Gdyby Quentin
Tarantino i Robert Rodriguez zechcieli napisać razem powieść, wspólne
literackie dzieło zapewne nawiązywałoby klimatem do ich filmów. Niewykluczone,
że wyszłoby coś w stylu „Księgi bez tytułu”. Pozycja ta utrzymana jest bowiem w
duchu twórczości obu reżyserów.
Nie
da się ukryć, iż książka z przytupem przykuwa uwagę jeszcze przed samym
otwarciem. I to nie tylko za sprawą intrygującej nazwy, lecz również anonimowego
autora. Owszem, twórcy nierzadko publikują swoje artystyczne płody pod pseudonimami,
ale w tym wypadku mamy szczególnie ciekawą sytuację. Wydanie utworu
podpisanego jako „Anonim” podsyca dodatkowe spekulacje odnośnie intencji
osoby, ukrywającej swoją tożsamość. Czyżby stała za tym wszystkim wyłącznie chęć
zrobienia jak największej reklamy? A może chodzi o nadanie dziełu zagadkowego
posmaku, co ma stanowić część tzw. zabiegu artystycznego? Czy też tajemniczy
autor jest kimś, kto zdobył popularność w jakiejś innej dziedzinie? W
kontekście „Księgi bez tytułu” podobno padały nawet konkretne nazwiska znanych ludzi.
Fabuła
powieści została osadzona w czasach współczesnych, na terenie fikcyjnego
amerykańskiego miasteczka Santa Mondega. Niemniej pojedyncze fragmenty pozwalają
też spędzić czytelnikom krótkie chwile na pewnej wyspie o nazwie Hubal. Co do Santa
Mondega, nie jest to miejsce idealne na relaksujące wakacje, gdyż kręci się tam
mnóstwo różnego rodzaju szumowin. Typki spod ciemnej gwiazdy szczególnie
upodobały sobie lokalny bar Tapioca, który prowadzi niejaki Sanchez. Można
powiedzieć, iż ów lokal pełni w pewnym sensie funkcję ogniskowego miejsca
akcji. Mianowicie tam właśnie przenoszą odbiorców pierwsze strony utworu, które
koncentrują się na kluczowym dla całości wydarzeniu. Co więcej, Tapioca
regularnie przypomina o swoim istnieniu, a to dlatego, że w barze
niejednokrotnie przewijają się najważniejsi bohaterowie tej zakręconej
historii.
Mimo
wszystko nie samą knajpą Santa Mondega żyje. To barwna mieścina i nie brak w
niej innych, atrakcyjnych fabularnie, lokacji, gdzie dzieją się ciekawe rzeczy,
z udziałem nie mniej interesujących postaci. Przedstawione na kartach powieści incydenty
przeważnie pociągają za sobą dużo krwi. Ba, czerwień leje się dosłownie
strumieniami, trup ściele się gęsto, a przemoc bywa mocno przerysowana. Autor
nie stroni ponadto od licznych przekleństw, lecz dużych odsetek wulgaryzmów nie
razi w przypadku „Księgi bez tytułu”, o ile oczywiście ktoś nie ma zerowej
tolerancji dla bluzgów. Warto jednocześnie dodać, iż pozycja ta powinna sprawić
sporo frajdy amatorom popkulturowych cytatów. Odpowiedzialny za książkę Anonim
serwuje nam wiele tego typu odniesień, wplatając je do dialogów oraz przemyśleń
bohaterów. Owe aluzje obejmują zaś filmowe postaci, konkretne tytuły oraz
autentycznych artystów (np. „Gwiezdne Wojny” czy Elvis Presley).
No
dobrze, ale o co dokładnie w tej książce biega? O masę rzeczy, ponieważ autor
pokusił się o wielowątkową strukturę. Pośród owego urodzaju da się jednak
wyróżnić dwa najistotniejsze wątki. Pierwszy z nich dotyczy tajemniczego
Bourbon Kida, który swego czasu przyjechał do miasta i narobił krwistego szumu.
Od tamtej pory krążą plotki na temat zagadkowego mężczyzny, a pewien śledczy
tropi go z chorobliwą wręcz obsesją. Drugi, równie ważny motyw związany jest z kamieniem
zwanym Okiem Księżyca, który posiada ponoć wielką i niebezpieczną w nieodpowiednich
rękach moc. Nic zatem dziwnego, że klejnot staje się obiektem zainteresowania
wielu osób, m.in. kryminalistów, walecznych mnichów z wyspy Hubal czy istot
nadprzyrodzonych. Swoją drogą, udział tych ostatnich, w połączeniu z barem, jeszcze
bardziej wzmacnia skojarzenia z Robertem Rodriguezem i Quentinem Tarantino, a zwłaszcza
z filmem „Od zmierzchu do świtu”.
„Księga
bez tytułu” to przyjemny koktajl pastiszu, brutalności, szybkiej i soczystej
akcji, ostrego języka, a także nawiązań do świata popkultury. Być może pisanie
o miłej lekturze w obliczu niektórych składników wyda się trochę dziwne, lecz
takie odczucia towarzyszyły mi przy śledzeniu losów licznego grona bohaterów.
Powieść czyta się szybko, a dzięki plastycznemu i filmowemu stylowi bez trudu
wyobrazimy sobie Santa Mondega oraz tamtejsze wydarzenia. Wprawdzie przy kilku
wątkach wolałabym otrzymać nieco więcej wyjaśnień, ale nie zamierzam narzekać z
bardzo prostego powodu. Skoro „Księga…” jest otwarciem serii o Bourbon Kidzie,
kolejne odsłony powinny rozszerzyć naszą wiedzę o wykreowanym przez Anonima
uniwersum. Niech no więc je tylko dorwę w swoje ręce!
Ocena:
8/10
Tytuł
polski: Księga bez tytułu
Tytuł
oryginalny: The Book With No Name
Autor:
Anonim
Wydawnictwo:
Świat Książki
Recenzja bardzo mnie zachęciła do lektury, ale... ta powieść nie występuje w formie e-book. A stronię od książek. Przeszukiwałem google i jedyne, na co się natknąłem, to pirackie kopie (pewnie skany). Nie mam zamiaru tego ruszać. Cóż, szkoda.
OdpowiedzUsuńJa z kolei jestem zwolenniczką tradycyjnych wydań książek, lecz nie wykluczam w przyszłości przerzucenia się na e-booki. Powód? Jak normalnych książek przybywa, to mieszkanie niestety się nie rozrasta :) I to byłby właśnie ten czynnik, który w pierwszej kolejności skłoniłby mnie do tej decyzji.
UsuńCo do samej "Księgi bez tytułu", podejrzewam, że obecnie najprędzej dostanie się ją w bibliotece. No, ale tylko to fizyczne wydanie. Mój egzemplarz kupiłam kilka lat temu, nie zabrałam się za lekturę od razu, potem zapomniałam i dlatego dopiero teraz nadrobiłam zaległości. Zresztą z grami mam podobnie, a nawet jeszcze lepiej - kupka wstydu jest baaardzo duża :(