Bożonarodzeniowe
plany obejmują zazwyczaj takie sprawy jak przedświąteczne porządki, ubieranie
choinki, spotkania w gronie najbliższych czy zwyczajne leniuchowanie. Czasami
jednak rodzą się pomysły, które, delikatnie mówiąc, odbiegają od powyższych
przykładów. Tak było choćby w roku 1950, kiedy to grupka młodych ludzi ze
Szkocji postanowiła ukraść pewien głaz, by przywieźć go w swoje rodzinne strony.
Historia,
która wydarzyła się naprawdę i posłużyła za podstawę filmu w reżyserii Charlesa
Martina Smitha, nie opowiada o szaleńcach ani pospolitych rzezimieszkach, lecz o
ludziach wiedzionych przez pasję oraz silny instynkt niepodległościowy. Tytułowy
„Kamień przeznaczenia”, zwany również Kamieniem ze Scone, jest bowiem blokiem
piaskowca, używanym najpierw przy koronacji królów Szkocji, a potem (po roku
1296) – monarchów Anglii i Wielkiej Brytanii. Do owej zmiany doszło zaś w
dramatycznych okolicznościach, gdyż angielski władca Edward I Długonogi zabrał
głaz w ramach łupów wojennych. Od tej pory kamień przez ponad 650 lat znajdował
się w Opactwie Westminsterskim. Rabunek, który miał miejsce w połowie minionego
stulecia, można zatem uznać za swoiste sprowadzenie relikwii do domu.
Co
istotne, sprawcami zamieszania nie kierowała jedynie idea „buchnęliście
wcześniej naszą własność, więc my ją teraz sobie odbieramy”. Otóż na początku
obrazu usłyszymy głos zza kadru, informujący widzów, że kamień jest dla
bohaterów czymś więcej niż zwykłą skałą. Dla nich, jako Szkotów, stanowi symbol
wolności. To zresztą kluczowe słowa w kontekście całej historii. Student Ian
Hamilton obmyśla plan kradzieży kamienia, aby poruszyć lokalną ludność i
przypomnieć im o potrzebie zjednoczenia w imię uzyskania autonomii. Młodzieniec
jest rozczarowany tym, że niejeden Szkot zdaje się akceptować silną zależność
od Wielkiej Brytanii. Warto zarazem podkreślić, iż odpowiedzialny za scenariusz
i reżyserię Smith zobrazował ów wątek na przykładzie konfliktu pokoleń. Starsi
przeważnie pogodzili się z obecną sytuacją, a tym samym wolą dać sobie spokój z
nacjonalistycznymi zrywami. Ludzie czynu, którzy chcą wskrzesić ducha
niepodległości wśród ogółu, dominują natomiast u młodej krwi, reprezentowanej
przez Iana oraz jego znajomych.
Chociaż
produkcja przybliża nam autentyczne wydarzenia, nie obiera formy chłodnego
bryka, a wyeksponowanie motywu wolności nie odbiło się na fabule wysokim
stężeniem patosu. Smith oprawił niepodległościowe hasła w ciepłą i raczej lekką
w odbiorze opowieść, dodając do niej elementy rodem z „heist movies”, czyli
tzw. filmów o napadach. Z kolei do tych ostatnich zręcznie wpleciono parę
ciekawostek historyczno-turystycznych. Mianowicie główni protagoniści planują
akcję, rysując stosowne szkice, obkładając się przewodnikami po Londynie i
zgłębiając szczegółowe informacje na temat Opactwa Westminsterskiego (m.in. liczba
strażników czy lokalizacja tylnego wejścia). Jak łatwo zgadnąć, nie zabraknie też
rekonesansu pod przykrywką niewinnego zwiedzania.
Obraz
Charlesa Martina Smitha broni się nie tylko solidnym scenariuszem, lecz także
warstwą wizualną oraz grą aktorską. W trakcie seansu zostaniemy uraczeni atrakcyjnymi
zdjęciami plenerów, a co więcej, ekipa filmowa uzyskała zezwolenie na
nakręcenie scen wewnątrz Opactwa Westminsterskiego. Jeśli chodzi o obsadę,
wśród której figurują takie nazwiska jak Charlie Cox, Kate Mara czy Robert
Carlyle, generalnie wszyscy stanęli na wysokości zadania. Znany z serialu „Daredevil”
Cox przekonująco sportretował pełnego pasji Iana, a bezapelacyjnym mistrzem
drugiego planu został Stephen McCole w roli Gavina Vernona, jednego ze
wspólników młodego Hamiltona. Wygadany osiłek Gavin bryluje w momentach, które
mają za zadanie rozluźnić atmosferę i wznieść nieco komediowych akcentów do
fabuły.
Nie
spodziewałam się po tej produkcji wiele, a zostałam mile zaskoczona. Mimo że
nie skreślałam „Kamienia przeznaczenia” już na samym starcie, przed włożeniem
płytki DVD do odtwarzacza zastanawiałam się, czy aby nie otrzymam lekko
przynudzającego filmiku. Losy bohaterów śledziłam jednak z zainteresowaniem, w
międzyczasie nie uciekając gdzieś daleko myślami. Owszem, nie mamy do czynienia
z obrazem, który człowiek ogląda z zapartym tchem bądź z nerwowym obgryzaniem
paznokci pod wpływem nieustannego napięcia. To po prostu sympatyczna i
pokrzepiająca historia, w sam raz do odpoczynku po ciężkim dniu.
Ocena:
7/10
Tytuł
polski: Kamień przeznaczenia
Tytuł
oryginalny: Stone of Destiny
Reżyseria: Charles Martin Smith
Scenariusz: Charles Martin Smith
Obsada: Charlie Cox, Kate Mara, Robert Carlyle, Billy
Boyd, Stephen McCole, Ciaron Kelly
Gatunek:
przygodowy
Produkcja:
Kanada, Wielka Brytania
Rok
premiery: 2008
Czas
trwania: 96 minut
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
System komentarzy, tak jak cały blog, funkcjonuje na platformie Blogger, gdzie stosowane są zasady polityki prywatności Google.