czwartek, 5 listopada 2015

"Trumna" - recenzja

Nie tylko ludzie miewają problemy z określaniem własnej tożsamości. Filmy też potrafi nękać podobny problem. Weźmy na przykład taką „Trumnę”, której reżyserią zajął się Ekachai Uekrongtham. Azjatycki obraz niby chce być horrorem, ale nadto zmierza w stronę dramatu psychologicznego, w konsekwencji sprawiając zawód na obydwu polach.

Na początek kilka słów wyjaśnienia – nie wymagam od filmów grozy tego, by żyły samym straszeniem. Dobrze, jeśli ich twórcy próbują czasem urozmaicić ogólną konwencję, zamiast  zawsze niewolniczo trzymać się ram gatunku. Ale, ale… Trzeba to jeszcze zrobić z odpowiednim wyczuciem, dzięki czemu widzowie unikną rozczarowania. Taka sztuka udała się choćby „Kobiecie w czerni” z Danielem Radcliffem, gdzie do klimatycznego horroru umiejętnie wpleciono subtelne studium żałoby oraz ludzkiego zachowania po stracie bliskich. Finezja stanowi tu jednak tzw. słowo-klucz, gdyż psychologiczny aspekt „Kobiety w czerni”, pomimo dużej roli w fabule, nie dominuje ani tym bardziej nie każe zapomnieć, że śledzimy horror. Oglądając „Trumnę”, nierzadko zaś zastanawiałam się, czym dokładnie ma owa pozycja być.

Bo o czym ten tytuł z grubsza opowiada, to akurat wiadomo. Odpowiedzialna za obraz ekipa wzięła na tapetę tajlandzki obrzęd, którego uczestnicy kładą się w trumnach, by odegnać nieszczęście i wymodlić zdrowie dla siebie lub najbliższych. Mówiąc krótko, cały rytuał to swoista próba oszukania śmierci. Jak już uczyła nas niejedna historia (niekoniecznie filmowa), ingerowanie w przeznaczenie zazwyczaj skutkuje zapłaceniem pewnej ceny. Nie inaczej jest w przypadku dwójki głównych bohaterów azjatyckiej produkcji – mężczyzny o imieniu Chris oraz niejakiej Sue, którzy poddali się obrzędowi z trumnami. Chrisowi zależało na zdrowiu ukochanej, aby mogli żyć razem długo i szczęśliwie. Sue także marzy o błogiej egzystencji u boku drugiej połówki, tyle że kobieta sama za to jest ciężko chora i desperacko pragnie się wyleczyć, a termin ślubu tuż, tuż. Wprawdzie rytualne modły przynoszą pożądane efekty, lecz protagoniści doświadczają też wkrótce negatywnych konsekwencji swojego czynu. Co gorsza, nie odbije się to wyłącznie na nich.

W obliczu zaistniałych problemów, widzowie zostaną uraczeni realistycznymi wizjami, jakie zaczną nawiedzać bohaterów. Ponadto kostucha, którą usiłowano wystrychnąć na dutka, nie omieszka upomnieć się o swoje. I owszem, „Trumna” zawiera kilka scen, wypadających nie najgorzej w kategorii kina grozy. Niemniej, jak zasygnalizowałam wcześniej, problem tkwi w tym, że horror ulega naporowi wątków psychologiczno-melodramatycznych. Te ostatnie z kolei wprowadzają dosyć refleksyjny klimat, w pewnym stopniu starając się poruszyć odbiorców. Niestety, nie przekłada się to na satysfakcjonujący seans. Całość nie potrafi zaangażować, a napięcie, zamiast rosnąć, siada. Winę za taki stan rzeczy ponosi głównie scenariusz, acz nie można mu odmówić pewnego potencjału. Przedstawiona w filmie historia miejscami wydała mi się jednak zbyt chaotyczna, a poszczególne wątki wypadałoby lepiej rozwinąć albo w ogóle odpuścić, by zapewnić fabule większą spójność.

Tym większa szkoda, że wyszło jak wyszło, gdy poddamy ocenie wizualną warstwę produkcji. Ten aspekt został dla odmiany zrealizowany bez zarzutu, będąc niezaprzeczalną zaletą „Trumny”. Perypetie uczestników obrzędu oprawiono w ładne zdjęcia, skąpane w specyficznym filtrze, za sprawą którego obraz zyskał chłodny i zarazem atrakcyjny błękitny odcień. Dla przykładu, ciekawie od strony plastycznej rysuje się sekwencja, ukazująca olbrzymie posągi w miejscu, gdzie zorganizowano rytuał. Ogrom kamiennych figur zdaje się nieść bezimienną groźbę, zwłaszcza jeśli spojrzymy na nie z perspektywy osób leżących w pobliskich trumnach.

Ogólnoświatowa popularność, jaką zyskał japoński „The Ring – Krąg” wraz ze swoim amerykańskim „rimejkiem”, zaowocowała swego czasu dużym zainteresowaniem azjatyckim kinem grozy. Owa moda nie ominęła również Polski, a co za tym idzie – do naszego kraju trafiło niemało tego typu produkcji (prosto z Azji tudzież w formie anglojęzycznych przeróbek). Wśród dostępnych tytułów nie zabrakło zarówno lepszych, jak i gorszych propozycji. Mimo że „Trumna” miała zadatki na wylądowanie w pierwszej grupie, finalnie plasuje się w gronie tych słabszych obrazów. Trochę to przykre, lecz cóż, bywa i tak.


Ocena: 4,5/10


Tytuł polski: Trumna
Tytuł oryginalny: The Coffin
Reżyseria: Ekachai Uekrongtham
Scenariusz: Ekachai Uekrongtham
Obsada: Ananda Everingham, Karen, Mok, Andrew Lin, Florence Faivre, Aki Shibuya
Gatunek: horror
Produkcja: Tajlandia, Korea Południowa, Singapur
Rok premiery: 2008
Czas trwania: ok. 82 minuty

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

System komentarzy, tak jak cały blog, funkcjonuje na platformie Blogger, gdzie stosowane są zasady polityki prywatności Google.