Choć w filmie
„Jak ukraść Księżyc” pierwsze skrzypce grał ambitny kryminalista Gru, wyścig o
serca widzów wygrały jego urocze sługusy Minionki. Oczywiście nic nie ujmuję
głównym bohaterom owej bajki i nie wątpię, że oni także zdobyli wielu
sympatyków. Sama zresztą polubiłam łysego przestępcę oraz trzy urocze
dziewczynki, za sprawą których Gru musiał niespodziewanie zmierzyć się z
ojcostwem. Prawdziwy szał wywołały jednak żółte stworzonka, porozumiewające się
specyficznym i zarazem zabawnym językiem. Dlatego w drugiej części serii
zwiększono im czas antenowy, a w następnej kolejności nakręcono „Minionki”.
Tytuł tejże animacji trafnie wskazuje, kto tam jest najważniejszy.
Wprawdzie
omawiana dziś produkcja powstała jako trzecia, pod względem fabularnej
chronologii mamy tu do czynienia z prequelem poprzednich, pełnometrażowych
odsłon cyklu. Obraz już poprzez czołówkę pokazuje, że żółte maleństwa od
początków swego istnienia ciągnęły ku służbie u czarnych charakterów. W tle
otwierających film napisów leci bowiem dwuwymiarowa animacja, w której to
Minionki, jako pierwotne organizmy wodne, zaczęły garnąć się do większych i
złowrogich istot. Tę poniekąd kronikarską koncepcję twórcy kontynuują też w
pierwszych minutach właściwej akcji, kiedy pałeczkę przejmuje komputerowa
animacja 3D. Wesoła gromadka wyewoluowała i zeszła na ląd jeszcze w czasach
prehistorycznych, nie porzucając rzecz jasna swoich towarzyskich zwyczajów.
Stąd nie zabraknie ich pobliżu tyranozaura, a potem m.in. w starożytnym Egipcie
czy na zamku Draculi. Jak łatwo zgadnąć, nie uświadczymy wtedy nudnego
historycznego wykładu, lecz całą paradę humorystycznych scenek.
Co
najistotniejsze, wyżej wspomniane sekwencje rzeczywiście śmieszą, a w zasadzie
można nawet powiedzieć, że stanowią najzabawniejszą część seansu. Bynajmniej
nie znaczy to, że w dalszych fragmentach obrazu gagów będzie jak na lekarstwo.
Bo „Minionki” są stuprocentową komedią, w której znajdą coś dla siebie nie tylko
młodsi, ale i starsi odbiorcy. Tytułowych protagonistów tradycyjnie nie da się
nie lubić, mimo ich skłonności do psot oraz ciągot ku wszelkiej maści
nikczemnikom. Wraz z bohaterami większość czasu spędzimy w latach
sześćdziesiątych minionego stulecia, gdzie ulokowano główny wątek, oscylujący
wokół mistrzyni zbrodni Scarlett O’Haracz. Tak się akurat składa, że zbyt
długie bezpańskie życie wpędziło pocieszne istotki w stany depresyjne. Jako że
wielka rozpacz stawia pod znakiem zapytania ich egzystencję, trzech śmiałków w
składzie Kevin, Stuart i Bob wyrusza na poszukiwanie sensu życia Minionków,
czyli odpowiednio złego pryncypała. W ten sposób docierają do Stanów
Zjednoczonych i trafiają na Scarlett, zyskując zainteresowanie kobiety. Nowa
pani wyśle zaś grupkę na misję do Anglii, acz – jak to w przypadku żółtych
stworków bywa – nie obędzie się bez komplikacji, nierzadko o komicznym
wydźwięku.
Na
koniec wypadałoby odpowiedzieć na pytanie, jak oceniam „Minionki” w kontekście
dwóch pierwszych filmów. Cóż, pomimo pozytywnych wrażeń z seansu oraz mojej
sympatii do rozbrajających maluchów, przyznaję, iż w ogólnym rozrachunku ta
część wypada nieco słabiej od poprzedników (tak na marginesie, najbardziej
lubię drugą odsłonę pt. „Minionki rozrabiają”). Tym razem kilkakrotnie nie
mogłam odeprzeć od siebie uczucia, że główną oś fabularną doprawiono po prostu
zestawem różnych skeczy. W związku z powyższym, wcześniejsze produkcje wypadają
według mnie ciekawiej i bardziej spójnie od strony scenariusza. Niemniej i tak
otrzymujemy kawał przyzwoitej rozrywki, która potrafi dostarczyć solidnej dawki
humoru.
-------------------------------------------------------------------
Tytuł
polski: Minionki
Tytuł
oryginalny: Minions
Reżyseria:
Pierre Coffin, Kyle Balda
Scenariusz:
Brian Lynch
Gatunek:
animacja, familijny, komedia
Produkcja:
USA
Rok
produkcji: 2015
Czas
trwania: 87 minut
Ciekawi mnie jak wypadnie film Minionki: Wejście Gru
OdpowiedzUsuń