Cyniczne
podejście do życia, profesjonalizm oraz charakterystyczne odzienie w postaci
płaszcza i kapelusza. Słowem: postać żywcem wyjęta z kart czarnego kryminału.
No, może poza jednym „drobnym” szczegółem, bowiem tytułowy bohater przygodówki
Detective Gallo* jest kogutem. A i cała produkcja nie należy do typowych
przedstawicieli nurtu noir, gdyż to jednocześnie zwariowana komedia z kolorową,
kreskówkową grafiką.
Tworzeniem
projektu zajmuje się studio Footprints Games przy współpracy z firmą Adventure
Productions. Co istotne, ptasia aparycja detektywa Gallo nie jest zaskakującym
zjawiskiem w wykreowanym na potrzeby gry uniwersum, a to dlatego, że
deweloperzy wymyślili świat zamieszkany przez antropomorficzny drób. Na tym
bynajmniej nie kończy się oryginalność poszczególnych postaci, ponieważ nie
brak im własnej osobowości. W ogólnodostępnym demie poznamy przykładowo
zakochanego w domowej kolekcji roślin bogacza czy sprzedawczynię słodyczy,
która dla odmiany czuje miętę do głównego bohatera, nie zniechęcając się jego
szorstkim obyciem. Nie wypada też przecież zignorować samego zainteresowanego.
Śledczy nie tylko uporczywie odtrąca amory swojej fanki, ale i generalnie nie
znosi kontaktów towarzyskich. Mimo wszystko dzieli się z kimś przemyśleniami,
acz słowo „ktoś” może wydać się lekkim nadużyciem, bo jego powiernikiem jest
mały kaktus.
Skoro
mowa o przygodach prywatnego detektywa, to oczywiście musi znaleźć się tu
miejsce dla kryminalnej intrygi. A dotyczy ona pięciu uśmierconych roślin, co
raczej nie wygląda na sprawę najwyższej wagi. Niemniej ofiary stanowiły
własność Phila Coro, czyli wcześniej wspomnianego krezusa, który nie zamierza
przejść do porządku dziennego po poniesionej stracie. Przejęty losem zielonych
pupili zwraca się zatem o pomoc do profesjonalisty w tropieniu przestępców.
Wprawdzie Gallo początkowo wietrzy błahą dramę, lecz nie odmawia, zwłaszcza że
klient hojnie sypie groszem już na etapie zaliczki. Afera okaże się jednak
bardziej skomplikowana niżli zwykłe niedopatrzenie ze strony multimiliardera,
który mógłby zapomnieć podlać swoją florę lub, wręcz odwrotnie, przesadzić z nawadnianiem.
O
co dokładnie biega? Tego dowiemy się po premierze na komputerach PC,
przewidzianej na II kwartał 2017 roku. Na razie pozostaje nam prześledzenie
wstępu do tej zakręconej historii, który obejmuje przyjęcie zlecenia i kilka
pierwszych kroków na drodze ku zamknięciu dochodzenia. Co najistotniejsze,
trwające około godziny demko daje obiecującą próbkę komizmu
słowno-postaciowego. Spodobał mi się choćby moment, kiedy Gallo odwiedza
rezydencję bogacza. Obaj panowie dziwią się wtedy swojemu zachowaniu względem posiadanych
roślin, i to pomimo faktu, iż są między nimi pewne zbieżności. Podczas gdy klient
aż nadto zalewa się łzami z powodu zniszczonych ulubieńców, detektyw szanuje
swojego kaktusa, zawsze nosi doniczkę ze sobą, skrywa pod prochowcem i wyjmuje,
by przemówić do osobliwego kompana, jak zajdzie taka potrzeba.
Deweloperzy
reklamują perypetie Gallo jako tytuł zgodny z tradycjami point and click,
sygnalizując, że chcą dostosować styl klasyków gatunku do nowoczesnych
standardów. Wieczne żywa obsługa przy użyciu myszy zostanie wzbogacona o
aktywowaną z klawiatury funkcję, która, owszem, od paru lat często występuje w
przygodówkach, ale starzy wyjadacze grali bez tego rodzaju udogodnienia. Rzecz
jasna myślę teraz o opcji podświetlania aktywnych elementów na planszy. Co do
zagadek, na podstawie wersji demonstracyjnej wnioskuję, że twórcy spróbują
ukłonić się za ich pośrednictwem fanom oldschoolowych produkcji. W ogólnym
rozrachunku nie było zbyt trudno, acz napotkane inwentarzówki zostały
dopasowane do zakręconego humoru gry. Z kolei jedna zagadka według mnie
szczególnie uderzyła w tok abstrakcyjnego myślenia, w związku z czym
niewykluczone, że dalsze fragmenty zabawy zaserwują odbiorcom więcej
nieszablonowych pomysłów, jak to drzewiej bywało.
W
przypadku oprawy wizualnej autorzy wymieniają inspirację klasycznymi
kreskówkami Disneya, przy czym najbardziej wyczuwalny wydaje się wpływ „Kaczych
opowieści” („Duck Tales”). Grafika stawia na ładne, kolorowe i oporne na upływ
czasu 2D, które niejednokrotnie potwierdziło, że świetnie daje sobie radę w
point and clickach. Intro nie szafowało natomiast nadmiarem barw, dobitnie
przypominając o powinowactwie z czarnym kryminałem. W konwencję noir wpisuje
się także muzyka, która raczy graczy jazzującą nutą. A skoro napomknęłam o
udźwiękowieniu, dodam, iż angielski voice acting rokuje bardzo dobrze. W głosie
Gallo słychać nieco zmęczonego życiem detektywa, zaś roztrzęsiony miliarder
nierzadko przemawia płaczącym tonem, jak przystało na kogoś wyjątkowo
przejętego.
Do
premiery pozostało jeszcze sporo czasu, ale demo już teraz narobiło mi
niemałego smaku na tę przygodówkę. Co prawda grając po angielsku zobaczyłam dla
przykładu pojedyncze włoskie napisy, lecz zaznaczam, iż deweloperzy opublikowali
fragment wersji alfa (wczesna faza produkcji). W każdym razie, bawiłam się
bardzo dobrze. Stąd nie dziwi mnie, że Detective Gallo zdołał odnieść sukces
przy zbieraniu funduszy w ramach kampanii crowdfundingowej Eppela.
*gallo (j. włoski) - kogut
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
System komentarzy, tak jak cały blog, funkcjonuje na platformie Blogger, gdzie stosowane są zasady polityki prywatności Google.