Przy
przechodzeniu pierwszego epizodu The Lion’s Song zachwyciłam się tym, że skromności
towarzyszyła tutaj ze wszech miar wartościowa treść. Teraz zaś, kiedy mam już
kolejny odcinek za sobą, z ogromną przyjemnością oświadczam, że ta cenna
perełka nabrała jeszcze bardziej satysfakcjonującego kształtu, a jednocześnie
zachowała wierność obranej formule. Chapeau bas!
Anthology,
bo taki podtytuł nosi recenzowana przeze mnie pozycja, to drugi rozdział
epizodycznej serii The Lion’s Song, autorstwa niezależnego studia Mi’Pu’Mi
Games. Poszczególne części pozwalają graczom odwiedzić Austrię z początku XX
wieku, przybliżając perypetie osób, które posiadają nieprzeciętny talent w
pewnych dziedzinach, acz zarazem zmagają się z problemami na gruncie
kreatywności. Pierwszy odcinek (Silence) zaprezentował odbiorcom postać
studentki muzyki Wilmy Dörfl, natomiast fabuła drugiego skupia się na malarzu o
imieniu Franz, który pragnie zyskać uznanie wśród wiedeńskich elit.
Franz
Markert, podobnie jak Wilma, znajduje się akurat w kluczowym momencie kariery. Podczas
gdy kobieta musiała skomponować arcydzieło na potrzeby przełomowego koncertu, mężczyzna
maluje obrazy, których przyjęcie zadecyduje o sukcesie w środowisku wyższych
sfer i generalnie szerszym zaistnieniu w sztuce. Owszem, umiejętności młodych
ludzi zostały zauważone, lecz nadciąga próba definitywnego potwierdzenia
nietuzinkowych zdolności, a tym samym konieczność wydobycia z siebie tego, co
najlepsze. Oboje szukają też inspiracji, choć każde w inny sposób. By walczyć z
blokadą twórczą, dziewczyna udała się do samotnej górskiej chaty – miejsca,
sprzyjającego izolacji oraz wyciszeniu. Dla odmiany lekarstwem na rozwiązanie
rozterek Franza wydaje się tzw. wyjście do prawdziwego świata, co w historii
artysty zaowocuje liczniejszymi kontaktami towarzyskimi.
Layers of
personality
Co
takiego wyjątkowego wyróżnia chłopaka na tle kolegów po fachu? Otóż młodzian
odznacza się niezwykłym talentem obserwacji, umożliwiającym dosłowne zobaczenie
warstw, z jakich składają się inni ludzie, a konkretnie ich osobowość. Tak
wychwycone emocje, wady i zalety, które cechują danego człowieka, wykorzystuje
przy malowaniu obrazów. Niestety, w pracach Franza ciągle brakuje czegoś, co
uczyniłoby je perfekcyjnymi dziełami. Stąd właśnie wyniknie konieczność
szukania weny i doświadczenia na mieście, ale nie tylko. Dla pana Markerta
będzie to również swoista podróż w głąb siebie, by uporać się z wewnętrznymi
problemami. Portretując, popada bowiem później w dziwne zamroczenie, a
następnie w przygnębienie. Taki stan rzeczy wiąże się zresztą z faktem, iż swoich
własnych warstw nie potrafi z kolei dostrzec wcale.
Chociaż
drugi odcinek The Lion’s Song zawiera istotne odniesienia do pierwszego i
padnie w nim nazwisko Wilmy, z powodzeniem broni się jako samodzielny utwór.
Przede wszystkim jednak nie zatracił intymnego charakteru poprzednika, mimo że
tym razem nie tkwimy przez większość czasu w jednym miejscu. Wprawdzie silnie
wyeksponowany wątek analizy psychologicznej nie obejmuje wyłącznie głównego
bohatera, lecz to na nim skupia się cała fabuła, na czele z wymienionym przed
chwilą motywem. Twórcy ponownie opowiadają skromną de facto historię o
poszukiwaniu siebie, która przemówi do wrażliwych odbiorców, unikając przy tym
zbędnego zadęcia. Scenariusz uwzględnia po prostu szersze grono osób w
otoczeniu naszego protagonisty, włącznie z autentycznymi postaciami malarza Gustava
Klimta oraz Sigmunda Freuda – lekarza neurologa i ojca psychoanalizy.
Miasto z retro urokiem
Co
ważne, fabularna konstrukcja Anthology wpłynęła nieco na mechanikę, gdyż epizod
ten jest w pewnym stopniu bardziej rozbudowany niż debiutancki rozdział. Trochę
dłużej zajęło mi też jednokrotne ukończenie owego odcinka, bo ponad godzinę
(gdzieś tak koło 80 minut przy niespiesznym tempie zaliczania produkcji, z
równoczesnym robieniem paru krótkich notatek do niniejszej recenzji). Gwoli
ścisłości, to nadal narracyjna gra przygodowa tudzież interaktywna opowieść, a bezsprzeczny
prym wiodą na niwie gameplayu dialogi z napotkanymi postaciami oraz monologi
Franza. Niemniej z logicznych powodów deweloperzy przyszykowali więcej plansz,
co przełożyło się na zaimplementowanie mapki Wiednia, pokazującej aktualnie
dostępne lokacje. Oczywiście nie nawędrujemy się po nie wiadomo ilu zakątkach,
ale zdołano wykreować wrażenie życia w mieście. Poza tym, system wyborów, który
już poprzednio został płynnie zintegrowany z fabułą, nabrał według mnie jeszcze
lepszej formy, dodatnio przyczyniając się do uczucia nieliniowości. Należy przy
okazji zaznaczyć, że podejmujemy decyzje dotyczące zarówno tej konkretnej
części, jak i innych odcinków.
Z
uwagi na epizodyczną strukturę gry, naturalną kolej rzeczy stanowi zachowanie tej
samej stylistyki audiowizualnej. Od strony graficznej autorzy serwują nam zatem
skąpany w estetycznej sepii pixel art, któremu nie można odmówić klimatu ani
starannego wykonania. Niekiedy w oczy rzucają się dodatkowo warstwy, jakie
dostrzega młody Markert. Mogą to być jedynie kontury albo i wypełnione kolorem
kształty, przedstawiające mniej bądź bardziej ludzkie sylwetki. Co do
udźwiękowienia, wraz z Anthology twórcy znowu udowadniają, że The Lion’s Song
nie potrzebuje voice actingu do utrzymania swojej siły oddziaływania.
Nieobecność dubbingu wpisuje się w oszczędną konwencję marki, która w zamian raczy
graczy choćby okazjonalnym akcentowaniem wybranych słów w napisach (czcionka
zaczyna wówczas drgać). Za sprawą takiego zabiegu wiemy, kiedy ktoś dla
przykładu specjalnie położy nacisk na część swojej wypowiedzi – niby mała
rzecz, a cieszy. Oprócz tego, nie zapomniano o odgłosach w rodzaju pukania do
drzwi, oklasków czy bliżej nieokreślonego gwaru, jaki pobrzmiewa w tle na dość
zatłoczonym targu. I wreszcie nienachalna, nastrojowa muzyka, która, wzorem
pierwszej odsłony, odzywa się, gdy trzeba.
Brawo!
Nie
ukrywam, że ekipa z Mi’Pu’Ni Games powtórnie mnie oczarowała swoim niebanalnym
i podlanym artystycznym sznytem The Lion’s Song. Jak napisałam wcześniej,
Anthology broni się nie tylko w roli elementu większej układanki, ale i oddzielnego
projektu. Dlatego gorąco zachęcam, aby odwiedzić wirtualną Austrię z dawnych lat,
dając szansę drugiemu odcinkowi niezależnej produkcji (pierwszemu także, jeśli
dotąd go nie sprawdziliście). Historia Franza Markerta kreatywnie kroczy drogą
wytyczoną przez początkowy epizod, co każe wierzyć, że dalej będzie
przynajmniej równie dobrze. Mówiąc krótko, świetna rzecz dla wielbicieli
kameralnych tytułów z duszą. Tak więc polecam i z niecierpliwością czekam na
następne dwa rozdziały, poświęcone odpowiednio matematyczce w męskim świecie
nauki oraz wielkiemu finałowi, który ostatecznie rozstrzygnie o losach wszystkich
grywalnych bohaterów.
---------------------------------------------------
Za udostępnienie
egzemplarza do recenzji dziękuję firmie ICO Partners.
---------------------------------------------------
Przydatne linki:
1. Season Pass,
który zapewnia dostęp do wszystkich epizodów (kolejne zaplanowano na 2017 rok),
można nabyć za pośrednictwem Steama, a zrobicie to pod tym adresem.
2. Pod tym linkiem znajdziecie opcję oddzielnego zakupu Anthology (II epizod).
3. Steamowa karta
produktu dla I odcinka.
4. Recenzja pierwszego epizodu mojego autorstwa, którą opublikowałam na blogu w
sierpniu 2016 r.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
System komentarzy, tak jak cały blog, funkcjonuje na platformie Blogger, gdzie stosowane są zasady polityki prywatności Google.