Kiedy
„Oblężenie” wpadło w moje ręce, ucieszyłam się z niewielkiej objętości książki,
aczkolwiek nie stronię od opasłych tomiszczy. Po prostu potrzebowałam akurat
czegoś do przeczytania na szybko, no i bez obaw, że wsiąknę w lekturę na amen.
Te tytuły, z którymi wiążę szczególne nadzieje, wolałam wtedy odłożyć na
luźniejszy okres. Owszem, krótka powieść nie oznacza z automatu marnej treści.
W przypadku „Oblężenia” nie miałam jednak żadnych oczekiwań. Stwierdziłam
natomiast, iż w razie kiepskiej zawartości odpuszczę sobie narzekania nad
zmarnowanym czasem. I takie podejście wyszło mi na zdrowie, bo choć „dziełko”
Sandry Brown totalnym zakalcem nie jest, do smakowitej delicji daleka tutaj
droga.
Fabuła
powieści skupia się wokół losów niejakiej Tiel McCoy oraz dwójki zakochanych licealistów:
Sabry Denby i Ronalda Davisona (dla znajomych „Ronnie”). Wprawdzie pierwszoplanową
postacią jest wyłącznie panna McCoy, lecz cała trójka stanowi tzw. motor
napędowy utworu, a tym samym wymaga przedstawienia na dzień dobry. Tiel to
reporterka telewizyjna – nałogowa pracoholiczka, która wiecznie węszy za mocnym
materiałem. Nie zamierza też zejść na dalszy plan, czyli dać się wygryźć innej
ambitnej dziennikarce. Z kolei młodzi zwyczajnie pragną żyć razem, co staje
kością w gardle despotycznemu ojcu dziewczyny – multimilionerowi Russelowi
Denby’emu. Wredny tatusiek nie toleruje żadnego chłopaka w pobliżu latorośli, a
zwłaszcza takiego, który pochodzi z mniej zamożnej rodziny i na dokładkę zrobił
córusi dziecko. Kłopoty popychają zatem nastolatków do brawurowej ucieczki, co,
za sprawą wiadomo kogo, zostaje oficjalnie nazwane porwaniem.
Mimo
że afera zbiega się z urlopem Tiel, do uszu kobiety dociekają gorące wieści.
Jak łatwo zgadnąć, nasza karierowiczka nie ma oporów przy zawieszaniu wolnego,
które tak na marginesie wzięła za namową bezpośredniego przełożonego. Widząc w
tym szansę na awans, dziennikarka postanawia zrobić reportaż na temat
domniemanego uprowadzenia, w czym dostaje dodatkową pomoc od losu lub raczej
inwencji twórczej Sandry Brown. Amerykańska pisarka szybko przechodzi do
meritum i krzyżuje drogi bohaterów poprzez wyjątkowy zbieg okoliczności. Oto
bowiem Tiel zalicza postój w miasteczku Rojo Flats, by zajrzeć do lokalnego
sklepu. W środku znajduje się raptem kilka osób, ale po chwili wpadają tam
również zdesperowani uciekinierzy. Ronnie wymachuje strzelbą i krzyczy, że to
napad. Mało tego, nagle sytuacja jeszcze bardziej się komplikuje, szczególnie
po stronie młodych zbiegów, gdyż będącej w zaawansowanej ciąży Sabrze zaczynają
odchodzić wody.
Taki
stan rzeczy posłużył autorce do osadzenia większości akcji w jednym miejscu (na
terenie sklepu), czego nie uważam za zły pomysł. To dobra podstawa do
zaserwowania solidnej gry nerwów pomiędzy osobami dramatu, a ograniczona
przestrzeń jawi się w tym wypadku jako czynnik, który sprzyja budowaniu
napięcia. Niestety, „Oblężenie” pokazuje, iż praktyka potrafi czasami rozmijać
się z teorią. Na pierwszy rzut oka wszystko powinno niby zagrać, ponieważ w
negocjacjach trudno osiągnąć kompromis, każdy obstawia przy swoim, a zakładnicy
reagują w różny sposób. Dochodzi do tego sam poród, który nawet w warunkach
szpitalnych byłby bardzo problematyczny. Szkoda tylko, że najwyraźniej zabrakło
tu złotego środka, pozwalającego stworzyć trzymającą w napięciu lekturę.
Książkę przeczytałam w dość żwawym tempie, lecz jednocześnie zdarzało mi się
uciekać myślami gdzieś indziej. Nie przejęłam się specjalnie kłopotami bohaterów,
pozostając generalnie obojętną na wydarzenia z kart tej powieści.
Nie
zaprzeczę, iż takiego ojca Sabry wykreowano na faktycznie wnerwiającego faceta.
Niemniej pisarka nie wnika zbytnio w psychikę postaci, w zamian zadowalając się
kłującymi po oczach stereotypami. Mamy więc standardowy przykład śpiącego na
kasie tyrana, który uważa, że dzięki kasie wolno mu wszystkimi pomiatać. Wśród
zakładników znajdziemy zaś m.in. poczciwe starsze małżeństwo oraz prawego
człowieka z niesłusznie zszarganą reputacją. Panna McCoy to, jak
zasygnalizowałam wcześniej, typowa ambitna reporterka, acz dokona później
analizy życiowych priorytetów. Tyle że nawet wtedy niespecjalnie da się lubić.
Spora w tym wina powierzchownego potraktowania jej wewnętrznej przemiany –
wpierw marzy o świetlanej karierze, potem co nieco autorka napomknie o
przebłyskach wątpliwości i raptem dowiadujemy się, że dla kobiety liczy się
bardziej dobro drugiego człowieka. A skoro o słabo rozwiniętych tematach mowa,
zupełnie zmarnowano wątek dwóch tajemniczych Meksykanów, którzy także utknęli w
feralnych sklepie. Paradoksalnie pani Brown rozpisała się przy wprowadzonej na
siłę scenie erotycznej. Nie żeby łóżkowe wygibasy zajmowały wiele stron, lecz w
tej materii zadbała o dokładność.
Sandra
Brown nie jest anonimową postacią w świecie literatury rozrywkowej, a jej
twórczość, zdominowana przez romanse z elementami thrillerów bądź kryminałów,
pojawia się na listach bestsellerów. I jeśli większość historii, które
spłodziła amerykańska literatka, trzyma ledwo średni poziom „Oblężenia”, to
taka popularność może trochę dziwić. Niewykluczone jednak, że miałam do
czynienia z pojedynczym potknięciem. W każdym razie, nie ciągnie mnie do
sprawdzania tej teorii szukając kolejnych książek pisarki, a po perypetie Tiel
McCoy radziłabym sięgnąć jedynie przy braku czasu na coś bardziej angażującego.
-------------------------------------------------------------------
Tytuł
polski: Oblężenie
Tytuł
oryginalny: Standoff
Autor:
Sandra Brown
Wydawnictwo:
Świat Książki
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
System komentarzy, tak jak cały blog, funkcjonuje na platformie Blogger, gdzie stosowane są zasady polityki prywatności Google.