Chociaż pierwszą
część Eventide wspominam bardzo miło, zaryzykowałabym stwierdzenie, że był to
bezpieczny dla twórców projekt. Innymi słowy, gra ściśle podążała za
rozwiązaniami, które na dobre rozgościły się w gatunku HOPA. Produkcja
nadrabiała jednak solidnym wykonaniem, a słowiańska otoczka dodawała jej
niezaprzeczalnego uroku. Dlatego cieszy fakt, że kontynuacja nie zgubiła czaru
poprzedniczki. Co więcej, polskie studio The House of Fables, które odpowiada
za opracowanie obu odsłon serii, poczyniło tym razem wyraźny krok do przodu.
Eventide
2: Lustro Czarnoksiężnika (Eventide 2: Sorcerer’s Mirror) ponownie pozwoli
wskoczyć w buty Mary Gilbert, z powodzeniem trudniącej się profesją botaniczki.
Trzon fabularny pozostał bez zmian, albowiem naszej protagonistce po raz
kolejny przyjdzie uratować kogoś z bliskiej rodziny. W debiutanckiej części
cyklu musiała wyrwać babcię z łapsk samego Boruty, teraz zaś przyszła pora na
siostrzenicę Jenny, którą porwał legendarny Mistrz Twardowski. A początkowo
miało być tak pięknie! Mary i Jenny postanowiły wybrać się razem w góry, nie
omieszkując przy okazji sprawdzić swych sił we wspinaczce. Niestety, przyjemna eskapada
zostaje nagle przerwana, w czym niechlubna zasługa Twardowskiego oraz jednego z
jego pomagierów.
Czarodziejski
folklor
Tak
jak w przypadku Słowiańskiej Baśni, czyli pierwszej odsłony Eventide, obecność często
spotykanych wątków nie przeszkodziła opowiedzeniu wciągającej i klimatycznej
historii. Ba, sequel spodobał mi się pod tym względem jeszcze bardziej niż
pierwowzór, acz ociupinkę żałuję, że zabrakło pociesznego rudego stworka z
„jedynki” (gwoli ścisłości, wnikliwe oko dostrzeże za to subtelną aluzję do
tego futrzaka). Spory plus stanowi podejście deweloperów do idei, według której
świat magii istnieje obok nas nawet we współczesnych czasach. Mimo że autorzy
kontynuują motyw podjęty we wcześniejszej grze, zarazem zdecydowali się ugryźć temat
od nieco innej strony. O ile poprzednio istoty ze słowiańskiego folkloru znalazły
schronienie tuż pod nosem zwykłych śmiertelników, bo w promującym kulturowe
dziedzictwo parku, tak tutaj trafiamy do wioski Księżyc, której, jak przyznaje
główna bohaterka, nie ma na żadnej mapie. Krótko mówiąc, istne czary.
Magicznie
odcięta od cywilizacji osada to miejsce, gdzie czas dosłownie się zatrzymał.
Lokalna społeczność nie zna telewizji, telefonów ani supermarketów, z kolei o
opiekę medyczną dba zielarka, a dla przykładu duchy czy chochliki są czymś jak
najbardziej realnym. Władzę nad owymi ziemiami sprawuje natomiast biegły w
czarnoksięskiej sztuce Twardowski, którego działalność kładzie się cieniem na
życiu mieszkańców wioski. I owszem, zespół z The House of Fables potraktował
losy polskiego szlachcica na zasadzie swobodnej interpretacji, dorzucając do
przedstawionych w grze wydarzeń słynnego Janosika. Niemniej obie postacie
obrosły różnymi legendami, więc rodzimi twórcy dopisali po prostu własną wersję
ich perypetii, przypominającą poniekąd zagrania rodem z filmowych i komiksowych
crossoverów. Należy jednocześnie podkreślić, iż ekipa od Eventide nie zachowała
się lekceważąco wobec materiałów źródłowych. Dowodem tego jest kluczowa rola
tytułowego Lustra Czarnoksiężnika, które ukazuje dusze zmarłych. A i nazwa wsi
powinna zabrzmieć znajomo – wszak Twardowski wylądował ponoć na Księżycu.
Wprawdzie legenda obstaje przy tym, co wisi na nieboskłonie, lecz wiadomo, jak
z takimi opowieściami bywa.
Lubiana klasyka
z powiewem świeżości
Ogólna
mechanika nie zaskoczy miłośników HOPEK, w tym oczywiście tytułów sygnowanych
przez firmę Artifex Mundi, która przy marce Eventide pełni funkcję wydawcy. W
dalszym ciągu otrzymujemy krzyżówkę point and clicka z elementami hidden object,
ale nadmienić trzeba, że The House of Fables starało się rozwijać wypracowaną
formułę, tym samym przybliżając swoją produkcję do klasycznej gry przygodowej.
Taką tendencję można było zaobserwować już w innych casualowych pozycjach, lecz
autorzy słowiańskiej serii zasługują na duże pochwały za konsekwencję i udaną
próbę dodania czegoś od siebie. Otóż Lustro Czarnoksiężnika niewątpliwie
wyróżnia się na tle pobratymców wyborami, jakie gracze muszą kilkakrotnie
podjąć w trakcie rozgrywki. I choć nie uświadczymy systemu decyzji o skali
równej Life is Strange od studia Dontnod Entertainment czy The Walking Dead od
Telltale Games, doceniam taki zabieg, zwłaszcza że zastosowano go w mniejszym niż
powyższe przykłady projekcie.
Jeśli
chodzi o aspekty gameplayu, które zapożyczono z tradycyjnych point and clicków,
producenci nie oddalają się od standardów Hidden Object Puzzle Adventure.
Odbiorców czekają zatem zadania oparte na zbieraniu i używaniu przedmiotów, a
także rozmaite zagadki logiczne. Wszystkie cechują się niskim stopniem
skomplikowania, jak przystało na produkt skierowany do sympatyków tzw.
niedzielnego grania. Eventide 2 wykorzystuje ponadto stosunkowo młodą w
podobnych tytułach opcję, a konkretnie manipulowanie niektórymi rekwizytami wewnątrz
ekwipunku (oglądanie z bliska i łączenie gratów ze sobą). Warte odnotowania są też
zadania, jakie określiłabym mianem interaktywnych historyjek obrazkowych. Ich
główna zaleta tkwi w znaczeniu z narracyjnego punktu widzenia, gdyż wstawki te
elegancko uzupełniają tło fabularne. Kolejny bardzo ciekawy pomysł to finałowa
zabawa na refleks i spostrzegawczość, którą można śmiało uznać za swoiste
starcie z bossem.
Osobny
akapit wypadałoby poświęcić partiom, polegającym na wyszukiwaniu ukrytych
obiektów. Prócz scen fragmentarycznych, przy których zaliczaniu kompletujemy
części większego rekwizytu, natkniemy się na klasyczne plansze HO. Drugi z
wymienionych typów da się dodatkowo podzielić na listy z kilkunastoma różnymi
szpargałami oraz na wykazy, zawierające ledwie jedną rzecz, tyle że wypatrujemy
iluś egzemplarzy. Na tym bynajmniej nie poprzestano, bo przyszykowano również
coś bardziej oryginalnego. Mianowicie w pewnym momencie pomożemy przygotować
miejscowej zielarce proszek nasenny – wręczamy wtedy kobiecie poszczególne
składniki, co wymaga zmierzenia się z nieszablonową sceną hidden object. Niby
drobnostka, ale kapitalna pod kątem realizacji!
Podróż po
malowniczych pejzażach
Sceneria,
która obejmuje takie lokacje jak leśne i górskie dróżki, wioska czy dworek
Twardowskiego, jest tak śliczna, że wprost nie pozwala oderwać od siebie oczu.
Kombinacja magicznej atmosfery z pięknymi jesiennymi kolorami przywodzi na myśl
baśniowe babie lato. Mało tego, wystarczy pobieżne spojrzenie na którąś z
plansz, by zachwycić się bogactwem detali oraz artystycznymi pociągnięciami
pędzla. Co prawda okazjonalnie trafią się słabsze animacje we właściwej części
gry, lecz widać bardzo duży postęp w tej dziedzinie, a przerywniki filmowe nie
stronią od dynamicznych ujęć. Całości pozytywnych wrażeń dopełnia dopasowana do
nastroju opowieści muzyka, wraz z solidnym angielskim dubbingiem.
Ukończenie
produkcji za pierwszym razem, kiedy upajałam się słowiańskim uniwersum w
niespiesznym tempie, zabrało mi około trzech godzin. To krótszy wynik w
porównaniu z poprzednią odsłoną, na której przejście potrzebowałam trochę ponad
4 godzin, również bez gnania na złamanie karku. A skoro Eventide 2 tak mnie
urzekło, nie będę zaprzeczać, iż z otwartymi ramionami przyjęłabym dłuższy czas
rozgrywki. W zamian jednak dostałam odczuwalny skok jakościowy lub raczej
ewolucję, pokazującą, że The House of Fables nie zamierza stać w miejscu i bać
się nieopatrzonych jeszcze idei. W związku z tym nie pozostaje mi nic innego
jak tylko polecić Lustro Czarnoksiężnika wszystkim fanom casualowej zabawy, a
także trzymać mocno kciuki za następne projekty rodzimych deweloperów.
---------------------------------------------------
Za udostępnienie
egzemplarza do recenzji dziękuję firmie PR Outreach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
System komentarzy, tak jak cały blog, funkcjonuje na platformie Blogger, gdzie stosowane są zasady polityki prywatności Google.