W czwartym tomie mangi „Mieruko-chan. Dziewczyna, która widzi więcej” możemy chociażby liczyć na powrót kogoś uprzednio poznanego i debiut kogoś zupełnie nowego. Oczywiście nie zabraknie także istot nie z tego świata. A jakżeby inaczej, skoro ów cykl przybliża nam perypetie nastolatki zdolnej dostrzec rozmaite duchy.
Jak to jest z tymi wróżbitami?
Na początku omawianej odsłony serii przenosimy się gdzieś w wiejskie rejony i blisko gór, by spotkać postać, która swoje entrée zaliczyła już w pierwszej części. Mowa o Mitsue, czyli Wróżce Chrzestnej – starszej pani, która w „jedynce” prowadziła kram z magicznymi paciorkami itp. Nie ukrywam, ucieszyła mnie obecność owej staruszki. To postać ze sporym potencjałem i żałowałam, że zbyt mało jej wcześniej było. Na szczęście, tym razem poświęcono Mitsue znacznie więcej uwagi. Wszystko wskazuje też na to, iż kobieta zostanie z czytelnikami na dłużej, mogąc wnieść naprawdę dużo do całej historii. Bo co szczególnie ważne, dojdzie do silniejszego splecenia losów Wróżki Chrzestnej i głównej bohaterki – licealistki Miko.
Natomiast tą osobą, która dopiero debiutuje na kartach mangi „Mieruko-chan”, jest Rom Shindo. Kolejny, obok Mitsue, wróżbita i zarazem kolejna barwna postać w serii, która pojawi się na drodze Miko – tytułowej dziewczyny z szóstym zmysłem. Enigmatyczny mężczyzna ma w sobie coś z widowiskowego magika, acz wygląda na to, że również jest faktycznie wyczulony na nadnaturalną sferę. Do tego Rom potrafi w swej magicznej pracy zrobić użytek ze współczesnej technologii, oferując klientom usługi za pośrednictwem własnej aplikacji mobilnej. Wprawdzie póki co jego sylwetka daje więcej pytań niż odpowiedzi, ale taki zabieg wzmaga chęć odkrycia niespodzianek, jakie ów facet może przed odbiorcami skrywać.
Dobry rozwój historii
Co zrozumiałe, nie zapomniano o samej Miko, będącej wszak pierwszoplanową bohaterką tej horrorowo-komediowej serii. Uczęszczające do liceum dziewczę jak zwykle stara się ignorować zjawy, które przebywają w pobliżu i przysparzają nieboraczce regularnych powodów do stresu. Jednocześnie nastolatka zastanawia się nad rolą tajemniczych bóstw, obecnych w mandze od drugiego tomu. Nie zdradzę, do jakiego konkretnie działania skłonią ją takie refleksje, ale zaznaczyć muszę, że wątek boskich istot pociągnięto w rzeczywiście intrygujący sposób, tym samym z powodzeniem rzucając na niego nowe światło. Generalnie w głównych rozdziałach, bo są jeszcze bonusowe, coraz wyraźniej widać większy zamysł na to, by zgrabnie połączyć różne, mniej bądź bardziej zasygnalizowane w poszczególnych tomach kwestie. Ponadto w czwartej części pokuszono się o udane zwroty akcji.
Wizualny plus
Jeden ze znaków rozpoznawczych „Mieruko-chan” to bardzo dobrze wykonane ilustracje, włącznie z odpowiednio nieprzyjemnie wyglądającymi duchami. W „czwórce” nic się pod tym względem nie zmieniło na minus, a nawet mamy do czynienia z jedną z lepszych odsłon pod kątem projektów wszelakiego tałatajstwa. Szczególnie duże wrażenie wywarły na mnie sceny przedstawiające wizytę Miko w lesie. Przyznam, że sama miałam lekkie ciarki widząc – przykładowo – kadry z wystającymi spomiędzy drzew łapami.
Parę słów na koniec
Czy do czegoś mogłabym się przyczepić? Ano do takich sobie rozdziałów dodatkowych o zakupach, na które to Miko i jej najlepsza przyjaciółka Hana wybierają się do sklepu ze strojami kąpielowymi. Zaserwowana w nich upiorność ze szczyptą figlarności mnie akurat zbytnio nie przekonała, ale na szczęście, to tylko bonusowe strony publikacji. Z kolei głównej fabule przydałoby się zwiększenie roli Julii – koleżanki obu dziewczyn, której występ był tu chyba jeszcze skromniejszy niż w trzecim tomiku. Pomimo tego czwarte spotkanie z Miko zafundowało mi solidną lekturę, podobnie jak wcześniejsze części, nie licząc dość średniej „jedynki”. Seria wciąż podąża zatem ciekawym torem i mam nadzieję, że taki poziom zostanie utrzymany lub podwyższony.
-------------------------------------------------------------------
Tytuł polski: Mieruko-chan. Dziewczyna, która widzi więcej (tom 4)
Tytuł oryginalny: Mieruko-chan
Autor: Tomoki Izumi
Wydawnictwo: Studio JG
Liczba stron: 146
Szczerze przyznam Julito - że do mag jeszcze nie sięgałem. Pozdrawiam z deszczowego południa. Za to komiksy w dzieciństwie przerabiałem tonami ;-) .
OdpowiedzUsuńMnie z kolei od pewnego czasu ciągnie do mang i regularnie różne czytam. :)
UsuńNie miałam okazji poznać, dzięki Tobie wiem, że coś takiego jest. Dzięki :)
OdpowiedzUsuńSpoko :)
UsuńJa raczej nie sięgam po mangę
OdpowiedzUsuńJa z kolei bardzo polubiłam jakiś czas temu mangi i to obecnie stała część mojego repertuaru czytelniczego :)
UsuńCiekawa pozycja. Ja też ostatnio w azjatyckich klimatach, czytam 2 część japońskiej książki "Zanim wystygnie kawa". ;)
OdpowiedzUsuńSłyszałam o tej książce, ale nie miałam okazji jej przeczytać :)
UsuńWitam serdecznie ♡
OdpowiedzUsuńSłyszałam o tej mandze, ale nie miałam okazji bliżej jej poznać. Świetny wpis, naprawdę dobra recenzja :) Dawno nic nie czytałam... kiedyś robiłam to regularnie. Pora powrócić do hobby ^^
Pozdrawiam cieplutko ♡
Dziękuję za miłe słowo, również pozdrawiam.
UsuńMnie ostatnio ciągnęło żeby kupić mangę z serii fairy taily, ale coś mnie od niej odwiodło i teraz muszę znowu popatrzeć gdzie są dostępne. Na jednym z blogów czytałam streszczenia i tak mi się podobało że muszę sprawdzić oryginal 😄
OdpowiedzUsuńTej akurat nie czytałam, ale tytuł kojarzę. To chyba bardzo długa seria. :)
UsuńMyślę, że mojej starszej córce może się spodobać. Ma ostatnio fazę na mangę :)
OdpowiedzUsuńO ile jest w kategorii wiekowej, dla której przeznaczona jest ta konkretna seria. Tu jest ta kategoria trochę wyższa.
UsuńFabuła kusząca i dobrze, że poziom trzyma. Kurcze ja chcę bibliotekę z mangami :P.
OdpowiedzUsuńTylko ten 1 tom nie wypadał jakoś szczególnie dobrze, ale dalej jest póki co lepiej. :)
Usuń