Podobnie jak niejednej
klasycznej historii, baśni o Czerwonym Kapturku nie brak mrocznego tonu, choć większość
ludzi styka się z nią już we wczesnym dzieciństwie. No bo przecież wilk
pałaszuje babcię, a i wnusia stanowi nie lada kąsek… Prawda, że straszne rzeczy
tam się dzieją? Kłopoty nie omijają też bohaterów wersji, którą przedstawia nam
komputerowa animacja z 2005 roku. Jak jednak łatwo zgadnąć, „Czerwony Kapturek
– prawdziwa historia” to zupełnie inne spojrzenie na znaną wszystkim opowieść.
Kryminał spotyka się tu bowiem z komedią i na tym zresztą nie koniec.
W
produkcji, którą wyreżyserował Cory Edwards, wespół z Tonym Leechem oraz Toddem
Edwardsem, wyraźnie czuć próbę ugryzienia Shrekowskiego tortu. Wzorem przygód
zielonego ogra, film śmiało poczyna sobie ze światem baśni, bawiąc się
przyjętymi w nich schematami, a także doprawiając swoją wizję solidną porcją popkulturowych
odniesień. Już sam początek zwiastuje odejście od klasycznych standardów, tym
bardziej że w pierwszych minutach obrazu Czerwony Kapturek właśnie kończy drogę
przez las i przekracza próg babcinej chaty. Owszem, w łóżku leży przebrany wilk,
lecz wcale nie zjadł biednej staruszki. Ta natomiast ma się całkiem dobrze,
pomijając fakt, iż została związana i zamknięta w szafie.
Chwilę
później fabuła totalnie porzuca utartą ścieżkę, mimo że na scenie zjawia się
nawet drwal. Leśna chata zostaje wkrótce otoczona kordonem wozów policyjnych, a
po okolicy kręcą się ponadto liczni przedstawiciele prasy. Bohaterowie
tradycyjnej historii, czyli ekipa w składzie babcia, wnuczka, wilk i drwal,
siedzą zaś w czterech ścianach skuci kajdankami. Co ciekawe, dom ustanowiono
miejscem zbrodni nie tylko z powodu napaści, której kudłacz miałby dopuścić się
względem starszej pani. Twórcy wprowadzają tutaj wątek innego przestępstwa, a
to dlatego, że funkcjonariusze dostrzegają powiązania pomiędzy wydarzeniami z
chatki i sprawą niejakiego Smakosza. Dowiadujemy się, iż ów nikczemnik
odpowiada za kryzys na lokalnym rynku cukierniczym, wykradając ze sklepów
przepisy na słodycze. Ba, wszystkie postacie żyją kulinarnym problemem. Zdaniem
policji Smakosz to przypuszczalnie jeden z uczestników babcinej afery, a ci z
kolei twierdzą, że im samym łotr zalazł za skórę.
Zatrzymana
grupa podejrzanych dostanie szansę do solidnego wygadania się, gdyż znaczna
część obrazu bazuje na wykorzystaniu retrospekcji. Narracyjna struktura
produkcji została ubarwiona formułą przesłuchań, którym poddawani są kolejno:
dziewczynka, wilk, drwal oraz staruszka. I choć takie zeznania przybierają formę
oddzielnych historyjek, nie ucierpiała na tym fabularna spójność. Relacje
poszczególnych bohaterów pozwalają rzucić nowe światło na zajście w posiadłości
babci, a poza tym niebagatelną rolę odgrywa w nich enigmatyczny Smakosz. Swoją
drogą, informacje na temat złodzieja bacznie studiuje żabi inspektor Nicky
Flippers, w którego kreacji widać udaną inspirację słynnym detektywem z książek
Agathy Christie – Herkulesem Poirotem. Nie dość, że nosi czarny wąsik, to
jeszcze uraczy nas prezentacją trafnych dedukcji. Dla odmiany finał, gdzie
dochodzi do bezpośredniej konfrontacji z czarnym charakterem, zrobiono na modłę
filmów akcji w bondowskim stylu.
Na
osobną uwagę zasługuje nieszablonowy wizerunek tych protagonistów, którzy
wywodzą się z baśni o Czerwonym Kapturku. Mnie osobiście najbardziej przypadł
do gustu wilk, acz pozostali także fajnie wypadli. Jak zasygnalizowałam
wcześniej, pan włochaty nie zamierzał pożreć babiny. Okazuje się, że jest reporterem
śledczym, wzorowanym postaci, którą Chevy Chase kapitalnie sportretował w
filmach „Fletch” i „Fletch żyje”. Wilczy dziennikarz od dłuższego czasu tropi
Smakosza, sięgając w tym celu po różnorodne przebrania. Co do babci, to taki
emerytowany Vin Diesel w spódnicy, gdyby przyszłoby mu na starość zagrać w
nowej odsłonie serii „XXX”. Kobieta lubi tatuaże i regularnie uprawia sporty
ekstremalne, lecz ukrywa niecodzienne hobby przed rodziną. Na dodatek, z
powodzeniem odnalazłaby się we współczesnych mediach, gdzie wszyscy potrafią
gotować. Tak, ona również ma własny program kulinarny. A co z Czerwonym
Kapturkiem? Dziewczynka przeważnie krąży sobie po lesie, bynajmniej nie uznając
tych wypraw za szczyt swoich marzeń. Warto też nadmienić, iż małolata posiada
cięty język oraz umiejętności karateki. I wreszcie drwal. Wprawdzie gość wpada
do chaty z siekierą, ale nie robi tego gnany chęcią walki z wilkiem. Ot, zbieg
okoliczności. A tak w ogóle facet jest aktorem, który metodą Stanisławskiego
przygotowuje się do roli leśniczego w reklamie maści na odciski.
Jako
najsłabszy element amerykańskiej animacji wskazałabym modele postaci oraz
scenerie, które przegrywają starcie z serią o Shreku i innymi bajkami, zaliczanymi
do najładniejszych wizualnie produkcji. Cóż, widać, że dysponowano zdecydowanie
mniejszym budżetem. Mimo wszystko twórcy i tak nieźle sobie poradzili, bo „Czerwony
Kapturek – historia prawdziwa” generalnie nie wygląda brzydko. Co więcej, tytuł
ten broni się zręcznie napisanym scenariuszem, a silny nacisk na dialogi nie
czyni filmu przegadanym. Reasumując, to dobra propozycja zarówno dla młodszych,
jak i starszych widzów.
-------------------------------------------------------------------
Tytuł
polski: Czerwony Kapturek – prawdziwa historia
Tytuł oryginalny: Hoodwinked!
Reżyseria: Cory Edwards, Todd Edwards, Tony Leech
Scenariusz: Cory Edwards, Todd Edwards, Tony Leech
Gatunek:
animacja, familijny, komedia, akcja, kryminał
Produkcja:
USA
Rok
produkcji: 2005
Czas
trwania: ok. 80 minut
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
System komentarzy, tak jak cały blog, funkcjonuje na platformie Blogger, gdzie stosowane są zasady polityki prywatności Google.