wtorek, 29 listopada 2016

Enigmatis 3: Cień Karkhali (PC) - recenzja

Enigmatis, za którego powstaniem stoi polskie studio Artifex Mundi, zajmuje szczególne miejsce w moim sercu. To właśnie pierwsza odsłona serii sprawiła, że na dobre zaprzyjaźniłam się z produkcjami HOPA, regularnie goszcząc na komputerze różnych przedstawicieli tego gatunku. Ba, „jedynkę” zaliczam do swoich ulubionych gier, podobnie zresztą jak jej następczynię. A co z trzecią i zarazem finałową częścią, o podtytule Cień Karkhali? Czy okazała się godnym zwieńczeniem cyklu? Zdecydowanie tak!

Już poprzednie wcielenia tej marki cechowały się efektownym otwarciem, a „trójka” nie tylko pozostaje wierna owej tradycji, lecz również przebija starsze siostry pod względem dynamiki. Oto bowiem widzimy samolot, na pokładzie którego przebywa duet detektywów – główna bohaterka serii oraz Richard „Rick” Hamilton, czyli inna dobrze znana fanom Enigmatis postać. Lot odbywa się w wyjątkowo kiepskich warunkach, przy czym to nie szalejący śnieg stanowi największy problem. Dokładniej rzecz ujmując, maszyna została bardzo poważnie uszkodzona. Na domiar złego, mało brakuje, by nasza podopieczna stamtąd nie wypadła.

Co ciekawe, po paru minutach akcja cofa się o kilka dni wstecz. W ten sposób Artifex Mundi funduje nam krótką wyprawę do korzeni, ponieważ protagonistka odwiedza wtedy miasteczko Maple Creek, będące areną wydarzeń w debiutanckiej odsłonie cyklu. Tam przecież po raz pierwszy spotkała się z diabolicznym Pastorem, który jak dotąd umyka rękom sprawiedliwości. Kobieta pragnie przeszukać dawną kryjówkę łotra w celu odkrycia aktualnego miejsca jego pobytu. A kiedy się tego dowiemy, szybko wracamy do teraźniejszości, obejmującej feralną podróż samolotem. Pani detektyw poleciała wraz z partnerem w odległe rejony gór Karakorum, gdzie, na szczycie o nazwie Karkhala, znajduje się interesujący Pastora klasztor. Powstrzymanie mężczyzny jest o tyle ważne, że ten, jako wyznawca demonicznego kultu, ma plany, których realizacja może zagrozić całemu światu.


Ekscytujące wojaże

Cień Karkhali (The Shadow of Karkhala) to najmniej mroczna pozycja z Enigmatis w tytule, aczkolwiek fakt ten nie przemawia na jej niekorzyść. Wręcz przeciwnie, zmiana klimatyczna została płynnie wprowadzona, wydając się naturalną konsekwencją rozwoju wypadków. Gwoli ścisłości, nadal będziemy świadomi niebezpieczeństwa, zwłaszcza że gra toczy się o bardzo wysoką stawkę. Tym razem jednak zjawiska paranormalne zawiodły bohaterów aż do Azji, każąc im wędrować pośród górskiej scenerii, a także rozgryzać tajemnice starożytnej świątyni oraz pradawnych legend i przepowiedni. Do powyższych realiów idealnie pasuje zaś konwencja przygodowego kina w duchu Indiany Jonesa, z której czerpią choćby wirtualne swawole Nathana Drake’a czy Lary Croft. Dlatego nie dziwię się, iż rodzimi deweloperzy obrali taką a nie inną drogę.

Co najistotniejsze, przedstawiona w grze historia wciąga, raczy nas w międzyczasie pomysłowym zwrotem akcji i nie puszcza do samego końca, a nawet po finale. Do czego konkretnie zmierzam? Ano kolekcjonerska edycja produkcji zawiera bonusową przygodę, odblokowywaną po zaliczeniu podstawowego scenariusza. Pełni ona funkcję prequela i pozwala pokierować jedną z drugoplanowych postaci, jakie pojawiły się w głównym wątku fabularnym. Z racji chronologii zdarzeń wiedziałam, czego mniej więcej spodziewać się po tym rozdziale. Mimo wszystko i tak trzymał mnie w napięciu, potwierdzając narracyjny talent ekipy z Artifexu.

HOPKOWY program zajęć

Jeśli chodzi o gameplay, Enigmatis 3 serwuje odbiorcom smakowitą mieszankę uproszczonej przygodówki z elementami hidden object. Słowem: jak zwykle zadbano o potrzeby sympatyków takiej relaksującej zabawy. Zagadki, które przyszykowali dla nas twórcy, są odpowiednio zróżnicowane, a do tego zostały logicznie zintegrowane z fabułą. Należy jednocześnie podkreślić, iż autorzy skutecznie pogodzili intensywniejsze fragmenty z zasadami obowiązującymi w point and clickach. Jako przykład niech posłuży wspomniana wcześniej sekwencja, w trakcie której musimy uchronić bohaterkę przed wypadnięciem z samolotu. Kluczem do sukcesu jest spokojne w gruncie rzeczy klikanie, lecz nie zaburza to dynamicznej narracji. Niemniej na późniejszych etapach gry pokuszono się też o sporadyczne wstawki, wymagające ździebka zręczności i refleksu. Oczywiście wszystkie w ramach casualowej formuły rozrywki, więc balansowanie na pniu czy strzelanie nie przysporzy nikomu trudności.

Cień Karkhali kontynuuje trend łączenia przedmiotów i manipulowania nimi w obrębie ekwipunku, co upodabnia pogoń za Pastorem do stuprocentowych gier przygodowych. Cieszę się, że sygnowane szyldem Artifexu produkcje zaczynają uznawać taki zabieg za standard. Ponadto raduje mnie obecność charakterystycznej dla cyklu Enigmatis tablicy dowodowej, która, wzorem „dwójki”, przeszła pewien lifting. O ile w drugiej części dorzucono dostarczającego cennych uwag obserwatora, tak przy trzeciej postanowiono dla odmiany pójść z duchem czasu, przypominając, że mamy XXI wiek. Dzielna pani detektyw nosi zatem przy sobie smartfon, który wykorzystuje do gromadzenia i analizowania kluczowych dla śledztwa materiałów.


Sceny HO tradycyjnie nie przeważają nad partiami, które kierują polską propozycję na czysto przygodówkowe tory. Co więcej, pożądane rzeczy często zostały zmyślnie zakamuflowane, skłaniając do solidnego wytężania wzroku. Odniosłam też wrażenie, że klasyczne plansze z ukrytymi obiektami kładą tu silniejszy nacisk na wykonanie dodatkowych czynności przed zdobyciem poszukiwanego rekwizytu. Przykładowo, jakiś grat leży ciśnięty w kompletnie zaciemnionym kącie, co pociąga za sobą uprzednie uaktywnienie źródła światła. Warto przy okazji odnotować zastępczą minigierkę dla tych, których nie kręci zabawa w spostrzegawczość. Zamiast zmagać się ze sceną HO, wystarczy odpalić alternatywę w stylu memory, polegającą na łączeniu obrazków w tematyczne pary. Takiej opcji nie posiada za to moment, który jest oryginalnym odstępstwem od typowych plansz. I dobrze, bo dzięki temu każdy w pełni doceni genialność owego rozwiązania. Mianowicie deweloperzy z powodzeniem przełożyli na język hidden object ideę wspinaczki – gdy w pewnej chwili protagonistka wdrapuje się po skalnej ścianie, gra nakazuje nam wypatrywać kolejnych punktów oparcia, wyświetlanych u dołu ekranu.

Cuda Karakorum

Najwyższa pora zająć się oprawą audiowizualną, tym bardziej że zasługuje na szereg pochwał. Ludzkie sylwetki wyglądają ładnie, a i w dziedzinie animacji twórcy coraz lepiej sobie poczynają. Z kolei lokacje to istny majstersztyk, za sprawą którego chciałoby się samodzielnie spacerować pośród tak malowniczych i szczegółowych terenów. Czasami autentycznie zazdrościłam sterowanej przeze mnie postaci, włącznie z sytuacjami, kiedy trzeba było przedzierać się przez niezbyt gościnne połacie śniegu. Nie samą bielą przy tym Enigmatis 3 żyje, bo, prócz wybitnie zimowych scenerii, mamy jeszcze rejony z większym udziałem innych kolorów. Wszak nie wszędzie równie mocno przysypało, nie wspominając już o wnętrzach budynków. A co z udźwiękowieniem? Bardzo dobrze. Angielski dubbing jest porządny, odgłosy otoczenia brzmią sugestywnie, a klimatyczna muzyka Arkadiusza Reikowskiego wzbudza słuszne skojarzenia z opowieścią, którą rządzą nuty tajemnicy, mistycyzmu i niebezpieczeństwa.


Z jednej strony super, iż Enigmatis 3: Cień Karkhali tak koncertowo żegna graczy z serią. Z drugiej, szkoda, iż nadszedł koniec naszej przygody z tym wyśmienitym cyklem. Historia niecnych działań Pastora od początku trzymała wysoki poziom, a jej finał nie wyłamał się chwalebnej tendencji, kusząc wciągającym scenariuszem, wyrazistymi bohaterami oraz kompetentnym gameplayem. Dodam, iż wszystkie te atrakcje starczyły mi na ponad 5,5 godziny rozrywki, wliczając 40-minutowy bonus z edycji kolekcjonerskiej. To satysfakcjonujący wynik, jak na casualową produkcję. Odpowiedź na pytanie, czy polecam recenzowany tytuł, jest wobec tego czystą formalnością. Tak, gorąco zachęcam do ogrania, w tym również poprzednich części, jeśli nie mieliście z nimi styczności. Natomiast zespołowi deweloperskiemu gratuluję świetnej roboty, no i czekam na kolejne projekty studia.



---------------------------------------------------

Za udostępnienie egzemplarza do recenzji dziękuję producentowi i wydawcy gry – firmie Artifex Mundi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

System komentarzy, tak jak cały blog, funkcjonuje na platformie Blogger, gdzie stosowane są zasady polityki prywatności Google.