poniedziałek, 6 października 2025

"Latarnia 23", Hugh Howey - recenzja

 

Latarnia 23 Hugh Howey recenzja

Hugh Howey podjął się na kartach „Latarni 23” próby połączenia bezmiaru międzygwiezdnej przestrzeni z kameralną historią o samotności. Co więcej, autor słynnego cyklu „Silos” nie tylko bardzo dobrze sobie z tym poradził, lecz także wykorzystał dodatkowo nader intrygujący pomysł, by przenieść koncepcję latarni morskiej na kosmiczny grunt.


Oto bowiem mamy wiek XXIII, kiedy podróże wśród gwiazd i obcych planet stanowią dla ludzkości chleb powszedni. Do tychże właśnie realiów amerykański pisarz wprowadził kosmiczne odpowiedniki latarni morskich, których operatorzy, podobnie jak osoby odpowiedzialne za bezpieczne wodne podróże, pilnują, aby międzygwiezdne pojazdy bez szwanku pokonały pobliski odcinek trasy. Jest to zresztą szczególnie ważne w obliczu niesamowitych prędkości, jakie osiągane są podczas przemierzania różnych zakątków galaktyk. Miejsc, gdzie trzeba uważać chociażby na asteroidy.


Obraz dojmującej samotności

Fabuła książki została przedstawiona z punktu widzenia operatora jednego z takich posterunków, czyli tytułowej „Latarni 23”. To weteran wojenny, który jest zarówno głównym bohaterem, jak i pierwszoosobowym narratorem. A zważywszy na odizolowany charakter jego pracy, dostajemy nad wyraz szczegółowy wgląd w umysł mężczyzny. Dzięki temu publikację spod pióra Hugha Howeya można śmiało nazwać rzetelnym studium samotności. Opowieścią o człowieku, który pozostaje sam ze swoimi myślami i nierzadko przeżywa ich istną gonitwę.


Autorowi niewątpliwie udało się oddać stan psychiczny człowieka, który przebywa w długotrwałej izolacji. Umysł narratora momentami wręcz szaleje, a i bywa, że protagonista przeprowadza wyimaginowanie rozmowy. Mężczyzna nie omieszkuje też przyznać, że czuje się przytłoczony przez bezkresny kosmos i panującą tam ciszę. W efekcie dość ciche odgłosy mechanizmów stają się – przy jego zwiększonej wrażliwości na dźwięk – faktycznie denerwujące, zwłaszcza jak dobiegną znienacka. Ponadto bohater po części ma wrażenie bycia więźniem przez brak kontaktu z ludźmi, aczkolwiek świadomie wybrał taką profesję ze względu na możliwość odcięcia się od świata.

Latarnia 23 Hugh Howey recenzja


Chcę i nie chcę być sam

Wiarygodnie wypada także ścieranie się różnych oblicz samotności. Z jednej strony, operatorowi posterunku nr 23 doskwiera wszak ból wynikający z zaistniałej sytuacji. Z drugiej, poniekąd przyzwyczaił się do takiego stanu rzeczy. Dlatego nie życzy sobie nieproszonych gości i przeważnie nie tryska entuzjazmem w interakcjach. Bo – mimo wszystko – niekiedy pojawiają się w obrębie jego placówki inne postacie, w tym nawet zwierz rasy wartenów – Cricket, podobny nieco do wielkiego kota, a swoją drogą, mój książkowy ulubieniec.


Poza tym, głównemu bohaterowi towarzyszy lęk przed zaangażowaniem, co można dostrzec w tutejszym wątku romantycznym. Mianowicie mężczyźnie spodoba się pewna kobieta, która na dalszym etapie historii wkroczy na powieściową scenę. Jednocześnie „latarnikowi” przykro na myśl, że jej bliska obecność mogłaby się niebawem skończyć. Przy okazji przyznam, iż ów sercowy klocek fabularny wydał mi się wpierw wrzucony ciut gwałtownie, ale potem kupiłam go jako spotkanie dwóch samotnych, bratnich dusz, mających za sobą ciężkie doświadczenia.


Wspomnienia, skojarzenia…

Warto również nadmienić, że dawna żołnierska kariera protagonisty nie ogranicza się do suchej wzmianki. Autor robi z tego faktu należyty użytek, a to za sprawą motywu wspomnień z przeszłości, które rzutują na ogólne funkcjonowanie narratora i jego wrażliwość na bodźce. Przykładowo, bohater przyrówna siedzenie w okopach do bieżącego strachu na myśl, iż mogłoby dojść do zderzenia kosmicznych śmieci z posterunkiem. Oprócz tego, przez głowę operatora przewiną się innego rodzaju skojarzenia, a konkretnie analogie marynistyczne. Gdy więc mężczyzna zobaczy w pewnym momencie dwa małe statki pirackie, daje mu to pretekst do rozważań o morskich rozbójnikach i latarniach będących solą w korsarskim oku.


Jak przystało na sci-fi, lecz w zgodzie ze skromniejszymi założeniami

Co równie istotne, nie ginie w tym wszystkim klimat, jaki powinna mieć historia z gatunku science fiction. Amerykański literat nie zapomina, gdzie zaprosił swoich czytelników, odpowiednio podkreślając taką, a nie inną scenerię oraz przytacza informacje o urządzeniach bliskich fantastyczno-naukowej formule. Ba, pokusi się również o fragmenty z intensywniejszą akcją, obejmującą konflikt na wielką skalę. Jednakże ta bardziej widowiskowa wizja kosmosu została z powodzeniem umieszczona w kameralnych ramach i niejako przepuszczona przez jednostkowy filtr, którym jest oczywiście perspektywa wiadomego samotnika.

Latarnia 23 Hugh Howey recenzja


„Latarnia 23” to wobec tego powieść w sam raz dla takich miłośników fantastyczno-naukowej konwencji, którzy nie zamykają się na historie odbiegające od efektownych space oper i fabuł z typowo militarnym zacięciem. Hugh Howey zafundował odbiorcom coś bardziej intymnego i uniwersalnego, lecz równocześnie uwypuklającego kosmiczne otoczenie głównego bohatera. Angażującą propozycję czytelniczą na temat osamotnienia, które potrafi dać się mocno we znaki, a jeszcze bardziej właśnie pośród gwiazd, skoro nie da się tam, ot tak, wyjść do ludzi.




------------------------------------------------
Tytuł polski: Latarnia 23
Tytuł oryginalny: Beacon 23
Autor: Hugh Howey
Wydawnictwo: Altobook
Liczba stron: 304


17 komentarzy:

  1. Brzmi jak coś co spodobałoby się mojemu mężowi :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Niedawno widziałam przedstawienie „Mały Książę" i twój tekst skojarzył mi się z latarnikiem z książki de Saint-Exupéry'ego. A i tytuł tej książki zapisuję, wydaje się, że przypadłaby mi do gustu ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, że spodoba Ci się ta książka, jeśli trafi kiedyś w Twoje ręce.

      Usuń
  3. Szukałem czegoś w tym stylu. Z faktu, że pracuje w bibliotece każdy uważa, że znam wszystkie książki, a tutaj coś nowego 👍 Super polecajka 😁

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Książek jest tyle, że nie da rady zapamiętać każdej publikacji choćby z tytułu i nazwiska autora. Ja akurat nie wymagam tego od bibliotekarzy. Owszem, niejeden raz dzięki bibliotekarzom dowiedziałam się o danej książce, ale sama też czasem podałam tytuł, który nie był znany osobie wykonującej taki zawód. :)

      Udanej lektury, kiedy książka wpadnie już w Twoje ręce. :)

      Usuń
    2. Dzięki 😉 wielkie. U mnie najczęściej pożycza się lekkie i przyjemne - romanse, obyczajówki. Natomiast panowie sensację, kryminały i historyczne. Fantasy, czy inna Diuna jest traktowana jak zło wcielone.

      Usuń
    3. Ja z kolei najczęściej po kryminały i thrillery, ale ubarwiam innymi gatunkami (np. grozą czy obyczajówkami). Fantastyka też więc u mnie mile widziana. :)

      Usuń
    4. Taka otwarta postawa daje wiele nowych możliwości na ciekawą lekturę

      Usuń
    5. I na różne pozytywnie zaskakujące odkrycia literackie.

      Usuń
    6. Tak jest wiele ciekawych odkryć można dokonać

      Usuń
    7. Możliwe, że już o tym wspominałam, ale m. in. dlatego lubię chodzić na targi książkowe i inne imprezy popkulturowe. Dzięki takim wydarzeniom poznałam sporo książek i autorów, którzy nie są w tzw. mainstreamie, a na uwagę zasługują.

      Usuń
    8. Strefa niezależna to niezbadane głębiny ukrywające skarby, o których nie wiemy, a mogą być bezcenne.

      Usuń
  4. Wygląda na takie trochę psychologiczne sci-fi. Niekoniecznie mam na to ochotę, ale dzięki za podpowiedź.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak nie masz ochoty na takie lektury, to oczywiście lepiej poszukać czegoś bardziej w Twoim guście. :)

      Usuń

System komentarzy, tak jak cały blog, funkcjonuje na platformie Blogger, gdzie stosowane są zasady polityki prywatności Google.