czwartek, 14 kwietnia 2016

Face Noir (PC) - recenzja


Jack del Nero nie ma w życiu lekko, podobnie jak wielu innych mieszkańców USA w czasach Wielkiego Kryzysu. Zawód prywatnego detektywa nie zapewnia mu zbyt wielu dochodów ani nie obfituje w przyjemne wrażenia. Poprzednia robota również nie przynosiła kokosów, a jakby tego było mało, mężczyzna zakończył tamtą pracę w wyjątkowo przykrych okolicznościach oraz z totalnie zszarganą reputacją, która już wcześniej nie należała do najlepszych. Mimo wszystko raczej nie spodziewał się kłopotów, jakie pociągnie za sobą nocna wizyta w porcie.


Przygodówka Face Noir, której głównym bohaterem jest wyżej wspomniany jegomość, została opracowana przez Mad Orange – niewielkie studio deweloperskie z Włoch. Premiera tej produkcji miała miejsce w 2012 roku, kiedy to w odstępie kilku miesięcy wydano najpierw niemiecką, a następnie włoską wersję językową. Na mowę Szekspira przyszła natomiast pora w roku 2013. Polscy gracze, którym zależało na rodzimej edycji gry, musieli więc obejść się smakiem. Na szczęście sytuacja zmieniła się we wrześniu 2014 roku, gdyż to właśnie wtedy w sprzedaży zadebiutowało polskojęzyczne wydanie Face Noir. A stało się tak dzięki uprzejmości firmy IQ Publishing, która już niejeden raz sprawiła radość nadwiślańskim fanom przygodówek.

Lata 30., facet z problemami…

Niezależny projekt z Italii przenosi graczy do Ameryki lat trzydziestych minionego stulecia. Nasz protagonista to prywatny detektyw, który wcześniej pracował jako policjant. Dodam jeszcze, że ten włoskiego pochodzenia mężczyzna lubi zaglądać do kielicha. Do płacenia za wypite trunki już się tak nie garnie, tym bardziej że nie śmierdzi groszem i w konsekwencji zalega z opłatami za czynsz. Losy Jacka del Nero zaczniemy śledzić od osobliwego intra, podczas którego detektyw chce zatrzymać samolot, co ma dla niego bardzo przykry finał. Potem fabuła cofa nas o około 24 godziny i tak oto przechodzimy do właściwej akcji gry. Jack zajmuje się wtedy niezbyt wdzięcznym zleceniem, które polega na zrobieniu kompromitującego zdjęcia pewnej pannie z bogatego domu.


Zasygnalizowane we wstępie problemy bynajmniej nie dotyczą zabawy w paparazzi. Otóż del Nero otrzymuje w międzyczasie tajemniczy telefon, nakłaniający go do odwiedzenia brooklyńskich doków. Dotarłszy do portu, mężczyzna odkrywa tam zwłoki Seana MacLeane’a, byłego kolegi z policji, przez którego trafił kiedyś na rok do więzienia. Łatwo zatem przewidzieć reakcję służb prawa na zaistniałą sytuację – głównym podejrzanym o zabicie Seana staje się oczywiście Jack. Bohaterowi nie pozostaje zaś nic innego jak tylko przeprowadzić prywatne śledztwo, wyjaśnić całą sprawę i oczyścić się ze wszystkich zarzutów. Przy okazji znajdzie też małą dziewczynkę o imieniu Emily, której poszukują różne podejrzane typy.

Kryminał noir z pewnymi dodatkami

Nawiązanie do stylistyki noir nie ogranicza się jedynie do tytułu produkcji. Osadzoną w pierwszej połowie XX wieku historię rzeczywiście spowija nastrój rodem z czarnego kryminału. W grze nie brakuje niejednoznacznych bohaterów, a główny protagonista reprezentuje charakterystyczny dla takiej konwencji wizerunek prywatnego detektywa, który pomimo cynizmu i rozczarowania światem posiada pewne poczucie sprawiedliwości. Warto przy tym nadmienić, iż deweloperzy od czasu do czasu rozluźniają mroczną atmosferę opowieści poprzez ironiczne komentarze Jacka oraz postać azjatyckiego taksówkarza.

Omawiając fabułę, nie wypada mi pominąć innego bardzo ważnego jej aspektu. Mianowicie scenariusz przygodówki zmierza później w stronę thrillera paranormalnego, lecz jednocześnie twórcom udaje się zachować sugestywny klimat noir. O co chodzi z tymi nadprzyrodzonymi wątkami? Aby nie szafować spoilerami, lakonicznie odpowiem, iż Jack trafi na ślad dużej konspiracji, a ponadto zaczyna miewać dziwne wizje. W moim odczuciu takie zderzenie gatunków wypadło całkiem nieźle, aczkolwiek przyznaję, że to bardzo ryzykowny zabieg i nie każdy fan rasowych kryminałów przyjmie tego typu rozwiązania z otwartymi ramionami.


Tym, co z kolei mnie rozczarowało w narracyjnej warstwie Face Noir, było zakończenie, a w zasadzie jego brak. Autorzy raczą nas w finale cliffhangerem, pozostawiając z pytaniami bez odpowiedzi. Wprawdzie możemy teoretycznie liczyć na wyjaśnienia, ale dopiero w kontynuacji, która póki co nie ujrzała światła dziennego. Mam nadzieję, że zapowiedziany swego czasu ciąg dalszy kiedyś się ukaże. Pomijając niezbyt fortunną końcówkę, przedstawioną w grze historię ogólnie oceniam pozytywnie. Poza tym, jestem ciekawa, jak włoska ekipa poradzi sobie z poprowadzeniem scenariusza w sequelu, gdzie przypuszczalnie dojdzie do jeszcze silniejszego uwypuklenia wątków paranormalnych.

Tajniki śledztwa

Przejdźmy teraz do pozostałych elementów produkcji, spośród których na pierwszy ogień niech pójdzie obsługa. Sterowanie odbywa się z wykorzystaniem myszki, przy czym czasami natkniemy się na odstępstwa od złotej zasady „wskaż i kliknij”. Niektóre czynności wymagają bowiem bardziej zręcznościowego podejścia, np. przesuwania gryzonia w konkretnym kierunku czy szybkiego wciskania prawego przycisku. W praktyce takie działania okazały się średnio wygodne, ale nie powiem, żeby mi przeszkadzały. Inna warta odnotowania rzecz dotyczy dwóch trybów wyświetlania ekwipunku. Klasyczny (2D) to standardowy pasek, który pokazuje się po wskazaniu kursorem górnej części ekranu. Tzw. widok detektywa (3D) powoduje dla odmiany wyświetlanie inwentarza na całym ekranie, podczas gdy aktualnie wybrany przedmiot ląduje w dłoni naszej postaci. Osobiście polecam jednak pierwszą z dostępnych opcji (klasyczny i komfortowy w użyciu schowek), a drugą radzę potraktować jako ciekawostkę.

Co się tyczy zagadek, w Face Noir przeważają zadania oparte na zbieraniu przedmiotów i używaniu ich w odpowiednich miejscach. Niemniej deweloperzy nie poprzestali wyłącznie na inwentarzówkach, gdyż zetkniemy się chociażby z właściwym przeprowadzeniem rozmowy, układankami czy otwieraniem zamków wytrychem. Tak więc nie będziemy utyskiwać na monotonię w obrębie rozgrywki, która, tak na marginesie, powinna starczyć na solidne jedenaście godzin. W kilku momentach przyjdzie nam również skradać się bądź działać pod presją czasu, lecz przeciwników takich atrakcji uspokajam, że nie są one szczególnie uciążliwe.


A jak ogólnie przedstawia się stopień skomplikowania przygodówki? Umiarkowanie, ponieważ gra zawiera zarówno dosyć proste zadania, jak i takie, które zmuszają do większego wysiłku. Co istotne, zagadki nie wyłamują się prawom logiki, ale czasami przeszkadzała mi liniowość zabawy. Dla przykładu, Jack zabierze się za otwieranie bramy dopiero wtedy, kiedy ujrzy w tym sens, czyli wykona wpierw inne czynności tudzież zdobędzie stosowne informacje. Strzałem w dziesiątkę można za to nazwać tryb refleksji, polegający na łączeniu poszlak w celu otrzymania nowych tropów. Za ciekawe urozmaicenie uważam też kilka niezbyt długich fragmentów, w trakcie których pokierujemy drugą grywalną postacią (tożsamość tej osoby pozwolę sobie zachować w tajemnicy).

Ponury urok w jazzowym klimacie

Wizualna oprawa Face Noir powstała na darmowym Wintermute Engine, napędzającym takie przygodówki jak Alpha Polaris czy The Lost Crown. Modele postaci nie oszałamiają wyglądem ani bogactwem animacji. Gwoli ścisłości, nie są odrzucające, lecz po prostu zdradzają nie najmłodszy wiek silnika graficznego. Utrzymane w burej kolorystyce lokacje sprawiają zaś dobre wrażenie i pasują do ponurego miasta, które skrywa różne nieprzyjemne sekrety. W budowie klimatu pomagają ponadto cutscenki, mimo że mamy do czynienia ze statycznymi planszami. Owe przerywniki wyglądają jak malowane farbami obrazy, co w połączeniu z narracją Jacka del Nero daje naprawdę świetny efekt. Aktor użyczający głosu głównemu bohaterowi dobrze wywiązał się ze swojej roli, lecz reszty obsady także można słuchać bez krwawienia z uszu. A już na pewno nie będziemy narzekać na nastrojowy soundtrack, złożony z jazzowych utworów instrumentalnych.

Skoro zwróciłam uwagę na dźwiękową warstwę produkcji, chciałabym jeszcze podzielić się bardzo dobrą wiadomością dla melomanów, a zwłaszcza sympatyków jazzu. Polski dystrybutor Face Noir zamieścił na płycie z grą soundtrack w formacie mp3. Nie jest to zresztą jedyna zaleta rodzimego wydania, gdyż obejmujące napisy spolszczenie stoi na bardzo wysokim poziomie – nie dostrzegłam w nim ani jednego błędu. I chociaż sama gra nie jest już wolna od uchybień, w ogólnym rozrachunku jawi się jako solidna propozycja dla miłośników gier przygodowych. Mówiąc krótko, to warty poznania tytuł.


Ocena: 7/10


Plusy:
+ wciągająca fabuła
+ klimat noir
+ odpowiednio zróżnicowane zadania
+ solidny czas rozgrywki
+ klimatyczne lokacje i cutscenki
+ nastrojowa muzyka
+ wysoka jakość polskiego wydania

Minusy:
- urwane zakończenie
- nie każdemu spodoba się obecność wątków paranormalnych w kryminale noir
- liniowość rozgrywki daje się czasem we znaki
- wygląd i animacja postaci

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

System komentarzy, tak jak cały blog, funkcjonuje na platformie Blogger, gdzie stosowane są zasady polityki prywatności Google.