Nigdy nie
zapomnę wspaniałych wrażeń, jakie dostarczyła mi przygodówka pt. The Book of
Unwritten Tales. Ekipa z KING Art Games w kapitalny sposób oprawiła klasyczną
historię o ratowaniu świata w ogromną ilość humoru i udowodniła, że potrafi
zrobić świetnego point and clicka. Nic więc dziwnego, iż cieszyłam się niemalże
jak dziecko mogąc powrócić do baśniowej Aventasii za sprawą The Book of
Unwritten Tales: The Critter Chronicles.
Na
początek przyjrzyjmy się samej fabule. Przede wszystkim, nie mamy do czynienia
z bezpośrednią kontynuacją The Book of Unwritten Tales, lecz z prequelem owej
przygodówki. Przedstawiona tu historia koncentruje się wokół awanturnika Nate’a
Bonnetta oraz kudłatego Zwierzaka. Obaj panowie pojawili się w poprzedniej grze
i stanowili połowę drużyny, której przypadła wówczas misja powstrzymania
podstępnej Armii Cieni. Kto przeszedł TBoUT, ten pamięta, iż już się tam znali.
Od dłuższego czasu zresztą ze sobą podróżowali. Dzięki TCC dowiemy się
natomiast, kiedy narodziła się ich przyjaźń. Ponadto produkcja ta ujawnia m.in.
okoliczności zdobycia statku przez Nate’a, a także zdradza nam co nieco na
temat pochodzenia Zwierzaka, przedstawiając przy okazji pobratymców pociesznego
stwora.
Śmieszny zimowy
przystanek
Większość
akcji rozgrywa się na terenie Północnych Krain, gdzie Nate trafia w wyniku
ucieczki przed znaną z TBoUT orczycą Ma’Zaz. Prawdę mówiąc, sam sobie napytał
biedy. Otóż zachciało mu się ograć w karty pewnego mściwego pirata i umknąć
jego latającym statkiem w siną dal. Podniebna podróż nie kończy się zbyt
fortunnie, mimo że panu Bonnettowi udaje się pozbyć zielonej wojowniczki,
przynajmniej na jakiś czas. Statek zostaje uszkodzony, uziemiając naszego protagonistę
pośród zimowych pustkowi. Na szczęście, Nate nie ląduje w kompletnie
opustoszałym miejscu, aczkolwiek nie grzeszy ono nadmierną populacją. Najistotniejsze
okaże się spotkanie ze Zwierzakiem oraz resztą członków jego plemienia. Owa
kompania znajduje się nawet w podobnej sytuacji co świeżo upieczony właściciel
statku. Pojazd włochatego ludu również został unieruchomiony, ponieważ
ukradziono niezbędny do jego działania artefakt. Rekwizyt ten przywłaszczył
sobie wredny Munkus, który mocno namieszał też we wcześniejszej pozycji od KING
Art Games. Nate zawiera zatem ze Zwierzakiem umowę typu „przysługa za
przysługę”. W ramach tego porozumienia, futrzaki naprawią statek pana Bonnetta
pod warunkiem, że odzyska on cenny rekwizyt z rąk Munkusa.
Intrygę
w TCC zakrojono na mniejszą skalę niż w TBoUT. Tam już na wstępie
dowiadywaliśmy się, że trzeba ratować cały świat. Generalnie prequel jest
skromniejszym projektem od swojego poprzednika, lecz twórcom nie powinno się za
bardzo obrywać z tego powodu. Niemieccy deweloperzy otwarcie przyznają, iż
opracowali samodzielny dodatek, czyli swoisty suplement do tzw. dania głównego.
I chociaż The Critter Chronicles charakteryzuje się uboższą liczbą bohaterów,
nie wprost odmówić im charyzmy. Prócz dobrze znanych nam protagonistów,
zetkniemy się z takimi indywiduami jak postrzelona pani ekolog, cierpiący na
kłopotliwe rozdwojenie jaźni badacz Yeti czy malutki kudłacz z talentem do imitowania różnych
głosów. Poza tym, na pewno nie można narzekać na niedobór humoru. Podobnie jak
przygody Wilbura i spółki, dodatek dba o radosny nastrój graczy, dostarczając
mnóstwo okazji do szerokiego uśmiechu. Gra bawi nie tylko za sprawą komizmu
postaciowego, ale i sytuacyjnego czy popkulturowych odniesień. Co do tych
ostatnich, prym wiodą odwołania do „Gwiezdnych Wojen”. Nate i Zwierzak stanowią
ewidentną aluzję do Hana Solo oraz Chewbacci, zaś w skład włochatego plemienia
wchodzi niejaka Layla z fryzurą nieprzypadkowo przypominającą kultowego
„baranka” księżniczki Leyi. Oczywiście to nie koniec cytatów, jakimi żongluje
TCC. Wnikliwe oko wypatrzy tu ponadto m.in. ukłony w stronę fanów Harry’ego
Pottera czy gry Portal.
Prosta obsługa
zakręconego świata
Jeśli
chodzi o sterowanie wraz z interfejsem, postawiono na powtórkę wygodnych rozwiązań,
które sprawdziły się we wcześniejszym dziele producentów zza Odry. Lewy
przycisk myszy odpowiada za przemieszczanie postaci oraz interakcję z
otoczeniem (rozmowy, podnoszenie obiektów itd.), przy czym kursor przybiera
adekwatną do danej czynności formę. Nie zmieniło się też umiejscowienie
ekwipunku, który ponownie ukryto w dolnej części ekranu. Wciśnięcie klawisza
ESC poskutkuje wypadem do menu, natomiast spacja służy do podświetlania
hotspotów oraz aktualnego zadania do zrealizowania. Informacja o bieżącym celu
jest nowym rodzajem podpowiedzi, gdyż nie pojawiała się w perypetiach Wilbura. Wracając
do funkcji nieobcych graczom, którzy mają za sobą TBoUT, warto zwrócić uwagę na
możliwość przełączania się pomiędzy dwoma grywalnymi bohaterami, czyli Nate’m i
Zwierzakiem. Możemy tego dokonać dzięki specjalnym ikonom w lewym górnym rogu
ekranu lub w trakcie konwersacji. Opcja ta jest dostępna mniej więcej od połowy
przygodówki i należy z niej korzystać jeśli zależy nam na dobrnięciu do finału.
Nasi herosi często zostaną bowiem zmuszeni do współpracy oraz wymiany
zgromadzonych przedmiotów.
Nazwanie
gry dodatkiem nasuwa słuszne skojarzenia z krótszą w stosunku do podstawki
zabawą. TBoUT starczało na około 15 godzin, podczas gdy uporanie się z TCC potrwa
od 7 do 9 godzin w zależności od wybranego poziomu trudności. Produkcja oferuje
dwa tryby rozgrywki. Wariant dla bardziej zaawansowanych graczy wiąże się z
wyłączeniem podpowiedzi, a także ze wzrostem skomplikowania łamigłówek oraz
niektórych inwentarzówek. Pomimo wskazania trudniejszego poziomu, podświetlanie
interaktywnych punktów na planszy można jednak w dowolnym momencie uaktywnić poprzez
zmianę stosownych ustawień. Gameplay opiera się głównie na zbieraniu i używaniu
rozmaitych szpargałów. Przygodówkowych purystów ucieszy brak zręcznościowych fragmentów
w stylu tańca deszczu, z jakim zmagaliśmy się w TBoUT. W zamian dostaniemy parę
zagadek, które dobrze wpisują się w tradycje gatunku point and click (np.
otwieranie zamka wytrychem czy malowanie obrazu). Niestety, w ogólnym
rozrachunku rozgrywka wypada odrobinę słabiej w porównaniu do starszej pozycji
ze stajni KING Art Games. Kilka zadań wydało mi się trochę przekombinowanych,
zmuszając do desperackiego klikania metodą prób i błędów.
Fajnie, choć
niekiedy zbyt śnieżnie
Wizualna
strona TCC przykuwa wzrok ładnym i starannym wykonaniem. Jeśli więc spodobała się
Wam graficzna warstwa przygód Wilbura oraz jego towarzyszy, nie będziecie
odwracać się z niesmakiem na widok gry z włochatym ludkiem na pierwszym planie.
Niemniej można odczuć lekki niedosyt z powodu wyraźnie skromniejszej liczby
lokacji i dominacji zimowych scenerii. Przyznam, że krążenie pomiędzy
nielicznymi zaśnieżonymi planszami zaczynało mnie czasami nużyć. Na osłodę, w
jednym z pięciu w sumie rozdziałów zostaniemy przeniesieni do zupełnie innej
miejscówki o mocno zakręconej architekturze. Co prawda, zawitaliśmy do niej już
w TBoUT, lecz w prequelu uległa modyfikacji i znacznemu rozbudowaniu. Co się
zaś tyczy pozostałych wrażeń estetycznych, muzyka dobrze spełnia rolę
przyjemnego dla ucha tła, ale tytuł „największej gwiazdy dźwięku” bez dwóch
zdań należy się angielskiemu dubbingowi. Powtarzający swoje kreacje aktorzy po
raz kolejny stanęli na wysokości zadania, a ci, którzy wcielają się w nowych
bohaterów, dzielnie dotrzymują im tempa. Dobrze, że polski wydawca zdecydował
się na lokalizację kinową, tak jak w przypadku wcześniejszej przygodówki z
uniwersum Aventasii.
Smakowity bonus
The
Critter Chronicles to przyjemna i niosąca pozytywną energię przygodówka, która
nie powinna ujść uwadze wielbicieli gatunku point and click, ani tym bardziej
fanów oryginalnego The Book of Unwritten Tales. Owszem, dodatek nie dorównuje
niemalże idealnej podstawce, ale zignorowanie istnienia tej gry byłoby dla niej
krzywdzące. Perypetie Nate’a i Zwierzaka należy potraktować przede wszystkim
jako miłe dopełnienie starszego tytułu autorstwa KING Art Games, które daje
szansę na wypełnienie pomniejszych luk, przynosi nowe informacje na temat
znanych bohaterów, a także zapewnia całkiem sporo sympatycznej rozrywki. Z
takim nastawieniem nie poczujecie się szczególnie rozczarowani.
Ocena:
7,5/10
Plusy:
+
humor
+
barwne postaci
+
wygodna obsługa
+
dwa poziomy trudności
+
brak elementów zręcznościowych
+
ładna grafika
+
bardzo dobry angielski dubbing
Minusy:
-
mało różnorodnych lokacji
-
niektóre zagadki
-
to jednak tylko dodatek
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
System komentarzy, tak jak cały blog, funkcjonuje na platformie Blogger, gdzie stosowane są zasady polityki prywatności Google.