Średniowieczne
realia, dzielna niewiasta oraz zły do szpiku kości wódz, który wraz z bandą
zbirów terroryzuje spokojnych obywateli... Czy takie składniki wystarczą do
nakręcenia dobrego filmu? Niekoniecznie, aczkolwiek pozwalają liczyć na w miarę
udaną historię w kategorii czysto rozrywkowego kina. Do prawidłowej realizacji owego
przepisu potrzeba jednak odpowiednich funduszy, a także talentu do reżyserii
tudzież pisania scenariuszy. Niestety, Byronowi W. Thompsonowi najwyraźniej zabrakło
zarówno jednego, jak i drugiego. Cóż, takie właśnie refleksje naszły mnie po
obejrzeniu obrazu pt. „Wojownicy”, za który odpowiada wyżej wymieniony twórca.
Jak
napisałam we wstępie, fabułę produkcji osadzono w średniowieczu, a konkretnie
za czasów III wyprawy krzyżowej. Wśród
angielskich rycerzy, którzy pojechali walczyć o Ziemię Świętą pod wodzą króla
Ryszarda Lwie Serce, znalazło się miejsce dla kobiety o imieniu Elizabeth. Owa
dama chwyciła za miecz niczym Joanna d’Arc, z tą drobną różnicą, że nie kryje
się z faktem posiadania piersi. Chociaż włada orężem nie gorzej od
reprezentantów płci przeciwnej, nadchodzi dzień, kiedy zostaje ciężko ranna. Na
szczęście, udaje jej się przeżyć, lecz kończy dalszą wojaczkę i powraca do
rodzinnej Anglii. Bynajmniej nie smuci się z tego powodu. Wręcz przeciwnie,
raduje ją perspektywa ponownego zobaczenia swojego syna Petera.
Dotarłszy
do rodowych włości, Elizabeth dowiaduje się, że chłopca uprowadził niejaki
Grekkor. Mężczyzna ten nieźle sobie poczyna pod nieobecność władcy kraju,
łupiąc okoliczne wioski, mordując ludzi oraz porywając kobiety w celu zdobycia
służebnic dla siebie i swoich rozbójników. Główna bohaterka oczywiście nie
zamierza godzić się z utratą dziecka. Czym prędzej rusza Peterowi na ratunek,
mimo iż poddani powątpiewają w powodzenie całej misji. Jako że nikt nie kwapi
się do pomocy, Elizabeth opuszcza zamek w pojedynkę. W tej prywatnej krucjacie
najbardziej rozczarowujący okazują się właśnie mężczyźni, którzy albo trzęsą portkami
ze strachu przed Grekkorem, albo chcą zabić szlachetnie urodzoną damę.
Ewentualnie mają ochotę zaciągnąć ją do łoża, by podstępnie wykorzystać. Byron
W. Thompson, czyli reżyser i scenarzysta w jednym, wpadł chyba na pomysł przemycenia
do swojego dziełka pochwały ruchu emancypacyjnego. Otóż odważna matka spotyka w
końcu osoby chętne do udzielenia wsparcia, zaś w skład tej drużyny wchodzą same
kobiety. Owymi paniami są łowczyni, Cyganka oraz blondynka.
Po
ujrzeniu poszczególnych członkiń ekipy, odniosłam wrażenie, że autor obrazu
zapatrzył się nieco w stronę gier RPG z gatunku fantasy. Wojująca mieczem
Elizabeth to typowa wojowniczka, natomiast łuczniczka specjalizuje się we
wiadomo jakiej broni. Cyganka posiada olbrzymią wiedzę na temat ziół i potrafi
tworzyć przeróżne mikstury oraz proszki odurzające bądź wybuchowe. Mamy więc
kogoś w rodzaju czarodziejki. Pozostaje nam jeszcze jasnowłosa panna, która
wykonuje najstarszy zawód świata. Wprawdzie takiej klasy postaci raczej nie
spotkamy w popularnych pozycjach role-playing, ale nie jest to jedyna profesja
owej niewiasty. Blondwłosa Eve stanowi uosobienie podręcznikowej złodziejki,
ponieważ często ma dość lepkie rączki. Nawet klienci muszą liczyć się z utratą
większej sumy pieniędzy niż standardowa opłata, jaką od nich pobiera w zamian
za dostarczanie przyjemności. Sama w pewnym momencie przyznaje, że łatwiej
potem uciec przed mężczyzną z opuszczonymi spodniami.
Z
przykrością muszę przyznać, iż w filmie nie brakuje różnych głupot fabularnych.
Thompson nie mógł zdecydować się, czy iść w stronę realizmu, czy fantastyki.
Bardziej skłaniam się ku opinii, że zależało mu na nakręceniu produkcji
mieszczącej się w ramach fikcji historycznej. Wszak tzw. czary Cyganki Sybil
nie mają nic wspólnego z magią w wykonaniu Gandalfa czy Harry’ego Pottera.
Niemniej jednak nie pojmuję, w jaki sposób Elizabeth zdołała wziąć udział w
wyprawie krzyżowej. W tamtych czasach kobietom nie było dane robić kariery w
wojsku, w związku z czym gadanina o powołaniu i znakach od Boga nie wydała mi
się wiarygodna, zwłaszcza że nasza bohaterka nie udawała w armii mężczyzny. W
sumie dowiodła swojej wartości bojowej, lecz dokonała tego dopiero na polu
walki.
Podobnie
jak w przypadku scenariusza, zbyt wiele dobrego nie da się również powiedzieć o
grze aktorskiej, która w porywach ledwo dobija do przeciętnego poziomu. Nawet
Rutger Hauer nie przykłada się szczególnie do otrzymanej roli, ale przynajmniej
przekonał mnie, że Grekkor to podła kanalia. Istną mękę dla widza stanowi z
kolei gra Sandera Kolosova, czyli filmowego Petera. Postać syna Elizabeth
została zresztą dokumentnie popsuta już na etapie pisania skryptu. Chłopak
spędził dość dużo czasu w obozie grabieżcy, gdzie jest dobrze traktowany z
polecenia dowódcy bandziorów. Grekkor widzi w nim bowiem swojego następcę. Mimo
wszystko Peter to znowu nie takie małe dziecko, żeby zupełnie zaakceptować nowe
otoczenie. Tymczasem syn głównej bohaterki zachowuje się jak rozkapryszony brzdąc,
idący tam, gdzie dostanie więcej cukierków.
Gdyby
reżyser dysponował pokaźniejszym budżetem, mógłby w pewnym stopniu zamaskować
słabe aktorstwo, a także szytą grubymi nićmi fabułę. Niejeden film częściowo uratował swój honor
dzięki widowiskowym scenom, których ze świecą szukać w opowieści o walecznej
mamuśce. Co prawda podróbki blockbusterów od wytwórni The Asylum wyglądają
jeszcze gorzej, ale marna z tego pociecha. Wniosek? Radzę odpuścić sobie
słabiutkich „Wojowników”.
Ocena:
2/10
Tytuł polski: Wojownicy
Tytuł oryginalny: Warrior Angels
Reżyseria: Byron W. Thompson
Scenariusz: Byron W. Thompson
Obsada: Joanna Pacuła, Rutger Hauer, Arnold Vosloo, Molly Culver, Sander Kolosov
Gatunek: przygodowy, akcja
Produkcja: Irlandia, USA, Litwa
Rok produkcji: 2002
Czas trwania: 90 minut
Tytuł polski: Wojownicy
Tytuł oryginalny: Warrior Angels
Reżyseria: Byron W. Thompson
Scenariusz: Byron W. Thompson
Obsada: Joanna Pacuła, Rutger Hauer, Arnold Vosloo, Molly Culver, Sander Kolosov
Gatunek: przygodowy, akcja
Produkcja: Irlandia, USA, Litwa
Rok produkcji: 2002
Czas trwania: 90 minut
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
System komentarzy, tak jak cały blog, funkcjonuje na platformie Blogger, gdzie stosowane są zasady polityki prywatności Google.