Enigmatis, za którego
powstaniem stoi polskie studio Artifex Mundi, zajmuje szczególne miejsce w moim
sercu. To właśnie pierwsza odsłona serii sprawiła, że na dobre zaprzyjaźniłam
się z produkcjami HOPA, regularnie goszcząc na komputerze różnych przedstawicieli
tego gatunku. Ba, „jedynkę” zaliczam do swoich ulubionych gier, podobnie
zresztą jak jej następczynię. A co z trzecią i zarazem finałową częścią, o podtytule
Cień Karkhali? Czy okazała się godnym zwieńczeniem cyklu? Zdecydowanie tak!
Już
poprzednie wcielenia tej marki cechowały się efektownym otwarciem, a „trójka” nie
tylko pozostaje wierna owej tradycji, lecz również przebija starsze siostry pod
względem dynamiki. Oto bowiem widzimy samolot, na pokładzie którego przebywa
duet detektywów – główna bohaterka serii oraz Richard „Rick” Hamilton, czyli
inna dobrze znana fanom Enigmatis postać. Lot odbywa się w wyjątkowo kiepskich
warunkach, przy czym to nie szalejący śnieg stanowi największy problem.
Dokładniej rzecz ujmując, maszyna została bardzo poważnie uszkodzona. Na domiar
złego, mało brakuje, by nasza podopieczna stamtąd nie wypadła.
Co
ciekawe, po paru minutach akcja cofa się o kilka dni wstecz. W ten sposób
Artifex Mundi funduje nam krótką wyprawę do korzeni, ponieważ protagonistka odwiedza
wtedy miasteczko Maple Creek, będące areną wydarzeń w debiutanckiej odsłonie
cyklu. Tam przecież po raz pierwszy spotkała się z diabolicznym Pastorem, który
jak dotąd umyka rękom sprawiedliwości. Kobieta pragnie przeszukać dawną
kryjówkę łotra w celu odkrycia aktualnego miejsca jego pobytu. A kiedy się tego
dowiemy, szybko wracamy do teraźniejszości, obejmującej feralną podróż
samolotem. Pani detektyw poleciała wraz z partnerem w odległe rejony gór
Karakorum, gdzie, na szczycie o nazwie Karkhala, znajduje się interesujący
Pastora klasztor. Powstrzymanie mężczyzny jest o tyle ważne, że ten, jako
wyznawca demonicznego kultu, ma plany, których realizacja może zagrozić całemu
światu.
Ekscytujące
wojaże
Cień
Karkhali (The Shadow of Karkhala) to najmniej mroczna pozycja z Enigmatis w
tytule, aczkolwiek fakt ten nie przemawia na jej niekorzyść. Wręcz przeciwnie,
zmiana klimatyczna została płynnie wprowadzona, wydając się naturalną
konsekwencją rozwoju wypadków. Gwoli ścisłości, nadal będziemy świadomi
niebezpieczeństwa, zwłaszcza że gra toczy się o bardzo wysoką stawkę. Tym razem
jednak zjawiska paranormalne zawiodły bohaterów aż do Azji, każąc im wędrować
pośród górskiej scenerii, a także rozgryzać tajemnice starożytnej świątyni oraz
pradawnych legend i przepowiedni. Do powyższych realiów idealnie pasuje zaś
konwencja przygodowego kina w duchu Indiany Jonesa, z której czerpią choćby
wirtualne swawole Nathana Drake’a czy Lary Croft. Dlatego nie dziwię się, iż
rodzimi deweloperzy obrali taką a nie inną drogę.
Co
najistotniejsze, przedstawiona w grze historia wciąga, raczy nas w międzyczasie
pomysłowym zwrotem akcji i nie puszcza do samego końca, a nawet po finale. Do
czego konkretnie zmierzam? Ano kolekcjonerska edycja produkcji zawiera bonusową
przygodę, odblokowywaną po zaliczeniu podstawowego scenariusza. Pełni ona
funkcję prequela i pozwala pokierować jedną z drugoplanowych postaci, jakie
pojawiły się w głównym wątku fabularnym. Z racji chronologii zdarzeń
wiedziałam, czego mniej więcej spodziewać się po tym rozdziale. Mimo wszystko i
tak trzymał mnie w napięciu, potwierdzając narracyjny talent ekipy z Artifexu.
HOPKOWY program
zajęć
Jeśli
chodzi o gameplay, Enigmatis 3 serwuje odbiorcom smakowitą mieszankę
uproszczonej przygodówki z elementami hidden object. Słowem: jak zwykle zadbano
o potrzeby sympatyków takiej relaksującej zabawy. Zagadki, które przyszykowali
dla nas twórcy, są odpowiednio zróżnicowane, a do tego zostały logicznie
zintegrowane z fabułą. Należy jednocześnie podkreślić, iż autorzy skutecznie
pogodzili intensywniejsze fragmenty z zasadami obowiązującymi w point and
clickach. Jako przykład niech posłuży wspomniana wcześniej sekwencja, w trakcie
której musimy uchronić bohaterkę przed wypadnięciem z samolotu. Kluczem do sukcesu
jest spokojne w gruncie rzeczy klikanie, lecz nie zaburza to dynamicznej
narracji. Niemniej na późniejszych etapach gry pokuszono się też o sporadyczne
wstawki, wymagające ździebka zręczności i refleksu. Oczywiście wszystkie w
ramach casualowej formuły rozrywki, więc balansowanie na pniu czy strzelanie
nie przysporzy nikomu trudności.
Cień
Karkhali kontynuuje trend łączenia przedmiotów i manipulowania nimi w obrębie
ekwipunku, co upodabnia pogoń za Pastorem do stuprocentowych gier przygodowych.
Cieszę się, że sygnowane szyldem Artifexu produkcje zaczynają uznawać taki
zabieg za standard. Ponadto raduje mnie obecność charakterystycznej dla cyklu
Enigmatis tablicy dowodowej, która, wzorem „dwójki”, przeszła pewien lifting. O
ile w drugiej części dorzucono dostarczającego cennych uwag obserwatora, tak
przy trzeciej postanowiono dla odmiany pójść z duchem czasu, przypominając, że
mamy XXI wiek. Dzielna pani detektyw nosi zatem przy sobie smartfon, który
wykorzystuje do gromadzenia i analizowania kluczowych dla śledztwa materiałów.
Sceny
HO tradycyjnie nie przeważają nad partiami, które kierują polską propozycję na
czysto przygodówkowe tory. Co więcej, pożądane rzeczy często zostały zmyślnie
zakamuflowane, skłaniając do solidnego wytężania wzroku. Odniosłam też wrażenie,
że klasyczne plansze z ukrytymi obiektami kładą tu silniejszy nacisk na
wykonanie dodatkowych czynności przed zdobyciem poszukiwanego rekwizytu.
Przykładowo, jakiś grat leży ciśnięty w kompletnie zaciemnionym kącie, co
pociąga za sobą uprzednie uaktywnienie źródła światła. Warto przy okazji
odnotować zastępczą minigierkę dla tych, których nie kręci zabawa w
spostrzegawczość. Zamiast zmagać się ze sceną HO, wystarczy odpalić alternatywę
w stylu memory, polegającą na łączeniu obrazków w tematyczne pary. Takiej opcji
nie posiada za to moment, który jest oryginalnym odstępstwem od typowych
plansz. I dobrze, bo dzięki temu każdy w pełni doceni genialność owego
rozwiązania. Mianowicie deweloperzy z powodzeniem przełożyli na język hidden
object ideę wspinaczki – gdy w pewnej chwili protagonistka wdrapuje się po
skalnej ścianie, gra nakazuje nam wypatrywać kolejnych punktów oparcia,
wyświetlanych u dołu ekranu.
Cuda Karakorum
Najwyższa
pora zająć się oprawą audiowizualną, tym bardziej że zasługuje na szereg
pochwał. Ludzkie sylwetki wyglądają ładnie, a i w dziedzinie animacji twórcy
coraz lepiej sobie poczynają. Z kolei lokacje to istny majstersztyk, za sprawą
którego chciałoby się samodzielnie spacerować pośród tak malowniczych i
szczegółowych terenów. Czasami autentycznie zazdrościłam sterowanej przeze mnie
postaci, włącznie z sytuacjami, kiedy trzeba było przedzierać się przez niezbyt
gościnne połacie śniegu. Nie samą bielą przy tym Enigmatis 3 żyje, bo, prócz wybitnie
zimowych scenerii, mamy jeszcze rejony z większym udziałem innych kolorów. Wszak
nie wszędzie równie mocno przysypało, nie wspominając już o wnętrzach budynków.
A co z udźwiękowieniem? Bardzo dobrze. Angielski dubbing jest porządny, odgłosy
otoczenia brzmią sugestywnie, a klimatyczna muzyka Arkadiusza Reikowskiego wzbudza
słuszne skojarzenia z opowieścią, którą rządzą nuty tajemnicy, mistycyzmu i
niebezpieczeństwa.
Z
jednej strony super, iż Enigmatis 3: Cień Karkhali tak koncertowo żegna graczy
z serią. Z drugiej, szkoda, iż nadszedł koniec naszej przygody z tym
wyśmienitym cyklem. Historia niecnych działań Pastora od początku trzymała
wysoki poziom, a jej finał nie wyłamał się chwalebnej tendencji, kusząc
wciągającym scenariuszem, wyrazistymi bohaterami oraz kompetentnym gameplayem. Dodam,
iż wszystkie te atrakcje starczyły mi na ponad 5,5 godziny rozrywki, wliczając
40-minutowy bonus z edycji kolekcjonerskiej. To satysfakcjonujący wynik, jak na
casualową produkcję. Odpowiedź na pytanie, czy polecam recenzowany tytuł, jest wobec
tego czystą formalnością. Tak, gorąco zachęcam do ogrania, w tym również
poprzednich części, jeśli nie mieliście z nimi styczności. Natomiast zespołowi deweloperskiemu
gratuluję świetnej roboty, no i czekam na kolejne projekty studia.
---------------------------------------------------
Za udostępnienie
egzemplarza do recenzji dziękuję producentowi i wydawcy gry – firmie Artifex Mundi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
System komentarzy, tak jak cały blog, funkcjonuje na platformie Blogger, gdzie stosowane są zasady polityki prywatności Google.