Pamiętając,
iż nie ocenia się książki po okładce, starałam się nie przekreślać horroru pt.
„9 żyć” przed rozpoczęciem domowego seansu. Mimo wszystko opakowanie filmu nie
nastrajało mnie zbyt optymistycznie. Na swoje usprawiedliwienie dodam, że prawdopodobnie
znalazłoby się sporo ludzi podzielających moje odczucia. W końcu jaką
rekomendację dla danego obrazu stanowi promowanie go wizerunkiem celebrytki,
która talentem bynajmniej nie grzeszy? Do takich gwiazdeczek należy właśnie Paris
Hilton, znana głównie z tego, że… jest znana. Dziedziczka hotelarskiej fortuny
ma za sobą m.in. parę filmowych występów, próby zrobienia kariery wokalnej, a także
epizod w zawodzie DJ’a. Szkoda tylko, że artystyczne zapędy panny Hilton okazują
się porażką. Roli w „9 życiach” również nie można uznać za udaną. Podobnie
zresztą jak samego filmu, choć tu akurat wina nie leży po stronie blondwłosej
Paris.
Na
początek przyjrzymy się fabule produkcji w reżyserii Andrew Greena. Tytułowe „9
żyć” odnosi się do młodych ludzi, którzy przyjeżdżają do pewnej szkockiej
posiadłości. Miejsce zgromadzenia nie zostało wybrane przypadkowo. Jeden z
członków wesołej kompanii obchodzi 21. urodziny i postanawia urządzić imprezę na
terenie rodzinnej posesji. Trzeba przyznać, że chłopak miał niezły pomysł. Dom
stoi pusty, pomijając nieliczną służbę. Na dodatek, mieści się na odludziu.
Młodzi nie muszą więc przejmować się ewentualnymi pretensjami sąsiadów w
sytuacji, gdyby naszła ich ochota na włączenie głośnej muzyki bądź śpiewy do
białego rana. Niestety, marzenia o beztroskim odpoczynku szybko odchodzą w
zapomnienie. Jak to bywa w opowieściach grozy, wiekowe włości często skrywają niebezpieczne
tajemnice. Nie inaczej jest w przypadku filmu Greena. Drzemiące w szkockim domu
zło uaktywnia się, w wyniku czego bohaterowie staną w obliczu śmiertelnego zagrożenia.
Co gorsza, rozpętuje się śnieżyca, która jeszcze bardziej odseparowuje ich od
cywilizacji.
Fabularny
zarys brytyjskiego obrazu trudno zaliczyć do odkrywczych, ale porządny scenarzysta
potrafiłby go rozpisać na całkiem wciągającą historię. Motyw odciętej od świata
grupy sprawdza się przecież zarówno w kryminałach, jak i horrorach, czego
dowodzą znakomite powieści „I nie było już nikogo” Agaty Christie oraz
„Lśnienie” Stephena Kinga. Warto jednocześnie zwrócić uwagę na fakt, iż gatunek
grozy chętnie izoluje bohaterów wewnątrz nawiedzonego budynku. Takim tropem
podążyli autorzy skryptu do „9 żyć” - Tom MacRae wraz z wspomnianym wcześniej
Andrew Greenem. Jednakże obaj panowie chyba minęli się z powołaniem, gdyż opowiastka
o szkockiej posesji sprawia wrażenie wymyślonej podczas mocno zakrapianej
nocki. Perypetiom solenizanta i jego towarzyszy brakuje typowego dla gatunku
klimatu. Nieszczęśnicy tkwią w miejscu albo bezsensownie biegają po domu. Chociaż
twórcy wprowadzili do scenariusza wydarzenia służące podniesieniu dramaturgii,
rozwiązania te rażą sztucznością. W konsekwencji losy dziewięciorga kumpli w
ogóle nie angażują widzów, a kolejne zgony zostaną skwitowane przeciągłym
ziewnięciem.
Postaci
są nijakie i irytujące, a ów zarzut dotyczy też osób, z którymi widz powinien
szczególnie sympatyzować. Co z tego, że pechowi przyjaciele dużo gadają skoro ich
pogawędki przyprawiają o zgrzytanie zębami? Tzw. rozmowy o niczym nawet w
jednej setnej nie dorównują konwersacjom z obrazów Quentina Tarantino. Próby
poruszenia inteligentniejszych tematów przeradzają się w pseudofilozoficzny
bełkot, wywołujący efekt odwrotny do zamierzonego. Dialogi na temat zaistniałego
niebezpieczeństwa reprezentują równie marny poziom mimo okoliczności łagodzących,
a mianowicie olbrzymiego napięcia. W tym miejscu przytoczę pewien przykład,
oczywiście bez nadmiernego spoilerowania. Otóż troje z paczki znajomych
rozpoczyna przeszukiwanie domu. W skład grupki wchodzą dwaj mężczyźni i
kobieta. Piękniejsza część zespołu proponuje się rozdzielić. Wprawdzie takie
zachowania zdarzają się nagminnie w kinie grozy, lecz „9 żyć” dalece przekracza
granice głupoty. Według mnie dorosłym chłopom nie przystoi robić wspólnego
obchodu, kiedy dziewczyna samotnie sprawdza pozostałą część budynku. Nie oni
wpadli na ten pomysł, ale nie musieli ustępować wobec nacisków koleżanki. Ach,
ci „gentlemani”…
Jak
spisuje się aktorska ekipa horroru? Na pierwszy ogień niech pójdzie przywołana
we wstępie Paris. Eksponowanie dziedziczki w materiałach promocyjnych to zabieg
czysto marketingowy, ponieważ przydzielono jej drugoplanową rolę. Panna Hilton
wciela się tutaj w postać pustej blondynki z bogatego domu. Gwiazda nie musiała
się zatem wysilać, gdyż w zasadzie zagrała samą siebie. Obserwując warsztat celebrytki,
łatwo zauważyć, iż ogranicza się on raptem do dwóch min. Z jednej strony tak to
już jest w przypadku zatrudniania amatorów bez talentu. Z drugiej, reszta
obsady udowadnia, że osoby wykonujące zawód aktora nie zawsze wykazują się
profesjonalizmem lub po prostu nie posiadają odpowiednich predyspozycji. Wszyscy
odegrali swoje role gorzej niż dzieci ze szkolnego teatrzyku, pogłębiając w ten
sposób obojętność widzów na ekranowe wydarzenia.
W
miarę poprawnie wypada natomiast sceneria. Dom wygląda tak, jak przystało na
nie najmłodszą, aczkolwiek zadbaną i odnowioną posiadłość. Na niektórych
ścianach wiszą obrazy przodków, zaś w biblioteczce znajduje się sporo
drewnianych regałów ze starymi książkami. W filmie Andrew Greena nie
uświadczymy kunsztownych wnętrz rodem z „Nawiedzonego” Jana de Bonta, lecz
generalnie nie ma się do czego przyczepić. Nieco słabiej przedstawia się sprawa
ścieżki dźwiękowej. Mimo że przygrywająca od czasu do czasu muzyka usiłuje
wytworzyć nastrój niepewności, parę razy najzwyczajniej w świecie mnie
zdenerwowała.
Nie
sądzę, aby to wątpliwej jakości dziełko znalazło swoich wielbicieli. Pozbawiona
klimatu historia oraz bezbarwni bohaterowie prędzej uśpią odbiorców niż wzbudzą
ich zainteresowanie. Z kolei brak epatowania makabrą odstraszy amatorów
krwawych slasherów. Jeśli chodzi o mnie, twórcy dobrze postąpili unikając
przesadnie drastycznych scen. Niemniej żałuję, że nie odrobili pracy domowej z
właściwego budowania napięcia. Zdecydowałam się obejrzeć ową produkcję wyłącznie
dlatego, że trafiła w moje ręce jako gratis dołączony do innego tytułu. Na
szczęście, film trwał krótko, w związku z czym nie będę się zbytnio uskarżać na
zmarnowanie cennego czasu.
Ocena:
2/10
Tytuł
polski: 9 żyć
Tytuł
oryginalny: Nine Lives
Reżyseria: Andrew Green
Scenariusz: Andrew Green, Tom MacRae
Obsada: Amelia Warner, Paris Hilton, David Nicolle,
Ben Peyton, Lex Shrapnel
Gatunek:
horror
Produkcja:
Wielka Brytania
Rok
produkcji: 2002
Czas
trwania: ok. 80 minut
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
System komentarzy, tak jak cały blog, funkcjonuje na platformie Blogger, gdzie stosowane są zasady polityki prywatności Google.