niedziela, 19 czerwca 2022

Szmaragdowa Dama: Symfonia Snów (PC) - recenzja

 

Bywa, że ludzkie życie z rozmaitych powodów zawiera tzw. puste karty. Ci zaś, którzy posiadają luki w życiorysie, różnie ustosunkowują się do tego rodzaju braków. Jedni wolą nie zaprzątać sobie takimi rzeczami myśli i w zamian koncentrują się na teraźniejszości, podczas gdy inni nie omieszkują skorzystać z okazji, jeśli dostaną szansę na wyjaśnienie dręczących ich kwestii. Główna bohaterka casualowej gry Szmaragdowa Dama: Symfonia Snów należy do tej drugiej, bardziej dociekliwej grupy, a klucza do własnej przeszłości przyjdzie jej szukać głęboko pod wodą.

 

Produkcja ta reprezentuje popularny wśród fanów niedzielnego grania gatunek HOPA, a za jej opracowaniem stoi Gogii Games. Swego czasu ów tytuł trafił pod wydawnicze skrzydła Artifex Mundi, które posiada też w portfolio autorskie propozycje z owej kategorii, na czele z wyśmienitym cyklem Enigmatis. Przyznam, że przez pewien okres niemal połykałam takie gry, a wspomniane przed chwilą Enigmatis zaliczam do grona moich ulubionych serii i wciąż myślę o tym cyklu z ogromną sympatią oraz sentymentem. Potem jednak przyszła pora na odpoczynek od intensywnego „hopkowania”, lecz od czasu do czasu wciąż wracam do zabawy opartej na miksie point and clicka z hidden object. I tak oto padło teraz na Szmaragdową Damę: Symfonię Snów (The Emerald Maiden: Symphony of Dreams).

 


Podwodny klucz do przeszłości

 

Jeśli chodzi o zasygnalizowany we wstępie problem grywalnej bohaterki, ta młoda kobieta została podrzucona pod dom dziecka, będąc jeszcze niemowlakiem. Stąd od lat w jej głowie kłębią się rozterki na temat swojej metryki. Pewnego dnia pojawia się jednak światełko w tunelu pod postacią enigmatycznego zaproszenia do podwodnego kompleksu o nazwie Szmaragdowa Dama. Skryty w głębinach oceanu obiekt wybudowany został przez tajemniczą Korporację Snów, która to skonstruowała też maszynę pozwalającą klientom dosłownie przenieść się do świata marzeń sennych, przy jednoczesnym zachowaniu świadomości. Co ciekawe, protagonistka zastaje ową placówkę dziwnie opustoszałą, a kolejne elementy układanki, wespół z pojedynczymi postaciami, na jakie się tam natknie, nie tylko podrzucą dalsze znaki zapytania, lecz także postawią w obliczu niebezpieczeństwa, którego korzenie sięgają starożytności.

 

Przedstawiona tu historia od początku przemyca nutkę tajemnicy, napomykając o ogólnej sytuacji bohaterki w kontekście jej pochodzenia i czym prędzej przenosząc kobietę do tytułowej Szmaragdowej Damy. Wprawdzie scenariusz gry nie eksploruje nazbyt dogłębnie poszczególnych wątków, lecz został odpowiednio rozpisany pod kątem narracyjnych wymagań dla casualowych produkcji. W efekcie chętnie podążałam wraz z protagonistką tropem okolicznych sekretów. Podobały mi się zwłaszcza kwestie dotyczące swoistej genezy maszyny snów, obejmujące naukową wyprawę w głąb amazońskich lasów, spotkanie z tamtejszą ludnością, a także mariaż starożytnej technologii, magii i XX-wiecznej nauki. Warto ponadto wiedzieć, że po zaliczeniu podstawowej przygody odblokowywany jest dodatkowy rozdział, który stanowi bezpośrednią kontynuację „podstawki” i dorzuca swoje trzy grosze do uchylonej wtedy furtki. Niemniej ociupinkę szkoda, iż końcowa cutscenka w tym bonusie zapowiada ewentualny ciąg dalszy, a sequela dotąd nie widać.

 


Gatunkowy kanon zachowany

 

Mechanika nie zaskoczy graczy, którzy są z pozycjami HOPA za pan brat. Dostajemy zatem nieskomplikowany miks point and clicka i scen hidden object, a tak przyrządzona mieszanka potrafi przytrzymać przy monitorze. Kręcąc się po lokacjach, zbierzemy rozmaite przedmioty, których trzeba będzie potem użyć niczym w klasycznej przygodówce. Do tego mamy takie minigierki jak np. obracanie posągów wg opisu, zagranie na fortepianie kilku dźwięków w oparciu o symbole czy łączenie par kolorowych kwadratów. Natomiast wstawki, które polegają na wypatrywaniu serii fantów na planszy, można podzielić na dwie kategorie. Jedna to sceny z wykazem kilkunastu nazw przedmiotów, a druga to listy konturów, przy czym szukanie ukrytych obiektów na bazie kształtów wymaga następnie umieszczenia ich na tym samym ekranie, tyle że we właściwych miejscach. I choć nie uświadczymy alternatywnej minigierki, którą można by zastąpić sekwencje HO, w recenzowanym tytule wcale mi to nie przeszkadzało. Oprócz tego, miłym akcentem okazał się pocieszny, latający robocik Atom, który ma swoją ikonkę w prawym dolnym rogu interfejsu użytkownika i przydaje się do otwierania specjalnie oznaczonych zamków.

 

Estetyka à la Bioshock z dodatkowymi niuansami

 

O ile animacje, z otwieraniem ust na czele, wypadają generalnie słabo, tak lokacje są miłym i klimatycznym kąskiem dla oka. Co istotne, wizyta w podwodnej placówce przywodzi na myśl scenerie z Bioshocka, czyli kultowej serii gier FPS. We wnętrzach Szmaragdowej Damy odzywają się więc echa architektury z pierwszej połowy minionego wieku. Lokalizacja kompleksu pociąga też za sobą wzbogacenie kolorystyki morskimi odcieniami. A skoro o urozmaiceniach mowa, nie wypada mi pominąć takich, które są nimi zarówno pod względem wizualnym, jak i stricte narracyjnym. Otóż koncepcja maszyny snów pozwoliła twórcom przenieść graczy do jeszcze innych miejsc niż podwodny budynek, w tym przykładowo do amazońskiej wioski czy zimowej chaty. Owe lokacje bynajmniej nie są wyrwane z kontekstu, lecz posiadają ważne znaczenie fabularne. A co z udźwiękowieniem? Z grubsza ok. Angielski voice acting nie przysparza powodów do narzekań, podczas gdy muzyce nieźle idzie delikatne podkreślanie atmosfery. Przyczepiłabym się troszkę jedynie do rytualnych bębnów, które mimo że w Amazonii spisują się wręcz idealnie, to zwyczajnie nie pasują do pierwszych chwil w świadomym śnie o przystrojonym śniegiem domku.

 


Solidna rzecz

 

Szmaragdowa Dama: Symfonia Snów to sprawnie zaprojektowana przedstawicielka HOPEK, która umie sprawić frajdę zwolennikom takiej zabawy, oferując całkiem interesującą historię, wciągającą i zarazem odprężającą rozgrywkę, a także ładne i nastrojowe lokacje. Chociaż rewolucji brak, gra potwierdziła swoim przywiązaniem do gatunkowych prawideł, iż taka wierność nie przekreśla szans na przyjemną sesję przy komputerze, jak zresztą sporo innych jej krewniaczek. Wprawdzie sama nie będę o tej produkcji zbyt długo pamiętać, ale na pewno nie żałuję czasu, który poświęciłam na ukończenie całości (w moim przypadku wynoszącego około 4 godzin, z uwzględnieniem bonusowego rozdziału).

 

26 komentarzy:

  1. Fabuła ciekawa, grafika ładna, ale nie przepadam za grami, gdzie szuka się przedmiotów, nie jestem spostrzegawcza😉

    OdpowiedzUsuń
  2. Ładnie się prezentuje. Ja jednak nie przepadam za szukaniem przedmiotów

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja z kolei lubię takie gry, ale właśnie w takiej formie jak ten konkretny tytuł, czyli połączenie ukrytych obiektów z prostym point and clickiem :)

      Usuń
  3. Podoba mi się. Chętnie poświęciłabym jej trochę czasu, lubię takie :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Też mi się Julito spodobała. Naprawdę, bardzo ciekawa :-) .

    OdpowiedzUsuń
  5. Całkiem przyjemna gra. A grafika to już wyjątkowo mi się spodobała. :)

    :) Serial i ja kiedyś nadrobię. Jak będzie miał pewnie już z 20 lat, ale nic straconego jak mawiają niektórzy.

    Pozdrawiam!
    https://mozaikarzeczywistosci.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja zamierzam wyrobić się z obejrzeniem tego serialu nieco wcześniej niż za kilkanaście lat :D Również pozdrawiam

      Usuń
  6. Trzeba przyznać,że bardzo przyjemna dla oka grafika.fabuls też wydaje się ciekawa ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Fabuła wydaje się całkiem interesująca, ciekawi mnie ta cała tajemnica, plus hopka to ładne widoczki wiadomo ^^.

    OdpowiedzUsuń
  8. podoba mi się:) piękna grafika

    OdpowiedzUsuń
  9. Bardzo mi się podoba. Jest jednocześnie egzotyczna i swojska. Mam dobre przeczucia

    OdpowiedzUsuń
  10. Zdecydowanie muszę przyznać, że zarówno i fabularnie jak i graficznie ta pozycja prezentuje się naprawdę dobrze- chętnie by w tę grę zagrała :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, że będziesz zadowolona, jeśli dasz kiedyś szansę temu tytułowi :)

      Usuń
  11. Wygląda na ciekawą, aż chciałoby się zagrać ;)

    OdpowiedzUsuń
  12. Jeśli nie żałujesz czasu poświęconego dla jakiejś produkcji, to warto zagrać. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie jest to czołówka, ale solidna pozycja i w sam raz w ramach relaksu. :)

      Usuń
  13. Też od razu o bioshoku pomyślałem

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Swoją drogą, Bioshockowe klimaty odzywają się też w innej grze HOPA, którą kiedyś przeszłam - w Abyss: The Wraiths of Eden. :)

      Usuń

System komentarzy, tak jak cały blog, funkcjonuje na platformie Blogger, gdzie stosowane są zasady polityki prywatności Google.