niedziela, 13 grudnia 2015

"Odmieniec", Philippa Gregory - recenzja

Philippa Gregory, która zasłynęła takimi tytułami jak „Kochanice króla” czy „Biała królowa”, postanowiła zaserwować czytelnikom pewną odskocznię od zbeletryzowanych biografii, aczkolwiek jednocześnie nie porzuciła konwencji powieści historycznej. Tym razem jednak snuje przed nami opowieść o fikcyjnych bohaterach, zamiast skupiać się na postaciach autentycznych. „Odmieniec”, który otwiera cykl o nazwie „Zakon Ciemności”, oferuje pierwsze spotkanie z owymi protagonistami.

Głównymi bohaterami tej osadzonej w średniowiecznej Europie historii są młodzi ludzie o imionach Luca i Izolda. Początek powieści zarysowuje nam tło fabularne, przybliżając wydarzenia, które doprowadziły do późniejszego położenia obu postaci, a tym samym przyszłego splecenia ich losów. On, czyli Luca Vero, to przystojny, inteligentny młodzian i zarazem tytułowy odmieniec. Czym zasłużył sobie na takie miano? Nie do końca pewnemu pochodzeniu, a to dlatego, że pojawił się w życiu rodziców, kiedy ci byli już nie pierwszej młodości. Stąd w wiosce, gdzie mieszkali, krążyły plotki, wedle których chłopak został podrzucony pod drzwi przez istoty nadnaturalne. Ba, zabobonna ludność nie wykluczała nawet, że to być może dziecko demonów. Pogłoski te nie stanęły jednak na przeszkodzie, by Luca wstąpił do klasztoru. Oczywiście nie znaczy to, że młodzieńca ominą komplikacje. A upomną się o niego, gdy z powodu nadto bystrego umysłu ściągnie na siebie oskarżenie o herezję. Niemniej ostatecznie zostaje zwerbowany do specjalnego zakonu, za którego założenie odpowiada sam papież. W ramach służby Vero musi zaś wypełnić szereg misji, przywdziewając szaty inkwizytora.

Kim jest natomiast Izolda? Jako że jej również wypadałoby poświęcić trochę więcej słów, spieszę z dalszymi wyjaśnieniami. To piękna córka potężnego krzyżowca – pana Lucretili. W chwili, kiedy poznajemy dziewczynę, nad jej głową zaczynają gromadzić się ciemne chmury, acz panna nie spodziewa się aż takiego obrotu spraw. Choć umiera ukochany ojciec Izoldy, młoda kobieta początkowo nie odczuwa nadmiernego niepokoju względem przyszłości, pamiętając wcześniejsze zapewnienia rodziciela o spadku w postaci zamku, wraz z podległymi ziemiami. Niestety, Giorgio, brat naszej protagonistki, oświadcza, iż tatko zmienił na łożu śmierci swoją ostatnią wolę. Według najświeższej wersji testamentu, wszystko ma trafić w ręce Giorgia, podczas gdy dziewczę dostaje ultimatum – klasztor albo ślub z konkretnym kandydatem. Ponoć to dla jej dobra… No na pewno! Sama zainteresowana też nie dowierza takiemu wytłumaczeniu, lecz braciszek nic sobie z tego nie robi. Zdaniem Giorgia tak w sumie powinno być – jemu należy się cała scheda, jako pierworodnemu i przede wszystkim mężczyźnie. Sytuacja Izoldy stanowi zatem modelowy przykład nierównego traktowania kobiet w dawnych czasach.

Mimo że pechowa spadkobierczyni rozumie, że mężczyźni nadużywają władzy, koniec końców podporządkowuje się jednej z testamentowych opcji. Jak łatwo przewidzieć, pretendent do jej ręki nie przypomina Chrisa Hemswortha, Kita Harringtona ani innego filmowego amanta. Nadobna panna nie garnie się więc do ślubu z obleśnym facetem, nie wspominając o tym, że w ogóle nie rozmyślała o zamążpójściu. Cóż, przynajmniej tyle dobrego, iż w klasztorze otrzymuje najwyższe stanowisko. I tak oto dochodzimy do sedna, a konkretnie spotkania Izoldy z Lucą. Mianowicie młody inkwizytor także przekracza klasztorne progi, gdyż czeka go tam pierwsza z wyznaczonych misji. Zadanie polega na przeprowadzeniu dochodzenia w związku z dziwnym zachowaniem zakonnic (lunatykowanie, wizje, stygmaty itd.). Vero musi odkryć prawdziwą naturę źródła okolicznych lęków, które zakładają ingerencję diabła, powodowaną obecnością nowej przełożonej, czyli Izoldy. Jeżeli Luca odkryłby dowody na demoniczną działalność, przyszłoby mu odprawić ewentualne egzorcyzmy i urządzić inkwizytorski sąd.

Co ciekawe, domniemane opętanie zakonnic nie jest jedyną zagadką, jaką przyszykowała autorka powieści. Oprócz tego, na kartach „Odmieńca” znajdziemy jeszcze śledztwo, które dotyczy podejrzenia o aktywność wilkołaka. Należy przy tym podkreślić, iż Philippie Gregory udało się bardzo dobrze oddać realia oraz nastroje, panujące w epoce średniowiecza. Brytyjska pisarka kreśli wiarygodny obraz mrocznych czasów, kiedy królowały zabobony, strach przed wiedźmami, demonami i innymi istotami nadnaturalnymi, a także ogólne lęki przed nieznanym. Szczególnie interesuje tu autorkę końcowy okres średniowiecza i obawy, nawiedzające Europejczyków z powodu upadku Konstantynopola. Akcja książki rozgrywa się zresztą w roku 1453, po zdobyciu tego miasta przez Turków. Zaniepokojeni ludzie widzą w owym fakcie zwiastun nadciągającego końca świata. Tak na marginesie, Zakon Ciemności, którego nazwa spina całą serię, to wykreowany przez literatkę odpowiednik autentycznego Orderu Smoka. Istniejący w rzeczywistości zakon został powołany do życia w XV wieku, a jego istnieniu przyświecała idea obrony Europy, wraz z chrześcijańską wiarą, przed Imperium Osmańskim.

Chociaż powieściowe intrygi (klasztorna i likantropiczna) są łatwe do rozgryzienia, autorka posiada niezaprzeczalną umiejętność zainteresowania czytelnika. Fabuła została poprowadzona sprawnie, bez zbędnych dłużyzn, a w jej pozytywnym odbiorze pomaga też wspomniany wyżej średniowieczny klimat. Całości nie można ponadto odmówić detektywistycznego posmaku – wszak Luca zajmuje się przeprowadzaniem śledztw, przesłuchuje ludzi, zbiera dowody i wyciąga z tego odpowiednie wnioski. A gdy, przykładowo, rozwiąże tajemnicę szaleństwa wśród zakonnic, wygłosi mowę w stylu prywatnych detektywów, przedstawiając argumenty na potwierdzenie swoich teorii.

Początkującego inkwizytora nie nazwałabym jednak geniuszem na miarę Sherlocka Holmesa czy Herkulesa Poirota, nic nie ujmując z jego dużej inteligencji. Wydaje mi się, że to celowy zabieg ze strony pani Gregory. Chłopakowi przydałoby się po prostu więcej doświadczenia, którego powinien nabrać z czasem, w kolejnych odsłonach cyklu. Co więcej, pisarka poniekąd pozwoliła w ten sposób zabłysnąć innej postaci – byłemu kuchcikowi Freize, który przyjaźni się i podróżuje u boku Luki. Ten młody mężczyzna to szczery, sympatyczny człowiek, który wznosi nieco humoru do fabuły. Na pozór nie wydaje się grzeszyć zbyt lotnym umysłem, lecz w rzeczywistości posiada dużo tzw. mądrości życiowej. Jest spostrzegawczy i zna się na ludzkiej naturze, przez co niejednokrotnie dostarczy swojemu przyjacielowi cennych wskazówek. Przy okazji, chciałabym też wyróżnić pewną postać kobiecą, która szczególnie przypadła mi do gustu. A jest nią tajemnicza Iszrak – towarzyszka Izoldy, legitymująca się wykształceniem medycznym oraz biegłością w sztukach walki.

Na końcu książki zamieszczono słowa, które Philippa Gregory kieruje bezpośrednio do czytelnika. Informuje wtedy, że stworzyła „Odmieńca” dla czystej przyjemności pisania. Nie ukrywa również, iż chciałaby zaciekawić wymyśloną przez siebie historią odbiorców. W moim odczuciu jak najbardziej udała się jej ta sztuka, bowiem perypetie bohaterów rzeczywiście wciągają, a za sprawą lekkiego pióra pisarki tym żwawiej przejdziemy przez kolejne strony. Reasumując, „Odmieniec” to solidna lektura, która zachęca do sięgnięcia po następne tomy „Zakonu Ciemności”.


Ocena: 7,5/10


Tytuł polski: Odmieniec
Tytuł oryginalny: Changeling
Autor: Philippa Gregory
Wydawnictwo: Egmont Polska

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

System komentarzy, tak jak cały blog, funkcjonuje na platformie Blogger, gdzie stosowane są zasady polityki prywatności Google.