wtorek, 6 grudnia 2016

"Kraina Lodu" - recenzja


Kreatywne podejście do klasycznej historii to chwalebny, aczkolwiek ryzykowny krok. Na szczęście Disney wyszedł obronną ręką z takiego eksperymentu, serwując wspaniałą wariację na temat „Królowej Śniegu” Hansa Christiana Andersena. Twórcy obrazu przedstawili zupełnie nową historię, a co najważniejsze, powstałej na bazie słynnego pierwowzoru opowieści nie brakuje baśniowego klimatu. Wyprodukowana przez amerykańską wytwórnię „Kraina Lodu” zasłużenie podbiła więc zarówno serca widzów, jak i krytyków.

W scenariuszu produkcji nie ma ani Gerdy, ani Kaja. Co prawda znalazło się miejsce dla Królowej Śniegu, lecz jest to zgoła odmienna postać od tej, jaką znamy z dzieła Andersena. Mianowicie fabuła produkcji przenosi nas do królestwa Arendelle, gdzie żyją sobie dwie księżniczki. Obie śliczne jak z obrazka, choć od jednej bije nieco chłodem – w przenośni i dosłownie. Elsa, starsza z sióstr, trzyma się wyraźnie na dystans, a to za sprawą mocy tworzenia śniegu i lodu, którą dysponuje od urodzenia. Rzecz jasna zachowaniem dziewczyny nie kieruje poczucie wyższości z racji posiadania magicznego talentu. Ona po prostu usiłuje ukryć swoje nadnaturalne zdolności, a ponadto boi się stracić nad nimi panowanie, przez co mogłaby kogoś nieumyślnie skrzywdzić.

Ben, wujek Petera „Spidermana” Parkera mawiał, że z wielką siłą wiąże się wielka odpowiedzialność. Owe słowa doskonale odzwierciedlają ciężar, jaki spada na barki księżniczki. W miarę upływu lat staje się coraz dotkliwszy, bowiem moce Elsy rosną wraz z wiekiem. Krytyczny moment nadchodzi w najmniej odpowiedniej chwili, a konkretnie w dniu koronacji starszej z dziewczyn. Tak się składa, że pomiędzy siostrami wybucha wtedy mająca bardzo przykre konsekwencje sprzeczka. Wymiana zdań doprowadza do eksplozji mocy Elsy, która na skutek tak dużego stresu całkowicie traci kontrolę nad swoim talentem. W efekcie zdenerwowana panna przemienia lato w zimę i w pośpiechu opuszcza królewski zamek. Śladami świeżo upieczonej królowej podąża zaś Anna, która czuje się odpowiedzialna za zaistniałą sytuację.

Przedstawiona w filmie historia angażuje widzów, a także kusi ich baśniową aurą już od pierwszych minut seansu, opowiadających o dzieciństwie najistotniejszych bohaterów. Obrazki z sympatycznymi brzdącami bynajmniej nie służą wyłącznie rozczulaniu odbiorców. To właśnie wtedy mają też miejsce kluczowe względem całości zdarzenia, które znakomicie uzupełniają się z dalszym przebiegiem fabuły, tłumacząc postępowanie owych postaci w przyszłości. W kolejnych partiach obrazu również nie uświadczymy zastojów, a wręcz przeciwnie – akcja nabiera jeszcze więcej rumieńców, zwłaszcza od momentu sprowadzenia zimy na Arendelle.

Jak przystało na pouczającą baśń, twórcy nie szczędzą nam wzruszeń, dotyczących nie tylko uczuć, które mogą połączyć zakochanych. Wielką rolę odgrywa także przyjaźń, a na przykładzie sióstr zilustrowano motyw miłości pomiędzy rodzeństwem. Co ciekawe, klasyczne porywy serca zostają tutaj poddane swoistej rewizji. Wystarczy wspomnieć samą przyczynę siostrzanej kłótni – Anna zgadza się poślubić niejakiego księcia Hansa po niecałym dniu znajomości i nie zyskuje aprobaty Elsy. Owszem, w produkcjach Disneya zdarzały się historie, gdzie bohaterowie nie zapałali do siebie uczuciem od pierwszego wejrzenia (np. „Piękna i Bestia”). Jednakże to w „Krainie Lodu” pewne postacie otwarcie kwestionują chęć spędzenia reszty życia z osobą, której nie zdążyło się dobrze poznać.

W królestwie Arendelle nie zabrakło też miejsca dla komediowych akcentów nawet wtedy, gdy gruby śnieg pokryje okolicę. Kiedy dla przykładu Anna zajrzy do leśnego sklepiku, uśmiechnięty ekspedient zareklamuje jej letni asortyment, który teoretycznie powinien mieć teraz największe wzięcie. Cóż, zima wyskoczyła znienacka, w mgnieniu oka przeganiając najcieplejszą porę roku. Nie dziwota więc, iż handlowiec robi dobrą minę do złej gry i próbuje wepchnąć zalegający towar pomimo marnych perspektyw na jego sprzedanie. Absolutną gwiazdą humorystycznej warstwy obrazu jest natomiast bałwanek Olaf, który ożywa dzięki magii Elsy. Można zaryzykować stwierdzenie, że to chodzący oksymoron. No bo jaki śniegowy bałwan marzyłby o lecie, skąpanej w słońcu plaży czy kolorowej łące? Tak na marginesie, muszę pochwalić Czesława Mozila, który w polskiej wersji kapitalnie dubbinguje przezabawnego Olafa.

Jedną z rzeczy, jakie przyczyniły się do artystycznego i komercyjnego sukcesu produkcji, jest bez wątpienia muzyka. Warto przy tym nadmienić, iż sam soundtrack osiągnął bardzo dobre wyniki sprzedaży (szczególnie w Stanach Zjednoczonych). Mało tego, włodarze Disneya postanowili wykorzystać szał na punkcie piosenek z „Krainy Lodu”, aby przedłużyć życie filmu w amerykańskich kinach. Tak oto pojawiły się swego czasu w USA specjalne seanse, gdzie partiom śpiewanym towarzyszyły napisy karaoke. Podobne pokazy zawitały też m.in. do Japonii, a seria konsolowych gier SingStar doczekała się edycji poświęconej Disneyowskiemu hitowi. Przyznam szczerze, że ogromne powodzenie ścieżki dźwiękowej w ogóle mnie nie zaskakuje. Muzyka, która obejmuje utwory instrumentalne i wokalne, wpisuje obraz w chwalebny poczet animacji odwołujących się do najlepszych musicalowych tradycji. Wpadające w ucho piosenki są ściśle zintegrowane z fabułą, a co za tym idzie – pasują do wydarzeń oraz charakteru postaci. Kiedy w dniu koronacji Elsy Anna śpiewa utwór „Pierwszy raz jak sięga pamięć”, w jej głosie łatwo wyczuć entuzjazm i radość. Co więcej, w pewnym momencie wokal młodszej dziewczyny zostaje zestawiony z mniej pogodną partią starszej siostry, dając ciekawy efekt kontrastu. Nie wypada mi ponadto pominąć nagrodzonego Oscarem i Grammy kawałka „Let It Go” („Mam tę moc” w polskiej wersji językowej), który doskonale obrazuje drogę Elsy ku akceptacji swojej magicznej odmienności.

„Krainę Lodu” nie tylko wybornie się słucha, ale i z niezakłamaną przyjemnością ogląda. Trójwymiarowa animacja z pewnością przypadnie do gustu miłośnikom zimy, która prezentuje się tu wprost wybornie, podobnie zresztą jak pozostałe elementy warstwy wizualnej. Twórcy z pietyzmem podeszli do swojego dzieła, fundując przepiękne ujęcia ośnieżonych gór, wyczarowanego przez Elsę pałacu czy wierzbowego lasu, gdzie oblodzone gałęzie przywodzą nieco na myśl choinkowe ozdoby. Potrafiłabym w nieskończoność wymieniać przykłady widoków, które mnie oczarowały. Ba, produkcja podbiła moje serce w całej swej okazałości. Widziałam ją już kilkakrotnie i jeszcze niejeden raz to uczynię, a czasami łapię się na tym, że nucę pod nosem „Ulepimy dziś bałwana” bądź inną piosenkę z filmu. „Królu Lwie”, „Mała Syrenko” oraz pozostałe klasyki Disneya – nic nie straciliście ze swojej wspaniałości, lecz wasze szacowne grono powiększyło się o kolejną perłę, jaką bezsprzecznie jest historia dwóch sióstr z królestwa Arendelle.



--------------------------------------------------
Tytuł polski: Kraina Lodu
Tytuł oryginalny: Frozen
Reżyseria: Chris Buck, Jennifer Lee
Scenariusz: Jennifer Lee
Gatunek: animacja, musical, fantasy, baśń, przygodowy, familijny
Produkcja: USA
Rok produkcji: 2013
Czas trwania: 97 minut

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

System komentarzy, tak jak cały blog, funkcjonuje na platformie Blogger, gdzie stosowane są zasady polityki prywatności Google.