Ludzie mawiają
czasem, że naśladownictwo jest najwyższą formą pochlebstwa. Wychodząc z takiego
założenia, można by więc potraktować południowokoreański horror „Nagranie” jako
wyraz uznania dla nurtu slasherów, który został solidnie wyeksploatowany przez angielskojęzyczne
kino. I nie byłoby w tym nic złego, gdyby praca twórców przełożyła się na zadowalający
seans. Z jednej strony fajnie, że nie otrzymaliśmy kolejnego azjatyckiego
horroru z duchem o długich, czarnych włosach. Z drugiej, „Nagranie” momentami
zdaje się nadto inspirować takimi produkcjami jak „Koszmar minionego lata” czy
„Krzyk”. Co gorsza, z niezbyt dobrym skutkiem.
Przedstawiona
w tym obrazie historia przybliża nam perypetie grupki licealistów, którym
najwyraźniej poprzewracało się w głowach. Oto bowiem robią makabryczny żart
nielubianemu koledze, co w ich własnym mniemaniu uchodzi za iście genialny
dowcip. „Zabawa” ma jednak tragiczny finał, kończąc się śmiercią nieszczęśnika.
Po fakcie młodzież oczywiście zaczyna żałować swojej głupoty, lecz myśli
bohaterów zaprząta głównie perspektywa ewentualnych konsekwencji. Albo inaczej
– martwią się tym, jak by tu wybrnąć z kłopotów i uniknąć odpowiedzialności
karnej. No bo przecież nie chcieli nikogo zabić, tylko wpędzić znajomego w stan
przedzawałowy. Ot, „drobnostka”.
Jak
łatwo przewidzieć, nasi protagoniści postanawiają zatuszować wypadek. Potem
zamierzają zaś powrócić do normalnego życia, licząc, że sprawa rozejdzie się po
kościach. Przez pewien czas nawet im się to udaje, ale nie byłoby filmu, gdyby
względny spokój miał trwać wiecznie. Nic zatem dziwnego, że wspomnienia o minionych
wydarzeniach w końcu uderzają ze wzmożoną siłą. Ktoś przesyła przyjaciołom
dobitną wiadomość, iż zna ich mroczny sekret. Mało tego, urządza niebezpieczną
grę i wciela się w bezlitosnego mściciela, kolejno zabijając uczestników
feralnej imprezy. Cóż, wesoła gromadka chyba nie była wystarczająco skuteczna
przy zacieraniu śladów. Czyżby jakiś naoczny świadek, który umknął uwadze grupy?
A może ktoś w inny sposób dotarł do prawdy lub wydał osąd jedynie na podstawie
przypuszczeń? I wreszcie najbardziej szalona teoria, wedle której ofiara jakimś
cudem przeżyła, by następnie odpłacić pięknym za nadobne. Kto wie…
Tożsamości
zamaskowanego zbója zdradzać nie planuję, aczkolwiek nie dlatego, że tak
polecam tę produkcję i zachęcam do samodzielnego poznania kluczowych szczegółów.
Zwykła ludzka przyzwoitość z mojej strony, nic poza tym. Zamiast sypać najokrutniejszymi
spoilerami, skupię się na jakości obrazu, która niestety nie powala. I to pomimo
faktu, że nie oczekiwałam nowatorstwa ani tym bardziej ambitnego kina. W
przypadku „Nagrania” często doskwiera uczucie déjà vu, przez co film sprawia
wrażenie tworu, skleconego na bazie cudzych pomysłów. Widać tu choćby wpływ
„Koszmaru minionego lata” (1997 r.), gdzie również mieliśmy tragedię,
nieumyślnie spowodowaną przez kilkoro młodych ludzi. Tam także zdecydowano się
na zmowę milczenia z obawy przed zrujnowaniem sobie przyszłości. No i
tajemniczy psychopata, który chce ukarać konspiratorów. Cofając się jeszcze
bardziej w czasie, warto przywołać starszy od „Koszmaru…” tytuł – „Dom pani
Slater” (1983). W owym horrorze przypadkowa śmierć była wynikiem żartu, który
wymknął się spod kontroli. Prawda, że brzmi znajomo? Z kolei te fragmenty
„Nagrania”, kiedy morderca dzwoni do bohaterów, zapachniały mi kultowym
„Krzykiem” (1996).
Produkcja
z Korei Południowej robi ponadto, co może, by zniechęcić widzów do
protagonistów. Początek, w którym obraz przybiera formę głupawej
quasi-komedyjki, przedstawia ich w wyjątkowo niekorzystnym świetle. Owszem, to
celowy zabieg, ale zdecydowanie przeszarżowany. Popisy uczniów w szkolnych
murach wnerwiły mnie niemiłosiernie i już po paru minutach miałam dość tej
bandy rozwydrzonych licealistów. Niby nie zostało im dużo czasu do zakończenia
edukacji w szkole średniej, lecz trudno mówić w tej sytuacji o ludziach u progu
dorosłości. Raczej o żywych dowodach na to, jakie szkody może wyrządzić tzw.
bezstresowe wychowanie. Później w zasadzie nie odnotowałam znaczącej poprawy. Doliczając
do tego absurdalne rozwiązania fabularne oraz ledwo średnie aktorstwo, czasami
nawet wolałam, by morderca jak najszybciej wszystkich załatwił.
Gwoli
ścisłości, „Nagranie” zawiera kilka dosyć znośnych fragmentów i udaje mu się
nieco zmylić odbiorców w kwestii tego, kto wyzionie w danym momencie ducha. W
ogólnym rozrachunku mamy jednak do czynienia ze słabym filmem, który razi
odtwórczością w nienajlepszym, delikatnie mówiąc, wydaniu. Nie jest to jeszcze
dno absolutne, choć o ten poziom niebezpiecznie ociera się epilog. Przypuszczam,
że ostatnie minuty miały w założeniach twórców wypaść błyskotliwie, lecz wyszło
zupełnie odwrotnie.
Ocena:
3/10
Tytuł
polski: Nagranie
Tytuł
oryginalny: Zzikhimyeon jukneunda
Reżyseria:
Gi-hun Kim, Jong-seok Kim
Scenariusz: Chang-hak Han
Obsada: Kang Seong-min, Park Eun-hye, Han Chae-young, Ahn
Jae-hwan, Kim Seo-hyung
Gatunek:
horror
Produkcja:
Korea Południowa
Rok
premiery: 2000
Czas trwania: ok. 93 minut
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
System komentarzy, tak jak cały blog, funkcjonuje na platformie Blogger, gdzie stosowane są zasady polityki prywatności Google.