Polarne scenerie
skrywają różne niebezpieczeństwa, o czym przekonaliśmy się choćby w kultowym
obrazie „Coś” („The Thing”) z 1982 roku. Gra Alpha Polaris, podobnie jak
filmowy horror Johna Carpentera, przedstawia odbiorcom osadzoną wśród śniegów
historię, gdzie zagrożenie nie ogranicza się do perspektywy odmrożenia
pośladków. I mimo że tej przygodówce z ideałem nie po drodze, nie powiem, bym
uznała ją za marnotrawstwo czasu.
Projekt,
którego premiera miała miejsce w 2011 roku, narodził się dzięki deweloperom z
niezależnego fińskiego studia o nazwie Turmoil Games. Fabuła tejże produkcji
zabiera nas do mroźnej Grenlandii, gdzie mieści się tytułowa stacja badawcza
Alpha Polaris. Tam właśnie przebywa główny i zarazem grywalny bohater owej
historii, a jest nim młody biolog Rune Knudsen z Norwegii. Zadanie mężczyzny
polega na badaniu niedźwiedzi polarnych, podczas gdy praca pozostałych
mieszkańców ośrodka skupia się wokół poszukiwań złóż ropy naftowej. Jako że twórcy
gry serwują odbiorcom scenariusz na pograniczu thrillera i horroru, kłopoty nie
każą na siebie długo czekać. Panu Knudsenowi nie będzie zatem dana spokojna
obserwacja białych miśków, natomiast reszta zespołu nie nacieszy się zbytnio faktem
znalezienia ropy.
Polarny niepokój
Bohaterów
zaczną dręczyć senne koszmary, lecz na tym niestety nie skończą się ich problemy.
Czyżby miało to związek z niezwykłym odkryciem, jakiego ostatnio dokonali? W
tym momencie pozwolę sobie przemilczeć dalsze detale, by nie wkroczyć do
drażliwej strefy spoilerów. Pochwalę za to fabularną warstwę produkcji, która
wespół z umiejętnie zbudowanym klimatem należy do największych atutów gry. Owszem,
nie wzniesiono się na wyżyny scenopisarskiej doskonałości, a wielbiciele
horrorów z prawdziwego zdarzenia mogą kręcić nosem, że Alpha Polaris nie
wywołuje uczucia przerażenia. Niemniej przedstawiona tu historia rzeczywiście
wciąga i to się dla mnie liczy. Chociaż sama nie grałam z duszą na ramieniu,
nastrój osaczenia wykreowano na tyle sugestywnie, by zrozumieć targające
protagonistami emocje.
Liczbę
dramatis personae ograniczono do raptem kilku postaci, co akurat mi nie
przeszkadzało. Poszczególni bohaterowie nadrabiają wyrazistą osobowością, a ich
wzajemne relacje zostały wiarygodnie nakreślone. Poza tym, skromna obsada
pasuje przecież do opowieści o grupie ludzi, którzy wylądowali w odciętym od
świata miejscu. Szkoda tylko, że finał ujrzymy po mniej więcej czterech
godzinach. Gdy przechodziłam Alpha Polaris po raz pierwszy, a było to wkrótce
po premierze, czas potrzebny na ukończenie gry bardziej mnie zirytował. Teraz
zaś, kiedy sięgnęłam po ten tytuł ponownie, zdążyłam już oswoić się z tendencją
do robienia krótkich produkcji. Mimo wszystko nadal jestem zdania, że perypetie
norweskiego biologa zyskałyby na wydłużeniu rozgrywki, zwłaszcza w obliczu
narracyjnego drygu twórców.
Cienie i blaski życia
pośród groźnych śniegów
Pod
względem mechaniki, niezależna ekipa z Finlandii proponuje nam klasyczną zabawę
w stylu point and click. Wygodna obsługa odbywa się głównie przy pomocy myszy,
ale natrafimy również na parę odstępstw od tej reguły, stając przed koniecznością
użycia klawiatury i wpisania konkretnych haseł. Zwolennikom współczesnych
udogodnień przyda się ponadto spacja w celu podświetlenia aktywnych punktów na
planszy, lecz korzystanie z tej opcji pozostawiono oczywiście decyzji gracza,
jak w każdej innej przygodówce, której zaimplementowano funkcję ujawniania
hotspotów. A skoro wspomniałam o podpowiedziach, dodam, iż kliknięcie lewym
przyciskiem na naszym podopiecznym skutkuje uzyskaniem ogólnikowej wskazówki,
przypominającej bieżące cele do zrealizowania.
Co
do rozgrywki, gameplay opiera się na eksploracji otoczenia, przeprowadzaniu
konwersacji, a także rozwiązywaniu zagadek, wśród których dominują zadania
bazujące na zbieraniu i używaniu przedmiotów. Poza standardowymi inwentarzówkami,
napotkamy trochę łamigłówek innego typu. Dla przykładu, będziemy musieli
spreparować duplikat klucza bądź rozszyfrowywać znaczenie pewnych symboli. Jak
oceniam postawione przed graczem wyzwania? Przyznam, że generalnie wzbudziły we
mnie mieszane odczucia, acz deweloperom nie zabrakło ciekawych pomysłów. I nie
myślę w tej chwili o krótkim czasie zabawy, bo to zdążyłam wszak wytknąć wcześniej.
Otóż rozczarowało mnie złe zbalansowanie poziomu zagadek – bardzo prościutkie
zadania poprzeplatano takimi, które z racji wysokiego stopnia trudności mogą
napsuć krwi. Nie ustrzeżono się też „kwiatków”, jakim bliżej do absurdu niż do
sensowych i logicznych rozwiązań.
Oprócz
tego, nie wykorzystano do końca potencjału, tkwiącego w dialogach. Mianowicie niekiedy
będzie nam wolno dokonać wyboru (np. odpowiedzieć w sposób uprzejmy lub
gburowaty), ale nie ma tutaj mowy o systemie decyzji i konsekwencji rodem z
produkcji od Telltale Games. To raczej kosmetyczny zabieg, który nie wywiera
znaczącego wpływu na przebieg akcji. W zasadzie najpoważniejszy efekt wyborów,
jakie podejmowałam podczas konwersacji, dotyczył dodatkowego przerywnika filmowego,
przedstawiającego bezpośrednie następstwa tej konkretnej rozmowy. Jednakże
pokazane w owej scence wydarzenia i tak nie rzutowały na główną oś fabularną.
Zimowe
audiowizualia
Grafika,
którą napędza darmowy silnik Wintermute, nie rzucała na kolana już w momencie
premiery. Gwoli ścisłości, dwuwymiarowe tła zostały wykonane starannie, a co za
tym idzie – prezentują się przyzwoicie. Wprawdzie ubolewam, iż nie zwiedzimy
wielu lokacji, lecz te, po których wędrujemy, odpowiednio podkreślają klimat.
Najbardziej spodobały mi się ośnieżone plansze zarówno za dnia, jak i nocą,
kiedy to niebo zdobi zorza polarna. Gorzej spisują się animacje oraz wygląd
trójwymiarowych postaci, które bez skrupułów obnażają niedoskonałości oprawy
wizualnej. Szczególnym kuriozum wydał mi się widok sylwetki przechodzącej, a
właściwie przenikającej przez kotarę niczym duch.
W
porównaniu z modelami 3D, atrakcyjniej wypadają komiksowe postacie, które można
zobaczyć w trakcie dialogów. Nie nazwałabym ich strzałem w dziesiątkę, bo zajmują
zbyt dużą część ekranu, ale w miarę szybko się do nich przyzwyczaiłam – no może
poza pojedynczymi obrazkami, ukazującymi osoby w stanie wyjątkowo silnego
wzburzenia. Na szczęście, angielskie głosy, jakimi bohaterowie przemawiają
podczas rozmów, są w porządku i nie wzbudzają zastrzeżeń. Podobnie ma się mój
stosunek do muzyki. Choć skromny soundtrack nie zapada w pamięć, zgrabnie
komponuje się z fabułą, a szczególnie w partiach nocnych, gdy niepokojący
nastrój przybiera na sile.
Alpha
Polaris można zarzucić to i owo, lecz pomimo swoich niedoróbek produkcja z
Finlandii potrafi przytrzymać gracza przed monitorem, oferując skierowaną do
dojrzałych odbiorców historię. Tak przynajmniej było w moim przypadku, tym
bardziej że po kilku latach chciałam przejść ten tytuł ponownie. Osobiście
żałuję, iż twórcy nie dysponowali większym budżetem – w takim wypadku
prawdopodobnie otrzymalibyśmy dłuższą i bardziej dopracowaną technicznie grę.
Cóż, bywa… Gdybyście więc natknęli się na tę niezależną przygodówkę w
promocyjnej cenie, nie zaszkodzi zaryzykować i sprawdzić na własnej skórze, z
czym to się je.
Ocena:
6/10
Plusy:
+
fabuła
+
klimat
+
wyraziści bohaterowie
+
przystępna obsługa
+
staranne tła
+
solidne udźwiękowienie
+
niektóre zagadki są całkiem ciekawe…
Minusy:
-
… a inne już mniej
-
za krótka
-
niewykorzystany potencjał dialogów
-
przydałoby się więcej lokacji
-
wygląd i animacje trójwymiarowych modeli postaci
-
pomysł z komiksowymi wizerunkami można było zrobić trochę lepiej
-
fani przyprawiających o gęsią skórkę horrorów nie mają tu czego szukać
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
System komentarzy, tak jak cały blog, funkcjonuje na platformie Blogger, gdzie stosowane są zasady polityki prywatności Google.