piątek, 15 maja 2015

Rosemary (PC) - recenzja

Małe dzieci często posiadają wyimaginowanych przyjaciół, którzy dotrzymują im towarzystwa w zabawach, a także pomagają poradzić sobie z różnymi emocjami. Rosemary, tytułowa bohaterka darmowej przygodówki z 2009 roku, kojarzy, że również miała takiego kompana – chłopca o imieniu Tom. Problem w tym, że on raczej nie był wytworem dziewczęcej wyobraźni…

Rosemary dochodzi do takiego wniosku w trakcie przeglądania zgromadzonych na strychu rupieci. Nie ma się zresztą czemu dziwić. Dziewczyna znalazła dowód świadczący o tym, że Tom to osoba z krwi i kości. W ręce protagonistki wpada bowiem album ze starymi zdjęciami, wśród których szczególną uwagę zwraca pewna podarta fotografia. Prócz małej wówczas Rosemary, widać na niej inne dziecko – domniemanego przyjaciela na niby. Nietrudno zgadnąć, iż odkrycie zrodzi w głowie bohaterki szereg pytań. Dlaczego jej rodzice upierali się, że chłopiec istnieje wyłącznie w umyśle dziewczyny? Kim konkretnie jest Tom? Co się z nim stało? Niestety, nasza heroina nie może liczyć na wyjaśnienia ani ze strony matki, ani ojca, ponieważ oboje zmarli całkiem niedawno temu.

Wczoraj i dziś

Dziewczyna postanawia zatem dociec prawdy u źródeł, udając się do miasteczka New Rye. Tam właśnie mieszkała z rodziną w czasach, kiedy utrzymywała znajomość z Tomem. Co istotne, podróż młodej panny ma dwojaki wymiar. Odpowiedzialna za produkcję ekipa pozwala nam odwiedzić New Rye zarówno w teraźniejszości, jak i przeszłości, żyjącej we wspomnieniach tytułowej protagonistki. Warto przy tym zaznaczyć, iż autorom nie przyświecała idea przedstawienia banalnej opowieści o utraconej pamięci. Nasza podopieczna nie cierpi na amnezję – ona po prostu musi dowiedzieć się, dlaczego została okłamana w kwestii dawnego towarzysza zabaw. Poprzez jej historię twórcy przyglądają się istocie wspomnień oraz czynnikom, które je przywołują. Pamięć o różnych szczegółach z przeszłości zaciera się w miarę upływu lat, lecz owe detale często powracają za sprawą bodźców wzrokowych, słuchowych tudzież dźwiękowych. Stąd też wzięła się u Rosemary potrzeba odkrycia prawdy o Tomie, a także wypełnienia ewentualnych luk dzięki konfrontacji pozostałych w głowie obrazów z rzeczywistością.

Twórcy zdołali zaserwować odbiorcom prostą i zarazem głęboką opowieść, obdarzoną niezaprzeczalnym urokiem. W swoistym śledztwie, jakie przeprowadza Rosemary, pobrzmiewają przeróżne nuty – nostalgii, smutku, radości czy dziecięcej naiwności. Obojętnymi nie zostawi nas również zakończenie, mimo że co nieco można wcześniej przypuszczać. Szkoda jednak, iż finał następuje stanowczo za szybko. Produkcję spokojnie przejdziemy mniej więcej w 30 minut, ale chciałoby się przy niej posiedzieć trochę dłużej. W zasadzie mamy tu do czynienia z prototypem zamiast grą z prawdziwego zdarzenia. To projekt, który został zrealizowany przez grupę studentów w ramach programu zajęć. Cel owej pracy polegał natomiast na wdrożeniu pewnych rozwiązań narracyjno-rozgrywkowych do klasycznej przygodówki typu point and click.

Układanie wspomnień

Analiza ludzkiej pamięci, jaką przeprowadzają autorzy, obejmuje nie tylko fabułę, lecz również gameplay. Elementy te są bardzo ściśle ze sobą powiązane, co widać już w samym interfejsie. W dolnej części ekranu umieszczono znaną ze starych point and clicków listę czynności, gdzie znajdziemy czasowniki określające postrzeganie zmysłowe. O ile oglądanie to chleb powszedni w przygodówkach, o tyle nie da się tego powiedzieć o przypisaniu osobnym przyciskom akcji słuchania oraz wąchania. Ich obecność powinna ucieszyć zwolenników drobiazgowego badania otoczenia, zwłaszcza że nie wszystkie interaktywne punkty są niezbędne dla rozwoju fabuły. Jako przykład niech posłuży skrzynka pocztowa przed starym domem Rosemary. Klikając na niej przy użyciu stosownych funkcji, sprawimy, iż dziewczyna podzieli się z nami wrażeniami odebranymi za pomocą danego narządu zmysłu oraz związanymi z tym wspomnieniami.

Rosemary wyróżnia się koniecznością eksploracji środowiska na dwóch płaszczyznach czasowych. W wyniku naszych działań zdobędziemy dwa typy rekwizytów. Pierwszy to przedmioty, które lądują w tradycyjnym ekwipunku. W skład drugiej grupy wchodzą z kolei elementy zasilające pamiętnik protagonistki. W momencie, kiedy otworzymy dziennik, owe obiekty wyświetlą się w miejscu poprzedniego inwentarza. Pełnią one rolę swego rodzaju klocków, które należy odpowiednio uporządkować w celu odblokowania nowych wspomnień dotyczących Toma. Mianowicie stronice pamiętnika zawierają tekst z dziurami, co przywodzi na myśl popularne ćwiczenia językowe. Nasze zadanie polega zaś na uzupełnieniu zdań elementami ze wspominkowego ekwipunku.

Mimo że gameplay prezentuje się interesująco, ustawicznie przypomina nam o małej skali projektu. Rozgrywkę charakteryzuje bardzo niski stopień skomplikowania, a co za tym idzie – bez najmniejszych problemów ogarną ją osoby, które nie są z gatunkiem przygodówek za pan brat. Chociaż Rosemary przypadła mi do gustu, nie potrafiłam odpędzić od siebie wrażenia, iż to zaledwie próbka twórczych możliwości. Z racji krótkiego czasu zabawy, nie napotkamy tutaj wielu zagadek, ani postaci. Niekiedy da się też dostrzec brak ostatecznego szlifu, aczkolwiek oszczędzono nam błędów utrudniających dotarcie do finału.

Estetyka przeciwieństw

Wizualną warstwę Rosemary napędza darmowy silnik Wintermute, na którym powstały takie komercyjne tytuły jak Alpha Polaris, Hamlet czy pierwsza część rodzimego Art of Murder. Grafika została wykonana w przyjemnym dla oka, kreskówkowym stylu 2D. Wprawdzie Rosemary chodzi niczym nakręcana zabawka ze szmacianymi rękami, ale nie zapominajmy, że to nieodpłatna produkcja. Co najważniejsze, autorzy postarali się o audio-wizualne skontrastowanie dwóch oblicz New Rye. Jako że miasteczko opustoszało z biegiem lat, słusznie zdecydowano się na ponurą kolorystykę oraz smętną nutę w tle. Zgoła inaczej przedstawia się sprawa wypadów do wspomnień naszej postaci. Świat dosłownie nabiera wtedy życia i barw, podobnie jak muzyka, która wzbudza skojarzenia z błogą egzystencją.

Osobiście trochę żałuję, że użytych w grze pomysłów nie wykorzystano do opracowania pełnoprawnej, komercyjnej przygodówki. Gdyby tak się stało, z dużą dozą prawdopodobieństwa otrzymalibyśmy o wiele dłuższy i bardziej dopieszczony produkt. Niemniej jednak Rosemary to urocza, słodko-gorzka historia, która niewątpliwie zapada w pamięć. Ponadto należy docenić fakt, iż twórcy z powodzeniem połączyli proces kształtowania wspomnień z mechanizmami rządzącymi w klasycznych point and clickach. Jeżeli więc gustujecie w gatunku, nie powinniście lekceważyć istnienia owej pozycji, tym bardziej że jest dostępna za darmo.



 -----------------------------------
W związku z tym, iż tekst dotyczy darmowej gry, zrezygnowałam z wystawiania oceny końcowej. Zainteresowanych przetestowaniem Rosemary zapraszam zaś do odwiedzenia poniższego adresu i pobrania przygodówki:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

System komentarzy, tak jak cały blog, funkcjonuje na platformie Blogger, gdzie stosowane są zasady polityki prywatności Google.