czwartek, 2 lipca 2015

"9 żyć" - recenzja

Pamiętając, iż nie ocenia się książki po okładce, starałam się nie przekreślać horroru pt. „9 żyć” przed rozpoczęciem domowego seansu. Mimo wszystko opakowanie filmu nie nastrajało mnie zbyt optymistycznie. Na swoje usprawiedliwienie dodam, że prawdopodobnie znalazłoby się sporo ludzi podzielających moje odczucia. W końcu jaką rekomendację dla danego obrazu stanowi promowanie go wizerunkiem celebrytki, która talentem bynajmniej nie grzeszy? Do takich gwiazdeczek należy właśnie Paris Hilton, znana głównie z tego, że… jest znana. Dziedziczka hotelarskiej fortuny ma za sobą m.in. parę filmowych występów, próby zrobienia kariery wokalnej, a także epizod w zawodzie DJ’a. Szkoda tylko, że artystyczne zapędy panny Hilton okazują się porażką. Roli w „9 życiach” również nie można uznać za udaną. Podobnie zresztą jak samego filmu, choć tu akurat wina nie leży po stronie blondwłosej Paris.

Na początek przyjrzymy się fabule produkcji w reżyserii Andrew Greena. Tytułowe „9 żyć” odnosi się do młodych ludzi, którzy przyjeżdżają do pewnej szkockiej posiadłości. Miejsce zgromadzenia nie zostało wybrane przypadkowo. Jeden z członków wesołej kompanii obchodzi 21. urodziny i postanawia urządzić imprezę na terenie rodzinnej posesji. Trzeba przyznać, że chłopak miał niezły pomysł. Dom stoi pusty, pomijając nieliczną służbę. Na dodatek, mieści się na odludziu. Młodzi nie muszą więc przejmować się ewentualnymi pretensjami sąsiadów w sytuacji, gdyby naszła ich ochota na włączenie głośnej muzyki bądź śpiewy do białego rana. Niestety, marzenia o beztroskim odpoczynku szybko odchodzą w zapomnienie. Jak to bywa w opowieściach grozy, wiekowe włości często skrywają niebezpieczne tajemnice. Nie inaczej jest w przypadku filmu Greena. Drzemiące w szkockim domu zło uaktywnia się, w wyniku czego bohaterowie staną w obliczu śmiertelnego zagrożenia. Co gorsza, rozpętuje się śnieżyca, która jeszcze bardziej odseparowuje ich od cywilizacji.

Fabularny zarys brytyjskiego obrazu trudno zaliczyć do odkrywczych, ale porządny scenarzysta potrafiłby go rozpisać na całkiem wciągającą historię. Motyw odciętej od świata grupy sprawdza się przecież zarówno w kryminałach, jak i horrorach, czego dowodzą znakomite powieści „I nie było już nikogo” Agaty Christie oraz „Lśnienie” Stephena Kinga. Warto jednocześnie zwrócić uwagę na fakt, iż gatunek grozy chętnie izoluje bohaterów wewnątrz nawiedzonego budynku. Takim tropem podążyli autorzy skryptu do „9 żyć” - Tom MacRae wraz z wspomnianym wcześniej Andrew Greenem. Jednakże obaj panowie chyba minęli się z powołaniem, gdyż opowiastka o szkockiej posesji sprawia wrażenie wymyślonej podczas mocno zakrapianej nocki. Perypetiom solenizanta i jego towarzyszy brakuje typowego dla gatunku klimatu. Nieszczęśnicy tkwią w miejscu albo bezsensownie biegają po domu. Chociaż twórcy wprowadzili do scenariusza wydarzenia służące podniesieniu dramaturgii, rozwiązania te rażą sztucznością. W konsekwencji losy dziewięciorga kumpli w ogóle nie angażują widzów, a kolejne zgony zostaną skwitowane przeciągłym ziewnięciem.

Postaci są nijakie i irytujące, a ów zarzut dotyczy też osób, z którymi widz powinien szczególnie sympatyzować. Co z tego, że pechowi przyjaciele dużo gadają skoro ich pogawędki przyprawiają o zgrzytanie zębami? Tzw. rozmowy o niczym nawet w jednej setnej nie dorównują konwersacjom z obrazów Quentina Tarantino. Próby poruszenia inteligentniejszych tematów przeradzają się w pseudofilozoficzny bełkot, wywołujący efekt odwrotny do zamierzonego. Dialogi na temat zaistniałego niebezpieczeństwa reprezentują równie marny poziom mimo okoliczności łagodzących, a mianowicie olbrzymiego napięcia. W tym miejscu przytoczę pewien przykład, oczywiście bez nadmiernego spoilerowania. Otóż troje z paczki znajomych rozpoczyna przeszukiwanie domu. W skład grupki wchodzą dwaj mężczyźni i kobieta. Piękniejsza część zespołu proponuje się rozdzielić. Wprawdzie takie zachowania zdarzają się nagminnie w kinie grozy, lecz „9 żyć” dalece przekracza granice głupoty. Według mnie dorosłym chłopom nie przystoi robić wspólnego obchodu, kiedy dziewczyna samotnie sprawdza pozostałą część budynku. Nie oni wpadli na ten pomysł, ale nie musieli ustępować wobec nacisków koleżanki. Ach, ci „gentlemani”…

Jak spisuje się aktorska ekipa horroru? Na pierwszy ogień niech pójdzie przywołana we wstępie Paris. Eksponowanie dziedziczki w materiałach promocyjnych to zabieg czysto marketingowy, ponieważ przydzielono jej drugoplanową rolę. Panna Hilton wciela się tutaj w postać pustej blondynki z bogatego domu. Gwiazda nie musiała się zatem wysilać, gdyż w zasadzie zagrała samą siebie. Obserwując warsztat celebrytki, łatwo zauważyć, iż ogranicza się on raptem do dwóch min. Z jednej strony tak to już jest w przypadku zatrudniania amatorów bez talentu. Z drugiej, reszta obsady udowadnia, że osoby wykonujące zawód aktora nie zawsze wykazują się profesjonalizmem lub po prostu nie posiadają odpowiednich predyspozycji. Wszyscy odegrali swoje role gorzej niż dzieci ze szkolnego teatrzyku, pogłębiając w ten sposób obojętność widzów na ekranowe wydarzenia.

W miarę poprawnie wypada natomiast sceneria. Dom wygląda tak, jak przystało na nie najmłodszą, aczkolwiek zadbaną i odnowioną posiadłość. Na niektórych ścianach wiszą obrazy przodków, zaś w biblioteczce znajduje się sporo drewnianych regałów ze starymi książkami. W filmie Andrew Greena nie uświadczymy kunsztownych wnętrz rodem z „Nawiedzonego” Jana de Bonta, lecz generalnie nie ma się do czego przyczepić. Nieco słabiej przedstawia się sprawa ścieżki dźwiękowej. Mimo że przygrywająca od czasu do czasu muzyka usiłuje wytworzyć nastrój niepewności, parę razy najzwyczajniej w świecie mnie zdenerwowała.

Nie sądzę, aby to wątpliwej jakości dziełko znalazło swoich wielbicieli. Pozbawiona klimatu historia oraz bezbarwni bohaterowie prędzej uśpią odbiorców niż wzbudzą ich zainteresowanie. Z kolei brak epatowania makabrą odstraszy amatorów krwawych slasherów. Jeśli chodzi o mnie, twórcy dobrze postąpili unikając przesadnie drastycznych scen. Niemniej żałuję, że nie odrobili pracy domowej z właściwego budowania napięcia. Zdecydowałam się obejrzeć ową produkcję wyłącznie dlatego, że trafiła w moje ręce jako gratis dołączony do innego tytułu. Na szczęście, film trwał krótko, w związku z czym nie będę się zbytnio uskarżać na zmarnowanie cennego czasu.


Ocena: 2/10


Tytuł polski: 9 żyć
Tytuł oryginalny: Nine Lives
Reżyseria: Andrew Green
Scenariusz: Andrew Green, Tom MacRae
Obsada: Amelia Warner, Paris Hilton, David Nicolle, Ben Peyton, Lex Shrapnel
Gatunek: horror
Produkcja: Wielka Brytania
Rok produkcji: 2002
Czas trwania: ok. 80 minut

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

System komentarzy, tak jak cały blog, funkcjonuje na platformie Blogger, gdzie stosowane są zasady polityki prywatności Google.