niedziela, 4 października 2015

"Kamień przeznaczenia" - recenzja

Bożonarodzeniowe plany obejmują zazwyczaj takie sprawy jak przedświąteczne porządki, ubieranie choinki, spotkania w gronie najbliższych czy zwyczajne leniuchowanie. Czasami jednak rodzą się pomysły, które, delikatnie mówiąc, odbiegają od powyższych przykładów. Tak było choćby w roku 1950, kiedy to grupka młodych ludzi ze Szkocji postanowiła ukraść pewien głaz, by przywieźć go w swoje rodzinne strony.

Historia, która wydarzyła się naprawdę i posłużyła za podstawę filmu w reżyserii Charlesa Martina Smitha, nie opowiada o szaleńcach ani pospolitych rzezimieszkach, lecz o ludziach wiedzionych przez pasję oraz silny instynkt niepodległościowy. Tytułowy „Kamień przeznaczenia”, zwany również Kamieniem ze Scone, jest bowiem blokiem piaskowca, używanym najpierw przy koronacji królów Szkocji, a potem (po roku 1296) – monarchów Anglii i Wielkiej Brytanii. Do owej zmiany doszło zaś w dramatycznych okolicznościach, gdyż angielski władca Edward I Długonogi zabrał głaz w ramach łupów wojennych. Od tej pory kamień przez ponad 650 lat znajdował się w Opactwie Westminsterskim. Rabunek, który miał miejsce w połowie minionego stulecia, można zatem uznać za swoiste sprowadzenie relikwii do domu.

Co istotne, sprawcami zamieszania nie kierowała jedynie idea „buchnęliście wcześniej naszą własność, więc my ją teraz sobie odbieramy”. Otóż na początku obrazu usłyszymy głos zza kadru, informujący widzów, że kamień jest dla bohaterów czymś więcej niż zwykłą skałą. Dla nich, jako Szkotów, stanowi symbol wolności. To zresztą kluczowe słowa w kontekście całej historii. Student Ian Hamilton obmyśla plan kradzieży kamienia, aby poruszyć lokalną ludność i przypomnieć im o potrzebie zjednoczenia w imię uzyskania autonomii. Młodzieniec jest rozczarowany tym, że niejeden Szkot zdaje się akceptować silną zależność od Wielkiej Brytanii. Warto zarazem podkreślić, iż odpowiedzialny za scenariusz i reżyserię Smith zobrazował ów wątek na przykładzie konfliktu pokoleń. Starsi przeważnie pogodzili się z obecną sytuacją, a tym samym wolą dać sobie spokój z nacjonalistycznymi zrywami. Ludzie czynu, którzy chcą wskrzesić ducha niepodległości wśród ogółu, dominują natomiast u młodej krwi, reprezentowanej przez Iana oraz jego znajomych.

Chociaż produkcja przybliża nam autentyczne wydarzenia, nie obiera formy chłodnego bryka, a wyeksponowanie motywu wolności nie odbiło się na fabule wysokim stężeniem patosu. Smith oprawił niepodległościowe hasła w ciepłą i raczej lekką w odbiorze opowieść, dodając do niej elementy rodem z „heist movies”, czyli tzw. filmów o napadach. Z kolei do tych ostatnich zręcznie wpleciono parę ciekawostek historyczno-turystycznych. Mianowicie główni protagoniści planują akcję, rysując stosowne szkice, obkładając się przewodnikami po Londynie i zgłębiając szczegółowe informacje na temat Opactwa Westminsterskiego (m.in. liczba strażników czy lokalizacja tylnego wejścia). Jak łatwo zgadnąć, nie zabraknie też rekonesansu pod przykrywką niewinnego zwiedzania.

Obraz Charlesa Martina Smitha broni się nie tylko solidnym scenariuszem, lecz także warstwą wizualną oraz grą aktorską. W trakcie seansu zostaniemy uraczeni atrakcyjnymi zdjęciami plenerów, a co więcej, ekipa filmowa uzyskała zezwolenie na nakręcenie scen wewnątrz Opactwa Westminsterskiego. Jeśli chodzi o obsadę, wśród której figurują takie nazwiska jak Charlie Cox, Kate Mara czy Robert Carlyle, generalnie wszyscy stanęli na wysokości zadania. Znany z serialu „Daredevil” Cox przekonująco sportretował pełnego pasji Iana, a bezapelacyjnym mistrzem drugiego planu został Stephen McCole w roli Gavina Vernona, jednego ze wspólników młodego Hamiltona. Wygadany osiłek Gavin bryluje w momentach, które mają za zadanie rozluźnić atmosferę i wznieść nieco komediowych akcentów do fabuły.

Nie spodziewałam się po tej produkcji wiele, a zostałam mile zaskoczona. Mimo że nie skreślałam „Kamienia przeznaczenia” już na samym starcie, przed włożeniem płytki DVD do odtwarzacza zastanawiałam się, czy aby nie otrzymam lekko przynudzającego filmiku. Losy bohaterów śledziłam jednak z zainteresowaniem, w międzyczasie nie uciekając gdzieś daleko myślami. Owszem, nie mamy do czynienia z obrazem, który człowiek ogląda z zapartym tchem bądź z nerwowym obgryzaniem paznokci pod wpływem nieustannego napięcia. To po prostu sympatyczna i pokrzepiająca historia, w sam raz do odpoczynku po ciężkim dniu.


Ocena: 7/10


Tytuł polski: Kamień przeznaczenia
Tytuł oryginalny: Stone of Destiny
Reżyseria: Charles Martin Smith
Scenariusz: Charles Martin Smith
Obsada: Charlie Cox, Kate Mara, Robert Carlyle, Billy Boyd, Stephen McCole, Ciaron Kelly
Gatunek: przygodowy
Produkcja: Kanada, Wielka Brytania
Rok premiery: 2008
Czas trwania: 96 minut

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

System komentarzy, tak jak cały blog, funkcjonuje na platformie Blogger, gdzie stosowane są zasady polityki prywatności Google.