czwartek, 3 listopada 2016

Eventide 2: Lustro Czarnoksiężnika (PC) - recenzja

Chociaż pierwszą część Eventide wspominam bardzo miło, zaryzykowałabym stwierdzenie, że był to bezpieczny dla twórców projekt. Innymi słowy, gra ściśle podążała za rozwiązaniami, które na dobre rozgościły się w gatunku HOPA. Produkcja nadrabiała jednak solidnym wykonaniem, a słowiańska otoczka dodawała jej niezaprzeczalnego uroku. Dlatego cieszy fakt, że kontynuacja nie zgubiła czaru poprzedniczki. Co więcej, polskie studio The House of Fables, które odpowiada za opracowanie obu odsłon serii, poczyniło tym razem wyraźny krok do przodu.

Eventide 2: Lustro Czarnoksiężnika (Eventide 2: Sorcerer’s Mirror) ponownie pozwoli wskoczyć w buty Mary Gilbert, z powodzeniem trudniącej się profesją botaniczki. Trzon fabularny pozostał bez zmian, albowiem naszej protagonistce po raz kolejny przyjdzie uratować kogoś z bliskiej rodziny. W debiutanckiej części cyklu musiała wyrwać babcię z łapsk samego Boruty, teraz zaś przyszła pora na siostrzenicę Jenny, którą porwał legendarny Mistrz Twardowski. A początkowo miało być tak pięknie! Mary i Jenny postanowiły wybrać się razem w góry, nie omieszkując przy okazji sprawdzić swych sił we wspinaczce. Niestety, przyjemna eskapada zostaje nagle przerwana, w czym niechlubna zasługa Twardowskiego oraz jednego z jego pomagierów.

Czarodziejski folklor

Tak jak w przypadku Słowiańskiej Baśni, czyli pierwszej odsłony Eventide, obecność często spotykanych wątków nie przeszkodziła opowiedzeniu wciągającej i klimatycznej historii. Ba, sequel spodobał mi się pod tym względem jeszcze bardziej niż pierwowzór, acz ociupinkę żałuję, że zabrakło pociesznego rudego stworka z „jedynki” (gwoli ścisłości, wnikliwe oko dostrzeże za to subtelną aluzję do tego futrzaka). Spory plus stanowi podejście deweloperów do idei, według której świat magii istnieje obok nas nawet we współczesnych czasach. Mimo że autorzy kontynuują motyw podjęty we wcześniejszej grze, zarazem zdecydowali się ugryźć temat od nieco innej strony. O ile poprzednio istoty ze słowiańskiego folkloru znalazły schronienie tuż pod nosem zwykłych śmiertelników, bo w promującym kulturowe dziedzictwo parku, tak tutaj trafiamy do wioski Księżyc, której, jak przyznaje główna bohaterka, nie ma na żadnej mapie. Krótko mówiąc, istne czary.


Magicznie odcięta od cywilizacji osada to miejsce, gdzie czas dosłownie się zatrzymał. Lokalna społeczność nie zna telewizji, telefonów ani supermarketów, z kolei o opiekę medyczną dba zielarka, a dla przykładu duchy czy chochliki są czymś jak najbardziej realnym. Władzę nad owymi ziemiami sprawuje natomiast biegły w czarnoksięskiej sztuce Twardowski, którego działalność kładzie się cieniem na życiu mieszkańców wioski. I owszem, zespół z The House of Fables potraktował losy polskiego szlachcica na zasadzie swobodnej interpretacji, dorzucając do przedstawionych w grze wydarzeń słynnego Janosika. Niemniej obie postacie obrosły różnymi legendami, więc rodzimi twórcy dopisali po prostu własną wersję ich perypetii, przypominającą poniekąd zagrania rodem z filmowych i komiksowych crossoverów. Należy jednocześnie podkreślić, iż ekipa od Eventide nie zachowała się lekceważąco wobec materiałów źródłowych. Dowodem tego jest kluczowa rola tytułowego Lustra Czarnoksiężnika, które ukazuje dusze zmarłych. A i nazwa wsi powinna zabrzmieć znajomo – wszak Twardowski wylądował ponoć na Księżycu. Wprawdzie legenda obstaje przy tym, co wisi na nieboskłonie, lecz wiadomo, jak z takimi opowieściami bywa.

Lubiana klasyka z powiewem świeżości

Ogólna mechanika nie zaskoczy miłośników HOPEK, w tym oczywiście tytułów sygnowanych przez firmę Artifex Mundi, która przy marce Eventide pełni funkcję wydawcy. W dalszym ciągu otrzymujemy krzyżówkę point and clicka z elementami hidden object, ale nadmienić trzeba, że The House of Fables starało się rozwijać wypracowaną formułę, tym samym przybliżając swoją produkcję do klasycznej gry przygodowej. Taką tendencję można było zaobserwować już w innych casualowych pozycjach, lecz autorzy słowiańskiej serii zasługują na duże pochwały za konsekwencję i udaną próbę dodania czegoś od siebie. Otóż Lustro Czarnoksiężnika niewątpliwie wyróżnia się na tle pobratymców wyborami, jakie gracze muszą kilkakrotnie podjąć w trakcie rozgrywki. I choć nie uświadczymy systemu decyzji o skali równej Life is Strange od studia Dontnod Entertainment czy The Walking Dead od Telltale Games, doceniam taki zabieg, zwłaszcza że zastosowano go w mniejszym niż powyższe przykłady projekcie.


Jeśli chodzi o aspekty gameplayu, które zapożyczono z tradycyjnych point and clicków, producenci nie oddalają się od standardów Hidden Object Puzzle Adventure. Odbiorców czekają zatem zadania oparte na zbieraniu i używaniu przedmiotów, a także rozmaite zagadki logiczne. Wszystkie cechują się niskim stopniem skomplikowania, jak przystało na produkt skierowany do sympatyków tzw. niedzielnego grania. Eventide 2 wykorzystuje ponadto stosunkowo młodą w podobnych tytułach opcję, a konkretnie manipulowanie niektórymi rekwizytami wewnątrz ekwipunku (oglądanie z bliska i łączenie gratów ze sobą). Warte odnotowania są też zadania, jakie określiłabym mianem interaktywnych historyjek obrazkowych. Ich główna zaleta tkwi w znaczeniu z narracyjnego punktu widzenia, gdyż wstawki te elegancko uzupełniają tło fabularne. Kolejny bardzo ciekawy pomysł to finałowa zabawa na refleks i spostrzegawczość, którą można śmiało uznać za swoiste starcie z bossem.

Osobny akapit wypadałoby poświęcić partiom, polegającym na wyszukiwaniu ukrytych obiektów. Prócz scen fragmentarycznych, przy których zaliczaniu kompletujemy części większego rekwizytu, natkniemy się na klasyczne plansze HO. Drugi z wymienionych typów da się dodatkowo podzielić na listy z kilkunastoma różnymi szpargałami oraz na wykazy, zawierające ledwie jedną rzecz, tyle że wypatrujemy iluś egzemplarzy. Na tym bynajmniej nie poprzestano, bo przyszykowano również coś bardziej oryginalnego. Mianowicie w pewnym momencie pomożemy przygotować miejscowej zielarce proszek nasenny – wręczamy wtedy kobiecie poszczególne składniki, co wymaga zmierzenia się z nieszablonową sceną hidden object. Niby drobnostka, ale kapitalna pod kątem realizacji!


Podróż po malowniczych pejzażach

Sceneria, która obejmuje takie lokacje jak leśne i górskie dróżki, wioska czy dworek Twardowskiego, jest tak śliczna, że wprost nie pozwala oderwać od siebie oczu. Kombinacja magicznej atmosfery z pięknymi jesiennymi kolorami przywodzi na myśl baśniowe babie lato. Mało tego, wystarczy pobieżne spojrzenie na którąś z plansz, by zachwycić się bogactwem detali oraz artystycznymi pociągnięciami pędzla. Co prawda okazjonalnie trafią się słabsze animacje we właściwej części gry, lecz widać bardzo duży postęp w tej dziedzinie, a przerywniki filmowe nie stronią od dynamicznych ujęć. Całości pozytywnych wrażeń dopełnia dopasowana do nastroju opowieści muzyka, wraz z solidnym angielskim dubbingiem.

Ukończenie produkcji za pierwszym razem, kiedy upajałam się słowiańskim uniwersum w niespiesznym tempie, zabrało mi około trzech godzin. To krótszy wynik w porównaniu z poprzednią odsłoną, na której przejście potrzebowałam trochę ponad 4 godzin, również bez gnania na złamanie karku. A skoro Eventide 2 tak mnie urzekło, nie będę zaprzeczać, iż z otwartymi ramionami przyjęłabym dłuższy czas rozgrywki. W zamian jednak dostałam odczuwalny skok jakościowy lub raczej ewolucję, pokazującą, że The House of Fables nie zamierza stać w miejscu i bać się nieopatrzonych jeszcze idei. W związku z tym nie pozostaje mi nic innego jak tylko polecić Lustro Czarnoksiężnika wszystkim fanom casualowej zabawy, a także trzymać mocno kciuki za następne projekty rodzimych deweloperów.



---------------------------------------------------

Za udostępnienie egzemplarza do recenzji dziękuję firmie PR Outreach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

System komentarzy, tak jak cały blog, funkcjonuje na platformie Blogger, gdzie stosowane są zasady polityki prywatności Google.