czwartek, 8 października 2015

"Martwa rzeka" - recenzja

Ludzie jadą czasem na wakacje w poszukiwaniu mocnych wrażeń. Wątpię jednak, by ktokolwiek chciałby doświadczyć tak ekstremalnych przeżyć, jakie spotykają bohaterów „Martwej rzeki”. Perspektywa pożarcia przez krokodyla? Dziękuję, ale nie skorzystam. Wystarczy mi obejrzenie filmu o takiej tematyce, aczkolwiek wolałabym coś lepszego niż obraz Davida Nerlicha i Andrew Trauckiego.

Scenariusz, przy pisaniu którego inspirowano się autentyczną tego typu historią, przybliża widzom dramatyczne losy kobiety o imieniu Grace i dwójki bliskich jej osób – męża Adama oraz młodszej siostry Lee. Trójka bohaterów spędza wakacje w północnej części Australii, a urlopowe plany początkowo przebiegają bez jakichkolwiek rys. Feralna w skutkach okazuje się dopiero wycieczka wśród bagnistych terenów, na którą wypływają motorówką w towarzystwie lokalnego przewodnika. To miał być owocny połów, połączony z podziwianiem dziewiczych krajobrazów. Poniekąd tak się stało, tyle że zamiast dużych ryb zjawia się wielki, głodny krokodyl. Gad wywraca łódkę do góry dnem i urządza polowanie na nieszczęśników pośród dzikich wód oraz lasów namorzynowych.

Twórcy serwują odbiorcom mieszankę konwencji animal attack z lekko paradokumentalną stylistyką, podążając podobną drogą co „Ocean strachu” Chrisa Kentisa („Open Water”). Pierwsze minuty poświęcone zostają beztroskiemu nastrojowi, który nie opuszcza wówczas urlopowiczów. Bohaterowie udają się m.in. na pokaz krokodyli, co dość przewrotnie zwiastuje przyszłe kłopoty, zarazem kontrastując z późniejszym clou fabularnym. Ponadto, w miarę poprawnie wypada wstępny etap pechowej wyprawy, gdzie spokojną atmosferę nienachalnie mąci narastający niepokój. Szybko, bo po ok. 15 minutach seansu, przechodzimy do głównej, survivalowej atrakcji obrazu. Wprawdzie wycieczkowicze teoretycznie mogą uciec z wody na pobliskie drzewa, lecz takie rozwiązanie nie gwarantuje sukcesu, ani tym bardziej nie ma szans sprawdzić się na dłuższą metę. W okolicy ani żywej duszy, a poza tym, nikt nie widział, jak protagoniści wypływają. Trudno więc liczyć na szybką akcję ratunkową.

I tu niestety zaczynają się schody, choć w gruncie rzeczy powinno być zgoła inaczej. Mianowicie autorzy produkcji nie zdołali utrzymać stosownego napięcia, w efekcie czego zbyt często wkrada się nuda. A to bardzo duże uchybienie, zwłaszcza w tego rodzaju historiach. Niby scenariusz ukazuje dramat ludzi walczących o przetrwanie, pokazano poczucie beznadziejności i nie poskąpiono kilku podnoszących adrenalinę scen. Cóż jednak z tego, skoro „Martwa rzeka” raczy nas fabularnymi przestojami? Po mniej więcej pół godziny film zostaje zdominowany przez taki oto schemat: coś ciekawszego dzieje się przez chwilę, a potem długo nic (głównie siedzenie na drzewie, niezbyt emocjonujące rozmowy, plus parę ujęć rodem z przyrodniczych dokumentów). I tak w kółko. Nie uświadczymy również psychologicznej głębi, a aktorstwo reprezentuje ledwie przeciętny poziom.

Sądzę, że „Martwa rzeka” to taki przykład filmu z niewykorzystanym potencjałem. Na pewno krzywdzącą rzeczą byłoby dla niego uznanie za kompletną szmirę, bo posiada swoje dobre strony (znośny początek, kilka momentów podczas starcia z krokodylem czy całkiem klimatyczna sceneria). Co istotne, w przeciwieństwie do wielu niskobudżetowych koszmarków nie usiłuje męczyć ludzi kiczowatymi efektami specjalnymi. Niemniej w ogólnym rozrachunku nie jest to tytuł godny polecenia, gdyż zbyt prędko staje się po prostu nużący.


Ocena: 4/10


Tytuł polski: Martwa rzeka
Tytuł oryginalny: Black Water
Reżyseria: David Nerlich, Andrew Traucki
Scenariusz: David Nerlich, Andrew Traucki
Obsada: Diana Glenn, Maeve Dermody, Andy Rodoreda, Ben Oxenbould, Fiona Press
Gatunek: dramat, thriller, horror
Produkcja: Australia
Rok premiery: 2007
Czas trwania: 85 minut

2 komentarze:

  1. Film "Martwa rzeka" widziałam i faktycznie jest nieco nudny. Nie chciałoby mi się oglądać go po raz drugi. Sądzę jednak że mimo wolnej akcji warto zobaczyć chociaż raz. :-) Ja zdecydowałam się, bo lubię filmy w których tłem jest przyroda, dzika natura. I historia podobno wydarzyła się naprawdę, co także kusiło. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za odwiedziny i komentarz. :) Co do "Martwej rzeki", zdecydowałam się obejrzeć ów film właściwie bez większego przekonania. Wprawdzie tematyka wydała mi się całkiem interesująca, lecz cudów nie oczekiwałam. No i też nic specjalnego nie otrzymałam, choć potencjał był.

      Usuń

System komentarzy, tak jak cały blog, funkcjonuje na platformie Blogger, gdzie stosowane są zasady polityki prywatności Google.