztuka nabierania wprawy irytowała
mnie niemiłosiernie. Dobrze, że niemiecki deweloper wziął pod uwagę potrzeby
mniej cierpliwych osób, umieszczając w swojej produkcji opcję pomijania
minigierek.
Urokliwa
graciarnia
Jeżeli
przypadł Wam do gustu wystrój pierwszej Deponii, w „dwójce” możecie się
wygodnie rozgościć i poczuć jak w domu. Ponownie będzie na co popatrzeć,
ponieważ twórcy przyszykowali szeroką gamę kolorowych plansz. Spodobał mi się
zwłaszcza Pływający Czarny Rynek, na terenie którego spędzimy niemało czasu.
Zajrzymy tam do takich lokacji jak doki, dzielnica dla wyższych sfer czy, rzecz
jasna, targ. Wszystkie te miejsca wręcz kipią mnóstwem ciepłych barw, a dzięki
unikalnemu charakterowi nie zlewają się w groch z kapustą. W późniejszej części
gry zawitamy też m.in. do Porta Fisco, gdzie według Rufusa jest zbyt brudno
nawet jak na standardy Deponii. Czy owa mieścina wpędzi nas zatem w depresyjny
nastrój? Nic z tych rzeczy. Po prostu dominują w niej brązy i wydaje się
bardziej zagracona w porównaniu z Pływającym Czarnym Rynkiem. Ciekawy wyjątek
stanowi natomiast streszczenie fabuły „jedynki”. Fragment ten potraktowano
monochromatycznym filtrem, z powodzeniem uzyskując efekt starego kina.
Podobnie
jak w przypadku poprzedniczki, soundtrack do Chaos on Deponia zawiera
nienachalne i lekkie w odbiorze melodie. Najbardziej przemówiły do mnie utwory
wokalne, czyli pieśń gondoliera oraz znana z wcześniejszej odsłony ballada,
której kolejne zwrotki w humorystyczny sposób komentują bieżące wydarzenia. Co
do angielskiego dubbingu, nie da się powiedzieć o nim złego słowa. Cała obsada
stanęła na wysokości zadania, fundując graczom popis dobrego aktorstwa. W
pamięć najbardziej zapadła mi Goal, która w zależności od aktywnej w danym
momencie osobowości przemawia dziecinnym, buńczucznym bądź wyniosłym głosem.
Nie
żałuję, że moja przygoda z Rufusem nie zakończyła się na pierwszej części
pomimo paru wrednych zagrywek ze strony tego bohatera. Drugie spotkanie z niepokornym
mężczyzną oraz jego urodziwą towarzyszką okazało się lepsze niż wirtualny
debiut owej pary. Co prawda środkowa część śmieciowej trylogii nie wprowadziła
przetasowań w gronie moich ulubionych point and clicków autorstwa Daedalic
Entertainment, ale sianie tytułowego chaosu na Deponii sprawiło mi niemałą
przyjemność. Warto zatem zagrać, tym bardziej że pozycja ta jest dostępna z
polskimi napisami i zapewnia solidny, bo trwający około 11 godzin czas
rozgrywki.
Ocena:
8/10
Plusy:
+
bardziej dopracowana fabuła w stosunku do poprzedniczki
+
humor
+
barwne postaci
+
możliwość pominięcia minigierek
+
miła dla oka grafika
+
świetny angielski dubbing
+
długość rozgrywki
Minusy:
-
niektóre żarty
-
pewne zachowania Rufusa
-
część minigierek
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
System komentarzy, tak jak cały blog, funkcjonuje na platformie Blogger, gdzie stosowane są zasady polityki prywatności Google.