niedziela, 10 stycznia 2016

Alpha Polaris (PC) - recenzja


Polarne scenerie skrywają różne niebezpieczeństwa, o czym przekonaliśmy się choćby w kultowym obrazie „Coś” („The Thing”) z 1982 roku. Gra Alpha Polaris, podobnie jak filmowy horror Johna Carpentera, przedstawia odbiorcom osadzoną wśród śniegów historię, gdzie zagrożenie nie ogranicza się do perspektywy odmrożenia pośladków. I mimo że tej przygodówce z ideałem nie po drodze, nie powiem, bym uznała ją za marnotrawstwo czasu.

Projekt, którego premiera miała miejsce w 2011 roku, narodził się dzięki deweloperom z niezależnego fińskiego studia o nazwie Turmoil Games. Fabuła tejże produkcji zabiera nas do mroźnej Grenlandii, gdzie mieści się tytułowa stacja badawcza Alpha Polaris. Tam właśnie przebywa główny i zarazem grywalny bohater owej historii, a jest nim młody biolog Rune Knudsen z Norwegii. Zadanie mężczyzny polega na badaniu niedźwiedzi polarnych, podczas gdy praca pozostałych mieszkańców ośrodka skupia się wokół poszukiwań złóż ropy naftowej. Jako że twórcy gry serwują odbiorcom scenariusz na pograniczu thrillera i horroru, kłopoty nie każą na siebie długo czekać. Panu Knudsenowi nie będzie zatem dana spokojna obserwacja białych miśków, natomiast reszta zespołu nie nacieszy się zbytnio faktem znalezienia ropy.

Polarny niepokój

Bohaterów zaczną dręczyć senne koszmary, lecz na tym niestety nie skończą się ich problemy. Czyżby miało to związek z niezwykłym odkryciem, jakiego ostatnio dokonali? W tym momencie pozwolę sobie przemilczeć dalsze detale, by nie wkroczyć do drażliwej strefy spoilerów. Pochwalę za to fabularną warstwę produkcji, która wespół z umiejętnie zbudowanym klimatem należy do największych atutów gry. Owszem, nie wzniesiono się na wyżyny scenopisarskiej doskonałości, a wielbiciele horrorów z prawdziwego zdarzenia mogą kręcić nosem, że Alpha Polaris nie wywołuje uczucia przerażenia. Niemniej przedstawiona tu historia rzeczywiście wciąga i to się dla mnie liczy. Chociaż sama nie grałam z duszą na ramieniu, nastrój osaczenia wykreowano na tyle sugestywnie, by zrozumieć targające protagonistami emocje.


Liczbę dramatis personae ograniczono do raptem kilku postaci, co akurat mi nie przeszkadzało. Poszczególni bohaterowie nadrabiają wyrazistą osobowością, a ich wzajemne relacje zostały wiarygodnie nakreślone. Poza tym, skromna obsada pasuje przecież do opowieści o grupie ludzi, którzy wylądowali w odciętym od świata miejscu. Szkoda tylko, że finał ujrzymy po mniej więcej czterech godzinach. Gdy przechodziłam Alpha Polaris po raz pierwszy, a było to wkrótce po premierze, czas potrzebny na ukończenie gry bardziej mnie zirytował. Teraz zaś, kiedy sięgnęłam po ten tytuł ponownie, zdążyłam już oswoić się z tendencją do robienia krótkich produkcji. Mimo wszystko nadal jestem zdania, że perypetie norweskiego biologa zyskałyby na wydłużeniu rozgrywki, zwłaszcza w obliczu narracyjnego drygu twórców.

Cienie i blaski życia pośród groźnych śniegów

Pod względem mechaniki, niezależna ekipa z Finlandii proponuje nam klasyczną zabawę w stylu point and click. Wygodna obsługa odbywa się głównie przy pomocy myszy, ale natrafimy również na parę odstępstw od tej reguły, stając przed koniecznością użycia klawiatury i wpisania konkretnych haseł. Zwolennikom współczesnych udogodnień przyda się ponadto spacja w celu podświetlenia aktywnych punktów na planszy, lecz korzystanie z tej opcji pozostawiono oczywiście decyzji gracza, jak w każdej innej przygodówce, której zaimplementowano funkcję ujawniania hotspotów. A skoro wspomniałam o podpowiedziach, dodam, iż kliknięcie lewym przyciskiem na naszym podopiecznym skutkuje uzyskaniem ogólnikowej wskazówki, przypominającej bieżące cele do zrealizowania.


Co do rozgrywki, gameplay opiera się na eksploracji otoczenia, przeprowadzaniu konwersacji, a także rozwiązywaniu zagadek, wśród których dominują zadania bazujące na zbieraniu i używaniu przedmiotów. Poza standardowymi inwentarzówkami, napotkamy trochę łamigłówek innego typu. Dla przykładu, będziemy musieli spreparować duplikat klucza bądź rozszyfrowywać znaczenie pewnych symboli. Jak oceniam postawione przed graczem wyzwania? Przyznam, że generalnie wzbudziły we mnie mieszane odczucia, acz deweloperom nie zabrakło ciekawych pomysłów. I nie myślę w tej chwili o krótkim czasie zabawy, bo to zdążyłam wszak wytknąć wcześniej. Otóż rozczarowało mnie złe zbalansowanie poziomu zagadek – bardzo prościutkie zadania poprzeplatano takimi, które z racji wysokiego stopnia trudności mogą napsuć krwi. Nie ustrzeżono się też „kwiatków”, jakim bliżej do absurdu niż do sensowych i logicznych rozwiązań.

Oprócz tego, nie wykorzystano do końca potencjału, tkwiącego w dialogach. Mianowicie niekiedy będzie nam wolno dokonać wyboru (np. odpowiedzieć w sposób uprzejmy lub gburowaty), ale nie ma tutaj mowy o systemie decyzji i konsekwencji rodem z produkcji od Telltale Games. To raczej kosmetyczny zabieg, który nie wywiera znaczącego wpływu na przebieg akcji. W zasadzie najpoważniejszy efekt wyborów, jakie podejmowałam podczas konwersacji, dotyczył dodatkowego przerywnika filmowego, przedstawiającego bezpośrednie następstwa tej konkretnej rozmowy. Jednakże pokazane w owej scence wydarzenia i tak nie rzutowały na główną oś fabularną.


Zimowe audiowizualia

Grafika, którą napędza darmowy silnik Wintermute, nie rzucała na kolana już w momencie premiery. Gwoli ścisłości, dwuwymiarowe tła zostały wykonane starannie, a co za tym idzie – prezentują się przyzwoicie. Wprawdzie ubolewam, iż nie zwiedzimy wielu lokacji, lecz te, po których wędrujemy, odpowiednio podkreślają klimat. Najbardziej spodobały mi się ośnieżone plansze zarówno za dnia, jak i nocą, kiedy to niebo zdobi zorza polarna. Gorzej spisują się animacje oraz wygląd trójwymiarowych postaci, które bez skrupułów obnażają niedoskonałości oprawy wizualnej. Szczególnym kuriozum wydał mi się widok sylwetki przechodzącej, a właściwie przenikającej przez kotarę niczym duch.

W porównaniu z modelami 3D, atrakcyjniej wypadają komiksowe postacie, które można zobaczyć w trakcie dialogów. Nie nazwałabym ich strzałem w dziesiątkę, bo zajmują zbyt dużą część ekranu, ale w miarę szybko się do nich przyzwyczaiłam – no może poza pojedynczymi obrazkami, ukazującymi osoby w stanie wyjątkowo silnego wzburzenia. Na szczęście, angielskie głosy, jakimi bohaterowie przemawiają podczas rozmów, są w porządku i nie wzbudzają zastrzeżeń. Podobnie ma się mój stosunek do muzyki. Choć skromny soundtrack nie zapada w pamięć, zgrabnie komponuje się z fabułą, a szczególnie w partiach nocnych, gdy niepokojący nastrój przybiera na sile.


Alpha Polaris można zarzucić to i owo, lecz pomimo swoich niedoróbek produkcja z Finlandii potrafi przytrzymać gracza przed monitorem, oferując skierowaną do dojrzałych odbiorców historię. Tak przynajmniej było w moim przypadku, tym bardziej że po kilku latach chciałam przejść ten tytuł ponownie. Osobiście żałuję, iż twórcy nie dysponowali większym budżetem – w takim wypadku prawdopodobnie otrzymalibyśmy dłuższą i bardziej dopracowaną technicznie grę. Cóż, bywa… Gdybyście więc natknęli się na tę niezależną przygodówkę w promocyjnej cenie, nie zaszkodzi zaryzykować i sprawdzić na własnej skórze, z czym to się je.


Ocena: 6/10


Plusy:
+ fabuła
+ klimat
+ wyraziści bohaterowie
+ przystępna obsługa
+ staranne tła
+ solidne udźwiękowienie
+ niektóre zagadki są całkiem ciekawe…

Minusy:
- … a inne już mniej
- za krótka
- niewykorzystany potencjał dialogów
- przydałoby się więcej lokacji
- wygląd i animacje trójwymiarowych modeli postaci
- pomysł z komiksowymi wizerunkami można było zrobić trochę lepiej
- fani przyprawiających o gęsią skórkę horrorów nie mają tu czego szukać

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

System komentarzy, tak jak cały blog, funkcjonuje na platformie Blogger, gdzie stosowane są zasady polityki prywatności Google.