Artifex Mundi
niewątpliwie wyrobiło sobie silną pozycję na rynku gier spod znaku HOPA. I to
nie tylko na naszym rodzimym poletku, lecz również na ogólnoświatową skalę. Co
więcej, polska firma szczyci się zarówno produkcją własnych reprezentantów tego
gatunku, jak i wydawaniem tytułów autorstwa innych zespołów deweloperskich.
Jednym z takich zewnętrznych projektów jest casualowy kryminał w
świąteczno-zimowej oprawie od studia One More Level. A jego tytuł to Sekrety
Zbrodni: Szkarłatna Lilia (Crime Secrets: Crimson Lily w angielskiej wersji
językowej).
Ludzie
zazwyczaj myślą o urlopie w kategoriach wakacyjnego okresu i gorących
temperatur, które skłaniają do wylegiwania się na plaży czy innych, typowo
letnich rozrywek. Jednakże to raczej odruchowe, pierwsze skojarzenie, bo
wyjazdy wypoczynkowe bynajmniej na tym się nie kończą. Niektórzy wyruszają
bowiem w podróż zimą, podczas świątecznego sezonu. Tak też dla przykładu czyni
główna bohaterka recenzowanej przeze mnie produkcji. Kobieta na co dzień
pracuje jako prywatny detektyw i pragnie po prostu odpocząć od wielkomiejskiego
zgiełku oraz łapania przestępców. Dlatego decyduje się na pobyt w zimowym
kurorcie, licząc, że zazna tam wymarzonego relaksu. Niestety, spotykają ją
niemiłe niespodzianki – wpierw samochodowa stłuczka w drodze do hotelu, a
wkrótce potem nieboszczyk, który złowieszczo tkwi przed bramą placówki.
Wystarczą pobieżne oględziny denata, by zrozumieć, iż śmierć nie nastąpiła z
przyczyn naturalnych.
Morderczo
pracowite wakacje
Jak
łatwo przewidzieć, nasza heroina nie zadowoli się odwaleniem fuszerki ani tym
bardziej całkowitym zlekceważeniem zaistniałej sytuacji. Cóż, prawdziwy urlop
musi zatem trochę poczekać, a teraz pora zakasać rękawy i pójść za głosem
detektywistycznego instynktu, zamiast lepić bałwana bądź śpiewać kolędy przy sutym
posiłku. Wiedziona poczuciem obowiązku, kobieta przystępuje do drobiazgowego
dochodzenia, wykorzystując w tym celu swoje talenty śledcze. Na niewieście
barki spada sporo roboty, zwłaszcza że grasujący po okolicy morderca zadba o
to, aby jeszcze bardziej odciąć kurort od reszty świata. Na dodatek, nawet
zimnisko na dworze nie tłumaczy tak silnie zamrożonych zwłok, przy których
pozostawiono papierową lilię. Tajemnicze origami jasno zaś sugeruje, że rozpoczęła
się swoista zabawa w kotka i myszkę.
Zbrodniarz
najwyraźniej ma na pieńku z pewnymi osobami, w związku z czym nie zamierza
grzecznie odejść, zamykając licznik zgonów na zaledwie jednym nieszczęśniku.
Dla pani detektyw stanowi to niebezpieczny wyścig z czasem, a także grę o
własne życie – wszak zabójcy nie lubią, jak ktoś im zbytnio depcze po piętach.
Co natomiast otrzymają odbiorcy, zapuszczając się w rejony pechowego ośrodka? Umiejętnie
skonstruowany, choć nie pozbawiony kilku fabularnych klisz scenariusz, który
powinien zyskać przychylność fanów kryminalnych intryg. Sama w każdym razie nie
narzekam – dostałam tak lubianą przeze mnie odizolowaną arenę zdarzeń oraz
niewielkie grono potencjalnych ofiar i podejrzanych. Do tego doliczyć trzeba przykry
incydent z przeszłości, wraz z innymi sprawami, którymi nikt publicznie się nie
chwali.
Niedzielne
śledztwo
Mechanika
Sekretów Zbrodni nie wyłamuje się tendencjom, jakie cechują produkcyjno-wydawnicze
portfolio Artifex Mundi. To stuprocentowa HOPKA, gdzie ukryte obiekty bratają
się z klasyczną przygodówką, jednocześnie przyznając jej wyższość. Tak więc dominującym
aspektem zabawy są partie, w których gra robi ukłon w stronę wielbicieli point
and clicków. Na ten aspekt gameplayu składają się rozmowy z napotkanymi
postaciami, zadania inwentarzowe oraz łamigłówki, w tym przykładowo różne
przesuwanki, mieszanie składników chemicznych według receptury czy oparte na
matematyce rozstawianie bezpieczników. Szczególnie ucieszyła mnie obecność
rozwiązania, które co prawda pojawiło się nieco wcześniej w artifexowym Grim
Legends 3, ale jeszcze bardziej przybliża produkcję ku pełnokrwistym
przygodówkowm. Mianowicie myślę tu o manipulowaniu i łączeniu przedmiotów
wewnątrz ekwipunku.
Jeśli
chodzi o elementy hidden object, deweloperzy przyszykowali dla graczy klasyczne
i fragmentaryczne sceny HO. Pierwsze to tradycyjne wypatrywanie rozmaitych
gratów na bazie spisu pożądanych rzeczy, a w drugich kluczem do sukcesu jest
szukanie części, potrzebnych do złożenia większego rekwizytu. Co istotne, w obu
przypadkach wprowadzono możliwość zastąpienia takich plansz partyjką Mahjonga.
Oprócz tego, twórcy fundują swego rodzaju odwrotność standardowych scen HO,
która znalazła pomysłowe zastosowanie w trybie detektywa, znanym z serii 9
Clues (9 Poszlak). Zrealizowano go w formie trójetapowych zadań,
rozpoczynających się ową wariacją na temat ukrytych obiektów. W dolnej części
ekranu mamy wykaz z zamazanymi pozycjami, a ich nazwy odsłaniamy poprzez latanie
z kursorem po lokacji w poszukiwaniu dowodów. Następnie czeka nas układanie
poszlak w odpowiedniej kolejności, by w końcowym etapie móc obejrzeć filmik z
rekonstrukcją przypuszczalnego przebiegu wydarzeń.
Christmas Crime
Wirtualnemu
dochodzeniu towarzyszy stosowne do charakteru opowieści udźwiękowienie,
włącznie z odgłosami otoczenia. Muzyka niesie ze sobą powiew tajemniczości bez
względu na to, czy dana melodia podkreślić ma większe napięcie, czy pałeczkę
przejmuje akurat spokojniejsza nuta. Angielski voice acting nie przysparza
powodów do narzekań, a sylwetki postaci, które przemawiają poszczególnymi
głosami, w sumie też nie, póki nie zaczniemy rozkładać na czynniki pierwsze ich
animacji (niekiedy wkrada się tutaj zbytnia oszczędność). W niektórych
przerywnikach filmowych przydałaby się również troszkę lepsza jakość obrazu, lecz
to w zasadzie tyle, bo generalnie warstwa graficzna zasługuje na pozytywną
ocenę. Zwiedzane lokacje, wespół z planszami HO, dopracowano pod kątem detali
oraz wyrazistej i bogatej gamy kolorów. Najbardziej spodobało mi się wizualne
ujęcie kryminału w świątecznym klimacie. Za przykład niech posłuży scena, w
której natykamy się na trupa przed hotelową bramą. W połączeniu z
bożonarodzeniowymi dekoracjami, naszym oczom ukazuje się dość upiorny widok.
Poza tym, nie zabraknie jednoznacznie świątecznych scenerii, które nie
zawierają zbrodniczych akcentów. Dla mnie to także plus, ciekawie kontrastujący
z wątkiem kryminalnym.
Sekrety
Zbrodni: Szkarłatna Lilia to krótka, bo około trzygodzinna rozrywka. Niemniej
czas ten w ogólnym rozrachunku nie pozostawił mnie z uczuciem niedosytu, a i
cała produkcja okazała się przyjemnym doświadczeniem. Mimo że w obrębie
mechanizmów rozgrywki nie ujrzałam totalnie nowych pomysłów, równocześnie
trafiły się wśród nich takie, które nie występują w co drugiej pozycji z
gatunku Hidden Object Puzzle Adventure (vide łączenie przedmiotów w schowku
oraz tryb detektywa). Wprawdzie pogoń za mordercą na mrozie nie przebiła moich
ulubionych casualowych serii – Enigmatis i Grim Legends, ale nie zmienia to
faktu, że bawiłam się dobrze. Podsumowując, rzecz warta ogrania, jeśli
poszukujecie czegoś wciągającego, acz zarazem nieskomplikowanego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
System komentarzy, tak jak cały blog, funkcjonuje na platformie Blogger, gdzie stosowane są zasady polityki prywatności Google.