czwartek, 19 marca 2015

The Book of Unwritten Tales: The Critter Chronicles (PC) - recenzja



Nigdy nie zapomnę wspaniałych wrażeń, jakie dostarczyła mi przygodówka pt. The Book of Unwritten Tales. Ekipa z KING Art Games w kapitalny sposób oprawiła klasyczną historię o ratowaniu świata w ogromną ilość humoru i udowodniła, że potrafi zrobić świetnego point and clicka. Nic więc dziwnego, iż cieszyłam się niemalże jak dziecko mogąc powrócić do baśniowej Aventasii za sprawą The Book of Unwritten Tales: The Critter Chronicles.

Na początek przyjrzyjmy się samej fabule. Przede wszystkim, nie mamy do czynienia z bezpośrednią kontynuacją The Book of Unwritten Tales, lecz z prequelem owej przygodówki. Przedstawiona tu historia koncentruje się wokół awanturnika Nate’a Bonnetta oraz kudłatego Zwierzaka. Obaj panowie pojawili się w poprzedniej grze i stanowili połowę drużyny, której przypadła wówczas misja powstrzymania podstępnej Armii Cieni. Kto przeszedł TBoUT, ten pamięta, iż już się tam znali. Od dłuższego czasu zresztą ze sobą podróżowali. Dzięki TCC dowiemy się natomiast, kiedy narodziła się ich przyjaźń. Ponadto produkcja ta ujawnia m.in. okoliczności zdobycia statku przez Nate’a, a także zdradza nam co nieco na temat pochodzenia Zwierzaka, przedstawiając przy okazji pobratymców pociesznego stwora.

Śmieszny zimowy przystanek

Większość akcji rozgrywa się na terenie Północnych Krain, gdzie Nate trafia w wyniku ucieczki przed znaną z TBoUT orczycą Ma’Zaz. Prawdę mówiąc, sam sobie napytał biedy. Otóż zachciało mu się ograć w karty pewnego mściwego pirata i umknąć jego latającym statkiem w siną dal. Podniebna podróż nie kończy się zbyt fortunnie, mimo że panu Bonnettowi udaje się pozbyć zielonej wojowniczki, przynajmniej na jakiś czas. Statek zostaje uszkodzony, uziemiając naszego protagonistę pośród zimowych pustkowi. Na szczęście, Nate nie ląduje w kompletnie opustoszałym miejscu, aczkolwiek nie grzeszy ono nadmierną populacją. Najistotniejsze okaże się spotkanie ze Zwierzakiem oraz resztą członków jego plemienia. Owa kompania znajduje się nawet w podobnej sytuacji co świeżo upieczony właściciel statku. Pojazd włochatego ludu również został unieruchomiony, ponieważ ukradziono niezbędny do jego działania artefakt. Rekwizyt ten przywłaszczył sobie wredny Munkus, który mocno namieszał też we wcześniejszej pozycji od KING Art Games. Nate zawiera zatem ze Zwierzakiem umowę typu „przysługa za przysługę”. W ramach tego porozumienia, futrzaki naprawią statek pana Bonnetta pod warunkiem, że odzyska on cenny rekwizyt z rąk Munkusa.

Intrygę w TCC zakrojono na mniejszą skalę niż w TBoUT. Tam już na wstępie dowiadywaliśmy się, że trzeba ratować cały świat. Generalnie prequel jest skromniejszym projektem od swojego poprzednika, lecz twórcom nie powinno się za bardzo obrywać z tego powodu. Niemieccy deweloperzy otwarcie przyznają, iż opracowali samodzielny dodatek, czyli swoisty suplement do tzw. dania głównego. I chociaż The Critter Chronicles charakteryzuje się uboższą liczbą bohaterów, nie wprost odmówić im charyzmy. Prócz dobrze znanych nam protagonistów, zetkniemy się z takimi indywiduami jak postrzelona pani ekolog, cierpiący na kłopotliwe rozdwojenie jaźni badacz Yeti czy malutki  kudłacz z talentem do imitowania różnych głosów. Poza tym, na pewno nie można narzekać na niedobór humoru. Podobnie jak przygody Wilbura i spółki, dodatek dba o radosny nastrój graczy, dostarczając mnóstwo okazji do szerokiego uśmiechu. Gra bawi nie tylko za sprawą komizmu postaciowego, ale i sytuacyjnego czy popkulturowych odniesień. Co do tych ostatnich, prym wiodą odwołania do „Gwiezdnych Wojen”. Nate i Zwierzak stanowią ewidentną aluzję do Hana Solo oraz Chewbacci, zaś w skład włochatego plemienia wchodzi niejaka Layla z fryzurą nieprzypadkowo przypominającą kultowego „baranka” księżniczki Leyi. Oczywiście to nie koniec cytatów, jakimi żongluje TCC. Wnikliwe oko wypatrzy tu ponadto m.in. ukłony w stronę fanów Harry’ego Pottera czy gry Portal.

Prosta obsługa zakręconego świata

Jeśli chodzi o sterowanie wraz z interfejsem, postawiono na powtórkę wygodnych rozwiązań, które sprawdziły się we wcześniejszym dziele producentów zza Odry. Lewy przycisk myszy odpowiada za przemieszczanie postaci oraz interakcję z otoczeniem (rozmowy, podnoszenie obiektów itd.), przy czym kursor przybiera adekwatną do danej czynności formę. Nie zmieniło się też umiejscowienie ekwipunku, który ponownie ukryto w dolnej części ekranu. Wciśnięcie klawisza ESC poskutkuje wypadem do menu, natomiast spacja służy do podświetlania hotspotów oraz aktualnego zadania do zrealizowania. Informacja o bieżącym celu jest nowym rodzajem podpowiedzi, gdyż nie pojawiała się w perypetiach Wilbura. Wracając do funkcji nieobcych graczom, którzy mają za sobą TBoUT, warto zwrócić uwagę na możliwość przełączania się pomiędzy dwoma grywalnymi bohaterami, czyli Nate’m i Zwierzakiem. Możemy tego dokonać dzięki specjalnym ikonom w lewym górnym rogu ekranu lub w trakcie konwersacji. Opcja ta jest dostępna mniej więcej od połowy przygodówki i należy z niej korzystać jeśli zależy nam na dobrnięciu do finału. Nasi herosi często zostaną bowiem zmuszeni do współpracy oraz wymiany zgromadzonych przedmiotów.

Nazwanie gry dodatkiem nasuwa słuszne skojarzenia z krótszą w stosunku do podstawki zabawą. TBoUT starczało na około 15 godzin, podczas gdy uporanie się z TCC potrwa od 7 do 9 godzin w zależności od wybranego poziomu trudności. Produkcja oferuje dwa tryby rozgrywki. Wariant dla bardziej zaawansowanych graczy wiąże się z wyłączeniem podpowiedzi, a także ze wzrostem skomplikowania łamigłówek oraz niektórych inwentarzówek. Pomimo wskazania trudniejszego poziomu, podświetlanie interaktywnych punktów na planszy można jednak w dowolnym momencie uaktywnić poprzez zmianę stosownych ustawień. Gameplay opiera się głównie na zbieraniu i używaniu rozmaitych szpargałów. Przygodówkowych purystów ucieszy brak zręcznościowych fragmentów w stylu tańca deszczu, z jakim zmagaliśmy się w TBoUT. W zamian dostaniemy parę zagadek, które dobrze wpisują się w tradycje gatunku point and click (np. otwieranie zamka wytrychem czy malowanie obrazu). Niestety, w ogólnym rozrachunku rozgrywka wypada odrobinę słabiej w porównaniu do starszej pozycji ze stajni KING Art Games. Kilka zadań wydało mi się trochę przekombinowanych, zmuszając do desperackiego klikania metodą prób i błędów.

Fajnie, choć niekiedy zbyt śnieżnie

Wizualna strona TCC przykuwa wzrok ładnym i starannym wykonaniem. Jeśli więc spodobała się Wam graficzna warstwa przygód Wilbura oraz jego towarzyszy, nie będziecie odwracać się z niesmakiem na widok gry z włochatym ludkiem na pierwszym planie. Niemniej można odczuć lekki niedosyt z powodu wyraźnie skromniejszej liczby lokacji i dominacji zimowych scenerii. Przyznam, że krążenie pomiędzy nielicznymi zaśnieżonymi planszami zaczynało mnie czasami nużyć. Na osłodę, w jednym z pięciu w sumie rozdziałów zostaniemy przeniesieni do zupełnie innej miejscówki o mocno zakręconej architekturze. Co prawda, zawitaliśmy do niej już w TBoUT, lecz w prequelu uległa modyfikacji i znacznemu rozbudowaniu. Co się zaś tyczy pozostałych wrażeń estetycznych, muzyka dobrze spełnia rolę przyjemnego dla ucha tła, ale tytuł „największej gwiazdy dźwięku” bez dwóch zdań należy się angielskiemu dubbingowi. Powtarzający swoje kreacje aktorzy po raz kolejny stanęli na wysokości zadania, a ci, którzy wcielają się w nowych bohaterów, dzielnie dotrzymują im tempa. Dobrze, że polski wydawca zdecydował się na lokalizację kinową, tak jak w przypadku wcześniejszej przygodówki z uniwersum Aventasii.

Smakowity bonus

The Critter Chronicles to przyjemna i niosąca pozytywną energię przygodówka, która nie powinna ujść uwadze wielbicieli gatunku point and click, ani tym bardziej fanów oryginalnego The Book of Unwritten Tales. Owszem, dodatek nie dorównuje niemalże idealnej podstawce, ale zignorowanie istnienia tej gry byłoby dla niej krzywdzące. Perypetie Nate’a i Zwierzaka należy potraktować przede wszystkim jako miłe dopełnienie starszego tytułu autorstwa KING Art Games, które daje szansę na wypełnienie pomniejszych luk, przynosi nowe informacje na temat znanych bohaterów, a także zapewnia całkiem sporo sympatycznej rozrywki. Z takim nastawieniem nie poczujecie się szczególnie rozczarowani.


Ocena: 7,5/10


Plusy:
+ humor
+ barwne postaci
+ wygodna obsługa
+ dwa poziomy trudności
+ brak elementów zręcznościowych
+ ładna grafika
+ bardzo dobry angielski dubbing

Minusy:
- mało różnorodnych lokacji
- niektóre zagadki
- to jednak tylko dodatek

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

System komentarzy, tak jak cały blog, funkcjonuje na platformie Blogger, gdzie stosowane są zasady polityki prywatności Google.