Ponoć do tanga
potrzeba dwojga, ale w obrazie Jérôme’a Bonnella taniec odbywa się z dodatkową
osobą do kompletu. Chociaż kto wie? Może bohaterowie filmu ćwiczą jakiegoś
freestyle’a czy coś w tym stylu? Jeśli tak, to nie do końca się ze sobą
dogadali, bo zaledwie jedno z nich jest świadome faktycznego kształtu owego
układu. Co wyszło z takich pląsów? Po odpowiedzi zapraszam do lektury.
Odłóżmy
więc taneczne dowcipkowanie na bok i przejdźmy do meritum. Głównymi bohaterami
produkcji pt. „Liczę do trzech” („À trois on y va”) są młodzi małżonkowie Charlotte
(w tej roli Sophie Verbeeck) oraz Mischa (Félix Moati), a także Mélodie (Anaïs
Demoustier), której, podobnie jak zaślubionej parze, daleko do emerytalnego
wieku. Co się tyczy Mélodie, poniekąd można nazwać ją prawdziwą przyjaciółką
rodziny. Nie dość, że zadba o potrzeby seksualne Charlotte, to jeszcze i Mischy
pozwoli zaznać wiadomo jakich przyjemności. Skoro już bawimy się w miłosne trójkąty,
wypadałoby je maksymalnie wyeksploatować, czyż nie? Taką właśnie drogą podąża scenariusz
filmu Bonnella.
Mimo
że panna Mélodie pracuje jako adwokat i sama powinna umieć się obronić, dodam
parę słów nie tyle na jej usprawiedliwienie, co wyjaśnienie zaistniałej
sytuacji. To nie jest tak, iż od początku zaplanowała wplątać się w podwójny
romans. Akcja obrazu nie wchodzi zbytnio w szczegóły, startując w momencie, kiedy
potajemny związek z Charlotte trwa już od pewnego czasu. Młoda prawniczka
rozbudza zmysły znudzonej żony, która z kolei nie okazuje zbyt wiele ciepła
spragnionemu czułości mężulkowi. Małżeństwo znajduje się obecnie na takim etapie,
gdy brakuje tego płomienia z wcześniejszej fazy znajomości. Nie wygasł on
jednak tak, by w ogóle przestać myśleć o baraszkowaniu. Problem w tym, iż
Charlotte woli odkrywać uroki biseksualizmu u boku Mélodie. Odrzucony mężczyzna
zaczyna natomiast szukać bliskości gdzie indziej, a wybór pada na osobę, która dosyć
często przebywa w jego otoczeniu i wydaje się sympatyczna. Podrywając nowy
obiekt westchnień, nie wie jednak, iż ta trzecia jest dla Charlotte kimś więcej
niż zwykłą koleżanką.
„Liczę
do trzech” to dramat obyczajowy z drobnymi naleciałościami komedii, które
bynajmniej nie polegają na serwowaniu widzom wywołujących rechot gagów. Po
prostu cała historia jest raczej lekka w odbiorze, skupiając się na sercowych
rozterkach bohaterów, na czele z centralną postacią trójkąta, czyli Mélodie.
Grająca tę rolę Anaïs Demoustier bardzo dobrze zresztą oddała emocje, jakie targają
zagubioną i rozdartą wewnętrznie kobietą. Nietrudno też zgadnąć, iż miłosne
problemy uwikłają ją w kłopotliwe sytuacje. Z jednej strony, to nawet zabawne,
kiedy próbuje uniknąć bycia przyłapaną z Charlotte przez Mischę i vice versa. Z
drugiej, samotna dziewczyna staje się poniekąd czymś w rodzaju zabawki dla
małżonków. Wprawdzie nie chcą z premedytacją wykpić uczuć Mélodie, ale prawią
jej gorące słowa, jednocześnie nie biorąc pod uwagę rozwodu.
Wyreżyserowana
przez Bonnella produkcja to prosta historia o skomplikowanych relacjach
międzyludzkich. Tylko tyle i aż tyle. Francuski film nie należy do zbyt
emocjonujących, lecz dzięki dość krótkiemu czasowi seansu nie znudzi nas na
długo przed finałem, o ile oczywiście ktoś nie ma alergii na tego typu
opowiastki. Nie ustrzeżono się również pewnych niedoskonałości, bo ciut
filozofujący finał nieszczególnie zgrywa się z całością, a niektóre wątki można
było lepiej rozwinąć, w tym choćby niezdecydowanie Mélodie oraz jej miłość do
dwóch osób równocześnie. Podsumowując, można zobaczyć, aczkolwiek bez
nastawiania się na ósmy cud świata.
Ocena:
5/10
Tytuł
polski: Liczę do trzech
Tytuł
oryginalny: À trois on y va
Reżyseria: Jérôme Bonnell
Scenariusz: Jérôme Bonnell, Maël Piriou
Obsada: Anaïs Demoustier, Sophie Verbeeck, Félix Moati,
Patrick d'Assumçao, Olivier Broche
Gatunek:
dramat, obyczajowy, komedia
Produkcja:
Francja
Rok
premiery: 2015
Czas
trwania: 86 minut
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
System komentarzy, tak jak cały blog, funkcjonuje na platformie Blogger, gdzie stosowane są zasady polityki prywatności Google.